rozwińzwiń

Oświęcim w oczach SS

Okładka książki Oświęcim w oczach SS Rudolf Hoess
Okładka książki Oświęcim w oczach SS
Rudolf Hoess Wydawnictwo: Państwowe Muzeum w Oświęcimiu reportaż
339 str. 5 godz. 39 min.
Kategoria:
reportaż
Wydawnictwo:
Państwowe Muzeum w Oświęcimiu
Data wydania:
1976-01-01
Data 1. wyd. pol.:
1976-01-01
Liczba stron:
339
Czas czytania
5 godz. 39 min.
Język:
polski
Tłumacz:
Eugenia Kocwa
Średnia ocen

0,0 0,0 / 10
Ta książka nie została jeszcze oceniona NIE MA JESZCZE DYSKUSJI

Bądź pierwszy - oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki Auschwitz w oczach SS Pery Broad, Rudolf Hoess, Johann Paul Kremer
Ocena 6,9
Auschwitz w oc... Pery Broad, Rudolf ...

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
0,0 / 10
0 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
896
361

Na półkach:

To jest faktycznie książka, którą bardzo trudno ocenić. O dreszcze przyprawia fakt, iż autorami są kaci tylu milionów ludzi. Podzielę się tylko kilkoma refleksjami. Hoss i jego usprawiedliwienia. Strony pamiętnika zapisane jak to komendant tak naprawdę to nie chciał robić tego co robił. Jaki był biedny bo sam musiał wszystko załatwiać choćby kupno drutu kolczastego gdyż miał na to za mało kompetentnych podwładnych. No biedny po prostu. Przy takim nawale zajęć jak tu upilnować funkcyjnych, a przełożeni nie chcą powymieniać tych nieludzkich na lepszych pracowników… Pery pisze o tym co wyrabiało Gestapo w obozie i tak sobie myślę, skoro nie wspomina w swych wynurzeniach o swojej osobie, skąd wie o wszystkich szczegółach.. Na koniec Kramer, który bierze udział w specjalnych akcjach, egzekujach a później wraca do badań naukowych, tak po prostu. Bez sentymentów, wyrzutów sumienia…
To się wszystko w głowie nie mieści. Po prostu…

To jest faktycznie książka, którą bardzo trudno ocenić. O dreszcze przyprawia fakt, iż autorami są kaci tylu milionów ludzi. Podzielę się tylko kilkoma refleksjami. Hoss i jego usprawiedliwienia. Strony pamiętnika zapisane jak to komendant tak naprawdę to nie chciał robić tego co robił. Jaki był biedny bo sam musiał wszystko załatwiać choćby kupno drutu kolczastego gdyż...

więcej Pokaż mimo to

avatar
497
230

Na półkach:

Spodziewałem się więcej. Trudno! Każdy po fakcie próbuje się tłumaczyć, czego on to nie mógł zrobić.

Spodziewałem się więcej. Trudno! Każdy po fakcie próbuje się tłumaczyć, czego on to nie mógł zrobić.

Pokaż mimo to

avatar
1501
543

Na półkach: ,

Książka z gatunku tych, których normalny człowiek nie jest w stanie ocenić słowami: „dobra” lub „zła”. Już sam fakt, że są to wspomnienia trzech zwyrodnialców „zatrudnionych” w miejscu które były więzień Oświęcimia Wiesław Kielar nazwał Anus mundi (odbyt świata) wiele mówi o jej treści.

Muszę przyznać, że kilka lat temu spędziłem cały dzień na zwiedzaniu tego obozu i wyszedłem z niego kompletnie rozbity, a było to kilkadziesiąt lat po jego wyzwoleniu. Chodząc między budynkami i barakami nie mogłem sobie wyobrazić, jak obsługa administracyjna (w szerokim tego słowa znaczeniu) i strażnicy mogli tam spędzać kolejne dni, patrzeć na otaczający ich horror a potem wracać spokojnie do swoich rodzin i bliskich.

Przeczytałem na temat obozów koncentracyjnych wiele książek, ale te wspomnienia była do mnie kompletnym szokiem. Nie spodziewałem się takiego wyzucia z emocji. Pierwszy komendant obozu Rudolf Höss, podoficer SS z obozowego gestapo Pery Broad i lekarz SS - Johann Paul Kremer opisali w niej swoja służbę. Dwa dokumenty wchodzące w skład tej książki stanowią wspomnienia spisane już po wojnie. Jedynie zapiski Kramera są swego rodzaju prywatnym pamiętnikiem spisywanym na bieżąco w czasie „pracy”. To właśnie ten dokument był dla mnie największym wyzwaniem, choć nie ma tam brutalnych opisów, a może właśnie dlatego że ich tam nie ma. Lekarz SS przedstawia systematyczne mordowanie więźniów, selekcje, gazowanie bez nawet najmniejszej dawki emocji. Pokuszę się wręcz o stwierdzenie, że bardziej by go poruszył brak urozmaiconego dwudaniowego obiadu czy też czystego munduru lub kitla, niż udział w selekcji dokonywanej na rampie.

Książka ciężka w odbiorze, niewielka objętościowo ale za to bardzo bogata w treść poznawczą mentalności oprawców zajmujących się codzienną eksterminacją więźniów. Myślę, że jest to dokument z treścią którego mimo wszystko trzeba się zapoznać aby opisane w nim wydarzenia nigdy więcej się nie powtórzyły.

Książka z gatunku tych, których normalny człowiek nie jest w stanie ocenić słowami: „dobra” lub „zła”. Już sam fakt, że są to wspomnienia trzech zwyrodnialców „zatrudnionych” w miejscu które były więzień Oświęcimia Wiesław Kielar nazwał Anus mundi (odbyt świata) wiele mówi o jej treści.

Muszę przyznać, że kilka lat temu spędziłem cały dzień na zwiedzaniu tego obozu i...

więcej Pokaż mimo to

avatar
603
49

Na półkach: , ,

Piekło obozów koncentracyjnych znamy przede wszystkim ze wspomnień osób, które zdołały je przeżyć i które znalazły w sobie tyle sił, by je opisać. W relacji więźniów zawsze pojawiają się SS-mani, którzy byli „panami życia i śmierci” w niemieckich lagrach. Nazwiska wielu z nich są niestety dobrze znane ze względu na ich nieprzeciętną brutalność i brak jakichkolwiek zahamowań moralnych. SS-mani na każdym szczeblu tworzyli potworną machinę zagłady, w którą wprzęgnął ich chory system wartości stworzony przez nieobliczalne i zdegenerowane umysły władców III Rzeszy Niemieckiej.

Czytelnicy interesujący się literaturą obozową z pewnością wielokrotnie zastanawiali się, co czuł człowiek, który w mundurze SS dopuszczał się najohydniejszych zbrodni. Co czuł SS-man pracujący przy selekcji więźniów na rampie w Auschwitz, jak podchodził do wręcz przemysłowej zagłady ludzi. Czy mieli wyrzuty sumienia? Czy docierało do nich to, w czym uczestniczą? Czy po przegranej wojnie potrafili dalej żyć z czystym sumieniem? Częściowych odpowiedzi na te pytania udziela niniejsza książka.

„Auschwitz w oczach SS” to trzy odrębne relacje SS-manów, którzy służyli w garnizonie obozowym w Oświęcimiu. Są to teksty bardzo od siebie różne, bo różne były także obowiązki każdego z autorów.

Książkę otwiera obszerna relacja Rudolfa Hössa, który był komendantem KL Auschwitz w latach 1940–1943. Był on głównym organizatorem obozu i czynnie współuczestniczył we wdrażaniu całego systemu śmierci w Oświęcimiu. Höss był najważniejszą osobą w obozie i znał wszelkie plany dotyczące zagłady Żydów, Polaków, Cyganów i wszystkich nacji europejskich, które w założeniach twórców III Rzeszy miały być maksymalnie wykorzystane na rzecz Niemiec, a potem zgładzone. Höss jako komendant obozu czuł się w obowiązku do współuczestniczenia w każdym elemencie zorganizowanej zagłady, aby żaden z jego podwładnych nie mógł mu zarzucić, że wymaga od nich czegoś, czego sam nie jest w stanie zrobić. Dlatego brał udział w selekcjach, był przy gazowaniu i paleniu zwłok w krematoriach. Wielokrotnie pisał, że widział „tragiczne” czy „przykre” sceny dziejące się w tzw. łaźni, z której ludzi kierowano do komór gazowych. Szczegółowo opisał pracę Sonderkommando i omawiał zachowania jej członków. Znamienne w jego relacji jest to, że stara się on tłumaczyć swoją postawę koniecznością wykonywania rozkazów, „honorem SS-mana”, który o nic nie pyta, tylko wykonuje rozkazy „góry”, która będzie za to odpowiedzialna. Tego samego wymagał od swoich podwładnych.
Choć widział dantejskie sceny przy komorach gazowych, nie przeszkadzało mu to w prowadzeniu dostatniego życia wraz z rodziną w domu nieopodal obozu, w którym jako służba pracowała grupa więźniarek. Höss bywał zmęczony swoją „pracą” i potrzebował wytchnienia w rodzinnym zaciszu. Nieraz narzekał na trudy swojej służby i niezrozumienie przez podwładnych… Uważał, że w każdym planie jest ktoś, kto musi wykonać „czarną robotę” i tylko to było dla niego ciężarem – to, że musi pracować w tak wymagających warunkach.

Drugi tekst jest autorstwa Pery Broada – SS-mana rodem z Brazylii, który trafił do KL Auschwitz w 1941 roku. Broad był członkiem Wydziału Politycznego, czyli obozowego gestapo. W związku ze swoją funkcją był zaangażowany w wykonywanie wyroków przy Ścianie Śmierci na dziedzińcu bloku 11 w Oświęcimiu. W jego relacji znajdziemy także opisy wielu znanych i tragicznych wydarzeń z historii obozu: bunt w krematorium, zagłada obozu cygańskiego, masakra w Budach. Podobnie jak we wspomnieniach Hössa, także tutaj znajdziemy opis całego procesu gazowania więźniów: od przyjazdu transportu po kremację ciał w piecach. Broad stara się obiektywnie opisywać swoje przeżycia, ale skrzętnie nie zawiera w relacji nawet słowa o swoim udziale we wspomnianych wydarzeniach. Pisał swoją relację niemalże jako postronny obserwator czy wręcz korespondent, ale oczywistym jest, że jako członek Politische Abteilung musiał brać czynny udział w rozstrzeliwaniach przy Ścianie Śmierci. Z pewnością też nie stał bezczynnie podczas „operacji specjalnych” na rampie kolejowej, bo jako SS-Mann miał obowiązki, które musiał wykonywać rotacyjnie. Ponownie uderza całkowite wytłumienie jakichkolwiek wyrzutów sumienia czy wątpliwości wobec czynów własnych lub współtowarzyszy z garnizonu. Po raz kolejny „oczyszczającym” elementem jest wykonywanie rozkazów komendanta, który bierze na siebie całą odpowiedzialność…

Ostatnią relacją jest zapis pamiętnikarski doktora Paula Kremera, który trafił do Auschwitz w dojrzałym wieku (59 lat). Od 30 sierpnia 1942 do 18 listopada 1942 pełnił funkcję lekarza SS w obozie. W jego relacji uderza niesłychane zestawienie dwóch światów, w których funkcjonował Kremer. Opisy zagłady więźniów w komorach gazowych przeplatają się z informacjami o tym, co Kremer zjadł na obiad, ile zapłacił za mundur lub ile konserw wysłał swojej sąsiadce w Niemczech. Mordowanie całych transportów więźniów nazywał eufemistycznie „akcjami specjalnymi”, które nie robiły na nim większego wrażenia niż to, że jego artykuł nie został opublikowany w pewnym czasopiśmie naukowym. Kremer traktował więźniów jako obiekty, które można wykorzystać do własnych badań i wielokrotnie życzył sobie „świeżych próbek” do kolejnych eksperymentów. Często osobiście wybierał konkretnych więźniów, z których chciał pozyskać narządy wewnętrzne do analiz porównawczych. Po wskazaniu więźnia musiał odczekać 10–15 minut, aż sanitariusz SS „załatwi sprawę”…
Jego pamiętnik kończy się opisem życia w bombardowanych i niszczonych Niemczech. Kremer nie może znieść niszczenia bezcennych zabytków przez „amerykańskich powietrznych bandytów”, narzeka na przymus pracy przy zasypywaniu lejów po bombach lub na braki w dostawach żywności. Więcej uwagi poświęca prywatnym intrygom w szeregach NSDAP niż temu, że przez blisko trzy miesiące brał czynny udział w przemysłowej zagładzie ludzi.

Książka jest napisana dość surowym językiem, co wynika być może z tłumaczenia z niemieckiego. Tekst można by z pewnością lepiej i staranniej zredagować, ale nie jest to aż tak istotne w przypadku tej publikacji, treść daje bowiem sporo do myślenia. Podczas lektury nie uderza sama brutalność i horror obozowej rzeczywistości, ale to, że SS-mani tworzący tę rzeczywistość nie czuli się za nią do końca odpowiedzialni. Być może tylko dzięki temu byli w stanie w niej funkcjonować. Wniosek ten nie prowadzi jednak do zrozumienia autorów. Wręcz przeciwnie…

Piekło obozów koncentracyjnych znamy przede wszystkim ze wspomnień osób, które zdołały je przeżyć i które znalazły w sobie tyle sił, by je opisać. W relacji więźniów zawsze pojawiają się SS-mani, którzy byli „panami życia i śmierci” w niemieckich lagrach. Nazwiska wielu z nich są niestety dobrze znane ze względu na ich nieprzeciętną brutalność i brak jakichkolwiek zahamowań...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
714
714

Na półkach: , , ,

W książce znajdziemy trzy dokumenty - wspomnienia Pery Broada, Rudolfa Hössa i pamiętnik Johanna Paula Kremera. Wspomnienia Hössa, spisane w więzieniu, już wcześniej poznałam, Broad również spisał wszystko po wojnie i sam zgłosił się z tym dokumentem do oficera brytyjskiego. Ostatni z dokumentów powstał podczas wojny, a nie został spisany po niej, zapiski te nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego. Myślę, że właśnie dlatego to pamiętnik Kremera zrobił na mnie największe wrażenie, mimo że prawie wcale nie zawierał drastycznych opisów życia w obozie.
Ogarniała mnie wściekłość, kiedy, znając warunki życia więźniów, czytałam w pamiętniku Kremera takie notatki: "6 września 1942 - Dziś w niedzielę wyśmienity obiad: zupa pomidorowa, pół kury z kartoflami i czerwoną kapustą (20g tłuszczu); słodka legumina i wspaniałe lody waniliowe."
Kremer więcej uwagi poświęcał swojemu obiadowi niż udziałom w mordowaniu więźniów, niektóre z tych mordów doczekały się tylko lakonicznych notatek w jego pamiętniku:
"10 września 1942 - Rankiem byłem przy akcji specjalnej (po raz piąty)."
Dzięki przypisom dowiadujemy się, że wtedy z 1001 belgijskich więźniów do pracy skierowano tylko 21 mężczyzn i 64 kobiety, resztę zabito w komorach gazowych.

Warto zapoznać się z tymi wspomnieniami.

W książce znajdziemy trzy dokumenty - wspomnienia Pery Broada, Rudolfa Hössa i pamiętnik Johanna Paula Kremera. Wspomnienia Hössa, spisane w więzieniu, już wcześniej poznałam, Broad również spisał wszystko po wojnie i sam zgłosił się z tym dokumentem do oficera brytyjskiego. Ostatni z dokumentów powstał podczas wojny, a nie został spisany po niej, zapiski te nigdy nie miały...

więcej Pokaż mimo to

avatar
183
159

Na półkach: ,

Inne spojrzenie na znaną wszystkim tematykę. Trochę jakby od kuchni. Nie jest to książka do podusi.

Inne spojrzenie na znaną wszystkim tematykę. Trochę jakby od kuchni. Nie jest to książka do podusi.

Pokaż mimo to

avatar
224
8

Na półkach: ,

Jest to książka z pewnością warta przeczytania, jednak trudno jest ją komukolwiek polecić. To na wskroś smutny reportaż, w którym na przykład jeden z przytoczonych autorów zdawkowo wspomina "byłem dziś na akcji specjalnej" (w przypisach czytamy, że w trakcie tejże akcji zamordowano blisko tysiąc osób),po czym kilka stron dalej wylewnie oburza się na "barbarzyńców, którzy mają czelność podnieść rękę na kulturowe dobro cywilizacji" opisując bombardowania niemieckiego miasta, w którym przebywa i zniszczone w nim budynki. To poniekąd studium zezwierzęcenia katów z KL Auschwitz, pozwalające rzucić okiem na ich zdehumanizowane zachowania, chore poglądy i pomysły itd.

Jest to książka z pewnością warta przeczytania, jednak trudno jest ją komukolwiek polecić. To na wskroś smutny reportaż, w którym na przykład jeden z przytoczonych autorów zdawkowo wspomina "byłem dziś na akcji specjalnej" (w przypisach czytamy, że w trakcie tejże akcji zamordowano blisko tysiąc osób),po czym kilka stron dalej wylewnie oburza się na "barbarzyńców, którzy...

więcej Pokaż mimo to

avatar
561
532

Na półkach: ,

I znów książka, której w zasadzie nie powinno się oceniać, chyba, że pod tym względem, jak bardzo jest ona w stanie uświadomić ludziom pewne sprawy i ukazać je w innym świetle. Nie ma tu fabuły, są tylko fakty. Rzeczowość - jest. Dla zainteresowanych tematyką (tych siedzących w temacie mniej, jak i bardziej) jak najbardziej do przeczytania.

I znów książka, której w zasadzie nie powinno się oceniać, chyba, że pod tym względem, jak bardzo jest ona w stanie uświadomić ludziom pewne sprawy i ukazać je w innym świetle. Nie ma tu fabuły, są tylko fakty. Rzeczowość - jest. Dla zainteresowanych tematyką (tych siedzących w temacie mniej, jak i bardziej) jak najbardziej do przeczytania.

Pokaż mimo to

avatar
79
35

Na półkach: ,

Od momentu sięgnięcia po tą książkę wiadomo było, że będzie ona próbą wybielenia swoich postępowań przez autorów wspomnień. Tak też faktycznie jest. Jednak warta jest przeczytania, znając faktyczny przebieg wydarzeń, a najlepiej po wizycie w KL Auschwitz, na gorąco. Dopiero wtedy widać skalę kłamstw zapisanych przez SS-manów.

Od momentu sięgnięcia po tą książkę wiadomo było, że będzie ona próbą wybielenia swoich postępowań przez autorów wspomnień. Tak też faktycznie jest. Jednak warta jest przeczytania, znając faktyczny przebieg wydarzeń, a najlepiej po wizycie w KL Auschwitz, na gorąco. Dopiero wtedy widać skalę kłamstw zapisanych przez SS-manów.

Pokaż mimo to

avatar
278
225

Na półkach:

Każdy, kto czytał "Rozmowy z katem" Kazimierza Moczarskiego czy osławioną pracę Hannah Arendt "Eichmann w Jerozolimie" lub przynajmniej choć trochę interesował się procesem norymberskim, miał okazję doświadczyć tej dziwnej konfuzji, tego zdumiewającego dysonansu poznawczego, że oto spodziewał się zobaczyć w niemieckich zbrodniarzach upiorne potwory, przerażających psychopatów, a tymczasem okazali się oni tacy zwykli, tacy trywialni. Właściwie, poza tym jednym „szczegółem”, że z zimną krwią uśmiercali tysiące istnień, nic ich od nas, przeciętnych zjadaczy chleba, nie różniło. Byli to przeważnie ludzie praktyczni o mentalności urzędników, zaangażowani w swoją „służbę”, którą pojmowali jako wywiązywanie się z zadań natury organizacyjnej, w duchu posłuszeństwa nadrzędnym organom i racjom. Ponadto starali się być dobrymi ojcami i mężami. I przeważnie takimi byli.

Zaskoczenie? Dezorientacja? Oburzenie? Jak ustosunkować się do takiej sytuacji? Jak pojąć mentalność i motywy ludobójców, którzy w niczym nie przypominają demonów? Odpowiedź Hannah Arendt: Zło nie jest spektakularne, nie ma w sobie nic z efektowności. Zło, jakkolwiek straszliwe w swoich skutkach (działaniach),w przyczynach (sprawcach działań) – okazuje się banalne i płaskie. Podobnie Simone Weil: „wyimaginowane zło (znane z literatury, sztuki, ludowych podań, sennych fantazji) jest romantyczne i wielobarwne, podczas gdy zło prawdziwe jest ponure, monotonne, jałowe i nudne”.

Książka „Oświęcim w oczach SS” zawiera relacje trzech esesmanów – komendanta KL Auschwitz Rudolfa Hössa, funkcjonariusza obozowego Gestapo Pery’ego Broada oraz lekarza Johanna Paula Kremera.

Wspomnienia tych zbrodniarzy są godne uwagi z wielu powodów. Przede wszystkim dlatego, że stanowią głos katów (takich świadectw mamy niewiele, większość to relacje ofiar). Dają wgląd w psychikę hitlerowskich oprawców, umożliwiając spojrzenie na oświęcimskie piekło z ich perspektywy, dzięki czemu obraz Oświęcimia się dopełnia, jakkolwiek obrazoburczo to brzmi. Co więcej, jest to perspektywa przekrojowa – reprezentatywna dla całego społeczeństwa niemieckiego, zarażonego narodowym socjalizmem. Mamy bowiem do czynienia z przedstawicielami aż trzech pokoleń – Broad to dwudziestolatek, Höss jest w sile wieku, zaś Kremer zbliża się do sześćdziesiątki. Każdy pełni w lagrze inną funkcję: komendant – administracyjno-kierowniczą, Broad – wykonawczą (można by rzec – policyjną),natomiast lekarz – medyczną i „naukowo-badawczą” (co w praktyce oznaczało selekcję i okrutne eksperymenty na więźniach). Te pamiętniki należy również traktować jako niezamierzony akt samooskarżenia, mimowolny „dowód w sprawie”. I wreszcie jako wstrząsające memento, surową i bolesną przestrogę.

Zatrzymajmy się przy Hössie, gdyż jego postać jest najbardziej znacząca. Pisał swoje wspomnienia zaraz po wojnie, w krakowskim więzieniu, w oczekiwaniu na wyrok. Jak wyznał nakłonił go do tego „ludzki stosunek”, z jakim się tam spotkał. Sędzia śledczy Jan Sehn oraz psychiatra Stanisław Batawia, którzy stali za tą decyzją, twierdzili, że świadectwo Hössa jest szczere. Sam autor deklarował, że niczego nie chce zatajać. W rzeczywistości jednak wiele przemilczał, na co zwraca uwagę były oświęcimski więzień Jerzy Rawicz (autor przedmowy do pamiętników). Przemilczenia i wypaczenia dotyczą przede wszystkim kwestii odpowiedzialności komendanta. Z jednej strony otwarcie pisze o tym, jak funkcjonowała fabryka śmierci i jak okrutni i zdemoralizowani byli esesmani, z drugiej – konsekwentnie pomniejsza swą rolę w realizacji planu zagłady. Sprowadza się do poziomu wykonawcy rozkazów. O tym, do czego osobiście doprowadził w Auschwitz mówi tak jak my mówimy o nieuchronnym losie, o czymś, na co nie mamy wpływu. Używamy wtedy często sformułowania „siła wyższa”. Höss ujmował to całkiem podobnie, przy czym za „siłę wyższą” uznawał przywódców III Rzeszy:

„Osoba Reichsführera SS (Himmlera) była nietykalna. Jego zasadnicze rozkazy wydawane w imieniu Führera były święte. Nie było możliwości zastanawiania się nad nimi i interpretowania ich. Nie było ani jednego oficera SS, który by mógł odmówić wykonania rozkazu, rozkaz Führera był zawsze słuszny”.

Narracja komendanta jest przeważnie chłodna, rzeczowa. Höss pisze dużo i precyzyjnie o strukturze obozu, o sprawach związanych z biurokracją, zaopatrzeniem, kadrami, podziałem pracy. Jego misją była organizacja i rozbudowa obozu, w czym wykazywał wielkie zaangażowanie: „Istniało dla mnie tylko jedno: posuwać się w pracy jak najszybciej naprzód, aby stworzyć lepsze warunki i móc wykonywać otrzymane rozkazy”.

Komfort "pracy" mąciło Hössowi poczucie, że jednak w komorach gazowych rozgrywają się dantejskie sceny. Wiedział i widział, że „robota” nadzorców jest wyjątkowo ciężka, że nie bez powodu znieczulają się oni litrami alkoholu, a nawet popełniają samobójstwa. Sam musiał uczestniczyć w niejednej „akcji specjalnej”, żeby jako komendant dać przykład („Musiałem pokazać wszystkim, że nie tylko wydaję rozkazy i zarządzenia, lecz także jestem osobiście przy ich wykonywaniu tak jak wymagałem tego od innych”).

Oto bodaj najbardziej wstrząsająca scena przedstawiona w książce:

„Pewnego razu dwoje małych dzieci tak pogrążyło się w zabawie, że matka nie mogła ich od niej oderwać. Nawet Żydzi z Sonderkommando nie chcieli zabrać dzieci. Nigdy nie zapomnę błagającego o zmiłowanie spojrzenia matki, która wiedziała, o co chodzi. Ci, którzy już byli w komorze zaczynali się niepokoić – musiałem działać. Wszyscy patrzyli na mnie. Skinąłem na podoficera służbowego, a ten wziął opierające się dzieci na ręce i zaniósł je do komory wśród rozdzierającego serce płaczu matki idącej za nimi. Najchętniej zapadłbym się pod ziemię pod wpływem współczucia, ale nie wolno mi było okazać najmniejszego wzruszenia”.

W jakim celu komendant KL Auschwitz napisał swój pamiętnik? Katarktycznym, terapeutycznym, dokumentalnym? Chciał się oczyścić, przeprosić, dać świadectwo prawdzie? Z jego relacji wcale nie wynika, że czuł się winny. Najwyżej w jakimś małym stopniu odpowiedzialny za coś, co wymknęło się spod kontroli (poszło „nie tak”),ale co w swych podstawach uważał za słuszne. Sprawca bez winy – tak bym to określił.

Co więcej – zastosował pewien, jak się okazało dość typowy dla nazistów, manewr psychologiczny. Mianowicie on kat sugerował, że właściwie sam był ofiarą. Był ofiarą, ponieważ przymuszano go do „przebywania wśród odrażającego odoru wydobywającego się przy rozkopywaniu masowych grobów i palenia zwłok” czy „przyglądania się śmierci przez okienko komory gazowej”. Zgodnie z tą skandaliczną logiką – zamęczonych więźniów należałoby uznać za ofiary ofiar. Innymi słowy: w obozie cierpieli wszyscy, zatem esesmani również zasługują na współczucie i wyrozumiałość.

Obcowanie z literaturą obozową jest dla psychiki obciążające i wyczerpujące, ale co jakiś czas po prostu konieczne. Każdy świadomy i wrażliwy człowiek powinien znać przynajmniej kilka świadectw czasów pogardy i do nich powracać, żeby nigdy nie zapomnieć o okrucieństwie, do jakiego my ludzie jesteśmy niestety zdolni. Krew ofiar Auschwitz wciąż woła do nas, domagając się nie tyle pomsty, ile pamięci. Tylko dzięki mądrej, czułej pamięci mamy szansę ustrzec się przed rozpętaniem podobnego pandemonium w przyszłości. „Co raz stało się rzeczywistością, zawsze pozostanie możliwe” – dlatego bądźmy czujni i nie zapominajmy.

Każdy, kto czytał "Rozmowy z katem" Kazimierza Moczarskiego czy osławioną pracę Hannah Arendt "Eichmann w Jerozolimie" lub przynajmniej choć trochę interesował się procesem norymberskim, miał okazję doświadczyć tej dziwnej konfuzji, tego zdumiewającego dysonansu poznawczego, że oto spodziewał się zobaczyć w niemieckich zbrodniarzach upiorne potwory, przerażających...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    413
  • Przeczytane
    206
  • Posiadam
    107
  • Teraz czytam
    6
  • Historia
    5
  • Chcę w prezencie
    4
  • II wojna światowa
    4
  • Holocaust
    3
  • Z wojną w tle
    3
  • Literatura obozowa
    3

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Oświęcim w oczach SS


Podobne książki

Przeczytaj także