Typowa wakacyjna lekturka - co zresztą widać i po okładce i po zarysie fabuły.

W skrócie: jest to historia Belli - stylistki, która pracuje w rodzinnym salonie. Kobieta jest świeżo po rozwodzie, gdyż jej mąż zdradził ją z jej własną siostrą (ale "tylko" przyrodnią), a jej rodzina wydaje się bronić tej drugiej. Na marginesie dodam, że jest to "typowa" liczna rodzina z włoskimi korzeniami, zaś ojciec (to on jest Włochem) co jakiś czas przyprowadza nową żonę i w ten sposób "powiększa" rodzinne grono.

"W pełni lata" to tak naprawdę powieść o wszystkim i o niczym. Na ponad 300 stronach opisane są perypetie Belli i niektórych członków jej rodziny. Książka, która właściwie nie przyciąga uwagi, poza jedną rzeczą - co chwilę dowiadujemy się jakiego kosmetyku użyła bohaterka na sobie lub na klientach. Padają nazwy przeróżnych błyszczyków, szminek, lakierów i farb do włosów - jednym słowem ta książka to jedna wielka reklama kosmetyków amerykańskich firm. Już samo zdanie "Wszyscy wiedzą, że Maybelline Great Lash to najlepszy tusz do rzęs, jednak zanim włożę go do kuferka, zawsze maluję go złotą farbą w sprayu, żeby klientki myślały, że używam tylko drogich kosmetyków"*
Chyba komentarz jest tutaj zbędny.

Krótko mówiąc: powieść Claire Cook to bardzo słaba książka - może dobra na lato, jednak nawet od tak zwanych lekkich czytadełek na plażę oczekuję czegoś więcej. Ta historia w ogóle mnie nie porwała ani nie zaintrygowała. Doczytałam do końca tylko dlatego, że nie lubię zostawiać "napoczętych" książek.

Raczej nie polecam.

*C.Cook, "W pełni lata", Znak, Kraków: 2013, s. 44.

Typowa wakacyjna lekturka - co zresztą widać i po okładce i po zarysie fabuły.

W skrócie: jest to historia Belli - stylistki, która pracuje w rodzinnym salonie. Kobieta jest świeżo po rozwodzie, gdyż jej mąż zdradził ją z jej własną siostrą (ale "tylko" przyrodnią), a jej rodzina wydaje się bronić tej drugiej. Na marginesie dodam, że jest to "typowa" liczna rodzina z...