Nie ma Albertyny

Okładka książki Nie ma Albertyny Marcel Proust
Okładka książki Nie ma Albertyny
Marcel Proust Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy Cykl: W poszukiwaniu straconego czasu (tom 6) literatura piękna
274 str. 4 godz. 34 min.
Kategoria:
literatura piękna
Cykl:
W poszukiwaniu straconego czasu (tom 6)
Tytuł oryginału:
À la recherche du temps perdu. Albertine disparue/ La fugitive
Wydawnictwo:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania:
1992-01-01
Data 1. wyd. pol.:
1992-01-01
Liczba stron:
274
Czas czytania
4 godz. 34 min.
Język:
polski
ISBN:
8306019938
Tłumacz:
Maciej Żurowski
Tagi:
powieść francuska XX wiek literatura francuska
Średnia ocen

7,6 7,6 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,6 / 10
11 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
174
61

Na półkach:

Mimo iż od początku czytania towarzyszyła mi świadomość, że Proust pisał ten cykl w prawie całkowitej samotności, jak pisał Józef Czapski – „w pokoju korkiem wybitym”, to jednak wydawało się, że na początku cyklu zanurzenie autora w swojej wyobrażonej, pięknej, quasi-autobiograficznej narracji było niemal całkowite. Wtedy w czytaniu był tylko zachwyt, niemalże inny stan świadomości. Wtedy rzeczywiście można było zachwycić się za okładkowym opisem „pięknem niektórych zdań…” Pierwszy poważny zgrzyt nastąpił w części trzeciej (Strona Guermantes),kiedy harmonia frazy ustąpiła zgiełkowi obrzydliwego życia politycznego paryskiego salonu, płytkiego i pustego, wypełnionego mnóstwem nieznaczących intryg. Wciąż jednak umysł Prousta wydaje się być TAM, w miejscu i czasie wydarzeń, które opisywał. Jeszcze piąta część (Uwięziona) przynosi reminiscencje chłodnego i lekkiego, a zarazem poetyckiego stylu znanego czytelnikowi z plaż Balbec z drugiego tomu pod wdzięcznym tytułem „W cieniu zachwytających dziewcząt.”

W części szóstej następuje zasadnicza zmiana. Zamiast kreowanych przez autora wrażeń i obrazów widzę już tylko pustą ścianę wygłuszoną korkiem. W pewnym sensie czytanie o tym, jak „Nie ma Albertyny” wydało mi się z początku bardzo komiczne. Bo rzeczywiście nie było jej ustawicznie, z tym, że ze zmieniającą się intensywnością, tak samo jak w poprzedniej części sytuacja nie zmieniała się prawie od pierwszej do ostatniej strony. Z tym, że w „Uwięzionej” rozterki głównego bohatera, wychodzące wciąż od tych samych błędów, można było jeszcze tłumaczyć z jednej strony przez ułomność natury ludzkiej, a z drugiej poprzez pozór symetrycznego uczestnictwa drugiej strony konfliktu. Wobec nieobecności Albertyny bohater został sam, ale gorączka jego myśli pędzi nadal. Marcel coraz mniej zwraca uwagę na brak odpowiedzi od świata zewnętrznego. Czytanie części szóstej przypomina trochę czuwanie przy umierającym przyjacielu, który co prawda ma nadal mój szacunek ze względu na swoje przeszłe dokonania, ale właśnie w swojej ostatniej godzinie stał się budzącym śmieszność, żałosnym egotykiem, który do zaoferowania nie ma już nic.

Czy jednak ostatnie słowa przyjaciela, słowa, nad którymi już nie może panować, nie pomogą mi zrozumieć lepiej sensu jego życia?

Mimo iż od początku czytania towarzyszyła mi świadomość, że Proust pisał ten cykl w prawie całkowitej samotności, jak pisał Józef Czapski – „w pokoju korkiem wybitym”, to jednak wydawało się, że na początku cyklu zanurzenie autora w swojej wyobrażonej, pięknej, quasi-autobiograficznej narracji było niemal całkowite. Wtedy w czytaniu był tylko zachwyt, niemalże inny stan...

więcej Pokaż mimo to

avatar
98
98

Na półkach:

Spontanicznie kultywowany i chwalebnie cyniczny eksperyment z dziedziny psychologii subiektywnej zapisany w postaci algebraicznych pierwiastków zwróconej wstecz matematyki zazdrości, z tym samym współczynnikiem natręctwa i przesady co wcześniej, ale ze znakiem minusa zamiast plusa, nakazującym czytelnikowi przeżywać budowany z mozołem system niepokojów narratora jeszcze raz, ale od końca.

Spontanicznie kultywowany i chwalebnie cyniczny eksperyment z dziedziny psychologii subiektywnej zapisany w postaci algebraicznych pierwiastków zwróconej wstecz matematyki zazdrości, z tym samym współczynnikiem natręctwa i przesady co wcześniej, ale ze znakiem minusa zamiast plusa, nakazującym czytelnikowi przeżywać budowany z mozołem system niepokojów narratora jeszcze...

więcej Pokaż mimo to

avatar
925
925

Na półkach:

Audiobook.
Słuchanie Prousta to czysta przyjemność, tutaj każde zdanie, każde słowo jest piękne, dlatego tego autora staram się słuchać z dużą uwagą żeby nie uronić ani słowa.
W tym tomie Albertyna odchodzi z czym musi się uporać nasz główny bohater. Proust bierze tu na tapetę to z jaką łatwością pozbywamy się z życia i z pamięci bliskiej osoby i przynajmniej tak to przedstawił w tym tomie. Zgodzę się z autorem pod warunkiem że dana osoba ostro zalazła nam za skórę, to raz a dwa to jakaś pamięć zawsze pozostaje.
Polecam, wybitna literatura💕

Audiobook.
Słuchanie Prousta to czysta przyjemność, tutaj każde zdanie, każde słowo jest piękne, dlatego tego autora staram się słuchać z dużą uwagą żeby nie uronić ani słowa.
W tym tomie Albertyna odchodzi z czym musi się uporać nasz główny bohater. Proust bierze tu na tapetę to z jaką łatwością pozbywamy się z życia i z pamięci bliskiej osoby i przynajmniej tak to...

więcej Pokaż mimo to

avatar
377
374

Na półkach:

Reminescencja, jaką uruchomił Marcel Proust mocząc magdalenkę w herbacie, czemu zawdzięczamy arcydzieło belle epoque i literatury klasycznej, opus magnum jego życia– siedmioksiąg „W poszukiwaniu straconego czasu”, powoli się dopełnia. „Nie ma Albertyny” to przedostatni przystanek, a jednocześnie pierwszy po kanonicznym przekładzie Boya. Wydawnictwo MG uraczyło nas świeżo powojennym tłumaczeniem Macieja Żurowskiego – być może szkoda, że nie najnowszym Magdaleny Tulli, lecz przynajmniej pozwala to zachować stylistyczną ciągłość z dziełem warszawsko – lwowskiego lekarza i uniknąć kilometrowych zdań autora.

Albertyna odeszła. Spakowała się i zniknęła. Na domiar złego żal i bunt po zerwaniu szybko ustępują głębszej żałobie – bohater dowiaduje się o nieszczęśliwym wypadku i śmierci kochanki. Niedowierzanie jest tym razem bezbronne wobec rzeczywistości.
Cios zadany Marcelowi w samo serce wywołuje niespotykaną udrękę. Wstrząsają nim często sprzeczne uczucia, a idealizowanie utraconej miłości przeplata się z paranoicznymi złorzeczeniami. Doświadczenie cierpienia do końca, do samego spodu, uruchamia w końcu proces tracenia z pamięci bolesnych wspomnień.
W tym czasie w życiu bohatera znów w pojawia się Gilberta – świeża małżonka Roberta de Saint-Loup, który ujawnia swój homoseksualizm, zaś dzie­ła Vin­teu­ila, genial­ne­go kom­po­zy­to­ra, auto­ra sona­ty sta­no­wią­cej motyw prze­wod­ni całe­go cyklu Prousta, zostają uratowane od zapomnienia.
W międzyczasie narrator udaje się z matką w podróż do Wenecji.

Najkrótszy z tomów, surowy, bo bez poprawek autora, wyróż­nia się spo­śród pozo­sta­łych czę­ści „W poszu­ki­wa­niu stra­co­ne­go cza­su” szcze­gól­nym, żałob­nym tonem. Poetycka proza elegijna, uderzająca czasem w romantyczne tony to w sednie traktat o zapominaniu, które nie przechodzi jednak w wyciszone uspokojenie, ginąc w hałasie paryskiego życia.
Pozostał jeszcze jeden przystanek, by cykl się dopełnił i ... rozpoczął od nowa.

Reminescencja, jaką uruchomił Marcel Proust mocząc magdalenkę w herbacie, czemu zawdzięczamy arcydzieło belle epoque i literatury klasycznej, opus magnum jego życia– siedmioksiąg „W poszukiwaniu straconego czasu”, powoli się dopełnia. „Nie ma Albertyny” to przedostatni przystanek, a jednocześnie pierwszy po kanonicznym przekładzie Boya. Wydawnictwo MG uraczyło nas świeżo...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1113
539

Na półkach:

Nie ma Albertyny to szósty tom quasi-autobiograficznego cyklu Marcela Prousta W poszukiwaniu straconego czasu, który w styczniu 2023 roku wydało Wydawnictwo MG.

Szósty tom poświęcony jest przejmującemu procesowi znikania kochanego człowieka z życia i pamięci. Marcel dowiaduje się od służącej Franciszki, że jego ukochana Albertyna spakowała się i wyjechała. Na tę wiadomość ogarnia go ból i niedowierzanie. To co wydawało mu się jeszcze niedawno nieprawdopodobne nastąpiło. W obliczu instynktu samozachowawczego łudzi się, że uda mu się Albertynę sprowadzić do domu, że znajdzie sposób, by do niego wróciła. Zakłada, że ukochana nie mogła go opuścić z własnej inicjatywy, bez uprzedzenia i nie dając mu czasu, by mógł jej w tym przeszkodzić. Zastanawia się za kim mogła pójść? Za kim tęskniła? Czy przygotowywała ucieczkę już od dłuższego czasu?

Autor ze szczegółami opisuje przeżycia Marcela, którego na początku ogarnia okrutna i nie znana wcześniej udręka-dusząca i wszechogarniająca. Rozstanie jest ciosem zadanym w samo serce. Każdy przedmiot w domu przypomina mu o Albertynie, a to wywołuje jeszcze większy smutek, czasem wybuchy płaczu i panicznego lęku. Jego myśli zaprząta przez cały czas Albertyna, nawet w trakcie snu nie może się od nich uwolnić i jak mówi: senność, obraz ukochanej osoby to dwie zmieszane substancje, które dostajemy do zażycia, by zasnąć. Smutek rozpoczyna się zaraz po przebudzeniu i towarzyszy mu do wieczora, a wszystkie jego wrażenia, zewnętrzne czy wewnętrzne, zawsze się dostrajają do jakiejś myśli o Albertynie. Kiedy się budzi jego cierpienie znów rośnie z każdym dniem, zamiast wygasać. Idealizuje wszystko co jest związane z kobietą jego serca. Pokój, puste łóżko, fortepian, samochód czy otwierane drzwi sprawiają mu ból od początku, gdyż wiążą się ze wspomnieniami. Stan jego duszy jednak z czasem stopniowo ewoluuje i kiedy dobrze się czuje, i nie jest bardzo nieszczęśliwy, to nie ma pretensji do Albertyny. Chce ją ujrzeć z powrotem, ucałować i spędzić z nią życie. Jeżeli jest w ponurym nastroju, to budzi się w nim cały gniew przeciwko Albertynie i wtedy chce jej tylko zaszkodzić oraz nie pozwolić, żeby była z kimś innym.

Cała opinia znajduje się tutaj: https://magiawkazdymdniu.blogspot.com/2023/01/zrodo-nie-ma-albertyny-to-szosty-tom.html

Nie ma Albertyny to szósty tom quasi-autobiograficznego cyklu Marcela Prousta W poszukiwaniu straconego czasu, który w styczniu 2023 roku wydało Wydawnictwo MG.

Szósty tom poświęcony jest przejmującemu procesowi znikania kochanego człowieka z życia i pamięci. Marcel dowiaduje się od służącej Franciszki, że jego ukochana Albertyna spakowała się i wyjechała. Na tę wiadomość...

więcej Pokaż mimo to

avatar
975
453

Na półkach: ,

Początek tego tomu (jak i w zasadzie cały poprzedni oraz fragmenty pozostałych) to podręcznik dotyczący tego, jak kocha osoba niedojrzała emocjonalnie. Marcel to toksyczny zazdrośnik pozbawiony jakiejkolwiek empatii. Za nic ma cudze emocje, nurza się w swoich nadinterpretacjach, szuka dziury w całym i gra w gierki pozbawione klasy dla efektu w postaci pięknych zdań. Z myślą o osiągnięciu swoich paskudnych celów wykorzystuje bliskich i konstruuje obrzydliwe intrygi. To bohater, który z każdym kolejnym słowem swojego strumienia świadomości stawał się dla mnie antybohaterem.

Absolutnie odrzucajacy toksyk. Według mnie jedyne, na co zasluguje, to kaftan i plaskacz. Trzeba jednak przyznać, że to też bohater znakomicie zaprezentowany, bo czytając jego chore wywody, miałam ochotę rzucać przedmiotami.

Marcel jest też przykładem, jak głębokie może być cierpienie wywołane przez widok ruiny, do której sami aktywnie się przyczyniliśmy i gdy dociera do nas skandalicznosc naszego postępowania.

Cała historia Marcela to tak naprawdę jego refleksje na temat przeszłości oparte na wspomnieniach. Brak jednak w tym wszystkim porządnej i szczerej autorefleksji.

Marcel to świetnie narysowany mały człowiek o wielkim ego, jakich to wielu każdy z nas spotyka na swojej drodze.

Początek tego tomu (jak i w zasadzie cały poprzedni oraz fragmenty pozostałych) to podręcznik dotyczący tego, jak kocha osoba niedojrzała emocjonalnie. Marcel to toksyczny zazdrośnik pozbawiony jakiejkolwiek empatii. Za nic ma cudze emocje, nurza się w swoich nadinterpretacjach, szuka dziury w całym i gra w gierki pozbawione klasy dla efektu w postaci pięknych zdań. Z myślą...

więcej Pokaż mimo to

avatar
353
334

Na półkach: , , ,

Nie ma Albertyny, są za to przeciągłe dywagacje na temat patologii miłości. Albertyna poległa, a jednak Albertyny w tym tomie najwięcej. Albertyna obecna tylko duchem, rzeczywiście powraca Gilberta. I przeobrażający się Robert, którego dalsze transgresje trzymają w niepewności przed przejściem przez ostatnie drzwi.

Nie ma Albertyny, są za to przeciągłe dywagacje na temat patologii miłości. Albertyna poległa, a jednak Albertyny w tym tomie najwięcej. Albertyna obecna tylko duchem, rzeczywiście powraca Gilberta. I przeobrażający się Robert, którego dalsze transgresje trzymają w niepewności przed przejściem przez ostatnie drzwi.

Pokaż mimo to

avatar
47
37

Na półkach:

Jeden raz nie wystarczy. Zabrałbym całość na bezludną wyspę.

Jeden raz nie wystarczy. Zabrałbym całość na bezludną wyspę.

Pokaż mimo to

avatar
726
725

Na półkach:

To już przedostatnia część tasiemca Marcela Proust`a. Podobnie jak poprzednia, ta też ukazała się już po jego śmierci z zapisków pisarza. Była jak dotąd najkrótsza, utrzymała dobry poziom części piątej, ale nie była na tej samej półce co tomy wydane za życia. Mamy tu bardzo długie rozważania bohatera o Albertynie, o przemijającej miłości, to było w zasadzie powielanie znanych już myśli z poprzednich części, refleksje nie wniosły zbyt wiele nowego. Do tego trochę o Gilbercie Swann, wątek Roberta, który okazało się, że ma sodomickie skłonności, to też już było według mnie trochę wtórne. O ile język literacki Proust`a stoi na niezwykle wysokim poziomie, o tyle warstwa merytoryczna jego dzieła nie nawiązuje według mnie do największych arcydzieł literatury francuskiej i światowej. Każdy miłośnik literatury pięknej zmierzy się z sagą "W poszukiwaniu straconego czasu", ale tu trzeba wyrobić swoje własne zdanie i treść odnieść do własnego gustu. Została mi już tylko ostatnia część.

To już przedostatnia część tasiemca Marcela Proust`a. Podobnie jak poprzednia, ta też ukazała się już po jego śmierci z zapisków pisarza. Była jak dotąd najkrótsza, utrzymała dobry poziom części piątej, ale nie była na tej samej półce co tomy wydane za życia. Mamy tu bardzo długie rozważania bohatera o Albertynie, o przemijającej miłości, to było w zasadzie powielanie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1577
1572

Na półkach: ,

Po takiej wiwisekcji zazdrości, takim studiu obsesyjnego lęku przed utratą, z jakim zmierzyłam się w "Uwięzionej", "Utracona" zostawia jakiś niedosyt. No bo jak to - "Nie ma Albertyny", a Marcel ledwie to zauważa, niemal nie poświęcając jej nieobecności więcej miejsca? Przecież pamiętam jeszcze, jak delikatnie, z jakim wyczuciem opisywał stadia zapominania Gilberty w drugim tomie - a tu nic tej miary?

Więcej: postacie do tej pory wypełniające jego barwny świat, z całym swoim zniuansowaniem, tu odmalowane są jakby kilkoma dość mocno niedbałymi pociągnięciami. Wyobrażam sobie, jaką ucztą byłby opis losów Gilberty lub barona de Charlus, gdyby w gruncie rzeczy dość banalna Albertyna nie pochłonęła do tego stopnia twórczej energii autora.
Tak jak cztery pierwsze tomy były ucztą i literacką przyjemnością o rzadko spotykanym natężeniu, tak alternatywny tytuł szóstego tomu, "Utracona", obrazuje dla mnie utraconą radość z oglądania proustowskiego świata.

Po takiej wiwisekcji zazdrości, takim studiu obsesyjnego lęku przed utratą, z jakim zmierzyłam się w "Uwięzionej", "Utracona" zostawia jakiś niedosyt. No bo jak to - "Nie ma Albertyny", a Marcel ledwie to zauważa, niemal nie poświęcając jej nieobecności więcej miejsca? Przecież pamiętam jeszcze, jak delikatnie, z jakim wyczuciem opisywał stadia zapominania Gilberty w drugim...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    1 033
  • Przeczytane
    573
  • Posiadam
    207
  • Ulubione
    48
  • Literatura francuska
    21
  • Chcę w prezencie
    20
  • Klasyka
    15
  • Teraz czytam
    12
  • Audiobooki
    5
  • 2022
    5

Cytaty

Więcej
Marcel Proust Nie ma Albertyny Zobacz więcej
Marcel Proust Nie ma Albertyny Zobacz więcej
Marcel Proust Nie ma Albertyny Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także