C, jak Calineczka.
Z cyklu AA - Analfabetyczny Andersen.

Uwaga, proszę sobie wyobrazić, że opowiadam o książce i autorze, o których nigdy, drodzy współczytelnicy, nie słyszeliście.
Wszystko zaczyna się od zabawy z okultyzmem - pewna stara baba, pragnie mieć dziecko, lecz dziecka mieć nie może - udaje się więc do wiedźmy! Ta, jak wiadomo, ma sposób na wszystkie problemy - hemoroidy, bolące nogi, nieznośny sąsiad, nietolerancję laktozy i nietolerancję w ogóle - ma więc też sposób na starobabiną bezdzietność! Otóż, pewnie mi nie uwierzycie, ale żeby stać się rodzicem, wystarczy od takiej wiedźmy dostać ziarenko jęczmienia, posadzić je i... i w zasadzie tyle! I już!
Zrodzona w ten sposób z tajemnych, ciemnych zapewne rytuałów mała dziewczynka, od samych narodzin (wykiełkowania?) wiedzie żywot ciężki i tułaczy. Porywa ją bowiem pewna ropucha i trzyma w więzieniu na środku jeziora. Planuje do tego zeswatać ze swoim ćwierć-rozumnym synem - Ropuchem. Dziewczynce udaje się uciec, jednak z deszczu trafia pod rynnę - porywa ją olbrzymi Chrząszcz - odziany w chitynę, wielonogi, skrzydlaty POTWÓR - ale i z jego uścisku udaje jej się uciec.
I gdy zdaje się już, że w końcu odnajduje spokój i mieszkanie u pewnej polnej myszy, okazuje się, że ta chce ją wydać za kolejne MONSTRUM - żyjącego w ciemnościach ślepego kreta! Perspektywa życia spędzonego w zatęchłych, czarnych, korytarzach i bezświetlnych, klaustrofobicznych lochach jest doprawdy przerażająca!

Mimo wszystko, całość kończy się happy endem.

Któż więc napisał tę pełną grozy, klaustrofobii opowieść o ciągłym spadaniu z przerażającego deszczu pod jeszcze bardziej zatrważającą rynnę? Lovecraft? Może Poe? A może King? Grabiński? NIE! - to HANS CHRITIAN ANDERSEN!



Z dzieciństwa najbardziej Calineczkę kojarzę z tym wielkim niepokojem, który towarzyszył mi na drzewie z chrząszczem, w pełnym błota jeziorze, w podziemnych, krecich korytarzach... A najgorsze było to, że Kret wcale zły nie był - był wręcz miły i przyjazny, mimo to był tu największym, zdaje się antagonistą.
Gdy wczoraj zasiadłem do lektury, trochę tego niepokoju jeszcze odczuwałem, jakieś jego echo, gdzieś tam głęboko w środku. Poza tym, czas spędzony na lekturze to niesamowita podróż w czasy i miejsca, których już nie ma. Zatem polecam, bo rzecz to świetna!

C, jak Calineczka.
Z cyklu AA - Analfabetyczny Andersen.

Uwaga, proszę sobie wyobrazić, że opowiadam o książce i autorze, o których nigdy, drodzy współczytelnicy, nie słyszeliście.
Wszystko zaczyna się od zabawy z okultyzmem - pewna stara baba, pragnie mieć dziecko, lecz dziecka mieć nie może - udaje się więc do wiedźmy! Ta, jak wiadomo, ma sposób na wszystkie problemy -...