Epepe

Okładka książki Epepe Ferenc Karinthy
Okładka książki Epepe
Ferenc Karinthy Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy PAX literatura piękna
178 str. 2 godz. 58 min.
Kategoria:
literatura piękna
Tytuł oryginału:
Epepe
Wydawnictwo:
Instytut Wydawniczy PAX
Data wydania:
1976-11-01
Data 1. wyd. pol.:
1976-11-01
Liczba stron:
178
Czas czytania
2 godz. 58 min.
Język:
polski
Tłumacz:
Krystyna Pisarska
Tagi:
literatura węgierska
Średnia ocen

7,9 7,9 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,9 / 10
10 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
554
388

Na półkach: ,

Książka, która jak żadna inna na mojej półce pasuje do obecnego wyzwania czytelniczego, toteż wyprzedza inne w kolejce do przeczytania właśnie w październiku. Nie miałem pojęcia o tej pozycji aż do przeczytania jej recenzji jednego z LC-znajomych (dzięki, @Łukaszu!) i stwierdzeniu, że to coś absolutnie dla mnie. Trochę jednak ta pozycja (zakupiona w internetowym antykwariacie - ileż to w ostatnich czasach podobnych zakupów…),a wydana w roku mojego urodzenia, przeczekała na półce.
Opowieść o pomyłce pewnego węgierskiego lingwisty, który podróżując na kongres branżowy do Helsinek myli loty i nagle znajduje się w nieznanym mu miejscu, gdzie - będąc wszak poliglotą - nie potrafi porozumieć się z lokalną społecznością ani w mowie, ani w piśmie. Nagle zewsząd otacza go jakiś tłoczący się zbiorowy organizm uwikłany w nieustającym zgiełku, chaosie i tłoczeniu się. To ludzkie mrowie zdaje się nie rządzić żadnym porządkiem, nie ma tu żadnej współpracy, a jedynie nieustająca konkurencja i praca łokciami. Przerażająca wizja zdegenerowanego mrowiska!
Niemożność komunikacji jest jedynie jednym z elementów dramatu głównego bohatera powieści; śledzimy oto jak na każdym kroku przydarzają mu się drobne klęski i uciążliwości, śledzimy jego ruchy jak jakiegoś laboratoryjnego szczura uwięzionego w matni i nie potrafiącego odnaleźć z niej wyjścia. Brak możliwości skomunikowania się choćby z jednym człowiekiem (a ma bohater do dyspozycji kilka co najmniej “cywilizowanych” języków) i to w tak publicznych miejscach jak hotele, taksówki, urzędy już nawet w latach siedemdziesiątych musiała się wydawać czytelnikowi dość absurdalna, a więc natychmiast rozumiemy, iż znajdujemy się w jakiejś opowieści metaforycznej. Patrzymy na jego szarpaninę jak na losy kolejnego Józefa K i rozumiemy, że nie będzie spektakularnego hapy endu. Ja zaś - śledząc te jego kolejne drobne a uciążliwe niepowodzenia - nie tyle nawet mu współczuję, co odczuwam fizycznie ból tych jego potknięć; tak jakoś ta książka musi korespondować z moimi lękami. Jakoś ten brak zauważania bohatera przez otaczający go świat i niemożność komunikacji wytrąca z równowagi mój obraz świata i wtrąca mnie w straszny dyskomfort.
Co zaś do samego wydania książki - no to ci jest wykorzystanie materiału do granic możliwości: 44 linie drobnego maczku na stronę i niemal bez marginesów; w dzisiejszych standardach wydawniczych pozycja miałaby (co najmniej!) dwokrotnie większą objętość, gdyby nie fakt, iż… od roku mojego urodzenia nie została wznowiona ani razu! Doskonale przetrwała też próbę czasu; ani (szyty!) blok książki się nie rozłamał, ani nie zniszczyła jej obwoluta. Na niej zaś - biograficzna notka o autorze z datą jedynie jego urodzin; po niemal pięciu dekadach znamy, a więc i możemy dopisać doń i datę jego śmierci…
Oceniam książkę bardzo wysoko i do tego z perwersyjną frajdą, bo dawno już żadna pozycja tak mnie nie wytrąciła ze strefy komfortu, a mimo to nie uważam jej za utwór tak znaczący. Cholerny kamień w bucie!

Książka, która jak żadna inna na mojej półce pasuje do obecnego wyzwania czytelniczego, toteż wyprzedza inne w kolejce do przeczytania właśnie w październiku. Nie miałem pojęcia o tej pozycji aż do przeczytania jej recenzji jednego z LC-znajomych (dzięki, @Łukaszu!) i stwierdzeniu, że to coś absolutnie dla mnie. Trochę jednak ta pozycja (zakupiona w internetowym...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1173
1149

Na półkach:

Bardzo dobra, choć ciężka literatura, a może właśnie dlatego dobra. Pesymistyczna fabuła przypomina senny koszmar. Ale za to jak to jest napisane…. Zadziwia, że tylko dwie opinie i niewiele więcej ocen.

Bohater przez przypadek trafia do jakiegoś przerażającego Megalopolis, ohydnego miasta pełnego zgiełku, chaosu i tłumów zabieganych ludzi w wiecznym tzw. owczym pędzie. A jak by było mało: posługują się tu językiem niepodobnym do żadnego innego, a mimo że nasz bohater jest językoznawcą, to nawet on jest bezradny – my zaś razem z nim, bo trudno się z nim nie utożsamić.

Alegoria totalitarnego kraju? Czy może każdego z wszystkich krajów świata, takiego, gdzie ludzie zatracają się w pędzie do NieWiadomoCzego? Albo też Ultima Thule, dokąd wszyscy trafimy?

Mimo tłumów w każdym miejscu i czasie bohater wpada tu w przerażającą egzystencjalną pustkę, nikt się nim nie interesuje i to zdaje się nie tylko dlatego, że nie zna języka. Po prostu ignorowanie Drugiego jest tu zasadą społeczną, a relacje międzyludzkie to hobbesowska walka każdego z każdym.

„Nie rozumieli go, nikt spośród nich. Wszyscy spieszyli się do własnych interesów, każdy zajęty tylko sobą i obojętny wobec jego zagmatwanych, prywatnych spraw”.

„Zupełnie opuszczony w tym obcym mieście, o którym nawet nie wie, jak się nazywa, gdzie nie rozumie niczyjej mowy i jego też nikt nie rozumie, choć włada wieloma językami; przynajmniej do tej pory nie spotkał nikogo w tej przesłaniającej wszystko, wiecznie mrowiącej się i rozbieganej, nigdy nie malejącej ludzkiej plątaninie, z kim mógłby zamienić choćby dwa słowa.

„Był zupełnie bezradny, zdany tylko na własne siły, sam już nie wiedział, od jakiego czasu, coraz bardziej samotny wśród niezliczonych mieszkańców bezkresnej masy kamienia, cegły i betonu.”

Opisy brzydoty miasta mogą się przyśnić, a ekologia tu nie istnieje: „Na płaskim terenie rozciągało się nie objęte dla ludzkiego oka miasto: w którakolwiek nie spojrzał stronę, nigdzie nie widział końca. Tylko domy, kompleksy domów, ulice, place, wieże, stare i nowe dzielnice, dziobate czynszowe kamieniczki i marmurowo-świeże drapacze chmur, bulwary i zaułki, fabryki, warsztaty, cysterny z gazem i ta nieforemna szeroka budowla, rzeźnia. I kominy, kominy wszędzie, gdzie tylko spojrzał, otwarte, strzelające w górę smocze tułowia, rzygające w niebo białym i czarnym, żółtym i fioletoworudym dymem”.

Książka powstała na Węgrzech w 1970 r. Trochę tu klimaty Kafki, sporo Orwella, bardzo dużo Hobbesa, trochę chyba reminiscencji węgierskiego października 1956.

Najwięcej jednak „samotności w tłumie” - przypadku naszego bohatera, choć przez niego niezawinionego. Świetnie jest rozpisana jego ewolucja. Na początku jałowy bunt, próba nauczenia się miejscowego języka, a potem – coraz większe przystosowanie, aż po zaangażowanie w rewolucyjnym zrywie.

Autor opisał tu wzorcowy przypadek totalitarnego ładu, konformizmu społecznego, gdy stajemy się powoli tacy sami, jak wszystkie inne termity. Ulegamy zarówno presji otoczenia, jak i kontrolującej wszystko władzy - a nie wiadomo czemu bardziej (tele-ekran można jeszcze wyłączyć, ale uzależnionych jest bardzo wielu). Dziś taka książka mogłaby traktować o współczesnych Chinach, gdzie nie przypadkiem zerwanie komunikacji miedzy ludźmi jest marzeniem władz – tak, aby pozostali sami wobec państwowego wszystkowiedzącego Molocha.

I nawet romans bohatera jest taki, jak wszystko tam, czyli nijaki, a jego postawa wobec miejscowej dziewczyny (wydaje mu się nawet, że jest zakochany) bynajmniej nie zachwyca….

Niektóre dolegliwości, które dokuczają naszemu bohaterowi, znam nawet i bez czytania tej książki, skoro na mojej Pradze co rusz słyszę z aut i okien dźwięki podobne do tego (co gorsza – dodatkowo ze słowami): „Tylko rytm i żadnej melodii: urywany, synkopowany, natrętny, bezwstydny rytm. Raziła siła dźwięku, niemal pękała mu głowa i nie mógł sobie wyobrazić, jak inni wytrzymują to nieprzerwane bębnienie”.

PS Trochę przeszkadzało mi notoryczne używanie przez tłumacza słowa ilość przy rzeczownikach policzalnych (gdzie była redakcja „bogobojnego” PAX-u?)

Bardzo dobra, choć ciężka literatura, a może właśnie dlatego dobra. Pesymistyczna fabuła przypomina senny koszmar. Ale za to jak to jest napisane…. Zadziwia, że tylko dwie opinie i niewiele więcej ocen.

Bohater przez przypadek trafia do jakiegoś przerażającego Megalopolis, ohydnego miasta pełnego zgiełku, chaosu i tłumów zabieganych ludzi w wiecznym tzw. owczym pędzie. A...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1043
57

Na półkach:

Książka stanowi pewien dziwny fenomen: jest nieznana, a jej treść mogłaby uchodzić za coś co zwie się klasyką literatury. Motyw wyjściowy jest prosty: główny bohater przez przypadek (a raczej wskutek pomyłki) trafia do obcego mu kraju, w którym ludzie posługują się zupełnie niezrozumiałym językiem. Mimo tego, iż jest ligwistą, nie potrafi przyporządkować tej dziwnej mowy do żadnego ze znanych mu języków. I tak nasz bohater błąka się po tym tłocznym, dusznym świecie, próbując przetrwać, wydostać się z niego, lecz na wskutek bariery językowej jest to nieomal niemożliwe... Od razu mi się przypomina Franz Kafka, bo nawet delikatnie utwór przypomina duszną atmosferę „Procesu” czy „Zamku”. Może dlatego tak bardzo mi się powieść spodobała, gdyż gustuję w takich klimatach. A tutaj nie zaznałem wcale rozczarowania treścią (bo często w wielu znanych utworach pojawiają się elementy psujące kompozycję),co skłania mnie do uznania „Epepe” (co oznacza tytuł wyjdzie w tekście) za spore odkrycie. Jest tajemniczo i przez co razem z bohaterem próbujemy wyjaśnić o co w tym wszystkim chodzi, próbujemy wydostać się z matni, przeżyć, gdy kurczą się zasoby pieniężne. Bardzo wciągająca lektura. Dla kogoś kto szuka czystej rozrywki, łatwej i przyjemniej – odradzam. Ale dla tych co poszukują w literaturze czegoś więcej, którzy lubują się w klimatach niewiadomej, nie boją się wejść w grząski teren i broczyć w nim – będą zachwyceni.

Książka stanowi pewien dziwny fenomen: jest nieznana, a jej treść mogłaby uchodzić za coś co zwie się klasyką literatury. Motyw wyjściowy jest prosty: główny bohater przez przypadek (a raczej wskutek pomyłki) trafia do obcego mu kraju, w którym ludzie posługują się zupełnie niezrozumiałym językiem. Mimo tego, iż jest ligwistą, nie potrafi przyporządkować tej dziwnej mowy do...

więcej Pokaż mimo to

avatar
329
203

Na półkach: ,

Budai, węgierski językoznawca, wybiera się na kongres do Helsinek. W nie do końca wyjaśnionych okolicznościach trafia jednak gdzie indziej; a w owym gdzie indziej wszyscy mówią językiem, którego Budai, mimo swych kwalifikacji, nijak nie potrafi zrozumieć ni rozgryźć. Tak rozpoczynają się jego poszukiwania kodu, który pozwoli mu opanować obcą mowę, zrozumieć obcy świat i wydostać się z pułapki.
Zmagania te opisane są w sposób precyzyjny i zajmujący. Bardzo szybko wczułem się w sytuację bohatera i duszny, choć nie wrogi klimat nieznanego miasta. Kluczem do budowania napięcia jest tu bowiem właśnie nie jakieś namacalne zło, tylko jałowość wszelkich wysiłków, jakie podejmuje Budai. Nasuwają się oczywiście pewne literackie analogie, których chciałbym jednak uniknąć, bo "Epepe" broni się jako dzieło samodzielne. Nie tylko buduje fantastyczny klimat bez użycia fantastycznych rekwizytów, ale i dostarcza dość materiału do interpretacji. Część tego materiału nie sprawia może większych kłopotów, gdy dysponuje się wiedzą na temat czasu i miejsca powstania powieści, a także profilu jej polskiego wydawcy; reszta pozostaje jednak na satysfakcjonującym poziomie niejednoznaczności.
Moim zdaniem "Epepe" to bardzo ciekawa propozycja, nosząca wiele znamion klasyki, poza jednym - nie wypowiedział się o niej dotąd pozytywnie żaden polski autorytet, ani nawet "autorytet". Dzięki temu można jednak nabyć tę książeczkę dosłownie za złotówkę.

Budai, węgierski językoznawca, wybiera się na kongres do Helsinek. W nie do końca wyjaśnionych okolicznościach trafia jednak gdzie indziej; a w owym gdzie indziej wszyscy mówią językiem, którego Budai, mimo swych kwalifikacji, nijak nie potrafi zrozumieć ni rozgryźć. Tak rozpoczynają się jego poszukiwania kodu, który pozwoli mu opanować obcą mowę, zrozumieć obcy świat i...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    25
  • Przeczytane
    10
  • Posiadam
    4
  • Literatura węgierska
    3
  • Teraz czytam
    1
  • BWB
    1
  • Literatura piekna
    1
  • Beletrystyka
    1
  • Biblioteka
    1
  • Ulubione
    1

Cytaty

Więcej
Ferenc Karinthy Epepe Zobacz więcej
Ferenc Karinthy Epepe Zobacz więcej
Ferenc Karinthy Epepe Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także