Orland szalony

Okładka książki Orland szalony Ludovico Ariosto
Okładka książki Orland szalony
Ludovico Ariosto Wydawnictwo: Wolne Lektury Seria: Wolne Lektury literatura piękna
963 str. 16 godz. 3 min.
Kategoria:
literatura piękna
Seria:
Wolne Lektury
Tytuł oryginału:
Orlando furioso
Wydawnictwo:
Wolne Lektury
Data wydania:
1905-01-01
Data 1. wyd. pol.:
1905-01-01
Liczba stron:
963
Czas czytania
16 godz. 3 min.
Język:
polski
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Tagi:
rycerze
Średnia ocen

6,3 6,3 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,3 / 10
3 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
64
35

Na półkach:

W późnym średniowieczu poematy pisane o paladynach Karola Wielkiego, a w szczególności o hrabim Rolandzie (czy Orlandzie),należały w Europie do najbardziej lubianych i najbardziej fantazyjnych rozrywek literackich. Jedynie opowieści o dworze arturiańskim rywalizowały z nimi pod względem popularności, różnorodności czy ekstrawagancji. Choć trudno byłoby się tego domyślić, gdyby się znało tylko XI wieczną "Pieśń o Rolandzie" - poemat z którego wywodzi się cały cykl karoliński, ponieważ w przeciwieństwie do najwcześniejszych baśni arturiańskich był to dość prosty epizod, którego atmosfera surowego realizmu wojennego została złagodzona tylko w kilku miejscach przez niewiarygodny szczegół lub dwa. Ale kiedy temat karoliński został określony, kolejne wariacje które z niego wynikały, coraz bardziej oddalały się od prostoty oryginalnej opowieści i zawierały coraz bardziej bajeczne elementy: niemożliwe wyczyny, mityczne bestie, magiczne przedmioty i nadludzkich wrogów.

W końcu cała tradycja osiągnęła punkt kulminacyjny w tym nagłym wybuchu literackiego szaleństwa, z którego zrodziły się trzy wielkie eposy o Rolandzie: "Morgante" Luigiego Pulciego (1483 r.),"Orland zakochany" Mattea Boiarda (1494 r.) i "Orland szalony" Ludovica Ariosta (1532 r.). Należą one, bez wątpienia, do najdzikszych wymysłów w literaturze europejskiej. Choć są to eposy, to nie trzymają się klasycznych zasad jedności, nie tylko czasu i miejsca, ale także tonu i atmosfery. Te opowieści rozgrywają się na całym znanym świecie, nie mówiąc już o piekle, baśniowym królestwie i księżycu. Opowiadają o oblężeniach, starciach wojsk i pojedynkach. Bohaterowie napotykają gigantów, krasnoludy, czarowników, diabły, hipogryfy, potwory morskie czy ogry. A styl poematów konwulsyjnie (ale też dość zwinnie) przeskakuje od zabawnego przez sardoniczny, brutalny, tragiczny po mistyczny. Nic dziwnego, że kiedyś były szeroko i nawet chciwie czytane, a ich wpływ przeniknął do całej literatury Europy.

Teraz jednak gromadzą kurz na półkach mieszczących najrzadziej odwiedzane zabytki zachodniego kanonu. A szkoda, bo choć współcześni czytelnicy mogą nie mieć zbytniej cierpliwości do długich narracji wersetowych, to przecież nie są to trudne dzieła. Są rewelacyjne i mogą się nimi cieszyć wszyscy z wyobraźnią i poczuciem humoru. Akcja toczy się szybko i płynnie splata ze sobą dziesiątki niesamowitych historii, dając czytelnikowi satysfakcję jakiej można sobie życzyć po dobrej powieści przygodowej. A jednak ci autorzy są dziś rzadko pamiętani. Warto ich przypomnieć, zwłaszcza Ariosto, który jest największy z całej trójki (posiłkuje się tu opinią znawców, bo niestety nie miałem przyjemności przeczytać "Morgante"). Jest fantastą o największej wyobraźni, najdowcipniejszym humorystą i najpoważniejszym tragediopisarzem. Jego "Orland szalony" zachowuje i udoskonala najlepsze zalety pozostałych dwóch (ich bezczelność, werwę, parodyjność, ekstrawagancję) jednocześnie poszerzając zakres akcji, wzbogacając portrety poszczególnych postaci, pogłębiając patos materiału i nasycając całość ironicznym wyrafinowaniem.

Trzeba jednak przyznać, że trudno dokładnie określić, o czym jest ten poemat - ale to raczej bez znaczenia. Narracja obejmuje różne historie rozpoczęte w "Orlandzie zakochanym", ale niedokończone w chwili śmierci Boiardo: zauroczenie Orlanda piękną czarodziejką Angeliką, córką króla Kataju, i jego pogoń za nią po całej Europie i Dalekim Wschodzie; oblężenie Paryża przez Maurów; przygody zakochanych w sobie Rudgera (saraceńskiego wojownika) i Bradamanty (francuskiej wojowniczki, której większość współczesnych heroin do pięt nie dorasta); szaleństwa złego mauretańskiego króla Rodomonta; wędrówki angielskiego paladyna Astolfa oraz szereg innych wątków fabularnych. A główna przyjemność, jaką wiersz daje czytelnikowi, polega na pomysłowości z jaką Ariosto splata ze sobą różne historie w coraz bardziej dziwaczne, zawiłe i szalone komplikacje, by potem w końcu zręcznie je wszystkie rozwiązać w jednym dramatycznym momencie.

W późnym średniowieczu poematy pisane o paladynach Karola Wielkiego, a w szczególności o hrabim Rolandzie (czy Orlandzie),należały w Europie do najbardziej lubianych i najbardziej fantazyjnych rozrywek literackich. Jedynie opowieści o dworze arturiańskim rywalizowały z nimi pod względem popularności, różnorodności czy ekstrawagancji. Choć trudno byłoby się tego domyślić,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
706
681

Na półkach:

Mistrzostwo świata. Mogę tu tylko przekleić swoją entuzjastyczną recenzję sprzed trzech lat (pierwotnie opublikowaną z bogatym materiałem ilustracyjnym na http://straszna-nisza.blogspot.com/2017/03/pec-biaa-bohatyry-wojny-i-miosci.html):

Są książki, których korzenie tkwią w tylu wcześniejszych utworach i które same sięgają mackami swoich wpływów do takiej mnogości późniejszych, jak to się ładnie nazywa, „tekstów kultury”, że kiedy próbuje się to ogarnąć takim dyletanckim umysłem jak mój, natrafia się w pierwszej chwili na mur własnej bezsilności. A przecież już sam „Orland szalony” jest gigantycznym przedsięwzięciem złożonym z 46 pieśni (każda po ok. 100 strof),pisanym przez Ariosta przez dwadzieścia lat z okładem. Byłoby dłużej, gdyby nie to, że dalsze szlifowanie tekstu przerwała Ariostowi śmierć w 1533 roku.Jak wszyscy wiemy ze szkoły, Karol Wielki walczył z Saracenami, a najdzielniejszym z jego rycerzy był hrabia Roland. Roland był tak mężny, że w obliczu przeważającej siły wroga nie chciał wezwać posiłków i w związku z tym – wpierw rozsiekawszy nieprzeliczone rzesze wrogów – poniósł śmierć w wąwozie Roncevaux.

Na długo przed tym jednak zakochał się bez pamięci w bosko pięknej Angelice (jak widać z imienia, księżniczce chińskiej). Jak do tego zakochania doszło, można przeczytać w poemacie „Orlando innamorato” Boiarda, zawiedzie się jednak ten, kto będzie oczekiwać happy endu tej miłości. I wcale nie z powodu śmierci Orlanda – już raczej śmierci samego Boiarda, przez co poemat pozostał nieukończony.

W tym właśnie miejscu do akcji wkracza Ludovico Ariosto, humanista, dyplomata, podopieczny kardynała Hipolita d’Este i niezły szelma, który ukrywał przed światem swoje małżeństwo, żeby nie stracić dochodów z kościelnych beneficjów.

Ariosto postanowił dokończyć to, co Boiardo tak śmiało rozpoczął, i tak właśnie powstał „Orland szalony”, monumentalne dzieło, w którym Orland jest tylko jednym z bardzo, bardzo licznych bohaterów.

Ci liczni bohaterowie to zarówno chrześcijańscy rycerze Karola Wielkiego, jak i Saraceni. Po stronie tych ostatnich walczy też na przykład król Serykany („krainy gdzieś za Indiami, w Chinach leżącej”) oraz Tatar Mandrykard – ten przysiągł, że nie będzie walczył mieczem, póki nie dostanie tego, którym niegdyś walczył Hektor (ten z "Iliady"),a który obecnie należy do Orlanda. Są wśród rycerzy i dwie wojujące kobiety: Bradamante wzdychająca za ukochanym i Marfiza łapiąca za broń przy byle okazji. Jest i mag Malagizy, który dzięki księgom ma władzę nad diabłami. Doprawdy, długo by jeszcze można było wymieniać!

Wszyscy ci rycerze od czasu do czasu stoczą jakąś straszliwą bitwę, w której trup ściele się gęsto i krew leje się strumieniami, zaś w chwilach wolnych jeżdżą sobie po świecie i:
-walczą z magami latającymi na hipogryfach,
-ratują dziewice złożone w ofierze morskim potworom,
-zabijają olbrzymów, którzy zrastają się nawet po rozczłonkowaniu,
-dadzą się uwieść czarownicom,
-odznaczają się na turniejach,
-słuchają przepowiedni Merlina,
-przepędzają harpie dręczące etiopskiego króla,
-czynią spustoszenie na wyspie Amazonek,
-przez pomyłkę ścinają głowy kobietom, których pożądają
i mają wiele innych pociesznych przygód, opisanych zgodnie ze stosowaną już przez Chrétiena de Troyes techniką entrelacement, czyli przeplatania się wątków i przeskakiwania od jednego bohatera do drugiego.

Wszystko to okraszone jest jeszcze interwencjami samego Boga, który posyła Michała Archanioła na poszukiwanie Niezgody, żeby zesłać ją na Saracenów (Niezgoda znajduje się, ku zaskoczeniu Michała, w klasztorze, gdzie spodziewał się raczej zastać Milczenie),oraz peanami Ariosta na cześć rodu d’Este, dzięki którym miał co jeść.
Orland wędruje i bohateruje jak wszyscy. Zamiast siedzieć przy Karolu Wielkim (czy też Karle, jak nazywa go polski tłumacz) szuka ukochanej Angeliki. Nie jest w tym odosobiony; chińską księżniczkę posiąść pragnie u Ariosta właściwie każdy zdrowy na ciele mężczyzna, a nawet i ci, którym zdrowia nie starcza (jak pewien lubieżny pustelnik). Angelika zaś nie chce żadnego z nich i bez przerwy ucieka, aż do czasu, gdy zakocha się w saraceńskim wojowniku o anielskiej urodzie, Medorze.

Bardzo dużo jest obrazów inspirowanych miłością Angeliki i Medora – może dlatego, że temat ten stanowi dobrą wymówkę, by przedstawić sielankową scenerię i ludzi na golasa. To, jak kochankowie wypisują swoje imiona na drzewach, dowodzi natomiast, że wandalizm istniał zawsze. Te właśnie napisy napotyka na swej drodze Orland. Zrozpaczony i upokorzony tym, że Angelika zamiast niego wybrała jakiegoś saraceńskiego kmiotka, traci rozum, zdziera z siebie zbroję i tocząc pianę z ust, wyrywa drzewa z korzeniami, urywa ludziom głowy i kończyny oraz wlecze za sobą zajeżdżonego na śmierć konia.

Trzeba będzie, by inny rycerz, Astolf, w towarzystwie św. Jana wsiadł do płonącego wozu, który swego czasu zabrał do nieba Eliasza, i poleciał aż na Księżyc, gdzie oprócz krzątających się Parek i rzeki zapomnienia znaleźć można wszystko, co się zgubiło. Jest tam również rozum Orlanda w starannie podpisanej butelce, który następnie Astolf musi zaaplikować szaleńcowi drogą inhalacji przez nos, w ten sposób przywracając mu zmysły.

I to streszczenie wątku Orlanda chyba najlepiej opisuje całe dzieło: cudowny, feeryczny kocioł wątków antycznych, arturiańskich i karolińskich, opisanych z ironiczną wręcz swadą i przesadą. Nie ma tu miejsca na półśrodki. Kiedy Izabella opłakuje zabitego Zerbina, to robi wszystko, by umrzeć wkrótce po ukochanym. Kiedy Saracen Rodomont wpada do oblężonego Paryża, to w pojedynkę morduje pół populacji i burzy ćwierć zabudowań. Kiedy Marfiza się wścieka, bo jakiś rycerz miał czelność wyśmiać brzydotę podróżującej z nią staruszki, to w trymiga zrzuca go z konia (a potem każe towarzyszce pokonanego zamienić się na ubrania z wyśmianą staruszką).

I nadludzkie wyczyny, i aż nazbyt ludzkie słabostki Ariosto traktuje z lekkim dystansem, z przymrużeniem oka, które jednak nigdy nie prowadzi do otwartej drwiny czy parodii. To nie jest „Don Kichot”. W „Orlandzie” kryje się wręcz odrobina nostalgii za czasami rycerskiej chwały.

To były bowiem czasy sprzed wynalezienia broni palnej (którą Ariosto wprost nazywa największym nieszczęściem ludzkości, a przeciwko jej twórcy – nikczemnikowi gorszemu od Judasza – wygłasza całą tyradę).

To były czasy, gdy Syryjczycy nosili zupełnie takie same zbroje jak rycerstwo zachodnie, bo Ziemia Święta była przecież w rękach chrześcijańskich (nie to co teraz, kiedy europejscy książęta żrą się między sobą, zamiast swoje militarne wysiłki obrócić na zbożny cel).

To były czasy, gdy kobiety mogły swobodnie podróżować bez eskorty, a w dodatku zdarzały się wśród nich takie perły odwagi jak Bradamante i Marfiza oraz takie wzory wierności i szlachetności jak Olimpia czy Izabella (chociaż kobiety zawsze są wspaniałe, mimo wstrętnych pomówień różnych mizoginów, a niektóre z nich stanowią niedościgłe ideały we wszystkich dziedzinach, słyszysz, Izabello d’Este? Słyszysz? Nazwałem jedną z postaci na twoją cześć, chyba zasłużyłem na protekcję?).

Czarująca jest nieskrępowana baśniowość. Czarujące są wszystkie moralizujące wstawki, które we współczesnym utworze byłyby nie do zniesienia – nie wyobrażam sobie książki, w której każdy rozdział rozpoczyna się od noty zatytułowanej „Alegorie”, w której autor objaśnia z powagą, że na przykładzie postaci X widać, że cnotę nawet we wrogu należy miłować albo że Bóg zawsze mści złamane przysięgi.

Prawda, są w „Orlandzie” również epizody, które budzą mieszane uczucia. (Fiordispina zakochuje się w Bradamancie, po czym orientuje się, że to kobieta. Bradamante nie jest zainteresowana, ale ma bardzo podobnego brata Ricciarda, który usłyszawszy całą historię, jedzie do Fiordispiny. Podaje się za własną siostrę i twierdzi, że nimfa dorobiła mu penisa. Fiordispina jest uszczęśliwiona). Prawda, że polskie tłumaczenie Piotra Kochanowskiego (bratanka Jana K.) najpewniej nie dorasta do pięt oryginałowi. Prawda, że peany na cześć Estów to wedle współczesnej miary zwykłe lizusostwo, niedopuszczalne w epoce, gdy uważa się, że artysta powinien być niezależny i służyć wyłącznie sztuce. Prawda, że pogłębione portrety psychologiczne to nie ten adres.

Patrzę z intelektualnych wyżyn swojej zarozumiałej epoki i dziwię się: to na początku XVI wieku, gdy nikt nie słyszał o politycznej poprawności, Saraceni mogli być heroiczni, honorowi i piękni, mimo wiary w „fałszywego Mahometa”? To wtedy były postacie walecznych kobiet ciekawsze niż w sporej części współczesnego popularnego fantasy? To wtedy byli tacy narratorzy, żartobliwi i (auto)ironiczni, ale gdy trzeba, potrafiący zagrać na prawdziwych, dramatycznych uczuciach? Były takie historie, które oślepiają blaskiem, a mimochodem i z wdziękiem potrafią dać do myślenia, przede wszystkim o stosunkach damsko-męskich?

I wreszcie dochodzę do wniosku oczywistego, choć tak często przeze mnie zapominanego: dobra literatura była zawsze. Nie jest wymysłem wieku XX ani nawet XIX.

I to jest wspaniałe. Wspaniałe jest to, że Ariosto napisał swojego „Orlando furioso”. Wspaniałe jest to, że Piotr Kochanowski go przetłumaczył, a Jan Czubek wydał w całości w 1905 r. Wspaniałe jest wreszcie to, że poemat zainspirował tylu innych artystów – przede wszystkim Händla, którego opery „Ariodante”, „Alcina” i „Orlando” w ogóle nakłoniły mnie do przeczytania książki. Zwłaszcza „Ariodante”, który przez całą ponurą zimę był promyczkiem utrzymującym mnie przy życiu.

Trudno było wybrać jakiś zgrabny cytat na zakończenie, bo „Orland szalony” niemal cały się składa ze zgrabnych cytatów, więc po długich deliberacjach dam fragment filipiki przeciwko broni palnej:

Jakoś, o niecnotliwy, przeklęty wymyśle,
Nalazł miejsce w człowieczem sercu i umyśle?
Przez cię rycerska sława i chwała spodlała,
Przez cię każda przewaga beze czci została;
Przez cię dzielność w swej słusznej cenie nie zostawa,
Przez cię się za dobrego często zły udawa.
Męstwo więcej na place przez cię – żal się, Boże! –
I serce śmiałe stanąć na próbie nie może
[...]
Przeto i teraz twierdzę, com rzekł, że od wieka
Gorszego i sroższego nie było człowieka
Nad tego, który naprzód wymyślił swą głową
Przeklętą broń i srogą strzelbę piorunową.

I ja tak o niem trzymać i rozumieć muszę,
Że Bóg jego przeklętą, potępioną duszę
W piekle nagłębiej zawarł z Judaszem, gdzie za tę
Subtelność swoję godną odbiera zapłatę.

Święte słowa.

Mistrzostwo świata. Mogę tu tylko przekleić swoją entuzjastyczną recenzję sprzed trzech lat (pierwotnie opublikowaną z bogatym materiałem ilustracyjnym na http://straszna-nisza.blogspot.com/2017/03/pec-biaa-bohatyry-wojny-i-miosci.html):

Są książki, których korzenie tkwią w tylu wcześniejszych utworach i które same sięgają mackami swoich wpływów do takiej mnogości...

więcej Pokaż mimo to

avatar
55
37

Na półkach:

Po prostu genialne to jest.

Po prostu genialne to jest.

Pokaż mimo to

avatar
3129
803

Na półkach: , ,

Przyznaję, zabierając się za czytanie „Orlanda szalonego” porwałam się z motyką na słońce. Myślałam, że jak dałam radę „Pieśni o Rolandzie”, "Pieśni o Nibelungach” i „Dziejom Tristana i Izoldy”, to i szaleństwu Orlanda sprostam. Koniec końców wyszłam z tego starcia zwycięsko, ale walka momentami była ciężka.

Ariosto stworzył najdłuższy europejski epos rycerski, który na język polski przetłumaczył Piotr Kochanowski (zbieżność nazwisk nieprzypadkowa - Piotr to bratanek Jana). Jądrem fabuły tego utworu są walki wojsk Karola Wielkiego z muzułmanami. Ale bardziej niż walka z niewiernymi rycerzy obu stron konfliktu zajmują historie miłosne, zupełnie prywatne potyczki i szlajanie się po błędnych szlakach w poszukiwaniu sławy i chwały. Swoich królów bohaterowie wspierają dopiero na wyraźne wezwanie, a i tak ich myśli są albo przy pannach nadobnych, albo przy przeciwnikach, których trzeba zgładzić, by pozyskać wyjątkowego konia lub zaczarowaną zbroję.

W „Orlandzie szalonym” magia jest na porządku dziennym, mimo że bohaterowie są gorliwymi obrońcami wiary chrześcijańskiej, a ich zapał religijny przejawia się przede wszystkim regularnymi rzeziami, jakim się z radością oddają przy każdej sprzyjającej okazji. W końcu nie ma prostszej drogi do osiągnięcia zbawienia niż przelanie muzułmańskiej krwi. Co ciekawe, Afrowie kierują się identycznym kodeksem honorowym.

Miłość w „Orlandzie szalonym” to oczywiście ogromna siła, która popycha i do wielkich, i do haniebnych czynów. Łatwo przeradza się ona w zazdrość i wtedy bohaterom już zupełnie rozum odbiera. Co ciekawe, Ariosto w swym utworze kilkakrotnie wypisuje peany na cześć cnotliwych niewiast, a i jego dwie główne bohaterki męstwem często przewyższają mężczyzn i dzielnie z nimi się potykają. W zasadzie chyba tylko dwie postaci kobiece są godne potępienia.

„Orland szalony” to naprawdę długi utwór i mimo, że składające się na niego „rozdziały” są dość krótkie, to i tak czytanie tego dzieła wymaga ogromnego samozaparcia, zwłaszcza, że zdarzają się opisy, które znakomicie spowalniają akcję. Dużym plusem jest natomiast mnogość wątków i to, że główni bohaterowie spotykają na swojej drodze różnych ludzi, którzy opisując im swoje dzieje, są jakby nowelkami-satelitami głównej historii.

Przez kolejne 20 czytanych przeze mnie pieśni miałam takie niesprecyzowane uczucie, że konstrukcja „Orlanda…” coś mi przypomina, z czymś mi się kojarzy. I wreszcie dość szczególne rozwinięcie jednego z wątków oświeciło mnie…Jeśli myślałam, że telenowele to wynalazek charakterystyczny dla Ameryki Łacińskiej, to Ariosto pokazał mi, gdzie sięgają korzenie tego specyficznego gatunku. Bowiem ten XVI-wieczny epos rycerski ma dynamikę bliską fabułom telenowel. Specyficzne powiązania rodzinne, tajemnice przeszłości, biegunowe zmiany orientacji politycznych bohaterów, elementy nadprzyrodzone i nieprawdopodobne zdarzenia, a do tego takie lokowanie produktu, jakiego żaden ze współczesnych producentów by się nie powstydził. Ariosto swojemu mecenasowi stworzył taki rodowód wielkich przodków, tak wysławił i jego, i jego potomków, a przy okazji i siebie samego ozłocił, że chylę czoła przed jego umiejętnościami „pijarowskimi”.

Umęczyła mnie przygoda z „Orlandem”, choć były w tej historii fragmenty, które mnie mocno zaciekawiły i starałam się jak najszybciej poznać ich zakończenie. Wiem, ten epos to klasyka, ale to jednak ulga, że mam już ten utwór za sobą.

Przyznaję, zabierając się za czytanie „Orlanda szalonego” porwałam się z motyką na słońce. Myślałam, że jak dałam radę „Pieśni o Rolandzie”, "Pieśni o Nibelungach” i „Dziejom Tristana i Izoldy”, to i szaleństwu Orlanda sprostam. Koniec końców wyszłam z tego starcia zwycięsko, ale walka momentami była ciężka.

Ariosto stworzył najdłuższy europejski epos rycerski, który na...

więcej Pokaż mimo to

avatar
535
106

Na półkach:

Piękne damy, dzielni rycerze (płci męskiej i żeńskiej),potężni czarownicy i czarodziejki, niezwykłe stwory, bajeczne krainy, pojedynki, porwania i podstępy.

Piękne damy, dzielni rycerze (płci męskiej i żeńskiej),potężni czarownicy i czarodziejki, niezwykłe stwory, bajeczne krainy, pojedynki, porwania i podstępy.

Pokaż mimo to

avatar
346
58

Na półkach:

Właśnie czymś takim delektowano się dla rozrywki nim zaczęła się kształtować nowożytna powieść w XVIII wieku. Ten romans żyje w zgodzie z regułami swego gatunku. Miłość, zdrada, wojna, dynamiczna akcja i fantastyczne przygody. Polecam, ale też ostrzegam - to nie jest lektura na jednorazowe połknięcie.

Właśnie czymś takim delektowano się dla rozrywki nim zaczęła się kształtować nowożytna powieść w XVIII wieku. Ten romans żyje w zgodzie z regułami swego gatunku. Miłość, zdrada, wojna, dynamiczna akcja i fantastyczne przygody. Polecam, ale też ostrzegam - to nie jest lektura na jednorazowe połknięcie.

Pokaż mimo to

avatar
520
229

Na półkach: ,

Absolutne arcydzieło! Polecam wytrwałym i zaawansowanym czytelnikom.

Absolutne arcydzieło! Polecam wytrwałym i zaawansowanym czytelnikom.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    112
  • Przeczytane
    65
  • Posiadam
    4
  • Klasyka
    3
  • Teraz czytam
    3
  • Literatura włoska
    3
  • Ebooki
    2
  • Polonistyka
    2
  • 2018
    2
  • 2021
    1

Cytaty

Więcej
Ludovico Ariosto Orland Szalony Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także