Jeżeli szukasz literackiej perełki gatunku, nie biegnij do księgarni ani biblioteki. Nie zamawiaj też najnowszych "bestsellerów" przez Internet. Na początek po prostu dokładnie przeszukaj rodzinne biblioteczki.

Właśnie w ten sposób znalazłem "Kasztelankę z Będlewa". Książka spoczywała sobie na półce przez 20 albo 30 parę lat. Nie wiadomo nawet, kto był jej pierwotnym właścicielem. Babcia, prababcia, a może ciotka? Któż to wie. Najważniejsze jednak, że udało mi się ją znaleźć, bo zakochałem się w niej od pierwszych stron.

Przepiękny, nieco archaiczny język, który utwierdził mnie w tym, że powieść historyczna musi być napisana w takim stylu, bo tylko wtedy przyniesie frajdę czytelnikowi uwielbiającego historię. Dzieła pisarzy kalibru Kena Folletta czy Elżbiety Cherezińskiej może i są dobre, ale nie mają w sobie tej magii. Nie są w stanie przenieść człowieka w czasie, jak robią to powieści pokroju "Kasztelanki..."

Niesamowicie przedstawione dzieje panowania Leszka Czarnego – wyprawy na Litwę, walka z najazdem Tatarskim czy rodzące się, nieśmiałe jeszcze i płonne nadzieje na zjednoczenie ziem polskich pod jedną koroną... Czy potrzeba czegoś więcej do wspaniałej opowieści?

Doprawdy przepiękna to książka i dziwię się, że jest tak mało znana, jak i pozostałe dzieła tego autora. Już zdążyłem się przekonać, że dotarcie do innych jego opowieści nie będzie łatwe, ale muszę tego dokonać.

Jeżeli szukasz literackiej perełki gatunku, nie biegnij do księgarni ani biblioteki. Nie zamawiaj też najnowszych "bestsellerów" przez Internet. Na początek po prostu dokładnie przeszukaj rodzinne biblioteczki.

Właśnie w ten sposób znalazłem "Kasztelankę z Będlewa". Książka spoczywała sobie na półce przez 20 albo 30 parę lat. Nie wiadomo nawet, kto był jej pierwotnym...