Hmmmm... chyba jednak co za dużo, to niezdrowo. Pierwsze tomy serii totalnie mnie zachwyciły, ale kolejne książki troszkę mnie znudziły. A już ostatni tom, czyli Rodzina uważam właściwie za trochę wymuszony i niepotrzebny. To takie jakby dalsze losy rodu Blacków po latach, gdy dzieci Ellery i Connora już się usamodzielniły.

Niby pomysł sam w sobie nie taki zły - w końcu często zarzuca się książkom, zwłaszcza obyczajowym, że pokazują jedynie happy end i nigdy nie wiemy, co działo się dalej z bohaterami. Jednak muszę powiedzieć, że raczej się wynudziłam przy tej książce. Nie wniosła specjalnie nic nowego, a zaproponowane przez autorkę dramaty i zwroty akcji specjalnie nie wzbudziły mojej ciekawości, zwłaszcza, że rozwiązania wszystkich problemów były banalne, nieprzemyślane i wręcz nieprawdopodobne (tyle cudownych zbiegów okoliczności!).

Książka napisana jest z perspektywy wielu bohaterów - narratorami są Connor, Collin, Ellery i Julia, ale nie miałam problemów z połapaniem się w tej wielości punktów widzenia. Sam styl Sandi Lynn pozostał niezmienny, a ponieważ od początku mi się spodobał, więc właściwie tutaj nie mam się do czego przyczepić, no może jedynie do tego, że wplecione w całość sceny erotyczne jak dla mnie były takie trochę wymuszone i na siłę, dla zachowania konwencji.

Już w części o Collinie drażniło mnie też przesłodzenie i cukierkowatość dialogów. Tutaj mamy powtórkę z rozrywki - ja wiem, że Connor i Collin to męskie ideały, ale gdyby mój mąż i syn byli aż tak słodcy, chyba bym nie wytrzymała.

Podsumowując, mam sentyment do tej serii i do samej autorki, ale nie jest to książka, która pozostanie w mojej pamięci. Plusem jest to, że bardzo szybko się czyta, więc zbyt wiele czasu nie straciłam.

Hmmmm... chyba jednak co za dużo, to niezdrowo. Pierwsze tomy serii totalnie mnie zachwyciły, ale kolejne książki troszkę mnie znudziły. A już ostatni tom, czyli Rodzina uważam właściwie za trochę wymuszony i niepotrzebny. To takie jakby dalsze losy rodu Blacków po latach, gdy dzieci Ellery i Connora już się usamodzielniły.

Niby pomysł sam w sobie nie taki zły - w końcu...