Blask wieczności. Tom 1

Okładka książki Blask wieczności. Tom 1 Anna A. Swoboda
Okładka książki Blask wieczności. Tom 1
Anna A. Swoboda Wydawnictwo: Wydawnictwo Poligraf fantasy, science fiction
362 str. 6 godz. 2 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Wydawnictwo:
Wydawnictwo Poligraf
Data wydania:
2014-02-06
Data 1. wyd. pol.:
2014-02-06
Liczba stron:
362
Czas czytania
6 godz. 2 min.
Język:
polski
ISBN:
9788378561712
Średnia ocen

5,0 5,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
5,0 / 10
11 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
1
1

Na półkach:

W całym swoim życiu jeszcze nigdy nie przytrafiło mi się, abym zakładał konto na jakiejkolwiek stronie, aby wydać opinię o książce. Widać kiedyś musi być ten pierwszy raz. Po dzieło Panny Swobody sięgnąłem z czystej ciekawości. Wiadomo, nowa autorka, młoda w dodatku, z otwartym umysłem i zapewne wielką wyobraźnią to powiew świeżości, odmiana od Sapkowskiego, Tolkiena czy Pani Rowling, których książki spotka się w każdej księgarni i w każdej bibliotece.
Pierwsze co rzuca się w oczy to oczywiście okładka. Wojownik w zbroi trzymający tarczę narobił mi smaku. Uwielbiam fantasy których akcja dzieje się w czasach okołośredniowiecznych: podróże konno, rycerze, czarownicy z brodami, wojownicy polujący na smoki...W to mi graj! Opis z tyłu podpowiadał jednak, że może to być świat cichych zabójców (coś a'la Assassyni). Zapowiadało się bardo ciekawie, ale wiadomo, nie ocenia się książki po okładce. Spojrzałem jeszcze na wydawnictwo. Poligraf. Nic mi to nie mówiło, więc postanowiłem zapytać wujka Google. Jak się okazało jest to wydawnictwo płatne, za wydanie biorą horrendalne sumy, a opinie o nim są raczej złe, ale cóż, każdy przecież musi jakoś zacząć, a sprawa materialna osoby płacącej nie jest moją sprawą, prawda? Pełen ciekawości zabrałem się więc za czytanie.
I wtedy nastąpiło rozczarowanie. Przebrnąłem przez całe to dzieło z wrażeniem, że zaserwowano mi po raz wtóry odgrzewanego kotleta, lecz do tego dojdę później.
Zajmijmy się na początek główną bohaterką, niejaką Kirateą. Jest to białowłosa piękność (bo przecież główna postać nie może być nijaka czy brzydka),która jest zwyczajnie rozwydrzoną nastolatką, efektem bezstresowego wychowania, przekonana o własnej doskonałości i wyjątkowości. Nie posiada ani świetnego poczucia humoru, ani nie grzeszy inteligencją, choć tak starała się to pokazać autorka, co skutkowało ogłupieniem wszystkich innych postaci, aby ta jedna była tą najbardziej "tru". Jako główna bohaterka musiała być również jedyna w swoim rodzaju. Została więc jedyną kobietą Okai, ma superświetnąsupermoc - certię, która na myśl przywodzi ka'kari z trylogii Brenta Weeksa, niesamowity tatuaż na plecach niczym z "Domu Nocy" (błagam, nie pytajcie mnie skąd znam tę serię, długa i skomplikowana historia),rozterki miłosne jak z taniego romansu dla nastolatków (takiego naprawdę, naprawdę złego romansu) i kwaśne teksty. Jeszcze nigdy główna postać nie irytowała mnie tak bardzo, jak właśnie Kiratea.
Reszta świata przedstawionego to absolutne dno. Bohaterowie drugoplanowi i poboczni płascy jak deski, brak wyważenia w dramaturgii i mroczności, fabuła nieciekawa, a imiona bohaterów dobijają. Wśród wymyślnych, dostojnych imion zostały wrzucone całkowicie proste imiona. To tak jakby Pani Canavan wrzuciła między Soneę, Cery'ego czy Akarina, Zbycha, Zdzicha i Rycha. Kole w oczy, czyż nie?
Dialogi poprowadzone tragicznie, nie raz uśmiałem się z patosu jakim mówili bohaterowie.
Beznadziejnie również jest ukazanie sceny mordów lub tortur, gdzie zapewne w zamyśle miała być ukazana genialność bohaterki, jej mroczna strona i fakt, z jaką łatwością potrafi zabijać czy wyciągnąć informacje przy pomocy maszyny (czyli czegoś co musiało działać na prąd, choć autorka wrzuciła akcję w czasy okołośredniowieczne).
Nawiążę teraz do "odgrzewanego kotleta" o którym wspomniałem, a do którego po części nawiązałem wcześniej: ciągle przewijały się rzeczy, które spotkałem już wcześniej w innych książkach (patrz: ka'kari i certia). Autorka nadmiernie inspirowała się dziełami znanych autorów, nie wniosła nic nowego. Bo czyż burdelmama Martika, która uczyła tańczyć główną bohaterkę (która oczywiście była na tyle super, że załapała wszystko w kilka sekund) nie była inspirowana Mamą K, a mistrz bohaterki - Durzo Blintem?
Podsumowując: książka jest słaba, bardzo słaba. Skierowana raczej do dziewczynek z podstawówki lub do bardziej tępej młodzieży. Zawiodłem się bardzo, lecz zrozumiałem czemu książka została wydana przez wydawnictwo, które każe sobie płacić. Jak wiadomo gdy nie ma talentu, to musi być kasa. Proponuję aby Panna Swoboda wstrzymała się z wydawaniem dalszych części - zaoszczędzi pieniądze ciężko zarobione przez rodziców.

W całym swoim życiu jeszcze nigdy nie przytrafiło mi się, abym zakładał konto na jakiejkolwiek stronie, aby wydać opinię o książce. Widać kiedyś musi być ten pierwszy raz. Po dzieło Panny Swobody sięgnąłem z czystej ciekawości. Wiadomo, nowa autorka, młoda w dodatku, z otwartym umysłem i zapewne wielką wyobraźnią to powiew świeżości, odmiana od Sapkowskiego, Tolkiena czy...

więcej Pokaż mimo to

avatar
21
1

Na półkach: ,

właśnie skończyłam czytać i polecam każdemu w tej książce jest wszystko co pozwala przenieść się w zupełnie inny świat, dawno nie cztałam tak jednym tchem kiedy 2gi tom ? ktoś wie? "Potem pchnęłam drzwi, za którymi czekał mój sędzia, mój kat. Moja śmierć lub cierpienie..." i co dalej????? nie mogę się doczekać

właśnie skończyłam czytać i polecam każdemu w tej książce jest wszystko co pozwala przenieść się w zupełnie inny świat, dawno nie cztałam tak jednym tchem kiedy 2gi tom ? ktoś wie? "Potem pchnęłam drzwi, za którymi czekał mój sędzia, mój kat. Moja śmierć lub cierpienie..." i co dalej????? nie mogę się doczekać

Pokaż mimo to

avatar
17
2

Na półkach: ,

Ta książka to jedno wielkie nieporozumienie. Postać główna jest irytująca i tak ocieka swą idealnością, że nie da się tego w żaden sposób znieść. Autorka pisze, iż jest to książka "dla tych, co są znudzeni wampirami", a co serwuje? Wampiry, tyle że pod nazwą "demony", co można wyczuć już od pierwszej strony. Owe "demony" to istoty niesamowicie piękne, posiadające równie niesamowite zdolności, a bohaterka pięćdziesiąt razy na stronę wspomina o swojej "żądzy zabijania", co robi się zwyczajnie nudne i żenujące. Teksty postaci są wyjątkowo tanie, a scena wyznawania miłości była sztuczna i absurdalna, zwyczajnie popłakałam się ze śmiechu. Autorka wprowadza pojęcia, lecz by poznać ich wyjaśnienie musimy przejść dwadzieścia pięć stron dalej, podczas gdy owe słowo powtarza się kilkanaście razy (i weź się tu domyślaj jego znaczenia, przykładowo "akawa"). Ilość dram przechodzi wszelkie pojęcie i tak, zgadliście, są tak niesamowite, że można boki zrywać. Absolutny brak realizmu również kole w oczy, bo gdy ktoś wyciąga, uwaga, katanę spod kiecki i rozbija na kawałki miecz przeciwnika, to jest to absolutnie normalne i nikogo nie dziwi, że panienka z dobrego domu, wielkiego rodu, która ma swą profesję utrzymywać w tajemnicy ot tak, na oczach zebranych, pokonuje mistrza walki, zaś demon szkolony w szkole wojskowej jest takim niedołęgą, że nie potrafi sobie w owej walce sam poradzić i nie posiada absolutnie żadnej kondycji. Niestety takich głupot jest o wiele więcej. Książki absolutnie NIE polecam, marnotrawstwo pieniędzy, czasu jak i papieru.

Ta książka to jedno wielkie nieporozumienie. Postać główna jest irytująca i tak ocieka swą idealnością, że nie da się tego w żaden sposób znieść. Autorka pisze, iż jest to książka "dla tych, co są znudzeni wampirami", a co serwuje? Wampiry, tyle że pod nazwą "demony", co można wyczuć już od pierwszej strony. Owe "demony" to istoty niesamowicie piękne, posiadające równie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
13
1

Na półkach: , ,

Wow, zaczęłam czytać i od razu straciłam poczucie czasu... Strasznie wciąga! Jedna z najlepszych, jakie czytałam, a polskiej autorki, cuda się zdarzają ;) Z czystym sumieniem polecam!

Postaci mają swoje barwne życiorysy.
W tle rozgrywa się romans, a mimo to nie jest nudno.
Jakiś bóg nareszcie ujawnia swoje istnienie!
Jeżeli ktoś lubi nieszablonowe wątki i ciekawe książki, to ta jest idealna.
Kontrowersyjna, więc może nie dla każdego, ale czytanie jej sprawia czystą przyjemność

Wow, zaczęłam czytać i od razu straciłam poczucie czasu... Strasznie wciąga! Jedna z najlepszych, jakie czytałam, a polskiej autorki, cuda się zdarzają ;) Z czystym sumieniem polecam!

Postaci mają swoje barwne życiorysy.
W tle rozgrywa się romans, a mimo to nie jest nudno.
Jakiś bóg nareszcie ujawnia swoje istnienie!
Jeżeli ktoś lubi nieszablonowe wątki i ciekawe książki,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
613
2

Na półkach: ,

Ja... po pierwszych trzech stronach poszłam dokupić ołówki i pierwszy raz w życiu pisałam po książce (póki co wychodzi przynajmniej dziesięć uwag na stronę). Po dwudziestu pięciu nadal tkwię w przekonaniu, że główna bohaterka to Mary Sue i typowa "głupia blondynka". Przeraża mnie fakt, że zostało mi jeszcze ponad trzysta trzydzieści do przeczytania.

Moje ulubione kwiatki:
- Demony nie mają źrenic. Tak z czysto biologicznego punktu widzenia: to jak one, przepraszam bardzo, cokolwiek widzą?
- Kiratea maskuje się nocą na drzewie. Nie pomyślała o tym, żeby zakryć swoje platynowe włosy.
- Następnie walczy na treningu za pomocą wyczarowanej katany, która pojawiła się, kiedy akurat była potrzebna.
- Dziewczyna ma kłopoty z unikaniem wzroku osoby, która siedzi obok niej przy stole. Obok, nie naprzeciwko.
- A jak już o stołach mowa: Mistrz ma zdolności Elastyny, bo siedząc dwa miejsca od Kiry, potrafi ją kopnąć, omijając znajdującą się między nimi osobę.
- W domu znajduje się ukryta zbrojownia i zielarnia, w ogrodzie jaskinia. Rodzice nie mają o tym pojęcia. W ogóle nie mają pojęcia o niczym, co jest związane z ich jedynym dzieckiem.
- Nadal się zastanawiam, jakim cudem Kiratei nikt jeszcze buźki nie przestawił za takie odzywki.
Aż się ciśnie na usta: "Po co logika? To fantastyka".
Pozostaje mi nadzieja, że może dalej jest lepiej.

NIE JEST.
(Opinia nie zostanie oznaczona jako spoiler, bo fabuła jest zbyt przewidywalna, ale o tym później.)

Gdzieś w okolicach jednej trzeciej objętości książki zrobiłam Kiratei Uniwersalny Test Eliminacji Marysuizmu, zgarnęła siedemdziesiąt trzy (tak, 73) punkty. Dodam, że skala kończy się na 50+. Później pojawia się jeszcze kilka kwestii, które również są uwzględnione w teście.

Główna bohaterka: Kiratea (z jakiegoś tamtejszego języka - "zemsta") Brand, lat szesnaście, jedyne dziecko najbogatszego rodu demonów w Astylii, ulepszony Jezus w ciele demona, jedyna kobieta Okai. Umiejętności: chowanie pod kiecką kolczugi-tylko-bardziej-wypasionej i całego wachlarza broni białej tak, że nikt tego nie zauważył; władza nad ogniem, powietrzem, wodą i ziemią; znajomość chyba wszystkich możliwych języków wraz z dialektami, stylów szermierki i tańców. Hobby: zabijanie lub prawie zabijanie ludzi i kalitów (ew. Miteriona),gdy pojawi się żądza. Inne: wręcz nienawidzi swoich rodziców, bo każą jej wyjść za chyba najlepszą partię, jaka mogła jej się trafić, a matka dodatkowo ubiera ją w drogie suknie - krócej: syndrom zbuntowanej księżniczki; Maryśka Zuzanna pełną parą.

Właśnie, Miterion, gdyby Imperatyw Iście Blogaskowy nie kazał mu przystawiać się do Kiry, byłaby to naprawdę niezła postać. Nie ma mowy, żeby chłopak naraził ją na zdemaskowanie, jest dziedzicem drugiego najbogatszego rodu astylijskich demonów, aż taką ciapą za to nie jest, bo bierze lekcje szermierki, martwi się o Kirę i jej ogólne samopoczucie, próbuje chronić, mimo że ona, łagodnie mówiąc, ma go w nosie. Och, no fakt, w sytuacji, w której ja bym chyba nieźle na głowę dostała, stwierdził, że mu na naszej bohaterce nie zależy. Ale oczywiście jest be, fuj i w ogóle niedobry, a najlepiej niech zginie, żeby Kira nie musiała za niego wychodzić. A mnie tak bardzo zastanawia, czego ona oczekuje w czasach pseudodawnych (wszędzie świeczki, łazienki w domach, całe miasta - razem ze slumsami - ogrodzone murem, brak gorsetów, podrzędna tawerna z zatrudnionymi muzykami... jestem bardzo skonfundowana). Ach, no tak, miłości.

Romans z Leksjuszem jest zwyczajnie żałosny. Już nawet nie śmieszny, po prostu żałosny. Kira nie chce, bo on będzie jej słabością, a jak chłopaczyna chce, żeby go trenować, to ona też nie chce, bo jeszcze mu się coś stanie. Jak na młodą osobę, która dopiero co odkrywa swoje uczucie, dziewczyna jest wyjątkowo marudna. Już od samego początku ma dosyć opiekuńczości Leksa, ale z drugiej strony nawet nie wpadła na pomysł, żeby mu powiedzieć, że ją to dręczy. Nie stara się też, żeby chłopak ją w jakikolwiek sposób zrozumiał, sprawy Okai są tylko jej problemem i koniec. Leksjusz natomiast związał się z Kirą mimo wiary w boga, który zakazuje zabijać. Okej, miłość jest ślepa i te sprawy, ale jemu najpierw wydaje się to nie przeszkadzać, a jak już coś wspomni, to szybko rezygnuje. Nie chce również uwierzyć w Ottana, którego córką jest Kira. Ale to nieważne, nic nie jest ważne, bo ich łączy więź.

I można długo o bohaterach i relacjach między nimi. Chciałam w tej kwestii zwrócić jeszcze tylko uwagę na imiona. Mamy Kirateę, Miteriona; Agatona, Edenera, by zaraz wyskoczyły nam Angela, Zuzanna, Eric czy Hubert; pojawiają się również Izajasz i Ares. Nie jest wspomniane, by te postacie pochodziły z różnych państw.

Fabuła, cóż... perfidnie mam złośliwą ochotę napisać: "To tam coś takiego jest?". Niby coś się dzieje, ale raz, nie jest to nic specjalnego (hm, Kira i jej matka jadą do rodziny chłopaka, którego Kira nie lubi... pytanie za sto punktów: co się dzieje? Tak! Kira dowiaduje się, że ma za niego wyjść),dwa, każdy problem jest natychmiast rozwiązywany (Kira i Miterion zostają porwani - a, spoko, porywacz to znajomy Kiry; Kira niemalże zabija Miteriona - chłopak mdleje i oczywiście nic nie pamięta),a trzy, poszczególne sceny nie powodują żadnych konsekwencji (jak na surowych i dbających o dobre imię rodziców to niespecjalnie się przejęli tym, że Kira ma rzekomy poważny romans ze swoim nauczycielem...).

Książka nie jest w jakikolwiek sposób podzielona (odstęp jednej linii między scenami NIE jest podziałem),więc o tym, gdzie skończyłam czytać, orientowałam się tylko po dopisywanych uwagach, a przerywać musiałam często. W połowie stwierdziłam, że to już jest tak nudne i bez polotu, że zwyczajnie nie warto się męczyć. Nie ma nic, absolutnie nic, co byłoby motywacją do czytania drugiej połowy książki - ani ciekawej, intrygującej, oryginalnej fabuły, ani interesujących bohaterów, ani chociaż dobrego warsztatu.

A pani redaktor i panie korektorki powinny się dobrze zastanowić nad swoim powołaniem. Pojedyncze akapity poruszające kilka wątków, brak spacji i dzikie konstrukcje zdań również nie zachęcają do dalszego czytania.

Jeden - za to, że w końcu nauczyłam się pisać ołówkami automatycznymi tak, żeby nie łamać rysika, za brodę dodającą charyzmy i za Martikę, bo ta kobietka prowadząca dom publiczny jest jedyną postacią, którą da się szczerze i bez żadnego "ale" polubić, a niestety pojawia się tylko we wspomnieniu.

Ja... po pierwszych trzech stronach poszłam dokupić ołówki i pierwszy raz w życiu pisałam po książce (póki co wychodzi przynajmniej dziesięć uwag na stronę). Po dwudziestu pięciu nadal tkwię w przekonaniu, że główna bohaterka to Mary Sue i typowa "głupia blondynka". Przeraża mnie fakt, że zostało mi jeszcze ponad trzysta trzydzieści do przeczytania.

Moje ulubione...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1366
175

Na półkach: , , , ,

Poległam, naprawdę bardzo rzadko to robię ale odłożyłam po 86 stronach bez planów powrotu.:(

Poległam, naprawdę bardzo rzadko to robię ale odłożyłam po 86 stronach bez planów powrotu.:(

Pokaż mimo to

avatar
331
1

Na półkach:

Przeczytałam jakieś pół książki i to było zdecydowanie za dużo. Bohaterowie, którzy odpychają, przewidywalna fabuła, brak rozdziałów. Ta książka przypomina mi fantazje trzynastolatki.

Przeczytałam jakieś pół książki i to było zdecydowanie za dużo. Bohaterowie, którzy odpychają, przewidywalna fabuła, brak rozdziałów. Ta książka przypomina mi fantazje trzynastolatki.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    42
  • Przeczytane
    13
  • Posiadam
    8
  • Ulubione
    3
  • Wymienię
    1
  • Fantastyka
    1
  • Nigdy więcej
    1
  • Lit. PL (w planach)
    1
  • Nie tykać kijem od szczotki
    1
  • Mogę przygarnąć :)
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Blask wieczności. Tom 1


Podobne książki

Przeczytaj także