rozwiń zwiń

Zwycięzca bierze wszystko

Okładka książki Zwycięzca bierze wszystko
Aneta Jadowska Wydawnictwo: Fabryka Słów Cykl: Dora Wilk (tom 3) fantasy, science fiction
480 str. 8 godz. 0 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Cykl:
Dora Wilk (tom 3)
Wydawnictwo:
Fabryka Słów
Data wydania:
2013-07-12
Data 1. wyd. pol.:
2013-07-12
Liczba stron:
480
Czas czytania
8 godz. 0 min.
Język:
polski
ISBN:
9788375748918

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki SQN Charytatywnie: Wszyscy razem Andrzej Betkiewicz, Przemek Corso, Katarzyna Czajka-Kominiarczuk, Grzegorz Gajek, Joanna W. Gajzler, Aneta Jadowska, Robert Jasiak, Karolina Kozłowska, Piotr Mąka, Jakub Małecki, Ewa Mędrzecka, Konrad Misiewicz, Mika Modrzyńska, Marcin Mortka, Daniel Muniowski, Marcin Okoniewski, Katarzyna Podstawek, Katarzyna Rutowska, Justyna Sosnowska, Zuzanna Sus, Marcin Świątkowski, Adam Szaja, Milena Wójtowicz
Ocena 7,1
SQN Charytatyw... Andrzej Betkiewicz,...
Okładka książki Cztery pory magii Aneta Jadowska, Marta Kisiel, Magdalena Kubasiewicz, Milena Wójtowicz
Ocena 7,1
Cztery pory magii Aneta Jadowska, Mar...

Mogą Cię zainteresować

Oficjalne recenzje i

Anioły i Demony



1605 62 133

Oceny

Średnia ocen
7,3 / 10
1296 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
680
82

Na półkach: , ,

W czasie czytania „Zwycięzca bierze wszystko” trochę pogrzebałem w wywiadach z Jadowską i na jej stronie internetowej. Autorka sprawia wrażenie bardzo miłej osoby, podchodzącej do tego co pisze bardzo na poważnie oraz kładzie nacisk na to, jak bardzo ważny jest risercz w pracy pisarza. Powtarza też, że jej saga została już dawno zaprojektowana od początku do końca. Problem polega na tym, że ja nie widzę żadnego riserczu w jej książkach. Błędów w konstrukcji świata i bohaterów, opisów i całej konstrukcji powieści jest od groma. Ostrzegam, znów będzie długo, a liczba spoilerów jest niepoliczalna.

BOHATEROWIE
Ah, Dora, zwana też Jadą. Pamiętacie moc triumwiratu, którym boska trójca została obdarzona na końcu poprzedniego tomu? Okazuje się, że odpowiada za to zarówno chrześcijański Bóg jak i Pani Północy. I oczywiście triumwirat to świetny pomysł, by wyjaśnić koleje power upy! I tak Dora, która w poprzednich dwóch tomach stała się (głęboki oddech): nieśmiertelną wiedźmą, która jako pierwsza łączy magię płodności z magią północy, która na zawołanie dostaje od Pani Północy pomocne runy; której przodkini była boginią wilków, dzięki czemu Dora mogła ją przyzwać , a sama może zmusić do uległości każdego wilkołaka (dzięki czemu zdobywa własną sforę); ożywicielką wampirów z własnym klanem; a na końcu drugiego tomu razem ze swoimi facetami zdobywa moc magicznego triumwiratu (ostatnim takimi byli Lucyfer, Gabriel i Michał), a także super skrzydła wytatuowane na plecach w jednej chwili… teraz dostaje nowe moce! A oto one: może stosować „jedi mind trick”; stwierdza też, że jej magia jest o wiele potężniejsza niż do tej pory; jej super tatuaż drży i faluje, a kiedy Jada go dotyka czuje nie skórę, a pióra (serio?); choć nie jest wampirem, odczuwa wampirzy głód, który mogą jednak telepatycznie zaspokajać podległe jej wampiry; wspina się i skaczę z gracją Ezio Auditore; wszelkie techniki walki chwyta bardzo szybko, bo według nauczycieli ma to we krwi (i tak jest, to kolejna umiejętność wynikająca z magii pani północy); czuwa nad nią duch prapradziadka (powiedziałbym, że raczej imperatyw narracyjny); jej ciało zmienia się tak, że teraz przypomina organizm młodej anielicy lub diablicy; może złapać rękojeść anielskiego miecza naznaczonego potężną klątwą (dotykasz=umierasz) i nic złego jej nie spotyka; w pewną wyjątkową noc ładuje się magią tak, że świeci jak stuwatowa żarówka i jeszcze ma hologramowe, wielkie sowie skrzydła na plecach; Bogini naznacza ją nową runą (trzeci raz w całym cyklu); przechodzi sąd dusz (dokonany przez samego Boga); w czasie tego sądu dzięki swoim mocom poznaje tajemnice Rajzela, pana tajemnic (któremu podobają się ciała młodych aniołów, tak, archanioł jest bi – bo skoro ma żonę i syna, to chyba jest bi, tak?). Tak właściwie to Dora już nie jest nieśmiertelną wiedźmą, teraz jest hybrydą nieśmiertelnej wiedźmy z anielicą i piekielnicą. Tym samym przebiła słynnego fanfikowego Harrego Pottera, który miał w sobie krew jednorożca i elfów.

Co do charakteru naszej bohaterki - bucera Dory trzyma formę! Już na samym początku Jada rzuca do archanioła Gabriela tekstem „zamknij się”. Chyba z każdą kolejną mocą Jada otrzymuje +1 do bucery. Nawet jeśli ktoś zjawi się u Dory ze słusznymi pretensjami (podejrzewając, że Jada mogła doprowadzić do czegoś, co zagraża istnieniu całego miasta) i słusznie ją strofuje, a Dora milczy (choć chwilę wcześniej kazała się zamknąć Gabrielowi), to zaraz ktoś przyjdzie jej w sukurs, objeżdżając tego buca (którego zachowanie jest całkiem słuszne!). Żeby było śmieszniej, gdy wampir Roman rzuca się do Dory z pretensjami, to znajdujący się w tym samym pomieszczeniu Miron, Lucyfer, Gabriel i Michał (tak, władca piekieł i dwóch archaniołów!) nic nie robią. Zapomnieli o swoim istnieniu! Pojawia się władczyni Rady Thornu, Katarzyna, i ustawia wampira do pionu…. Po czym Dora wszystkich musi sobie przedstawić. Katarzyna ma z tysiąc lat, jest mega potężna, ale nigdy nie spotkała reszty ważnych polityków z którymi musiała toczyć jakieś negocjacje, gdy zawierano rozejmy międzysystemowe? Serio? Jadowska tłumaczy, że przez wieki systemy się izolowały, ale nie wierze, że negocjacje pokojowe toczyły się przez posłańców! Poza tym Lucyfer wpadał do Thornu na obiadki u Dory i nigdy nie przyszło mu do głowy, żeby złożyć jakieś uszanowania władcom miasta? No tak, taki prawdziwy Lucyfer miałby to gdzieś, ale ten Jadowskiej to przecież miękka klucha. Tak, dokładnie – któregoś dnia pojawia się u Dory, wygląda na załamanego i drżą mu ręce. Dora i Miron ostro się kłócą? Cóż, Lucyfer znajdujący się w tym samym pomieszczeniu udaje, że go tam nie ma. Serio. Dora i Miron zaczynają się bić? Pfff, nawet to nie ruszy Lucyfera. Jeśli to was nie rozłożyło na łopatki, to dodam jeszcze, że podobnie zachowuje się archanioł Gabriel. Ba, ta dwójka potrafi odbić półanioła ze znajdującego się gdzieś w Polsce tajnego ośrodka, w którym Rafael trzyma swoje brudy, ale zapominają adresu (czy coś w tym stylu – byli tam, ale już nie wiedzą jak trafić tam z powrotem), więc Dora musi sama szukać tego miejsca.

No i paskudne jest to, że bardzo pomocnego i martwiącego się o Joshuę archanioła Gabriela, Dora określa jako „gnojka z kijkiem w dupie”. Nie, to nie jest paskudne. To jest po prostu smutne. Dora to nie „silna postać kobieca”, a po prostu egocentryczna suka pozbawiona empatii, a wciskany nam na siłę obraz dobrej Dory dbającej o innych, budzi we mnie jeszcze większe obrzydzenie. Gabriel pomaga jej niemal od pierwszego tomu, często narażając na szwank swoją polityczną pozycję w niebie. Trochę podobnie jest z Romanem, który jest dla niej całkiem miły i nie raz okazał jej wsparcie. To traktowanie z góry ważniejszych i potężniejszych od niej postaci (no, teoretycznie, jak przyjdzie co do czego, to Dora pewnie starłaby ich na proch) jest straszne/paskudne/głupie. Przy czym Jada stara się przy tym być tak cudownie sarkastyczna i ironiczna, tylko, że… nie jest. W tym tomie Jada o wiele lepiej myśli już o wilkołakach (ale jest to spowodowane tym, że autorka bardzo wybieliła tę rasę) – i widać tu, że Jadowska myślała o jakieś przemianie na plus u bohaterki, ale spieprzyła ją właśnie przez to, jak Dora traktuje Gabriela i Romana. Zresztą to jeszcze nic – ponieważ związek Dory i Mirona byłby zbyt idealny, to nasz diabełek zapada na gorączkę przemiany, co u piekielnika charakteryzuje się wykoślawieniem charakteru – w tym przypadku Miron jest zazdrosny o każdego faceta w pobliżu Dory. Czy panna Wilk mu współczuje? Próbuje zrozumieć? Nie, myśli o tym, że „nie miałam cierpliwości do zaborczego gówna”. Dwa dni wcześniej chciała oddać za niego życie, teraz Miron stał się zaborczym gównem. Rozumiem o co Jadowskiej chodziło – chciała pokazać, że zakochana kobieta nie powinna być niewolnicą swojego mężczyzny, ale wyszło to strasznie pokracznie. Bo to nie prawdziwy charakter Mirona, lecz jego wykoślawiona przez gorączkę przemiany wersja, a Dora zdaje się tego nie widzieć i nawet w pewnym sensie sama tworzy sytuacje w których Miron dostaje ataków złości. Nikita, która ratuje Dorze życie (okey, wcześniej im się nie układało) jest suką (cóż, musiała sprzedać Jadzie cios w potylice, żeby odciągnąć ją od budynku, któremu groziło zniszczenie) i – UWAGA – Dora pyta się Mirona, czy ją zabił, a ten odpowiada, że postanowił pozostawić decyzję Dorze. Okey, rozumiem, nie układało się im wcześniej (delikatnie mówiąc), ale oni zastanawiają się, czy zabić Nikitę za to, że ta zrobiła wszystko, by uratować Dorę! WTF!?

Pamiętacie te wszystkie pojazdy Jady na czyjeś poglądy polityczne czy gust muzyczny? Otóż w tym tomie znajduje się taka myśl Dory: „Może to kwestia tego, że dla mnie nic nie jest czarne albo białe i nie kieruję się stereotypami czy uprzedzeniami?”. Pfffffff, oplułem się ze śmiechu, +1000 do bucery i zapatrzenia w siebie, Jado!

Dopakowywanie dotyka każdego. I tak oto dowiadujemy się, że całkiem sympatyczny czart Leon, właściciel „Szatańskiego Pierwiosnka”, czyli ulubionego pabu Dory w Thornie, w przeszłości był najgroźniejszym i najtwardszym generałem piekielnych zastępów w historii! Czy tylko ja mam wrażenie, że w takim zadupiu jakim jest Thorn, pojawia się zbyt dużo indywidualności? Jeszcze przed Dorą mieszkali tam wnukowie Lucyfera i Gabriela, były generał piekielnych zastępów, w cholerę potężny wampir itd. Reszta boskiej trójcy również zdobyła expa i wskoczyła na wyższy poziom. Miron staje się władającym płomieniami bucem, a Joshua empatą – w każdej chwili czuje emocje pozostałej dwójki. Ta ostatnia moc jest trochę słaba, więc przy końcu książki aniołek otrzymuje kolejną moc.

Festiwal facetów trwa w najlepsze. Nie możecie się wybrać między Mironem a Joshuą? Oto Nathaniel, ich brat i mix ich cech (wyglądu)! Włosy Mirona, oczy Joshui! I jest ich bratem. To znaczy Miron i Joshua nie są braćmi, ale Nathaniel jest bratem Joshui (po wspólnej matce) i Mirona (wspólny ojciec). Mam dziwne wrażenie, ze gdzieś obok mnie siedzi Ridge Forester z kpiącym uśmiechem. Nie podoba się wam? Spoko, oto Abbadon, Anioł Zniszczenia i Śmierci – „czarne, niemal granatowe włosy miał wystrzeżone tak, że dłuższe na czubku tworzyły irokeza, a boki pokryte były krótką szczecinką. Kilka dłuższych kosmyków opadały mu na czoło i lewe oko, ale nie było w tym nic z chłopięcego rozczochrania. Przełknęłam, widząc koszulkę. Na piersi czerwony napis głosił >>Don’t keep calm and kill everyone<<”. Jeżu Kolczasty, serio? Oczywiście Abbadon jest paskudny i zły, lecz gdy Dora w samoobronie sieknie go magią miłości (zamiast ofensywną magią pani północy, ten imperatyw narracyjny…) okaże się, że był po prostu niekochany i dlatego jest jaki jest. I chce, żeby pomóc mu w samobójstwie. ANIOŁ ZAGŁADY JEST EMO. Daimon Frey Kossakowskiej wydawał mi się trochę ciapowaty i zbyt emocjonalny, ale przy Abbadonie Jadowskiej wydaje się być bezduszny niczym Terminator. Spoko, Azjela (tak się naprawdę nazywa) wystarczy przytulić i już mu lepiej. Pojawia się przystojny (a jakże) nephilim, będący, uwaga – synem Rafaela, wujkiem Joshui i Nathaniela.
Powraca też złowieszczy Baal i to w jaki sposób – Dora we śnie podgląda jego łóżkowe igraszki! I oczywiście, jest kochankiem doskonałym. W poprzednim tonie Karmazynowy Książe miał naprawdę niezłe wejście i wydawał się bardzo złowieszczy, ale potem został zmiękczony. W tym tomie zmiękczanie trwa dalej (to ciągle Baal czy troskliwy miś?)i zastanawiam się, kto na kim robi większe wrażenie – Dora na Baalu, czy na odwrót?
I wszyscy ci faceci potrzebują przytulania i mówienia miłych słówek, a Dora musi ich popychać i skierowywać do łazienki czy sypialni, bo sami z siebie chyba by tego nie zrobili.

No i Rafael, główny zły tego tomu. Od pierwszego tomu kreowany jest na takiego „fanatycznego katola”, który widzi drzazgę w czyimś oku, choć w jego tkwi belka („dwulicowa świetojebliwość” jak to stwierdziła Dora). I oczywiście musi być fałszywy, bo jak się okazuje ma dzieciaka z ziemską kobieta (tego nephilima), więc strasznie zgrzeszył i złamał niebiańskie prawo. Wszystkie jego akcje w tym, jak i w poprzednich tomach były niesamowicie przewidywalne, ale Dora musi stwierdzić, że „nienawidziłam tego, że jest taki przewidujący, praktyczny i kalkuluje na zimno”. Autorko, to że napiszesz, że ktoś jest taki i owaki, nie znaczy, że naprawdę taki będzie. Trzeba go jeszcze przedstawić w fabule w taki sposób, żeby potwierdzić swoje słowa. Rafael nie jest przewidujący, praktyczny i kalkulujący na zimno. Wszystkie jego ataki na Dorę od pierwszego tomu są impulsywne, jak gdyby wymyślone w przeciągu chwili i od razu wdrożone, słabe i przewidywalne. Gdyby naprawdę był taki zimny, to podłożyłby pod samochód Dory ładunek wybuchowy i tyle, zamiast bawić się w nasyłanie Abbadona, zabójców i wezwanie przed anielski trybunał.
Zresztą Rafael jest bardzo karykaturalny – sanitariusz z ośrodka, w którym archanioł trzyma niechciane dziwaki, zwraca mu uwagę na to, że strażnicy wykorzystują seksualnie więźniów. Co robi nasz zimny antagonista? Sprzedaje sanitariuszowi gonga w pysk i rzuca kiczowatym „to dla ciebie ostatnie ostrzeżenie, skoro trzymasz stronę zwierząt!”. Może to tylko jak, ale skoro archanioł kreowany jest na takiego zimnego, to czy zamiast zachowywać się jak jakiś narwaniec, nie powinien po prostu spojrzeć na medyka i powiedzieć chłodnym głosem:
- I?
Tak, jedno krótkie „i” byłoby o wiele bardziej złowieszcze i bardziej pasujące do opisanego nam przez Jadowską charakteru niż cios w twarz i ten kiczowaty tekst. W czasie sądu Dory zachowuje się jak wariat i nawet na nią pluje! SERIO!?
A teraz drugie „SERIO!?” – na końcu okazuje się, że Rafael był opętany przez demona, a rozpoznaje to oczywiście Dora (hurra!).

Ten tom ma też dwoje wielkich nieobecnych, czyli największych przyjaciół Dory – Witkacego i Katie. Pierwszy zostaje wspomniany tylko raz. Katia, wielka przyjaciółka Jady ani razu się nie pojawia. Dora może się nudzić i mieć super magiczny komunikator, ale ani razu nie kontaktuje się z przyjaciółka, by się jej zwierzyć, poprosić o radę czy zwyczajnie pogadać. Tylko na końcu Dora wspomina, że po całym zamieszaniu nekromantka wydzwania do niej, by opowiedzieć o kolejnych plotkach jakie słyszała o wiedźmie. Kompletnie nieudana kreacja postaci.

ŚWIAT PRZEDSTAWIONY
Mam wrażenie, że w kreacji swojego świata Jadowska wzięła sobie do serca słowa, jakie wypowiada w tym tomie Miron: „Nie pozwól, by twą głowę zaprzątały drobiazgi”.

Zacznijmy od świata nierzeczywistego, czyli Thornu i Trójprzymierza.
W tym tomie poważnie zaczął zastanawiać mnie Thorn. To miasto jest po prostu zbyt ważne, jawi się wręcz jako stolica całego magicznego świata. Na przykład mieszka tam Gardiasz, który zajmuje się zaświatami dla magicznych (są poza jurysdykcją nieba i piekła), a poza nim cała masa inny osób. Z innych magicznych miast znamy Trójprzymierze i Poznań (jest tylko wspominany w jednym miejscu w pierwszym tomie, chyba sama autorka już o nim zapomniała). I pojawił się jeszcze jakiś wampir z Francji. Nawet Rafael musiał stworzyć swój ośrodek do przetrzymywania niechcianych dziwaków w okolicy Torunia (jakby nie mógł tego zrobić gdzieś na Syberii). Mamy więc nie tylko super przesadzoną bohaterkę, jej miasto również jest najlepsze na świecie. A co można o nim powiedzieć? Ano istnieje tam pub „Szatański pierwiosnek”, a siedziba rady Thornu to różowa kamienica. Wow.

Pojawia się komunikator – dziwne urządzenie przypominające telefon komórkowy, umożliwiające łączenie się z wieloma wymiarami. Dziwnym trafem, choć przydałby się on Dorze już od pierwszego tomu, pojawia się dopiero tutaj… bo tak. Tak z niczego wilkołak Olaf wręcza go Dorze, mówiąc, że to prototyp z Finlandii. Przy wyjeździe okazuje się też, że Dora bierze jakieś księgi zaklęć. Wow, po raz pierwszy w cyklu o nich wspomniano. Przy okazji – samochód stoi pod domem Dory, gdzie żarzy się linia energetyczna (taka magiczne, nie na prąd – jej wypalenie może spowodować zagładę Thornu). Jeszcze niedawno było tam pełno gapiów, teraz jednak nikt nie zwraca uwagi na pakującą się i wyjeżdżającą Dorę, podejrzewaną o bycie winną problemów z linią. SERIO!? I jeszcze zebrali się tam archaniołowie Gabriel i Michał, a także Lucyfer, Katarzyna, Roman, Leon i Katia. SERIO? Takie zgromadzenie indywidualności przy żarzącej się linii energetycznej nie pobudziło ciekawości mieszkańców Thornu? Przecież ktoś ze złych powinien tam być, mógłby spisać numery rejestracyjne, albo śledzić Dorę do jej kryjówki!

Magia zresztą może wszystko. Pękł worek treningowy na którym wyżywała się Dora? Spoko, wiedźma naprawi go magią. W alternatywnych miastach nie ma ścieków. To co się dzieje z wodą spod prysznica Dory? Odnawia się, niech zgadnę, MAGICZNIE?

Zabawne jest też to, że Dora ciągle myśli o ciężkiej pracy jako namiestnicza Thornu (która jest całkiem podobna do pracy policjanta z wyjątkiem tych chwil, gdy jest całkiem inna), ale w II i III tomie Dora nie ma żadnej związanej z tym roboty, ciągle załatwia swoje prywatne sprawy. Nawet po zakończeniu akcji tego tomu, Dora nie opisuje swojej ciężkiej pracy namiestniczki, lecz sprawy, które prowadzi jako prywatny detektyw w magicznym świecie.

Nad Dorą czuwa duch jej prapradziadka, który czuwał nad każdą pierworodną dziewczyną w swej rodzinie, bo tak obiecał swojej córce, gdy ta była umierająca. Kto na łożu śmierci prosi, by ktoś zaopiekował się każdą pierworodną córką w kolejnych pokoleniach? Serio? No i dlaczego duch, który uratował piętnastoletnią Dorę z objęć piekła (gdy popełniła samobójstwo), nie pojawił się w czasie konfrontacji z głównymi złymi w pierwszym i w drugim tomie, ale pojawia się, gdy Miron przez przypadek używając swoich moc podpala pokój (choć potężne płomienie nawet nie zniszczyły ścian, tylko trochę zwęgliły dywaniki)? Wyjaśnione jest to tym, że duch jest przywiązany do miejsca ( z daleka nie czuje wezwania) – stąd na przykład trochę czasu zabrało mu pokonanie dziesięciu kilometrów (z domku dziadków do domu Jady), gdy młoda Dora podcinała sobie żyły, za to jednak bez problemu dostał się do piekła… No i jakim cudem duch jakiegoś człowieka jest tak potężny, by wyrwać duszę z samego piekła? I co robił Samael, który to widział? Załamywał ręce, zastanawiając się, dlaczego autorka zrobiła z niego niekompetentnego debila, którego potrafi ośmieszyć zwykły ziemski duch?

I Jadowska znów bawi się z czasem. Z pierwszego tomu dowiadujemy się, że kilka sekund w naszym świecie to 36 godzin w Thornie. W tym dowiadujemy się, że jeden dzień w Thornie do kilka dni w Piekle. Ale… serio? Warto tak się babrać? Idę o zakład, że gdybyśmy o tym wiedzieli wcześniej, to w poprzedniej części wyskoczyłyby niezłe kwiatki.

O i byle druid potrafi spleść linie życiowe ojca i syna w taki sposób, że jeśli zginie jeden z nich, to to samo spotka drugiego. Problemem jest tylko to, że tym synem jest nephilim, a jego ojcem archanioł potęgi, jego „świętojebliwość” Rafael. Serio, byle druid potrafi w taki sposób załatwić jednego z najpotężniejszych archaniołów? Czy to w ogóle możliwe, skoro uzdrowicielka Jemioła (początek „Bogowie muszą być szaleni”) twierdziła, że jej czary nie zadziałają na anioła?

A i anioły twierdzą, że „u podstaw religii katolickiej leży historia Syna Bożego”. Stąd też wnioskuje, że Niebo Jadowskiej identyfikuje się tylko z katolicyzmem. Prawosławie ma pewnie nieźle przegwizdane!

Areszt aniołów wygląda niemal jak ziemski, i również robi się tam zatrzymanym zdjęcia i pobiera odciski palców. To właśnie problem magicznego świata Jadowskiej – jest zbyt ziemski, jak gdyby wszystkie te anioły i diabły dodano, by było bardziej cool, ale nie ma w tym żadnej oryginalności.

Jadowska nie tylko nie przykłada się do jako takiej realności swojego wymyślonego świata, pozwala także, by imperatyw narracyjny naginał świat rzeczywisty:
Na samym początku Boską Trójcę zatrzymuje policjant, choć nie złamali przepisów. I tak, policjant jest kompletnie sam. C’mon autorko, nawet Brudny Harry miał partnera! A raczej partnerów. Cała ta scena jest tylko po to, żeby pokazać jak Dora używa „jedi mind trick” na policjancie. Gdyby koleś był z kolegą to sztuczka by nie przeszła…

„Lśniący glock”
„Wpatrywał się (policjant), ale to nie one zwróciły jego uwagę, a kabura i lśniący glock”. Zobaczcie, autorka sprawdziła jaki pistolet jest popularny wśród (byłych) policjantów, ale nie sprawdziła już jak glock wygląda. To dość lekki pistolet, z wieloma elementami zrobionymi z tworzyw sztucznych (z elementów zewnętrznych tylko osłona lufy jest metalowa) i za Chiny nie uwierzę, że wystający z kabury uchwyt tego pistoletu mógł lśnić! Sami popatrzcie http://commons.wikimedia.org/wiki/Glock?uselang=pl Zresztą broń służb zwykle jest czarna, a rzadko kiedy można powiedzieć o takiej broni, że jest „lśniąca”.

Po złamaniu wszystkich żeber w prawym boku, Dora ma „żebra ciasno owinięte bandażem elastycznym”. Nie znam się na tym, więc spytałem znajomą, która się na tym zna. Stwierdziła tylko, żebym się tak owinął i sprawdził jak mi się w tym oddycha. Na dodatek Dora stwierdza jeszcze, że taki bandaż to i tak „lepsze niż gips, ale tylko troszeczkę”. I nosi ten bandaż („ściskający jak gorset”) nawet po wizycie Jemioły, uzdrowicielki z jakimś tysiąc letnim stażem. Nie mam więcej pytań. No może jednak mam: Jakim cudem, według słów Baala, tak poobijane ciało Dory może tak mocno pragnąc seksu, że „aż krzyczy”?

Na plus warto odnotować, że w końcu doczekaliśmy się jakiegoś dłuższego opisu Torunia, choć jest on nieco miałki.

Wszystkie te błędy w kreacji świata wynikają z prostego faktu, że autorce się nie chce. Dla Jadowskiej po prostu o wiele ważniejsze jest to jak bardzo ktoś jest ładny, jak pachnie, jaką nosi bieliznę, że dżinsy Dory mają domieszkę elastanu…

STYL I BŁĘDY W KONSTRUKCJI OPOWIEŚCI
Sam początek (poza akcją z policjantem) to takie „co było w poprzednim odcinku”, a czegoś takiego w książkach nie lubię. Możecie się nie zgadzać, ale już tak mam. Gdyby to jeszcze było przypomnienie jakiś ważnych szczegółów, ale to po prostu skrócony opis punktu kulminacyjnego poprzedniej części. Cóż, najwidoczniej autorka obawiała się, że to co pisze jest tak nudne, że czytelnicy nie zapamiętają najważniejszego wydarzenia z poprzedniego tomu… Albo to: Dora pyta się swojego wampira, czy Gajusz zabił jego poprzedniego mistrza, choć dowiedziała się tego w poprzednim tomie. Najwyraźniej nasza była policjantka potrafi zapomnieć każdą informację, której nie zapisze w swoim moleskinie. A przecież przy narracji pierwszoosobowej wystarczyłoby napisać, że Dora wspomina to, czego już się dowiedziała.

Ciągle, od trzech tomów, Jadowska katuje te same sytuacje: Rada Thornu jest niezadowolona z poczynań Dory i spierają się, czy nie pozbyć się wiedźmy na dobre, to ktoś jest chory (w drugim tomie Joshua, a trzecim Dora i Miron, przy czym, co oczywiste, Dora znosi chorobę o wiele lepiej); poprzednio to Dora dwa razy lądowała w wannie, na pewno też raz wylądował tam Joshua, teraz w wannie lądują i Dora i Miron na raz (z powodu choroby, odegnajcie kosmate myśli!); Dora i Miron chcą uprawiać seks, ale nie mogą bo coś tam; w każdym tomie ktoś w kiepskim stanie leży w łóżku i dwie osoby muszą go przytulić (tym razem przyszła kolej na Mirona, a potem na Joshue), Dora ma sny ostrzegające ją przed nadchodzącym złem; poprzednio to wiedźma miała fazę na „cierpicie przeze mnie, byłoby lepiej gdybym nie istniała, a teraz to Miron jęczy, że jest dla nich zagrożeniem i wyjedzie, „nie możesz mnie kochać, jestem wybrykiem”, blablabla; trzeci już raz Dora zostaje naznaczona runą; na końcu znów ktoś już prawie umiera, ale jednak nie (w 1 Dora, w 2 Miron, teraz znowu Dora, więc w czwartej części obstawiam, że znowu Miron :P);

Jak na książkę o byłej policjantce, a obecnie prywatnym detektywie w magicznym świecie, zadziwiająco mało tu zagadek. „Wszystkie drogi zawsze prowadzą do naczelnego czarnego charakteru w naszej historii czy to ja mam już obsesję?” To jedno z przemyśleń Dory i zastanawiam się, co to miało być? Próba zasiania wątpliwości w czytelniku? Przecież od pierwszego tomu jątrzy ten zły buc Rafael, nie ma tu żadnej zagadki.

Z początku nie mogłem wyodrębnić głównych wątków w książce, bo przez początkowe dwieście stron Dora siedziała na wsi i próbowała opanować nowe moce, trenowała, jarała się nowymi mocami (no, Miron który został piromantą, jarał się dosłownie), kłócili się itd. Ale potem stwierdziłem, że to w sumie jeden z wątków. Mamy więc:
1) Bohaterów próbujących poradzić sobie ze swoimi nowymi super mocami jak i ze skomplikowanymi relacjami między sobą
2) Rewolucje w piekle i próbę obalenia rządów Lucyfera.
3) Archanioł Rafael to dupek od pierwszego tomu i w końcu trzeba skopać mu tyłek.
Oczywiście zajebistość głównej bohaterki i „festiwal facetów” ciągle można uznać za niemal najważniejsze wątki w książce, ale w przeciwieństwie do pierwszego i drugiego tomu teraz są lepiej zakamuflowane, ale jak już wyjdą z ukrycia… to jak dostać żelazną pięścią między oczy.

Zazdrość Mirona – Zawsze dla mnie był bucem, ale to co się dzieje w tym tomie… jakby dopiero teraz Jadowska zauważyła, że gdyby mimo to zachować mu dawny charakter, związek Dory byłby zbyt idealny, więc z Mirona trzeba było zrobić zazdrosnego o wszystko gnojka. No obczajcie to:
„- Niech ten sierściuch (to o wilkołaku) trzyma się z daleka. – Napięłam się cała. Obrażał przyjaciela i sprzymierzeńca.
- Przeproś w tym momencie – syknęłam – i zachowuj się.
- Nie jesteś moją matką.
- Więc nie zachowuj się jak bachor wymagający zdyscyplinowania. – warknęłam rozłoszczona jego postawą. Od rana był humorzasty, kłótliwy i złośliwy, ale przeginał czepiając się Olafa. Na niewiele osób mogłam teraz liczyć.”
Czy tylko ja czuje się zażenowany poziomem tego wątku i dialogu? Miron był wkurzający ze swoim parciem na Dore i seks z nią, ale teraz autorka postanowiła go zepsuć i wyszło strasznie słabo. Zwróćcie też uwagę na ostatnie zdanie, budujące sztuczną atmosferę zagrożenia, przypominającą sytuacje z początku drugiego tomu. Te niewiele osób na które Dora może liczyć to: chrześcijański Bóg i Pani północy (którzy dopiero co uratowali ją i Mirona od śmierci i dali boskiej trójcy kolejne super moce), Lucyfer i Gabriel, Katarzyna stojąca na czele Rady Thornu , przepotężny wampir Roman (któremu nawet słońce nie jest straszne), zaradny alfa wilczego stada Olaf i całe wilcze stado, dwa wierne wampiry, szaman Witkacy i nekromantka Katia, uzdrowiciela Jemioła, wielki czart Leon (emerytowany najlepszy generał piekielnych zastępów) i wielu, wielu innych. Faktycznie, Dora jest praktycznie sama.
A wracając do Mirona – jego ataki zazdrości ciągną się długo i są strasznie nużące, na szczęście urywają się po opuszczeniu wsi, lecz zanim to nastąpi piekielnik rzuca tekstami „powinienem już dawno zaciągnąć cię przed ołtarz”. Jasne, diabły pewnie biorą ślub kościelny. Wnuk Lucyfera i Jada potrafią nawet pobić się przy świadkach i zacząć całować, obmacywać się itd., co prowadzi nas do kolejnego wątku:

Miron i Dora chcą uprawiać seks…
… ale nie mogą. Kiedy Miron nie choruje na ataki zazdrości, chce przespać się z Dorą, ale nie udaje im się, ponieważ atakuje ich jakaś tajemnicza energia, kopiąca ich elektrycznością! Jeżu Kolczasty, jak długo można przeciągać wątek „dwóch bohaterów chce się ze sobą kochać, ale nie mogą, bo…”? Powinni już to zrobić w pierwszym tomie!

Wizyta na wsi – te fragmenty są całkiem niezłe, pobudzają ciekawość – choć stanowczo za dużo tam tych ptaszyn, słoneczek, kotków itd. Poza tym Jadowska potrafi zniszczyć ciekawą atmosferę jednym zdaniem. Dora opowiada Joshui kiedy ostatni raz tu była, lecz nie wspomina o tym, co naprawdę ciekawi anioła i dlaczego jest jej tu tak ciężko… po czym mamy to:
„Spoglądał na mnie bez słowa i czekał, aż powiem coś więcej o okolicznościach tej wizyty, ale wstałam i otrzepałam spodnie na pupie”
Ho,ho,ho Dora ma pupę. Czuje się upupiony. Ten wyraz totalnie nie pasuje do całkiem poważnych wcześniejszych rozważań, i jest całkiem zbędny. Przecież Dora mogła spokojnie wstać i otrzepać spodnie, ale trzeba dodać, że zrobiła to na pupie. To przecież szalenie ważny szczegół. A potem dowiadujemy się, że Dora ma błękitne majtki w białe groszki, z kokardkami, koroneczkami i falbankami na pupie. A Miron ma bokserski w króliczki. A Joshua nosi powściągliwe bokserki w kratkę lub paseczki. I tak oto nie tylko ja jestem upupiony, cała atmosfera tajemniczej przeszłości Dory i jej wyrzutów sumienia została upupiona ostatecznie.
Dora wspomina, że ziemie i inne pełnomocnictwa dała sąsiadom, którzy przez osiem lat dbali o dom (np. wymienili rynnę, a Joshua wspomina, że w domu nie ma śladów wilgoci czy zacieków, więc myślę, że ktoś musiał palić w piecu). Potem jednak Dora wyczuwa, że ktoś pojawił się na podwórku i mówi chłopakom, że nikogo nie powinno tu być, że jest jedyną spadkobierczynią po babci i nikt inny nie powinien mieć kluczy. W TAKIM RAZIE JAK SĄSIEDZI MIELI DBAĆ O DOM I GO OPALAĆ!? A musieli to robić, bo po co składowali by drzewo w szopie? Ludzie, jak można takie błędy popełniać? Okazuje się, że obcy na podwórku to sąsiadka (Dora określa ją jako wścibską). Czy osoba, która przez osiem lat opiekuje się domem i przychodzi sprawdzić, kto przyjechał, jest wścibską osobą?
W poprzednim tomie Dora dowiaduje się, że Miron i Joshua mogą mieć przyrodniego brata (oni sami nie są braćmi, ale mogą mieć wspólnego, wiem, moda na sukces), a na pytanie Lucyfera, czy im powiedziała, stwierdza… że nie było okazji. Ale wcześniej to tępe babsko jęczy, jak bardzo od kilku dni nudzi się jej na wsi i nie ma co robić! Niech otworzy sobie tego swojego moleskina i zapisze w nim, że musi powiedzieć Mironowi i Joshui, że mają wspólnego brata! ARGH!!!

Po pewnym czasie Dora odkrywa, że dom obserwuje snajper, który przygotował sobie stanowisko na sośnie i co najmniej od dwóch dni ma cały dom i podwórko jak na dłoni. Dlaczego w takim razie jeszcze nie kropnął Dory, skoro ta często wychodziła sama z domu!? Dla mnie odpowiedź jest prosta – snajper przez dwa dni do ciebie nie strzela, choć zachowujesz się jak tarcza strzelecka? To znaczy, ze chyba nie chce cię zabić, prawda? Poza tym taka super agenta zabójczyni, na jaką lansowana jest Nikita, powinna lepiej zakamuflować znaki swojej obecności. A tu mamy i czerwony „gałgan” powiewający na drzewie przy domku Dory (mający wskazać jaka jest siła wiatru), haki powbijane w drzewo na którym Nikita urządziła sobie stanowisko i zostawiony papierek po gumie balonowej, dzięki której Dora od razu odgaduje, kto się tam czaił. Jason Bourn w spódnicy, tylko taki trochę pozbawiony talentów. Serio, w czasie ataku na dom Dory, ta jest pewna, że Nikita opuściła swoje stanowisko, bo jest zbyt niecierpliwa, by na nim wytrzymać. Zabójczyni przygotowuje sobie miejsce i nie ma cierpliwości, by wykonać zadanie? Po co w takim razie cała ta robota z powbijanymi w pień hakami i czerwonym „gałganem” mającym pokazywać prędkość i kierunek wiatru? Doro, jakaś ty tępa! I wiecie co się okazało? Że Dora miała rację. Przez cały czas liczyłem, że Jada odnalazła stanowisko Nikity, bo ta wcale nie ukrywała się przed nią, lecz siedziała na sośnie ze snajperką, gotowa sprzątnąć każdego, kto zagrażał Dorze. A jednak nie, ona naprawdę chce zabić Joshuę i Nathaniela. I tak, ciągle jest opisywana jako super groźna, bezwzględna zabójczyni (ba, jest członkiną najbardziej elitarnego i niebezpiecznego zakonu zabójców na świecie!), chociaż dała się wytropić jak amatorka, a cały przygotowany przez nią atak był do dupy. Równie uroczo jest po powrocie do Thornu – choć Nikita musi bronić Dory (przysięga krwi, magia, blablabla), ta boi się jej pokazać gdzie mieszka i każe jej się kontaktować albo przez starszyznę, albo szukać w Szatańskim Pierwiosnku. Brawo Jado, super zabójczyni na pewno nie da rady dowiedzieć się w twoim ulubionym pubie, że słynna Dora Wilk mieszka po drugiej stronie ulicy.

Co do przewrotu w piekle – nie ma żadnego napięcia. Jeden proroczy sen Dory, na dwa dni przed planowanym przewrotem (a w takich sytuacjach to baaardzo dużo czasu) i po sprawie. Bo Dora śni i już wie wszystko – kto dowodzi buntownikami, kto go popiera, jak wejdą do willi Lucyfera, w co będą wyposażeni zabójcy, kto zdradził i kiedy to się stanie. Bah, od razu wszystko na tacy i wszystko dzięki naszej cudownej Dorze. Oh, o ile lepsza byłaby tak książka, gdy to Lucyfer sam wywęszył spisek i udowodnił, że nie jest taką ciepła kluchą jaką dotąd się wydawał. To diabeł do cholery, niech w końcu pokaże rogi! Warto też wspomnieć, że zabezpieczenia willi Lucyfera wyłącza jakiś dzieciak, syn jednej z pracownic. To musiały być cholernie dobre zabezpieczenia.
Zajebistość głównej bohaterki całkowicie zamordowała napięcie. A żeby było jeszcze gorzej, to chwilę po pierwszej wizji Dora ma drugą. I znów to samo – kto zginie, jak, kto go zdradzi, a kto zabije kolejnego przystojniaka. Tym razem Baala, co daje świetny pretekst do spotkania z nim i flirtowania.
A sam przewrót w piekle? Cóż, dostajemy informacje o tym, że trwa, lecz Lucyfer nie dał się zaskoczyć. Dora siedzi w domu, trwa Boże Narodzenie, patrzy przez okno – jest, Leon w pokrytym krwią pancerzu pojawia się na ulicy, padają sobie z Dorą w objęcia i Czort stwierdza, że już po wszystkim. KONIEC. No dobra, Leon potem opowiada jak było, ale to same nudy, no i oczywiście zwycięstwo Lucek zawdzięcza Dorze Wilk i jej pogaduchom z Baalem. Nasza bohaterka jest już tak zajebista, że nawet nie musi być na miejscu zdarzenia.

Rozprawa z Rafaelem.
Akcja z ośrodkiem była całkiem niezła (pomijając fakt, że mieścił się AKURAT w Polsce i AKURAT w okolicach Torunia), ale nasz planista Rafael się nie popisał. Skoro miał plan pozbycia się Dory, trzeba było zniszczyć ośrodek od razu, gdy tylko dowiedział się, że wiedźma koło niego węszy.
Jakim cudem Rafael chce wytoczyć proces Dorze przed trybunałem w niebie, skoro ta jest magiczna? Czy to nie jest pogwałcenie rozejmu z magicznymi, rozejmu o którym Jadowska tak często wspominała w tym i poprzednich tomach? I ci magiczni tak się na to godzą, choć Dora to NAMIESTNICZKA THORNU!? Tymczasem aniołowie wbijają do baru i jakby nigdy nic rzucają na blat nakaz aresztowania i zakładają Dorze kajdanki. Oczywiście w celi dochodzi do próby zamordowania Jady, ale ta łatwo sobie z tym radzi. W czasie Sądu Ostatecznego (tak, najwyższy sąd w niebie naprawdę się tak nazywa) Rafael miota się, wrzeszczy, czepia wszystkiego, zachowaniem przypomina księdza Natanka. To tyle jeśli chodzi o to, że „wszystko kalkuluje na zimno”. Ba, nawet pluje na policzek Dory oraz w jej stronę, a to wszystko w obecności innych archaniołów!
Oczywiście sąd na duszą Dory uniewinnia ją ze wszelkich zarzutów, ale zostaje zaatakowana przez Rafaela i policzkuje go w samoobronie. Niestety pierścionek Jady rozcina policzek archanioła, i choć to on na nią pluł, ściskał za gardło i za rękę, to teraz ma prawo żądać satysfakcji – a więc wyzywa ją na pojedynek! Hurra! Dora przecież nie ma szans z archaniołem potęgi, musowo zginie, a ta kiczowata seria się skończy! Zaczynając więc walczyć (na sztylety), ale zły Rafael oszukuje i wchodzi w pełnie majestatu (cała ta otoczka związana z pełnym majestatem u aniołów bardzo mi się podoba, pomysł na skrzydła Rafaela w kolorze miedzi również), zaś w jego ręce pojawia się miecz. Inne anioły, a także Lucyfer, Miron i reszta hałastry spokojnie na to patrzy. Niby arenę otacza jakieś pole ochronne, ale skoro jeden z walczących oszukuje, to czy walki nie powinno się przerwać? Otóż powinno się, ale Gabriel i Michał (pieprzony wódź zastępów!!!) boją się cokolwiek zrobić. I tak, Rafael, zamiast zabić Dorę, zachowuje się jak klasyczny czarny charakter i… patrzy. I patrzy, aż w końcu pojawia się nasz Emo Abbadon i rzuca Dorze swoją katanę, która niby jest obłożona klątwą i Jada powinna umrzeć po wyciągnięciu jej z pochwy, ale podobnie jak przy pierwszym spotkaniu na wsi, nic się jej nie stanie, bo to Dora Wilk, frajerzy. Na dodatek Jada wchodzi w swoją wersję pełnego majestatu (taaak, na jej plecach pojawiają się jej wielkie, sowie skrzydła) i mimo powagi sytuacji nasza wiedźma myśli, że zaczyna ją bawić, jak łatwo przychodziło jej zaskakiwanie obserwatorów. A po tekście „robiłam wrażenie bez zbędnego wysiłku” zacząłem szczerze kibicować Rafaelowi. Dora daje sobie radę w walce, choć Rafael jest tak silny, że ciosem w jej miecz mógłby złamać Jadzie bark (co ciekawe, chwilę wcześniej wiedźma bez problemu blokuje ostrzem cios z góry). Oczywiście Dora wygrywa pojedynek, zadając Rafaelowi pierwszy cios do krwi, leciutko raniąc go w skrzydło. Wszystko się kończy… ale nie, archanioł ma gdzieś fair play, rzuca się na Dorę i przebija ją mieczem! TAK!!! KONIEC, ZWYCIĘSTWO, WREDNA MARY SUE W KOŃCU POKONANA. Pozamiatałeś Rafael, jesteś moim idolem!
Ale gdzie tam. Tekst się urywa, Dora się budzi otoczona przez Mirona i Joshuę w pełni majestatu, z dziurą w klatce piersiowej, którą jednak szybko załatał anioł. Tak, Joshua nagle stał się super medykiem. A Dora, zamiast wrzeszczeć „O Boże, ja żyję, żyję, ŻYJĘ!!!”, myśli o tym, że ściągnęli z niej kurtkę i sweter, więc teraz leży w samym pokrwawionym kusym topie, więc „to tyle jeśli idzie o resztki godności i skromności”.
I całe złoto Chin dla kogoś, kto zrozumie to zdanie „Joshua spoglądał wciąż na moje obnażone żebra, jakby bał się, że rana znów się otworzy”. Skoro żebra są obnażone, to rana chyba jest otwarta, no nie? Dora obnażony może mieć co najwyżej bok.
Potem Dora wymienia czułości z Abbadonem na oczach Mirona i aż dziwie się, że diabełek nie przywalił mu w pysk.

Zakończenie.
Jakimś cudem zakończeniem jest ostatnie pięćdziesiąt stron, a nie sto jak w poprzednich tomach. I ło matko boska, jak Dora mnie tam wkurza! Została cudem uratowana, ale ciągle ma połamane wszystkie żebra po prawej stronie. Leczy się wolno, bo jej nowe super ciało „dopiero uczy się samoleczenia”. Mimo to po czterech dniach leżenia żali się:

„Chcę do Szatańskiego Pierwiosnka! Chcę do normalności, chcę rzucać złośliwe komentarze o wyfiokowanych lafiryndach i cięte riposty namolnym kolesiom, chcę terroryzować Drakę spojrzeniem i wpieniać Bragę samą swoją obecnością! Chcę pić Jadeith za Jadeithem, aż sama uwierzę, że jestem choć trochę pijana i nie czuję tego cholernego bólu!”

Doro Wilk jesteś paskudna, ale skoro Joshua odkrył u siebie zdolności magicznego leczenia i załatał ci śmiertelną ranę, to przecież sklejenie kilku żeber powinno być dla niego prościutkie, prawda? Ups, najwyraźniej magiczne leczenie, które nagle otrzymał, równie nagle opuściło naszego aniołka.

I w końcu, jakby nagrodę za przeczytanie tego wszystkiego, dostajemy seks Dory z Mironem. Nareszcie, po trzech tomach sztucznie przedłużanego napięcia w końcu TO zrobili. Oczywiście wszystko jest naj, super, orgazm za orgazmem (więcej o „TYCH scenach niżej), Dora idzie się umyć i słyszy szlochającego Joshuę. Okazuje się, że gdy nasza parka baraszkowała, Joshua, którego miało nie być w mieszkaniu, był w nim i smacznie sobie spał oraz przez przypadek nawiązał kontakt mentalny Z Dorą (ale tylko Dorą – dlaczego nie z Mironem, skoro z nim też jest połączony?). I teraz płacze – nie! – beczy, szlocha i krzyczy w poduszkę, bo odbierał emocje Dory i czuł to samo co ona. Matko Borska, to najbardziej creepy rzecz o jakie czytałem od baaardzo dawna.
Nasz roztrzęsiony anioł oferuje, że wyprowadzi się z mieszkania, lecz nasza nieśmiertelna hybryda wiedźmy-anioła-i-piekielnicy oraz jej diabeł, nie chcą o tym słyszeć. No i teraz uwaga, ponieważ Joshua to anioł stróż Dory i dlatego nie może z nią uprawiać seksu, oto co proponuje Miron:
„ Nie zrozum mnie źle, stary, ale to może być jedyny sposób, byście mogli zbliżyć się do siebie w tym wymiarze, więc na przyszłość proponuje, byś raczej trzymał się mojej głowy. Będziesz miał wgląd na to, jaki ona ma świetny tyłek, a nie ja. I męski orgazm jest trochę inny. – Miron Radoście wzruszył ramionami. – Ja nie mam nic przeciwko, byś był w mojej głowie, gdy się kochamy z Dorą.”
Dobra, to jest dopiero CREEPY.
Potem leżą sobie w trójkę jak zwykle, a Dora wyobraża sobie co by było gdyby nie anielski trybunał i mogliby żyć w trójkącie.
Ostatni rozdział to powrót na wieś razem z dzieciakami uratowanymi z ośrodka Rafaela, jest bardzo słodko itd.
I oczywiście nie mogło się to tak spokojnie skończyć, mamy więc dość miałką zapowiedź wydarzeń z kolejnej części, po którą na pewno sięgnę, bo jestem czytelniczym masochistą.

Styl
Dialogi
Bez jakiś zauważalnie większych zmian. Dialogi nadal są strasznie drewniane i ciągle nadużywane są w nich imiona. Czasami jakaś postać pojawia się, trajkocze ile może i znika, bo autorce nie chciało się dłużej nad nią przysiąść. Serio, niektóre z nich wyglądają jak ta słynna scena z filmu „the Room”: https://www.youtube.com/watch?v=kOdjtiOMGbA . W didaskaliach bardzo często pojawiają się takie wyrażenia jak „warknął” czy „syknął”, przez co w wielu dialogach pobrzmiewa taka sztuczna agresja. Jeśli postacie ciągle są dla siebie opryskliwe, czytelnik przestaje się tym przejmować i nie zwraca na to większej uwagi w momencie, w którym uwagę powinien zwrócić. Zresztą często mam wrażenie, że bohaterowie są dla siebie wredni tylko po to, by Dora mogła imponować ciętą ripostą.

„TE” SCENY
„Erekcja napierała na mój brzuch, nie bacząc na dżinsy, które stały jej na przeszkodzie”

Jadowska chyba czytała jakieś Greye i stąd postanowiła dodać trochę pieprzu do swych książek. Tylko, że wykonanie jest strasznie słabe – jedna z moich znajomych, po przytoczonym fragmencie, myślała, że to tekst z internetowego opka. No bo serio, jak można opisać kobietę, która zbliża się do orgazmu, w taki sposób: „Wyraźnie widziałam, że buduję się w niej kolejny szczyt”.
Bądźmy szczerzy, napisać dobrą scenę erotyczną jest cholernie trudno. Są tacy, którzy twierdzą, że udało się to tylko Hemingwayowi w „Komu bije dzwon”. W swoim opisie seksu Dory i Mirona Jadowska przesadza – usta i palce bohaterów są wszędzie, Dora ma trzy orgazmy… prawdę mówiąc, zasnąłem przy czytaniu, ale znaczny wpływ miała na to moja nie najlepsze dyspozycja ostatnio ;). Ale wracając do Jadowskiej – autorka powinna się zastanowić, czy czasem mniej nie oznacza lepiej. Sam uważam, że czasem bardzo wiele można opowiedzieć, używając niewielu słów.

Opisy akcji.
Borze i Jeżu Kolczasty, jakie to złe. No zobaczcie ten fragment z samego początku, policjant zauważa, że Dora ma spluwę, więc sam wyciąga własną:

„Miałam sekundy, nim zrobi coś skrajnie głupiego. Czas zwolnił, gdy wpatrywałam się w wymierzoną we mnie lufę pistoletu”

WTF? Czy tylko mi się wydaje, że zgubiło się jedno zdanie, w którym powinno być coś o zaskoczeniu malującym się na twarzy policjanta, który odskakuje o krok do tyłu i wyciąga broń ? Dora stara się go uspokoić zaklęciem (jedi mind trick) i… sama łapie za swojego glocka. Lasia wprost prosi się o nagrodę Darwina! Dlaczego ten policjant do niej nie strzelił, no dlaczego!? Wszystko mogłoby się skończyć po kilku stronach! Zresztą co to za policjant, który widząc u kogoś broń w kaburze (i to glocka, bardzo popularnego w służbach mundurowych) od razu wyciąga spluwę (ok, zadziałała na niego magia, ale to i tak słabe wyjaśnienie).

Albo to: Dora i Nathaniel stoją na podwórku, wcześniej wiedźma znalazła ślady na śniegu, dość stare. Przez cały akapit Dora rozmyśla o tym jak Nathaniel lepiej czuje się w ich towarzystwie, jak kiedyś musiał cierpieć itd. A potem mamy to:

„Jedno spojrzenie na anioła przede mną i wiedziałam, że mamy kłopoty. Nie miał w sobie nic z nieśmiałego i delikatnego Joshui. Był równie wysoki, ale bardziej umięśniony, silniejszy. Najbardziej wyróżniały go oczy. Zimne, pociemniałe agresją i cynizmem oczy mordercy. Był nim, nie miałam wątpliwości”

Po pierwszym zdaniu myślałem, że chodzi o Nathaniela (to półanioł w końcu) – w takim sensie, że Dora spojrzała na jego twarz i zobaczyła, że jest przerażony. Nie, chodzi o kogoś całkiem innego. Nagle pojawia się anioł z widocznymi złymi intencjami, a Dora zachowuje się zbyt spokojnie. Jakby znów zabrakło jednego zdania, czegoś w rodzaju „Holy crap, nagle zobaczyłam, że ktoś jeszcze znajduje się na podwórku. Wystarczyło mi jedno spojrzenie, by w obcym rozpoznać anioła…” . Warto też zwrócić uwagę, że choć obcy jest daleko (bo później wspomniane jest, że do nich idzie) to Dora najpierw zwraca uwagę na jego oczy i mięśnie, a nie na to, że trzyma w rękach katanę w czarno-czerwonej pochwie.

Samych opisów jakiś starć i mordobić jest więcej, ale są nudne – często są to starcia Dory z Mironem (eh), albo Mirona z jakimś przyjacielem Dory. W jednym i drugim przypadku pewne jest, że autorka nie pozwoli zrobić bohaterom jakieś krzywdy. Całkiem nieźle wypada trening Nathaniela, ale to tylko trening – nie ma tam za bardzo jakiś emocji. A kiedy mamy już starcie z prawdziwymi przeciwnikami, to Dora myśli, że ma przy sobie glocka i noże, ale mogłaby sobie dać radę i bez nich. Świetnie autorko, właśnie ledwo dyszące napięcie dostało od ciebie kopa w jaja. Popatrzcie na to:

„Rzucił się na mnie, ale się uchyliłam i posłałam mu solidny kopniak. Stęknął. Znów zaatakował. Moja pięść z głuchym plaśnięciem zagłębiła się w jego brzuch, wyciskając powietrze z płuc. Nim odskoczył, zarobił kolejnego kopniaka. Machnął ręką przed moją twarzą, usiłując mnie oślepić. Niedobry piesek, warknęłam i straciłam ochotę na igraszki. Nie liczyłam ciosów, on nie nadążyłby ich policzyć. Po trzech minutach leżał na śniegu, krwawiąc z rozbitego nosa i ust”

Czujecie te napięcie? Dora nie zgarnia ani jednego, choćby słabego ciosu, za to jej przeciwnik całą masę. I oczywiście, dla Dory to są „igraszki”. I ta końcówka, gdzie Dora nie miała czasu liczyć ciosów, ale zmierzyła ile czasu okładała przeciwnika. Umarłem. Ze śmiechu. Scenę obserwuje inny wilkołak, wyposażony w spluwę! Dlaczego nie strzelał, tym bardziej, że Nikita twierdzi później, że był doskonałym strzelcem!? Siedział sobie spokojnie, z nieodbezpieczoną bronią i pozwolił zaskoczyć się Dorze, która wlazła na dach szopy i skoczyła na niego z góry (jak jakiś assasyn :D). Ten okazuje się być solidnym przeciwnikiem, ale po co Dora rzuciła się na wilkołaka z gołymi rękami, mając przy sobie glocka i noże!?

Cholernie irytujące jest to, że Dora kogoś widzi/rozmawia o kimś/czyta od kogoś list i nie mówi nam o kogo chodzi, a wszystko po to, żeby zwiększyć napięcie. Dora ma sen i znajduje trupa! Będzie płakać i rozpaczać, ale nie powie nam kogo widzi! Znajduje papierek po gumie do żucia i już wie kto na nią poluje? Nie powie nam kto to, a w rozmowie z trulofferami będzie mówić o tej osobie „ona”. Wraca do domu i znajduje list będący testamentem? Jęczy i rozpacza, niemal mdleje, ale nie powie nam o kogo chodzi! Droga autorko – można taki zabieg zastosować, ale nie tak często jak ty to robisz! Zamiast budować w czytelniku napięcie, po prostu irytujesz go coraz bardziej…

Dla tej części też przygotowałem drinking game o nazwie „Czytelnicy muszą być szaleni” . Po prostu niektóre zbitki słowne i pomysły powtarzają się w tej części baaardzo często. Jest sporo nowych, ale kilka rzeczy powtarza się z poprzednich tomów. Je też umieszczam, żeby unaocznić wam jaką męczarnią jest czytanie tych książek:
- pijecie za każdym razem gdy Dora wypowiada słowo „kochanie” ,Miron „słonko”, a Joshua „kotek”(he, he, przy fragmentach rozgrywających się na wsi nie macie szans).
- kiedy Joshua i Miron przytulają się wspólnie do Dory lub kiedy boska trójca śpi razem w jednym łóżku
- kiedy ktoś zachowuje się jakby „miał kij w dupie”. Jeśli to archanioł Gabriel to płaczecie nad tym biedakiem i dodajecie do swojego alkoholu jedną kryształową łzę. Serio, wydaje mi się, że w swoich notatkach Jadowska ma zapisane coś takiego: „Archanioł Gabriel. Dora nazywa go Gabe. Koniecznie wspomnieć, że ma kij w dupie”.
-Gdy ktoś bardzo chce uprawiać seks z Dorą
- Kiedy Miron pachnie drzewem sandałowym (i drugi raz, gdy Dora wyczuje, że do zapachu doszło coś w rodzaju siarki)
- Kiedy ktoś rozmyśla lub rozmawia o wyglądzie czyjejś bielizny
- kiedy jakiś facet robi „oszałamiające wrażenie”
- gdy słowo tętnica” ulegnie zdrobnieniu i wszędzie będziecie widzieć „tętniczkę”
- kiedy w oczach Joshui widać „złote iskierki”
-kiedy Dora dostrzeże w kimś coś, czego nikt inny zdawał się nie dostrzegać
- kiedy w czyimś głosie słychać „uśmieszek”
- kiedy ktoś musi zostać zaniesiony do łóżka (jeśli to Dora pijesz dwa razy)
- Kiedy Dora ma wizje przyszłości w czasie snu.
- Kiedy jakaś kobieta wkurzy Dorę i ta nazwie ją „suką”
- Za każdym razem, gdy Dora przypomina ile Leon ma wzrostu i ile waży
- za każdym razem, gdy ktoś rzuca Dorze zainteresowane spojrzenia
- Za każdym razem, gdy Dora przypomina, że ma sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu i nie jest chuchrem.
- gdy ktoś wpakowuje się Dorze do łóżka
Mimo to chciałbym pogratulować autorce dwóch rzeczy: tym razem nic nie wspomniała ulubionych perfumach Dory (CK One, ciągle pamiętam!), a nasza bohaterka niczego nie zapisała w moleskinie!

Podsumowanie
Faktycznie styl poprawił się (nie jakoś szczególnie mocno, ale czyta się lepiej), dialogi w niektórych miejscach również, a sama powieść jest lepiej skonstruowana niż poprzednie, ale prorocze sny czy wizje zabijają napięcie – nawet, jeśli nie ma ich Dora, to ma je ktoś z ekipy/znajomych. Jeśli już dochodzi do jakiś akcji, to jest płasko i bez szału
Przede wszystkim brakuje emocji. Dora ma za dużo mocy i żadne zagrożenie nie jest realne, bo nikt nie może się z nią równać, a jeśli może, to Jada ma jeszcze Mirona i Joshuę. Jeśli zaś imperatyw narracyjny sprawi, że boska trójca nie daje rady, Jada ma w zanadrzu cały swój harem (przyjaciółka nekromantka, szaman Witkacy, dwa wampiry, całe stado wilkołaków, Baal, Lucyfer, Gabriel, Pani Północy, Bóg). Dora tak naprawdę nie ma godnego przeciwnika. Kilku jest z poprzedniego tomu, ale taki Aryman, który ma stanąć na czele piekielnej rewolucji, pojawia się po raz pierwszy. I nic o nim nie wiemy, raz tylko Dora w rozmowie z Baalem stwierdza, że „to groźny przeciwnik”. I chyba ma tatuaż, z tego co pamiętam. Wow, po takim przedstawieniu postaci autorka równie dobrze mogłaby dopisać na marginesie, że to pionek do zbicia. Serio, nawet kolesia nie spotykamy – Jada raz widzi go we śnie, a potem pojawia się w opowieści Leona o bitwie w Piekle. Chyba nawet nie wygłasza choćby jednej linijki dialogu. Jest jeszcze Rafael, ale on jest kiczowaty, a opisy jego działań nie pokrywają się z opisem jego charakteru.

„Powinnam być jakąś superbohaterką a zbieram cięgi” – Dora Wilk
Nikt nie też nie ginie. No, oprócz Jady, ale ona magicznie wraca do życia, już po raz trzeci. Tego się już nie da traktować poważnie. Owszem, Dora, zgodnie z powyższym cytatem, zbiera cięgi, ale za bardzo nie cierpi i niemal nikt nie jest w stanie jej zagrozić. Im silniejszy bohater tym większe problemy z jakimi powinien się mierzyć. Największą porażką Jadowskiej i dowodem na jej niedojrzałość jako pisarki jest sposób w jaki traktuje swoich bohaterów. To stąd biorą się tak szczegółowe opisy przytulania, miziania, kto jakie nosi majtki i przepakowanie mocami. Jadowska nie pozwala swoim „dzieciom” dorosnąć. Owszem, rzuca im kłody pod nogi, ale nie pozwala ich przeskoczyć samemu, tylko łapie i przenosi nad nimi. Trzeba mieć naprawdę niewyrobiony gust, by zachwycać się historiami, w których nie ma żadnego napięcia, a bohaterowie wychodzą cało z każdego zagrożenia, tylko dlatego, że autorka boi się im wyrządzić jakąkolwiek krzywdę.

Zastanawia mnie też, o czym będą kolejne tomy. Dora pokonała już maga-renegata, zapobiegła wielkiej wojnie pomiędzy magicznymi, zdusiła bunt w Piekle nie brudząc sobie przy tym rączek i odkryła, że jeden z najważniejszych archaniołów, z którym miała na pieńku od pierwszego tomu, jest opętany przez demona. Co dalej? Czy w ogóle jest w stanie przebić swoje dotychczasowe dokonania? Czy są jeszcze jakieś super moce do odblokowania? Czy jej idealny związek przetrwa przez następne trzy części? Po połowie heksalogii dochodzę do wniosku, że została ona totalnie źle zaprojektowana. Motyw policjantki-wiedźmy, średnio uzdolnionej, powinien ciągnąć się o wiele dłużej, podobnie jak przeplatanie się świata rzeczywistego z magicznym. W momencie rozpoczęcia pierwszego tomu Dora nie powinna znać jeszcze Mirona, a już na pewno Lucyfera. No i przede wszystkim nie powinno się amputować charakteru wszystkim facetom w sadze, bo zamiast działać, ci płaczą i spoglądają ciągle na Dorę, czekając aż ta wpadnie na jakiś genialny pomysł albo zostanie obdarzona kolejnymi super mocami, które rozwiążą problem za nią.

W czasie czytania „Zwycięzca bierze wszystko” trochę pogrzebałem w wywiadach z Jadowską i na jej stronie internetowej. Autorka sprawia wrażenie bardzo miłej osoby, podchodzącej do tego co pisze bardzo na poważnie oraz kładzie nacisk na to, jak bardzo ważny jest risercz w pracy pisarza. Powtarza też, że jej saga została już dawno zaprojektowana od początku do końca. Problem...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    3 855
  • Chcę przeczytać
    999
  • Posiadam
    750
  • Ulubione
    209
  • Fantastyka
    111
  • 2021
    90
  • 2022
    80
  • Audiobook
    62
  • 2023
    52
  • Teraz czytam
    47

Cytaty

Więcej
Aneta Jadowska Zwycięzca bierze wszystko Zobacz więcej
Aneta Jadowska Zwycięzca bierze wszystko Zobacz więcej
Aneta Jadowska Zwycięzca bierze wszystko Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także