Zakończenie serii na które w duchu niecierpliwie czekałam... a trwało to prawie 5 lat nim Belle Aurora dokończy historię Twich'a i Alexy. Przed premierą "Raw: Rebirth" odświeżyłam sobie pamięć i przeczytałam ponownie "Raw" i "Dirty". Z czasem moje preferencje uległy zmianie i to też miało swoje odzwierciedlenie w odbiorze. "Raw" było rozczarowaniem w postaci Alexy, które nie mogłam strawić. "Dirty" było tak samo dobre jak za pierwszym razem. "Raw: Rebirth" okazała się dla mnie już jednak trochę zbyt dużą dawką Alexy i szczerze jej niecierpiałam. Belle nie zawiodła pod względem fabuły. Twich był ten sam, choć trochę odmieniony w dobrą stronę, było dość ciekawie, ale było też sporo lania wody, dużo przesadnych pieszczotliwych zwrotów (zwłaszcza u Lexi) no i Aurora zrobiła to co w serii "Friend-Zone" czyli dobrała praktycznie wszystkich bohaterów w pary. Nienawidzę czegoś takiego. Za dużo Królów i Królowych... Z jednej strony doceniam ją za to, że nie poskładała tego byle jak, ale z drugiej... już mi się czytać nie chciało jednego i tego samego a Lexi... no po prostu nie lubie baby i już. Czekam na coś nowego od Belle, bo napewno przeczytam, ale już się na cuda nie nastawiam.

Zakończenie serii na które w duchu niecierpliwie czekałam... a trwało to prawie 5 lat nim Belle Aurora dokończy historię Twich'a i Alexy. Przed premierą "Raw: Rebirth" odświeżyłam sobie pamięć i przeczytałam ponownie "Raw" i "Dirty". Z czasem moje preferencje uległy zmianie i to też miało swoje odzwierciedlenie w odbiorze. "Raw" było rozczarowaniem w postaci Alexy, które...