Tylko zachodni ćwierćintelktualista - wróg cywilizacji, która go karmi i umożliwia mu pisanie takich głupot, mógł wyprodukować coś takiego. Absurdalnie obfite stężenie absurdalnych tez. Ta książka nadaje się co najwyżej do tego, by autorowi ją upuścić na głowę z odpowiedniej wysokości. Co znajdziemy w środku? Żonglowanie słowem faszyzm, jakby nie oznaczało ono skrajnego antykapitalizmu i korporacjonizmu, a umiłowanie do mundurów i męskich ciał. Stąd autor nie widzi niczego niewłaściwego w twierdzeniu, że w narodowo-socjalistycznej Rzeszy był faszyzm. Żeby było zabawniej - autor twierdzi, że faszyzm to produkt kapitalizmu! To nic, że kapitalizm to przede wszystkim dobrowolna współpraca i bogacenie się wszystkich, biorących udział w życiu gospodarczym - konkurencja o pieniądze, luksusy i ubrania, którymi nie trzeba się dzielić z członkami rodziny w jakiś magiczny sposób tak odróżniła się od konkurencji o duże rzadsze dobra, która miała miejsce przez kilka tysięcy lat i zrodziła faszyzm! To tak jakby światło miało zrodzić cień...

Co tam jest dalej? Żenujące frojdowanie na lewo i prawo, które obśmiałby co bystrzejszy student psychologii (warto tu zaznaczyć, że mam bardzo złe zdanie o studenckiej rasie), zabawna sugestia, że nienawiść to nie emocja, ahistoryczne przekręcanie faktów pod tezę lub ignorowanie tych znaczących; wreszcie ignorowanie płaszczyzny cywilizacyjnej i niepoważne potraktowanie (jeśli nie pominięcie) prusackiej mentalności Niemców, kształtującej się od czasów rewolucji protestanckiej.

Tylko zachodni ćwierćintelktualista - wróg cywilizacji, która go karmi i umożliwia mu pisanie takich głupot, mógł wyprodukować coś takiego. Absurdalnie obfite stężenie absurdalnych tez. Ta książka nadaje się co najwyżej do tego, by autorowi ją upuścić na głowę z odpowiedniej wysokości. Co znajdziemy w środku? Żonglowanie słowem faszyzm, jakby nie oznaczało ono skrajnego...