Historia pewnego sieroty i bliskich mu ludzi od momentu jego narodzin (a właściwie i wcześniej - Homer Wells nie jest jedynym znaczącym bohaterem tej książki) aż po przełomowy moment w dojrzałym już życiu. Czyli właściwie opowieść o dojrzewaniu, kształtowaniu osobowości i poglądów, a także o: potrzebie miłości, dylematach moralnych, skutkach wojny, zbieraniu jabłek, prowincjonalnych Sanach Zjednoczonych, szalonych latach 40. i 50. XX wieku, no i wreszcie - to było też określenie, którego używałam na potrzeby relacji dla znajomych - "książka o aborcji".
Nie porwała mnie specjalnie, zwłaszcza przez pierwsze ileśset stron, przerywałam ją parę razy inną lekturą. Ostatecznie sama historia całkiem mi się spodobała, szczególnie bliżej końca, gdzie wchodziło w grę trochę więcej dylematów moralnych i zależności międzyludzkich; ale na mój gust cała opowieść była momentami przegadana, niektóre fragmenty zbyt rozwlekłe. Prawdopodobnie umyka mi też jakaś analogia literacka, bo tyle się tu mówi o Dickensie, że obstawiam, że autor przymierzał się do napisania czegoś w jego stylu, a niestety nie czytałam, więc nie mam porównania. Szczęśliwie pochłonęłam ostatnio "Dziwne losy Jane Eyre", więc chociaż tutaj miałam jakiś punkt odniesienia ;) Nie da się ukryć, że losy sierot są "wdzięcznym" motywem literackim.
Po przebrnięciu przez całość pozostała mi sympatia do większości bohaterów i pewne wyobrażenie o życiu w stanie Maine w latach 194-/195-, ale zachwycić się nie zachwyciłam, drugi raz po tę książkę nie sięgnę.

Historia pewnego sieroty i bliskich mu ludzi od momentu jego narodzin (a właściwie i wcześniej - Homer Wells nie jest jedynym znaczącym bohaterem tej książki) aż po przełomowy moment w dojrzałym już życiu. Czyli właściwie opowieść o dojrzewaniu, kształtowaniu osobowości i poglądów, a także o: potrzebie miłości, dylematach moralnych, skutkach wojny, zbieraniu jabłek,...