Siekierezada

Okładka książki Siekierezada Edward Stachura
Okładka książki Siekierezada
Edward Stachura Wydawnictwo: Polityka literatura piękna
149 str. 2 godz. 29 min.
Kategoria:
literatura piękna
Wydawnictwo:
Polityka
Data wydania:
2008-01-01
Data 1. wyd. pol.:
2008-01-01
Liczba stron:
149
Czas czytania
2 godz. 29 min.
Język:
polski
ISBN:
9788361174189
Średnia ocen

7,4 7,4 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,4 / 10
10 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
522
280

Na półkach:

Coraz więcej ludzi, a coraz mniej człowieka. Książka przedstawia historię młodego, 30 letniego człowieka, który nie w Bieszczady, a gdzieś w Polskę zachodnią uderza, gdzie ludzie z Podola i kresów wylądowali po 2 wojnie światowej. Zaczyna pracować przy wyrębie drzewa i między swoimi rozważaniami o życiu, miłością i śmiercią rozmawia z miejscowymi ludzmi pracy. Bohater jest romantykiem, filozofem, poetą, kimś kto niesie w sobie jakiś ból, zachwyt, tęsknotę. Rozmawia z różnymi, zazwyczaj zwykłymi ludźmi, ale robi z nimi to co właściwie Tischner robił z kim nie zaczął rozmawiać, czyli łapie jakąś głębie, jakiś dziwny zazwyczaj nieuchwytny nacodzień poziom, który jest, ale plycizna naszego życia kamufluje go swoją tandetą i banałem.
Oczywiście dla mnie człowieka na etacie z kredytem, dwójką dzieci, lekka nadwagą, lekkim nadciśnieniem, kłopotami ze spinaniem końca z końcem takie rozważania i w ogóle postawa bohatera zakrawa na infantylną ucieczkę od odpowiedzialności i tym samym dojrzałości. Jednak wiem, że ten brutalny osąd to właściwie przejaw zazdrościć. Zazdrościć przed ucieczką w dzicz. Na jakiś czas, aby zobaczyć swój cień, usłyszeć tęsknoty serca.
Ujmuje w książce całą sprawa Dialogu z Gałązka Jabłoni. Ona jest kobieta, ale czy realną czy zupełnie zmyśloną tego nie wiem. Wiem, że to Beatrycze, to jest Julia, ukochana, która kocha Janek wielką miłością, ale nie ma sił aby z nią być.
To jest bardzo uczciwe, trochę ucieczkowe i neurotyczne, ale ja rozumiem taką motywację.
Uważam że młodzi mężczyźnie wiele by cierpień oszczędzili sobie i innym kobietom, gdyby tak na rok na siekierezade wyjechali. Oczywiście tak sobie marzę. Książka ważna dla mnie warta przeczytania.

Coraz więcej ludzi, a coraz mniej człowieka. Książka przedstawia historię młodego, 30 letniego człowieka, który nie w Bieszczady, a gdzieś w Polskę zachodnią uderza, gdzie ludzie z Podola i kresów wylądowali po 2 wojnie światowej. Zaczyna pracować przy wyrębie drzewa i między swoimi rozważaniami o życiu, miłością i śmiercią rozmawia z miejscowymi ludzmi pracy. Bohater jest...

więcej Pokaż mimo to

avatar
784
384

Na półkach:

Hłasko i jego "Następny do raju" czytany po latach obronił się, a nawet sporo wg mnie zyskał, za to Stachura odwrotnie. Za dużo tu autotematyczności, rozważań wokół tematów interesujących tylko dla rozwqżającego, zabawy słowem dla samej zabawy. W przeciwieństwie do wspomnianego Hłaski, Stachura nie opowiada tu niczego więcej niż widać na pierwszy rzut oka, nie ma tu poziomu meta. W zasadzie to jest to dość nudne i przepełnione egocentryzmem. Ocenę zawyżam, bo jednak klasyka to klasyka, prawdopodobnie to jednak ja się mylę, nie reszta świata :)
Spory zawód. Może nie do wszystkiego warto wracać po latach... Tylko skąd wiedzieć do czego nie?

Hłasko i jego "Następny do raju" czytany po latach obronił się, a nawet sporo wg mnie zyskał, za to Stachura odwrotnie. Za dużo tu autotematyczności, rozważań wokół tematów interesujących tylko dla rozwqżającego, zabawy słowem dla samej zabawy. W przeciwieństwie do wspomnianego Hłaski, Stachura nie opowiada tu niczego więcej niż widać na pierwszy rzut oka, nie ma tu poziomu...

więcej Pokaż mimo to

avatar
467
197

Na półkach:

Czy ciężka praca fizyczna, prymitywne warunki życia, surowa zima i uśpiona nią przyroda pokona "mgłę"? Początkowo wydaje się, że tak. Mgła ustępuje w pierwszy dzień harówki. A jednak.... Pięknie, poetycko opisany kawałek historii Janka Pradery gdy przybył z daleka, po drodze bywając w różnych miasteczkach czy wsiach i najął się do pracy sezonowej przy wyrębie lasu. Proste życie, prości ludzie, wiejskie klimaty lat sześćdziesiątych na ziemiach odzyskanych. Przeszłość Janka jest zaledwie zaznaczona a przyszłość całkowicie nieznana. Można się zanurzyć w tym świecie, w tej snującej się powoli opowieści i nawet po zakończeniu snuć ją sobie nadal.

Czy ciężka praca fizyczna, prymitywne warunki życia, surowa zima i uśpiona nią przyroda pokona "mgłę"? Początkowo wydaje się, że tak. Mgła ustępuje w pierwszy dzień harówki. A jednak.... Pięknie, poetycko opisany kawałek historii Janka Pradery gdy przybył z daleka, po drodze bywając w różnych miasteczkach czy wsiach i najął się do pracy sezonowej przy wyrębie lasu. Proste...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
1246
319

Na półkach: , , , , ,

#WyzwanieLC2024 styczeń
Przeczytam książkę, której akcja dzieje się zimą

„Są ręce i jest drzewo”.
A potem jest siekierezada.
A proza ta jest surowa i nieociosana.
Postaci zwyczajne, dni mijają bezbarwnie.
Nic się nie dzieje.
Współczesny odbiorca, właśnie takie może odnieść wrażenie. Przeciętności. Nudy. Przeżytku. Oceni książkę jako zapis nikomu dzisiaj niepotrzebnych głupstw.
Żeby chociaż język był wyszukany i wyjątkowo literacki, ale też nie.

A może to prawda? Może tak właśnie z „Siekierezadą” jest? Zestarzała się?

Myślę, że, jak to w przypadku literatury bywa, znaczenie ma indywidualna suma wrażeń pojedynczego czytelnika.

Ta zwyczajność dnia powszedniego w lekturze, w zderzeniu z dzisiejszym pędem, gonitwą i przebodźcowaniem może znokautować wszystkich tych, którzy od czytanej powieści wymagają mocnych wrażeń.

Mnie „Siekierezada” urzekła spokojem. Rozumiałam potrzebę poszukiwania przez głównego bohatera swojego miejsca w świecie. To jego przeglądanie się w nowych sytuacjach, mierzenie z samym z sobą. Janek Pradera miał nareszcie czas na przemyślenie wielu spraw, bez pośpiechu, bez presji, bez wielkomiejskiego dygotu.

Szeroko omawiana i rozważana przez podróżnych pociągu i samego Janka, tragiczna śmierć Zbigniewa Cybulskiego, od której rozpoczyna się książka, robi wrażenie, szczególnie w kontekście życiorysu samego Stachury.

Świetne są miniaturki obyczajowe: wizyta u fryzjera, spotkanie w gospodzie, czy przyjazd objazdowej biblioteki. No i pojawiający się na koniec zagadkowy Michał Kątny.

Poza tą jednostajną prozą życia jest też poezja. Ta walka Janka z mgłą i dymem. Te zapewnienia dawane w myślach i w listach Gałązce Jabłoni, że: „zawsze i teraz absolutnie służy tobie Emanuel Delawarski”.

I jeszcze tytuł. Dopiero okładka audiobooka uświadomiła mi, że znany mi dotąd tytuł ma ciąg dalszy, który brzmi: „Siekierezada albo zima leśnych ludzi”.

Na koniec moje ulubione zdanie:
„I niech sobie będą wszyscy mądrzy ze swoimi rozumami, a ja z moją miłością niech sobie będę głupi”.

PS
I mimo iż w treści wyraźnie stoi, że wydarzenia dzieją się na Ziemiach Zachodnich, że Odra, że Głogów, to przez adaptację filmową często podaje się Bieszczady jako miejsce akcji „Siekierezady”. A w książce jest przecież mowa (nie wprost oczywiście) o przesiedleniach rusińskich mniejszości narodowych z przygranicznych południowo - wschodnich terenów Polski, na te ziemie odzyskane. Na nich to właśnie, trzymające się solidarnie wspólnoty zajmowały wsie i osady.

#WyzwanieLC2024 styczeń
Przeczytam książkę, której akcja dzieje się zimą

„Są ręce i jest drzewo”.
A potem jest siekierezada.
A proza ta jest surowa i nieociosana.
Postaci zwyczajne, dni mijają bezbarwnie.
Nic się nie dzieje.
Współczesny odbiorca, właśnie takie może odnieść wrażenie. Przeciętności. Nudy. Przeżytku. Oceni książkę jako zapis nikomu dzisiaj...

więcej Pokaż mimo to

avatar
933
457

Na półkach:

Chyba się już zestarzałem, bo mnie to egzaltowane odchodzenie w bieszczadzką mgłę już wcale nie rusza. Fabularnie ta książka w sumie jest o niczym i poza westchnieniami w stronę horyzontu i prostego życia niewiele dziś wnosi. Chociaż nadal lubię Bieszczady (i proste życie) to na Stachurę w poezji i prozie już chyba za dużo krzyżyków na karku :/

Chyba się już zestarzałem, bo mnie to egzaltowane odchodzenie w bieszczadzką mgłę już wcale nie rusza. Fabularnie ta książka w sumie jest o niczym i poza westchnieniami w stronę horyzontu i prostego życia niewiele dziś wnosi. Chociaż nadal lubię Bieszczady (i proste życie) to na Stachurę w poezji i prozie już chyba za dużo krzyżyków na karku :/

Pokaż mimo to

avatar
1483
246

Na półkach: , ,

Bardzo poetycka, momentami zawadiacka. Podobała mi się bardzo.

Bardzo poetycka, momentami zawadiacka. Podobała mi się bardzo.

Pokaż mimo to

avatar
509
230

Na półkach:

Z jakiegoś niepowodu zacząłem czytać tą książkę, a po czasie przyszła refleksja, że jeśli wraca się do czasów minionych. Jeśli powtarza się to co już było, w tym przypadku czyta książkę dawno już czytaną, to albo się kiedyś coś przegapiło albo gapiło się dobrze i teraz do tego dobrego gapienia pragnie się wrócić. I tak czytałem w objęciach tej refleksji, szukając rozstrzygnięcia owego albo albo. Okazało się, że Siekierezada jest stanem bezpodstawnego oderwania od właściwego życia, po to, by owe właściwe życie docenić i polubić.
Pozornie nie jest to skomplikowana historia, co nieuważnego czytelnika może zwieść na manowce i zamknąć w tej tezie, ale gdy ostrożnie czytając schwyta się te fragmenty, które Stachura poetycko przedstawia, odkrywa się drugie, a może i trzecie dno.

Z jakiegoś niepowodu zacząłem czytać tą książkę, a po czasie przyszła refleksja, że jeśli wraca się do czasów minionych. Jeśli powtarza się to co już było, w tym przypadku czyta książkę dawno już czytaną, to albo się kiedyś coś przegapiło albo gapiło się dobrze i teraz do tego dobrego gapienia pragnie się wrócić. I tak czytałem w objęciach tej refleksji, szukając...

więcej Pokaż mimo to

avatar
916
54

Na półkach:

"Kiedy ja myślę o przyszłych czasach, o tych po roku dwutysięcznym i dalej, to nie podoba mi się to, co widzę. Ja mam przyjaciela. Bruno ma na imię. On mówi tak: Ludzi coraz więcej, a człowieka coraz mniej. I ja widzę, że tak będzie w przyszłych czasach. "
Wspaniała poetycka mądra proza. W zasadzie wszystko co się o tej książce napisze to tylko marna namiastka więc zwyczajnie odpuszczam

"Kiedy ja myślę o przyszłych czasach, o tych po roku dwutysięcznym i dalej, to nie podoba mi się to, co widzę. Ja mam przyjaciela. Bruno ma na imię. On mówi tak: Ludzi coraz więcej, a człowieka coraz mniej. I ja widzę, że tak będzie w przyszłych czasach. "
Wspaniała poetycka mądra proza. W zasadzie wszystko co się o tej książce napisze to tylko marna namiastka więc...

więcej Pokaż mimo to

avatar
801
362

Na półkach:

Czytał Jan Marczewski. Czytał wspaniale. Dwa razy podchodziłam do filmu i dwa razy go nie ukończyłam. Aktor grający głównego bohatera drażnił mnie swoim sposobem odgrywania roli. Z tego powodu po książkę sięgnęłam dopiero teraz. Jest wspaniała, przejmująca, tragiczna. Taka prawdziwa. Świetnie zbudowana postać bohatera. I ten kontrast, silny drwal i lekka mgła, która go pokonała. Widać, że autor posiadał szczególną wrażliwość oraz talent pisarski, dzięki którym świetnie oddał uczucia i dylematy nękające Janka. Akcja dzieje się na ziemiach odzyskanych, byłam tam w lipcu tego roku w okolicach Głogowa, nadal są tam wioski łemkowskie utworzone po wojnie przez przesiedleńców, nawet mają własną gazetę i organizują łemkowskie imprezy. To znacznie ciekawsze tło dla akcji niż Bieszczady, w których umiejscowiono ją w filmie.
Książka ta i jej bohater na długo zostaną w mojej pamięci.

Czytał Jan Marczewski. Czytał wspaniale. Dwa razy podchodziłam do filmu i dwa razy go nie ukończyłam. Aktor grający głównego bohatera drażnił mnie swoim sposobem odgrywania roli. Z tego powodu po książkę sięgnęłam dopiero teraz. Jest wspaniała, przejmująca, tragiczna. Taka prawdziwa. Świetnie zbudowana postać bohatera. I ten kontrast, silny drwal i lekka mgła, która go...

więcej Pokaż mimo to

avatar
554
115

Na półkach: , , , , , , , , , , ,

Piękna i zarazem tragiczna opowieść o zmaganiu się z depresją młodego mężczyzny. Wspaniały język. Metafora mgły była niesamowita. Co tu dużo mówić - moje serduszko zostało złamane.

Cytaty:
Jeden w głębi lustra i drugi w głębi lustra. W trzydziesty rok życia wchodziliśmy ostrym susem, to nie jest tak mało, trzydzieści dłuższych i krótszych lat razem przebywaliśmy i przemierzaliśmy równiny, doły, padoły i wystawiające spiczaste piszczele kurhany, to lekkim kłusem, to pełnym galopem, to kulejąc, to czołgając się, i jak mógłbym nie przywiązać się do tego typa tam w głębi lustra, a ja z drugiej strony w głębi lustra.

Jeśli mówię młodsze czasy, to nie dotyczy to mnie. Młodsze czasy mówię w tym znaczeniu, że młodszy był wiek ziemi, wiek planety. Bo moje młode czasy, młodość moja nigdy nie była młodsza niż teraz i jak na razie będzie dalej szła młodniejąc, czuję to jeszcze zupełnie nieźle, całym ciałem, a jeszcze rozumem, i niech mnie nikt nie straszy.

Świat jest bogaty we formy, a i w treść niebiedny.

Musiałem zostawić jego los i towarzyszyć mojemu.

I pomyślało mi się, Boże mój, że może chciałem płakać, może chciałem już teraz zacząć płakać za coś, co mnie spotka kiedyś, kiedyś, w przyszłości; i instynkt mój jakiś, instynkt życia chciał, żebym już teraz zaczął płakać powoli i tak płakał od czasu do czasu, żeby potem, kiedyś, w przyszłości, nie zalały mnie całkiem łzy, żebym w nich nie utonął całkiem, w całej topielczej dosłowności. Albo może ktoś, ktoś, kogo w tej chwili zalewały całkiem łzy, ktoś, kto tonął teraz we łzach, w całej topielczej dosłowności, wołał mnie na pomoc, ratunku prosił, poruszając bezgłośnie wargami krzyczał do mnie z wiatrem lub pod wiatr: zapłacz! zapłacz, Pradera, to może mnie przestaną płynąć łzy; zapłacz, bo ja tonę we łzach, pomóż mi, ratuj, ratuj, Pradera; i ja chciałem płakać, chciałem komuś pomóc, chciałem kogoś ratować, a może siebie chciałem ratować, tego z przyszłości niewiadomej tajemniczej, dalekiej lub nie tak dalekiej, ale nie mogłem płakać, nie chciały mi lecieć łzy, nie chciały, Boże mój, i tak mi przykro, tak mi przykro, ale przecież chciałem płakać i pomyślałem o tym wszystkim i chciałem płakać i czy to jest tak mało? Czyż to nie był płacz wielki wylewny, choć łzy nie leciały? Czyż tym nie uratowałem cię trochę, ty, co płaczesz, co toniesz teraz we łzach? Czyż tym nie uratowałem siebie trochę, siebie, co płaczę, co tonę we łzach w przyszłości niewiadomej tajemniczej, dalekiej lub nie tak dalekiej?

Cieszyłem się nowym dniem i chciałem, żeby wszyscy tak jak ja się cieszyli, bo kiedy człowiek się smuci, nie chce, żeby wszyscy się smucili, wcale nie, ale kiedy człowiek cieszy się, to wtedy chce, żeby wszyscy się cieszyli i czy jest w tym coś złego?

Kiedy obudziłem się, rano było. Jasny dzień. Położyłem się wieczorem i obudziłem się rano. Co powiedziałem? Położyłem się wieczorem i obudziłem się rano. Tak powiedziałem. Ech, Gałązko Jabłoni, co ja widzę? Co ja tu widzę wprost olśniewająco? Położyłem się wieczorem i obudziłem się rano. Przecież to jest jedno z najpiękniejszych zdań świata, to jest olśniewające, to jest snop światła w same oczy, w same usta. Jak mogłem tego przedtem nie zauważyć? Ile razy wypowiedziałem to zwyczajne proste zdanie, nie zdając sobie sprawy, nie widząc, ślepy, że to jest przecież cud, opisanie cudu. Ślepy jestem ciągle, ciągle ślepy. Wydaje mi się, że mam tysiąc oczu, ale ile z tego jest zamkniętych i czeka na radosne migotliwe zachwytliwe otwarcie lub, Boże mój, na otwarcie ponure, przerażające, czernią oślepiające, bólem zabijające. Wydaje mi się, że widzę wszystko, całą nędzę i całą wielkość, a nie widzę często, że depczę po cudach moimi gumowcami. Milowymi gumowcami, ale po cudach depczę. To jest przykre straszliwie. Smutne straszliwie to jest. I wstyd mi. Ale ja się poprawię.

To, że wyzbyłem się tych nieszczęsnych myśli, wskazywałoby na to, że jednak nie jest ze mną tak źle, że nie jest ze mną najgorzej.

Tak mi to popołudnie zeszło jak schodzi po drabinie cień. Cienie powłóczyste i długie były, i jeszcze rosły od zachodu, gdzie zachodziło słońce, na wschód, skąd jutro znowu wstanie słońce i będzie nowy dzień. Nie mówię, jak już może ktoś zauważył, że być może wstanie słońce, lub: — mam nadzieję, że wstanie słońce. Bo wierzę. Nadzieja jest zła, wiara jest dobra, i ja wierzę w ten cud, że jutro wstanie słońce i wierzę w ten drugi cud: że ona, Gałązka Jabłoni położy się wieczorem i obudzi się rano, że ja położę się wieczorem i obudzę się rano, i że już niedługo: razem, blisko siebie, położymy się wieczorem i obudzimy się rano.

Było jakoś tak niesamowicie uroczyście. Fantastycznie solennie. Chwila, chwila i miejsce, chwila, miejsce i czas były na złożenie jakiegoś przyrzeczenia. Co też uczyniłem. Przyrzekłem sobie, ja, Janek Pradera, włóczęga i były student, trzy lata archeologii słowiańskiej, uczestnik wielu bójek ulicznych, wielokrotnie ranny, ścigany ongiś niesłusznie, jak się później okazało, przez władzę ludową, ścigany ciągle i niesłusznie, jak się na pewno kiedyś okaże, przez mgłę, ten dym ten dym, tę mgłę tę mgłę, człowiek zwinny jak guma, twardy jak stal i kruchy, kruchutki, kruchuteńki jak szkło; przyrzekłem sobie ja, że nie dam się pognębić, że nie dam pognębić siebie takiego jaki jestem: zakochany, niewymownie, niewypowiedzianie przepięknie w tobie zakochany dziewczynko najmilsza, Gałązko Jabłoni życia mojego mglistego. I niech sobie będą wszyscy mądrzy ze swoimi rozumami, a ja z moją miłością niech sobie będę głupi.

Czułem się jak pięć minut, jak to mówią. Czułem się kruchutki jak pusty kieliszek stojący na jednej nóżce na chybocącym się stole.

Sen mnie zmorzył. Jako że cicho było, śpiewały ptaszki, a ja byłem, jak zwykle, straszliwie, śmiertelnie zmęczony.

- A Lema pan czytał? Stanisław Lem.
- Nie. Słyszałem tylko o nim.
- On uprawia gatunek: sajęsz fikszyn. Nauka fikcyjna. Opisuje życie na innych planetach i życie na Ziemi, ale w przyszłych czasach. Wybiega daleko myślami naprzód.
- To musi być bardzo ciekawe. Każdy jakoś tam wybiega myślami naprzód. Ale nie wiem. Nie bardzo mnie ciągnie do czytania tego. Kiedy ja myślę o przyszłych czasach, o tych po roku dwutysięcznym i dalej, to nie podoba mi się to, co widzę. Ja mam przyjaciela. Bruno ma na imię. On mówi tak: Ludzi coraz więcej, a człowieka coraz mniej. I ja widzę, że tak będzie w przyszłych czasach. Już teraz tak zaczyna być. Już się widzi tego początki. Ludzi coraz więcej, a człowieka coraz mniej.

Tak jest, bogowie. Wystarczy tych nieszczęść. Bądźcie bogami, o bogowie. Bądźcie bogami, mówię, a nie nędznym pomiotem śmierdzących skunksów.

Przyjemny był widok i radosny. Cieszył oczy i cieszył serce, i cieszył duszę wiecznie czymś zbolałe. Zawsze coś boli i boli i boli. Zawsze. I wszystko mnie bolało. Nawet kiedy cieszyłem się, to tak mocno się cieszyłem, że aż bolała mnie ta radość. Bo nie umiałem ja trochę się cieszyć, lekko się cieszyć, normalnie się cieszyć. Kiedy cieszyłem się, z byle czego, to zaraz tak straszliwie się cieszyłem, że aż mnie to bolało. To jest kara, ja wiem. Kara za przekroczenie granicy radości.

Bezkarnie nie można przekraczać pewnych granic. Są, mówię, pewne stany graniczne jak menisk wypukły w kieliszku, których nie dane jest bezkarnie przekraczać nikomu. Są za to kary. Za przekroczenie granicy wolności są różne kary. Łagodne i straszliwe: od niemożności noszenia zegarka na przegubie, bo to są kajdanki, do tęsknoty wielkiej za czymś bliżej niewiadomym. Tęsknoty dzikiej i odurzającej, jak ubytek krwi. Nad broczącym płynie wiatr. Bierze go i sieje. To jest kara za przekroczenie granicy wolności. Za przekroczenie granicy radości karą jest ból.

Ja sam się przestraszyłem. Nie pierwszy raz sam siebie przestraszyłem. W innym sensie, w innych wymiarach. Ale strach jest zawsze bardzo podobny do strachu. Nie różni się bardzo. Jest mały strach, duży strach i straszliwy strach, ale zawsze to strach, a nie, na przykład, otucha. Ile razy, kiedy zapędzałem się myślą daleko daleko, tam gdzie za dalą dala tak dalej, straszyło mnie to, co widziałem przez ledwie uchylone ze strachu powieki. Chyba stamtąd, z tamtych strachów wyniosłem ten ostatni przedziwny mój ból: kłucie włosów w głowę.

Piękna i zarazem tragiczna opowieść o zmaganiu się z depresją młodego mężczyzny. Wspaniały język. Metafora mgły była niesamowita. Co tu dużo mówić - moje serduszko zostało złamane.

Cytaty:
Jeden w głębi lustra i drugi w głębi lustra. W trzydziesty rok życia wchodziliśmy ostrym susem, to nie jest tak mało, trzydzieści dłuższych i krótszych lat razem przebywaliśmy i...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    2 178
  • Chcę przeczytać
    1 257
  • Posiadam
    338
  • Ulubione
    152
  • Chcę w prezencie
    29
  • Teraz czytam
    27
  • Literatura polska
    25
  • Literatura polska
    13
  • Audiobook
    9
  • 2012
    8

Cytaty

Więcej
Edward Stachura Siekierezada Zobacz więcej
Edward Stachura Siekierezada Zobacz więcej
Edward Stachura Siekierezada Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także