rozwińzwiń

John Dies at the End

Okładka książki John Dies at the End David Wong
Okładka książki John Dies at the End
David Wong Wydawnictwo: Permuted Press Ekranizacje: John ginie na końcu (2012) horror
376 str. 6 godz. 16 min.
Kategoria:
horror
Tytuł oryginału:
John Dies at the End
Wydawnictwo:
Permuted Press
Data wydania:
2007-08-15
Data 1. wydania:
2007-08-15
Liczba stron:
376
Czas czytania
6 godz. 16 min.
Język:
angielski
ISBN:
9780978970765
Ekranizacje:
John ginie na końcu (2012)
Średnia ocen

6,7 6,7 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,7 / 10
6 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
1187
435

Na półkach: , ,

Co to była za uczta.
Bawiłam się przy tej książce wyśmienicie.
Miła odskocznia od poważniejszych i cięższych emocjonalnie powieści.
Świetna na jesienną halloweenową porę.
Stylistycznie lektura jest podobna do dzieł Michaela Chabona, choć "John ginie na końcu" jest bardziej... krwisty.

Co to była za uczta.
Bawiłam się przy tej książce wyśmienicie.
Miła odskocznia od poważniejszych i cięższych emocjonalnie powieści.
Świetna na jesienną halloweenową porę.
Stylistycznie lektura jest podobna do dzieł Michaela Chabona, choć "John ginie na końcu" jest bardziej... krwisty.

Pokaż mimo to

avatar
636
606

Na półkach: , , , ,

Ależ szalona jazda! „John Ginie Na Końcu” pomnikowe dzieło nurtu „bizarro” to pędząca niczym bolid formuły 1 na paliwie rakietowym mieszanka horroru i czarnej komedii, naćpani „Ghostbustersi” skrzący się od przygód, jump scare’ów i twistów fabularnych, jednocześnie bawiący do łez i mocno straszący (to wyjątkowo rzadki przypadek). W życiu by się człowiek czegoś aż tak intensywnego nie spodziewał!

+

David i John to para „paranormalnych detektywów”, speców od walki ze złymi mocami i demonami. Sława ich kolejnych wyczynów budzi zainteresowanie pewnego dziennikarza, który umawia się na wywiad z Davidem, podczas którego opowiedziana zostanie historia ich działalności (taki wink w kierunku „Wywiadu Z Wampirem”).

Wszystko rozpoczęło się podczas amatorskiego koncertu rockowego, na którym przybysz z Jamajki, niejaki Robert Marley (buchacha) częstuje kilka osób nowym narkotykiem, nazywanym „sosem sojowym”. Specyfik ten oprócz typowego dla wszystkich narkotyków „otwierania bram percepcji”, otwiera - i to dosłownie - bramy między światami. W ten sposób pomiędzy uczestnikami narkotykowej biby pojawiają się złowrogie siły. Sam gospodarz zostaje rozerwany na strzępy, w innego uczestnika wstępuje demoniczny byt. Pozostali ruszają do Las Vegas, gdzie swe magiczne show daje doktor Marconi, jako jedyny dysponujący odpowiednią mocą i kwalifikacjami, by zaradzić przepychającemu się na Ziemię złu.

Poprzez kontakt z sosem sojowym nasza dwójka bohaterów uzyskuje trwały kontakt z zaświatami; widzą oni demony i duchy zmarłych, zaczynają też przyjmować zlecenia dotyczące manifestacji nadnaturalnych.

Pewnego razu znika młodsza siostra przyjaciela, który zginął podczas walki w Las Vegas. Śledztwo wskazuje, że w sprawę zamieszani są „ludzie cienia”, tajemnicze byty z równoległego wszechświata. W tymże wszechświecie czai się złowrogi (oczywiście) boski byt - Korror, który planuje (oczywiście) inwazję na starą dobrą Ziemię. No i (oczywiście) tylko nasi bohaterowie będą mogli pokrzyżować mu wstrętne plany….

+

Nieee, tego się nie da w żaden sposób opisać ani ogarnąć! Tej wirującej niczym kalejdoskop nawałnicy przygód, przygód komicznych, strasznych, fascynujących, mknącej przed siebie na oślep, prowadzącej czytelnika w najbardziej obłąkane odmęty wyobraźni. Podczas lektury naprawdę trzeba się bardzo mocno trzymać, żeby nie wypaść z tego rollercoastera. Dosłownie na każdej stronie czeka na czytelnika potężny zonk, szok, śmiech lub/i strach.

Kompletna nieprzewidywalność kolejnych zdarzań, ich absurdalność (pies kierujący samochodem, oderwane ramię policjanta zmieniające się w anakondę, parówka z hot doga jako telefon komórkowy - a to tylko sam wierzchołek góry lodowej!) i, dosłownie, bezlik, powodują, że czytelnik czuje się jak w oku cyklonu. Jeszcze jakoś można ogarnąć aktualnie dziejące się wydarzenia, ale naokoło wiruje tłum pozostałych przygód, zacierający się w pamięci, zlewający w migającą feerię barw. Tylko gdzieś w tle maluje się strzelista konstrukcja ramowa całej opowiadanej historii.

Wong postarał się, by zaskoczyć czytelników końcowymi rozwiązaniami - i uwierzcie, będzie Twist co niemiara! Wybitnie dobrze poprowadzony i absolutnie zaskakujący, nawet jeśli oparty na archetypie gatunkowym. Poznamy się na nim dopiero, kiedy wyskoczy nam z kart powieści w twarz.

„John” napisany jest warsztatowo z niezwykłym nerwem, aż trudno się oderwać od lektury. No i ciekawa sprawa z bohaterami. Teoretycznie „John” to nie jest powieść opisująca rzeczywiste ludzkie postaci, ich dramaty, uczucia czy marzenia, to szalony, groteskowy komiks. Tym ciekawsze, że w tym natłoku zdarzeń udaje się autorowi oddać i szczerą przyjaźń dwójki bohaterów i, naprawdę przejmująco, opisać miłość rosnącą między narratorem a jego dziewczyną.

Horrory komediowe to najczęściej po prostu komedie. Śmiech to bardzo silne uczucie, potrafiące pokonać strach. Nikogo przecież nie przestraszy pocieszny „Upiór Rodu Cantervilleów”. Tymczasem „John”, powodując u czytelników salwy śmiechu jest jednocześnie absolutnie przerażający, jak rzadko który „poważny” horror. Tutaj wszystko brzmi szczerym złotem, proporcje między żartami a autentyczna grozą są idealnie zbalansowane. Fantastyczne!


„David Wong” to pseudonim, literackie alter ego autora, który naprawdę nazywa się Jason Pargin. Historia powstania powieści została - oczywiście zabawnie - opisana przez niego w posłowiu. Popularność „Johna” spowodowała, że Wong napisał kolejne dwie części o przygodach Davida i Johna - „This Book Is Full Of Spiders’ (2012) i „‚What The Hell Did I Just Read’’ (2017) - niestety, do tej pory powieści tych w Polsce nie ma. NIECH TO KTOŚ WYDA, pls!!!!!

Absolutnie koniecznie - i to ASAP. Kanon jak diabli!

PS.
Inaczej być nie mogło - na podstawie takiego dynamitu powstała ekranizacja Dona Coscarellego (reżysera „Phantasmu”). Film jest dość udany i wiernie oddaje szalone pomysły i klimat powieści Wonga, niemniej do scenariusza zmieściła się tylko część przygód Davida i Johna, tak naprawdę tylko początek i koniec tej historii sklejone w jedną całość, znikające dużą część oryginalnej fabuły (gdzie są ludzie cienia!) w tym sam Fundamentalny Twist! Ale i tak warto obejrzeć.

PPS.
W posłowiu do „Inkuba” Artur Urbanowicz zachęca czytelników, by oddali się ponownej lekturze powieści w celu odnalezienia ukrytych w niech smaczków. Taka propozycja po tym, jak człowiek ledwo się otrząsał po wysiłku lektury sążnistego przecież dzieła wydawała się mało zachęcająca. Wong do takiego czegoś bynajmniej nie zachęca, niemniej skończywszy „Johna” (też przecież bardzo konkretną, blisko 500 stronową książkę) natychmiast mam ochotę wrócić do powieści, by spróbować lepiej poukładać wszystkie jej bogactwa fabularne. Trudno o większy komplement.

Ależ szalona jazda! „John Ginie Na Końcu” pomnikowe dzieło nurtu „bizarro” to pędząca niczym bolid formuły 1 na paliwie rakietowym mieszanka horroru i czarnej komedii, naćpani „Ghostbustersi” skrzący się od przygód, jump scare’ów i twistów fabularnych, jednocześnie bawiący do łez i mocno straszący (to wyjątkowo rzadki przypadek). W życiu by się człowiek czegoś aż tak...

więcej Pokaż mimo to

avatar
104
33

Na półkach: ,

Kupiłam ją ze względu na cenę w taniej księgarni i dziwny opis z tyłu. Nie zawiodłam się. Książka jest absurdalna, ale w tym dobrym sensie. Na pewno trzeba do niej podejść z dystansem i niektóre rzeczy po prostu przyjąć do wiadomości, a wtedy człowiek bawi się świetnie podczas czytania. Bywały momenty, że ją odkładałam żeby przemyśleć co przeczytałam - bo było to tak głupie, jednak dla mnie też zabawne.

Kupiłam ją ze względu na cenę w taniej księgarni i dziwny opis z tyłu. Nie zawiodłam się. Książka jest absurdalna, ale w tym dobrym sensie. Na pewno trzeba do niej podejść z dystansem i niektóre rzeczy po prostu przyjąć do wiadomości, a wtedy człowiek bawi się świetnie podczas czytania. Bywały momenty, że ją odkładałam żeby przemyśleć co przeczytałam - bo było to tak...

więcej Pokaż mimo to

avatar
60
4

Na półkach: ,

Przyjemnie pokręcona.

Przyjemnie pokręcona.

Pokaż mimo to

avatar
160
113

Na półkach: ,

Najdziwniejsza książka jaką czytałem. Lubię fantastykę, jednakże ta nie przemawia do mnie. Momentami się nudziłem

Najdziwniejsza książka jaką czytałem. Lubię fantastykę, jednakże ta nie przemawia do mnie. Momentami się nudziłem

Pokaż mimo to

avatar
428
266

Na półkach: , , , , ,

Powieść "John ginie na końcu" reklamuje się jako książka "wymykająca się wszelkim klasyfikacjom". Czy jest to prawda? Postaram się odpowiedzieć dziś, świeżo po jej przeczytaniu.
Gdybym miała tej pozycji przypisać jeden gatunek, byłby to horror gore. Czytelnik przeżywa wiele chwil grozy, ale też zostaje obryzgany flakami i poczęstowany sowicie humorem (w większości czarnym jak sos sojowy). Pozycja ta przy czytaniu dawała mi poczucie świeżości, czegoś ciut innego niż powtarzające się stale motywy w ostatnio czytanych powieściach. Wiele razy autor wywołuje gęsią skórkę, gdy przypisuje mroczne wpływy zjawiskom, które nas często dotykają na co dzień, np. sen z budzikiem, który dzwoni równocześnie we śnie jak i na jawie. Największym plusem powieści jest nie intryga, która momentami jest zbyt zawiła i porąbana, żeby się w niej połapać, ale główni bohaterowie, genialne zarysowane postaci z jeszcze lepiej pokazanymi relacjami między nimi. Główny bohater, David Wong (tak, tak samo jak autor) nie jest "bohaterem" w znaczeniu takim jak np. Conan Barbarzyńca. On ratuje świat, bo w sumie nie ma wyboru i no dobra, uratuję już, ale po pracy, bo muszę zamknąć wypożyczalnie DVD, a później chcę zjeść moje ciastka. Fabuła przypomina wymieszanie tortu Szwarcwaldzkiego, kija od mopa i paliwa lotniczego, przy czym każdy element mieszanki ma sens i jest ważny. Czytając momentami możecie się czuć zagubieni, ale gwarantuję, że nie raz powiecie: woooow. Podsumowując, książka rzeczywiście jest ciekawa i nietuzinkowa. Spodoba się fanom Pratchetta, surrealizmy i absurdalnego humoru. Ja osobiście polecam jako przyjemną lekturę przed pójściem spać. Gwarantuję nietypowe sny.

"I tak - z poczuciem, jakie z pewnością towarzyszy ludziom starającym się ułożyć puzzle z opaską na oczach, wyłącznie przy pomocy chwytnych pośladków - opuściliśmy jej dom."

Powieść "John ginie na końcu" reklamuje się jako książka "wymykająca się wszelkim klasyfikacjom". Czy jest to prawda? Postaram się odpowiedzieć dziś, świeżo po jej przeczytaniu.
Gdybym miała tej pozycji przypisać jeden gatunek, byłby to horror gore. Czytelnik przeżywa wiele chwil grozy, ale też zostaje obryzgany flakami i poczęstowany sowicie humorem (w większości czarnym...

więcej Pokaż mimo to

avatar
116
22

Na półkach: ,

Patrząc na okładkę pomyślałem, że będzie to kicz, a może coś czego jeszcze nie czytałem. Sprawdziłem, pochłonęło mnie bez reszty. Niepowtarzalny klimat grozy z humorem i elementami surrealizmu. Czytając ubawiłem się po same pachy, ale i były momenty na mały dreszczyk. POLECAM!

Patrząc na okładkę pomyślałem, że będzie to kicz, a może coś czego jeszcze nie czytałem. Sprawdziłem, pochłonęło mnie bez reszty. Niepowtarzalny klimat grozy z humorem i elementami surrealizmu. Czytając ubawiłem się po same pachy, ale i były momenty na mały dreszczyk. POLECAM!

Pokaż mimo to

avatar
1023
131

Na półkach: ,

W ostatecznym rozliczeniu „John ginie na końcu” zaoferowało mniej, niż obiecywały tytuł i okładka, ale i tak nie żałuję czasu poświęconego na wczytanie się w to wariactwo. Czasem było za bardzo amfiladowo: przejdą tędy, i tędy, i jeszcze może jakieś drzwi, i jeszcze jedne, a między nimi coś wybuchnie, coś gdzieś się wbije, a potem długim korytarzem... Często dopychane kolanem. Nieraz brakło kropki nad i czy innym nie dość wykorzystanym motywem jak choćby hobby Jima albo takie perspektywiczne postacie jak Campo czy Bortz. Rekompensowała to jednak umiejętna narracja, stale utrzymująca ciekawość i wiarę w nadrzędny plan na wysokim poziomie. O tym, w ilu procentach wiara ta została zaspokojona, można się kiedyś przy okazji pospierać, ale nawet jak stanie na tym, że wyszło ich ciut za mało, tych procentów, to w odwodzie pozostaną jeszcze upiorna klamka, pomysł Molly, żeby wyglądać jak dwa różne psy, zmyślne przetestowanie czytelnika Toddem Brinkmeyerem...

Plus należy się za utrzymanie w przyswajalnych granicach tych wszystkich człekokształtnych pleni z karaluchów oraz gigantycznych krabów z przywiązanymi do pancerzy małpami – to technika łatwa, tania, w tym gatunku konieczna, ale przede wszystkim ryzykowna, bo takie „wizjonerstwo”, jeśli pisarz odpłynie, niepostrzeżenie może zawłaszczyć środek ciężkości opowieści. A tu nie. Da się je udźwignąć albo obejść. Tylko tyle i aż tyle. Ale za sztandarową piosenkę Trójręcznej Sally autor ma u mnie krechę jak stąd do skupu makulatury. Bywa, że i powzięte a priori pozytywne nastawienie nie wystarczy. Oprócz tego w książce może – komuś – przeszkadzać naprawdę sporo innych rzeczy, od słów na „f” i „rz” po wszecheksplozywną histologię, za to pod koniec robi się i romantycznie, i nawet niespodziewanie jakaś refleksja się przyplątała.

A do kolekcji błędów w druku tym razem dorzucam pełzanie „na szczęściu łapach” i powtarzające się „od tak”.

W ostatecznym rozliczeniu „John ginie na końcu” zaoferowało mniej, niż obiecywały tytuł i okładka, ale i tak nie żałuję czasu poświęconego na wczytanie się w to wariactwo. Czasem było za bardzo amfiladowo: przejdą tędy, i tędy, i jeszcze może jakieś drzwi, i jeszcze jedne, a między nimi coś wybuchnie, coś gdzieś się wbije, a potem długim korytarzem... Często dopychane...

więcej Pokaż mimo to

avatar
603
507

Na półkach: , ,

Interesujący horror spod znaku bizarro. Z jednej strony chropawy styl autora, akcja, która miejscami jest cokolwiek mętna, brak ambicji intelektualnych oraz - co tu dużo mówić - wulgarność języka powodują, że książka sprawia wrażenie literatury z niższej półki. Z drugiej strony zwariowane pomysły Davida Wonga, absurd i para krwistych bohaterów stanowią niezaprzeczalne atuty powieści. W sumie, mimo kilku zgrzytów, wciągnąłem się w lekturę i dobrze się bawiłem.

Interesujący horror spod znaku bizarro. Z jednej strony chropawy styl autora, akcja, która miejscami jest cokolwiek mętna, brak ambicji intelektualnych oraz - co tu dużo mówić - wulgarność języka powodują, że książka sprawia wrażenie literatury z niższej półki. Z drugiej strony zwariowane pomysły Davida Wonga, absurd i para krwistych bohaterów stanowią niezaprzeczalne atuty...

więcej Pokaż mimo to

avatar
189
36

Na półkach:

John ginie na końcu jest powieścią, która wymyka się wszelkim klasyfikacjom. Choć dzieją się tu zjawiska nadzwyczajne, nie jest to typowy horror ani science fiction. Absurdalne stwory, zwariowane przygody bohaterów, ich dziwaczne uzbrojenie przeciw złu, bezsensowne piosenki, urojenia, słowa, zdania i wiele innych, wszystko to daje komiczny efekt z autentyczną przyjaźnią w tle.
Rzecz dzieje się w amerykańskim miasteczku na środkowym zachodzie, w Anonimowym. John i Dave mają po dwadzieścia kilka lat, lecz już przytłacza ich brzemię mocy zbawiania świata. Moc tę posiedli przyswajając sos sojowy, czyli narkotyczny specyfik o konsystencji opiłków metalu.
Akcja powieści to czyste szaleństwo, którego nie sposób ogarnąć i ująć w logiczne ramy. To znakomita zabawa z kolejnymi wytworami niespożytej wyobraźni autora. Efektem ubocznym przeczytania tej książki jest niepohamowana potrzeba opowiadania jej każdemu, kto zechce słuchać. Czytając te książke czułam się jak niezrównoważona psychicznie, to było coś świetnego

John ginie na końcu jest powieścią, która wymyka się wszelkim klasyfikacjom. Choć dzieją się tu zjawiska nadzwyczajne, nie jest to typowy horror ani science fiction. Absurdalne stwory, zwariowane przygody bohaterów, ich dziwaczne uzbrojenie przeciw złu, bezsensowne piosenki, urojenia, słowa, zdania i wiele innych, wszystko to daje komiczny efekt z autentyczną przyjaźnią w...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    294
  • Przeczytane
    176
  • Posiadam
    99
  • Teraz czytam
    21
  • Ulubione
    17
  • Fantastyka
    5
  • Horror
    5
  • Z biblioteki
    3
  • 2018
    3
  • 2014
    3

Cytaty

Więcej
David Wong John ginie na końcu Zobacz więcej
David Wong John ginie na końcu Zobacz więcej
David Wong John ginie na końcu Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także