Kobieta w 1000°C
- Kategoria:
- literatura piękna
- Tytuł oryginału:
- Konan við 1000°
- Wydawnictwo:
- Znak Literanova
- Data wydania:
- 2013-10-07
- Data 1. wyd. pol.:
- 2013-10-07
- Liczba stron:
- 432
- Czas czytania
- 7 godz. 12 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788324024452
- Tłumacz:
- Alicja Rosenau
- Tagi:
- literatura islandzka
Największa gwiazda islandzkiej literatury w szalonej opowieści o XX i XXI wieku
Herra to osiemdziesięcioletnia wnuczka pierwszego prezydenta Islandii – mieszka w garażu, z laptopem i starym granatem ręcznym. Pod łóżkiem ma dwa kartony pall malli, które zdąży wypalić, nim wysadzi się w powietrze. W głowie korowód nieprawdopodobnych, a jednak prawdziwych wspomnień: szaleństwo drugiej wojny światowej, ekscesy lat sześćdziesiątych, gdy romansowała z Beatlesami, absurdy współczesności. Za oknem Islandia, która właśnie pogrąża się w kryzysie.
Hallgrímur Helgason nie ma dla nas litości. Tnie ostrzem satyry, wrzuca w szalony wir historii, każe patrzeć na świat oczami ekscentrycznej staruszki. Jak nikt inny potrafi oddać szaleństwo współczesnego świata, pisać o sprawach przejmujących i trudnych w sposób ironiczny i pełen humoru. Wielokrotnie nagradzany; jego powieść 101 REYKJAVIK doczekała się słynnej ekranizacji. Kobieta w 1000°C została nominowana do Nordic Council Literature Prize oraz Icelandic Literary Prize.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
To nie jest powieść Helgassona
„Charles Bukowski z Islandii”, „szalona opowieść o XX i XXI wieku”, „Helgasson nie ma dla nas litości. Tnie ostrzem satyry, wrzuca w szalony wir historii, każe patrzeć na świat oczami ekscentrycznej staruszki. Jak nikt inny potrafi oddać szaleństwo współczesnego świata, pisać o sprawach przejmujących i trudnych w sposób ironiczny i pełen humoru” – te zapewnienia wydawcy w żadnym razie nie wydawały mi się nadużyciem. Poprzednia wydana w Polsce powieść Helgassona, „Poradnik domowego kilera”, to był literacki koktajl mołotowa. Dlatego w wypadku „Kobiety w 1000°C” oczekiwałam niczego innego, jak błyskotliwej literatury.
Osiemdziesięcioletnia Herbjörg María Björnsson (mówcie jej Herra) mieszka w garażu z laptopem i „ukochanym” granatem ręcznym z czasów II wojny światowej. Towarzyszą jej jeszcze dwa kartony pal malli, które ma nadzieje wypalić, zanim umrze na zaawansowanego raka płuc. Wie, że musi się spieszyć. Pomiędzy odpalaniem papierosa od papierosa, bryluje na portalach społecznościowych. Ma na nich kilka kont, ale najczęściej korzysta z tego, które rzekomo należy do islandzkiej Miss World 1988, Lindy Pétursdóttir. Jako Linda koresponduje z ludźmi z całego świata (przy czym najczęściej wybiera czarnoskórych fanatyków siłowni z innego kontynentu). Kiedy już odpowie na ich wiadomości, może poświęcić nieco czasu na przeglądanie skrzynki mailowej swojej synowej i jej kochanka.
Herra może i nie ma nic wspólnego z Miss World 1988, ale jest za to wnuczką pierwszego prezydenta Islandii. Gdybyście chcieli zapytać, dlaczego wnuczka pierwszego prezydenta Islandii mieszka w garażu, od razu możecie się powstrzymać. Oczywiście dlatego, że tak chce. Dobra, nie ma sensu kłamać. Herra i tak ma przed sobą nie więcej niż kilka tygodni życia. Umówiła się już nawet telefonicznie na kremację – wszyscy wiedzą, że brakuje terminów. Kolejka zwłok do rozgrzanego do 1000°C pieca krematoryjnego ciągle się wydłuża, a Herra czekać nie zamierza – w końcu nie ma powodu, żeby zmieniać się kilkanaście dni przed śmiercią. Ale mogłaby właściwie to swoje życie podsumować. Może o nim opowiedzieć? Od lat trzydziestych ubiegłego wieku aż do teraz: wojna światowa, podróże na kilka kontynentów, powstanie niepodległej Islandii, w końcu kryzys tego kraju, który „szeroko rozstawia przed wszystkimi nogi”. Herra zaczyna mówić.
Herra zaczyna mówić i jej opowieść wciąga bez reszty. Szkoda, że dość szybko zastępuje ją „przegadanie” i pióra znanego mi Helgassona jest w niej coraz mniej. Mam dziwne wrażenie, że niewytłumaczalnie zaczyna brakować samej fabuły, a książka jakby się urywa. Językowo – też totalna przepaść. Mam naprawdę duży problem, żeby doczytać do końca. Sprawdzam nazwisko tłumacza i – niemałe zaskoczenie – widzę, że książkę przetłumaczyła Alicja Rosenau, autorka doskonałych przekładów Herty Müller, Aglai Veteranyi czy Karla-Markusa Gaußa. Książka islandzkiego pisarza przetłumaczona na polski z języka niemieckiego – rozwiązanie absurdalne, niemniej praktykowane na rynku wydawniczym. Zresztą trudno uwierzyć w to, że tłumaczka nagle straciła umiejętności. W wypadku „Kobiety…” przeskok jakościowy jest wręcz niepojęty – tak jakby od znakomitej powieści przejść w stronę nudnego, urywanego czytadła.
Chciałam poszukać czegoś na temat innych przekładów tej książki i trafiłam na wpis na blogu www.pozapsem.blogspot.com. Po przeczytaniu pomyślałam, że nie powinnam pisać recenzji tej książki. Helgasson mnie rozczarował. Być może rzeczywiście „Kobiecie w 1000°C” wiele brakuje do „Poradnika domowego kilera”. Może jest w Helgassonie coś z Murakamiego i woli on pisać po angielsku niż w ojczystym języku („Poradnik…” powstał po angielsku właśnie). Tylko czy można to ocenić, czytając de facto książkę wybrakowaną, której wydawca posłużył się przekładem niepełnego przekładu, wrzucił na okładkę kilka krzykliwych zdań i oczekiwał sukcesu? To nie jest powieść Helgassona, tylko pewna część tego, co zamierzał napisać, przedstawiona polskiemu czytelnikowi przy pomocy podwójnego tłumaczenia. Żenujące, że została wydana w takiej postaci.
Aleksandra Bączek
Oceny
Książka na półkach
- 304
- 249
- 108
- 14
- 10
- 8
- 5
- 4
- 3
- 2
Opinia
- Dano, obiecaj mi coś jeszcze!
- Co?
- Nigdy nie stań się kobietą!
Teraz już całkiem mnie zatkało.
- Nie być kobietą?
- Właśnie. Kobiety mają ciężko. Zostań człowiekiem. Ale nie kobietą.*
Chcę was tylko uprzedzić, że otwierając tę książkę wkraczacie do "Genderimperium"**. Herbjörg Björnsson, zwana Herrą (tu warto zaznaczyć, że herra to po islandzku pan), jest uosobieniem niebezpiecznej "ideologii gender", przed którą ostrzegają nas ostatnio księża oraz prawicowi publicyści.
Herra ma osiemdziesiąt lat, mieszka w garażu, a pod kołdrą ściska granat ręczny; ten jednak na nic jej się już nie zda, bo walczy z wyjątkowo podstępnym wrogiem - wyposażonym w miotacz metastaz nowotworem płuc, który od osiemnastu lat sukcesywnie podbija kolejne fragmenty jej ciała.
Inspiracją do stworzenia postaci Herry, była biografia wnuczki pierwszego prezydenta Islandii, do której pewnego dnia autor dodzwonił się zupełnie przypadkowo, ale jako że okazała się bardzo ciekawą rozmówczynią, przegadał z nią cały wieczór. O tym, że rozmawiał z wnuczką byłego prezydenta, dowiedział się już po jej śmierci.
W najnowszym wydaniu Książek [nr 4(11)] zamieszczone jest kilka rad Jonathana Franzena dla początkujących pisarzy. Jedna z nich brzmi: "staraj się zawsze pisać w trzeciej osobie, chyba, że naprawdę czujesz, że nie da się inaczej". Oczywiście ja nie jestem pisarką, ale jako czytelniczka, a więc konsumentka tego dobra, jakim jest literatura, ośmielę się powiedzieć, że jest to kompletna bzdura. Gdyby Romain Gary posłuchał tej rady, nigdy nie powstałyby te zdania, wypowiadane przez małego chłopca:
"Znam facetów w mojej sytuacji, którzy się szarpią siedząc w gównie po uszy, ale ja nie będę życiu dupy lizał, żeby być szczęśliwy. Nie będę go sobie upiększał, mam je gdzieś. Nie jesteśmy sobie nic winni."***
Gdyby z kolei do tej rady zastosował się Helgason nie powstałaby "Kobieta w 1000°C", gdzie główna bohaterka jest jednocześnie narratorką. A jeśli by powstała, to mogłaby to być książka znacznie gorsza. Oczywiście wcielanie się w rolę wychowującego się na ulicy muzułmańskiego chłopca, czy sprośnej, ekscentrycznej staruszki bywa trudne i ryzykowne, ale jeśli się uda może być spektakularne, tak jak to było w przypadku Gary'ego.
Helgasonowi nie udało się niestety tym razem nawet otrzeć o przymiotnik "spektakularny", ale było wiarygodnie i miejscami naprawdę bardzo przyzwoicie, a to jest już dużo.
W całej książce zabrakło mi jednak tego Helgasona, którego poznałam przy okazji "Poradnika domowego kilera". Czasami książka wydaje się przeładowana treścią i zaczyna przypominać dosyć nużący reportaż, by za jakiś czas wrócić do błyskotliwej, lekko ironicznej narracji Helgasona. Brakuje w tym trochę spójności i konsekwencji.
Zanim zabrałam się za czytanie, sprawdziłam swoim zwyczajem, kto książkę tłumaczył, chociaż nie spodziewałam się spotkać tam znajomego nazwiska, bo nie znam chyba żadnego tłumacza z języka islandzkiego. Ku mojemu zdziwieniu znajome nazwisko jednak spotkałam, bo książka została przetłumaczona nie z islandzkiego, a z niemieckiego, przez Alicję Rosenau, z której tłumaczeniami się już spotkałam.
Tłumaczenie z tłumaczenia jest bardzo kiepskim pomysłem, wielu tłumaczy uważa nawet, że jest to niezgodne z ich etyką zawodową i taka praktyka powinna mieć miejsce tylko w wyjątkowych przypadkach****
Dotąd miałam bardzo dobre zdanie o podejściu wydawnictwa Znak do kwestii tłumaczenia, bo przecież sami nawet wydali kilka książek o przekładzie. Podejrzewałam więc, że "Kobieta w 1000°C", musiała być w takim razie właśnie takim wyjątkowym przypadkiem i musi istnieć jakieś dobre uzasadnienie, dlaczego postanowiono zabawić się w tłumaczeniowy głuchy telefon.
Rozpoczęłam więc moje małe śledztwo.
Najpierw szukałam na polskich stronach, bo może ktoś już znalazł odpowiedź na nurtujące mnie pytanie. Nie. Na żadnym blogu, ani w żadnym artykule o tej książce, nie znalazłam nawet małej wzmianki o tym, że książka nie była tłumaczona z oryginału.
Następnym moim ruchem było więc sprawdzenie z jakiego języka tłumaczona była wersja angielskojęzyczna. Jeśli też z niemieckiego, to ta kwestia może być poruszona w prasie anglojęzycznej. Idąc tym tropem trafiłam na blog tłumacza Davida McDuffa, który przełożył tę książkę na język angielski. Okazało się, że McDuff przekładał książkę po bożemu, z języka islandzkiego. To nie była dobra informacja. Po żmudnych i wyczerpujących pięciu minutach śledztwa byłam znów w punkcie wyjścia.
Gdyby to był film kryminalny w tym momencie wychodziłabym ze zwieszoną głową z pustej szopy, w której spodziewałam się znaleźć zwłoki... ale w ostatnim momencie kątem oka dostrzegłabym małą plamkę krwi na zakurzonej desce. I tak właśnie, w głęboko metaforycznym sensie, było. Już miałam opuszczać blog pana McDuffa, gdy zauważyłam takie oto zdanie: "There are some chapters from the new novel in my translation, here". Pomyślałam, że skoro przebyłam już tę długą drogę, to chociaż porównam sobie oba tłumaczenia. Ku mojemu zdziwieniu już na pierwszej stronie zauważyłam kawałek zdania, którego nie było w polskim przekładzie, na kolejnej stronie było to całe zdanie, a dalej brakowało już całego małego rozdziału.
W głowie dzielnego detektywa, po zobaczeniu kropelki krwi, następuje oczywiście natychmiastowy przeskok myślowy; wykrzykuje coś w stylu "skrzynia", albo "podwieszany sufit" i jest już pozamiatane. U mnie tak nie było. Porzuciłam poprzednie śledztwo na rzecz nowego: skąd się wzięły takie różnice między tymi dwoma przekładami. I tak trafiłam na artykuł zatytułowany: Germany: Icelandic author’s book ‘censored’ by publisher [Niemcy: Książka islandzkiego autora ocenzurowana przez wydawcę], z którego dowiedziałam się, że według duńskiego literaturoznawcy Erika Skyum-Nielsena, który porównał, rozdział po rozdziale, oryginał i niemiecki przekład, w tym drugim brakuje, bądź zostało zmienione, łącznie 30 rozdziałów (rozdziały w tej książce są dosyć krótkie - czasami liczą sobie stronę lub dwie). Ponieważ wśród zmienionych i usuniętych rozdziałów dużo traktowało o Hitlerze, obozach koncentracyjnych i masowych grobach, Erik Skyum-Nielsen stwierdził, że książka została po prostu ocenzurowana.
Zarówno niemiecki wydawca jak i sam autor odpowiedzieli na te zarzuty, twierdząc, że różnice w obu wersjach językowych nie wynikają z cenzury, a z... braku czasu. Niemiecki przekład ukazał się jeszcze przed islandzkim oryginałem, ponieważ wydawca chciał zdążyć z książką na targi książki we Frankfurcie. Dlatego też poproszono autora o udostępnienie do tłumaczenia niegotowej jeszcze książki, na co autor się zgodził.
Tak naprawdę nieważne która wersja jest prawdziwa. Obie są straszne.
Dalszą częścią tej smutnej historii jest to, że polski czytelnik nie dość, że dostał książkę tłumaczoną z tłumaczenia, to jeszcze niekompletną (i to nie dlatego, że islandzkiej wersji jeszcze nie było; obie ukazały się w 2011 roku).
Po zastanowieniu, przeliczeniu wszystkich za i przeciw, myślę że bardziej chcę żebyście tę książkę przeczytali, niż żebyście jej nie czytali, ale uznałam, że powinniście wiedzieć, że towar jest trochę wybrakowany.
* Hallgrimur Helgason - Kobieta w 1000°C, tłum. Alicja Rosenau
** Pozwoliłam sobie pocytować trochę księdza Oko: http://www.niedziela.pl/artykul/106423/nd/
*** Emila Ajar (Romain Gary) - Życie przed sobą, tłum. Krystyna i Krzysztof Pruscy
**** Takim wyjątkowym przypadkiem była książka Prowadzący umarłych, która w 2012 została uhonorowana Nagrodą im. Kapuścińskiego (http://culture.pl/pl/wydarzenie/nagroda-im-ryszarda-kapuscinskiego-dla-liao-yiwu). Książka była wyjątkowym wypadkiem, ponieważ angielskie tłumaczenie było jednocześnie, kosultowanym z autorem, wyborem reportaży z kilku książek, a więc w efekcie nową książką. Mimo to nie obyło się bez afery, ponieważ jeden z jurorów konkursu - Anders Bodegård, wyraził się dosyć krytycznie o przyjmowaniu przez tłumaczy takich zleceń, co z kolei bardzo uraziło tłumaczkę "Prowadzącego...".
http://pozapsem.blogspot.com
- Dano, obiecaj mi coś jeszcze!
więcej Pokaż mimo to- Co?
- Nigdy nie stań się kobietą!
Teraz już całkiem mnie zatkało.
- Nie być kobietą?
- Właśnie. Kobiety mają ciężko. Zostań człowiekiem. Ale nie kobietą.*
Chcę was tylko uprzedzić, że otwierając tę książkę wkraczacie do "Genderimperium"**. Herbjörg Björnsson, zwana Herrą (tu warto zaznaczyć, że herra to po islandzku pan), jest uosobieniem...