Cóż, dałam się zwieść wrażeniu, że będzie to uwielbiany przeze mnie dramat sądowy, ze wspaniałymi potyczkami słownymi w roli głównej... Owszem, troszkę ich było, ale to jednak nie jest ten gatunek, a raczej kryminał.
Początkowo czytałam ją dopadkami, więc dość ciężko było mi się wdrożyć w fabułę, jednak ostatnie 300 stron pochłonęłam w dwa dni.
Niewątpliwie największym atutem powieści jest zapowiadane w zamieszczonym na obwolucie fragmencie jednej z recenzji poczucie humoru:

-Jest pan aresztowany pod zarzutem morderstwa (...). Obróciła go przodem do siebie i przystąpiła do rutynowej czynności odczytywania mu jego praw.
-Jestem prawnikiem - przerwał jej Guy.
-To dobrze - zauważyła Stone. -W takim razie na pewno wszystko pan zrozumie - i czytała dalej.

Na plus poczytuję pewne wątki poboczne, wręcz epizodyczne, jednak nie będę ich zdradzać, żeby nie burzyć potencjalnym czytelnikom przyjemności z lektury.
Fabuła trochę mi się dłużyła, zabrakło w niej 'tego czegoś', myślę, że to kwestia zbyt wolnego tempa, bez tej typowej dla niektórych książek pokusy, by, w związku z nagłymi zwrotami akcji, przeczytać kolejny rozdział, i jak najszybciej dowiedzieć się, co będzie dalej. I te opisy przyrody... (ziewnięcie)
Mam wrażenie, że można było poprowadzić to wszystko lepiej, ciekawiej, chociaż cóż ja mogę wiedzieć, nigdy nie próbowałam pisać, jestem tylko szarym molem książkowym :)

Polemizowałabym jeszcze z tłumaczeniem tytułu...

Cóż, dałam się zwieść wrażeniu, że będzie to uwielbiany przeze mnie dramat sądowy, ze wspaniałymi potyczkami słownymi w roli głównej... Owszem, troszkę ich było, ale to jednak nie jest ten gatunek, a raczej kryminał.
Początkowo czytałam ją dopadkami, więc dość ciężko było mi się wdrożyć w fabułę, jednak ostatnie 300 stron pochłonęłam w dwa dni.
Niewątpliwie największym...