Listy do Seweryna

Okładka książki Listy do Seweryna Wanda Karczewska
Okładka książki Listy do Seweryna
Wanda Karczewska Wydawnictwo: Zaułek Wydawniczy Pomyłka Cykl: Powrót do Karczewskiej (tom 1) biografia, autobiografia, pamiętnik
300 str. 5 godz. 0 min.
Kategoria:
biografia, autobiografia, pamiętnik
Cykl:
Powrót do Karczewskiej (tom 1)
Wydawnictwo:
Zaułek Wydawniczy Pomyłka
Data wydania:
2012-01-01
Data 1. wyd. pol.:
2012-01-01
Liczba stron:
300
Czas czytania
5 godz. 0 min.
Język:
polski
ISBN:
9788393359271
Tagi:
karczewska Kalisz
Średnia ocen

10,0 10,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
10,0 / 10
1 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
186
84

Na półkach:

Ta książka to przede wszystkim zbiór listów Wandy Karczewskiej (1913-1995) do Seweryna Pollaka (1907-1987). Listów pisarki do pisarza. Nie mamy wglądu w korespondencję zwrotną, czyli w listy Pollaka do Karczewskiej – może gdzieś przetrwały? Już to jednak, co zebrane w tej książce, wydaje się warte publikacji i lektury – zarówno z perspektywy wyznaczanej przez powinność ocalania dokumentów minionego życia literackiego, jak i przez wzgląd na portrety psychiczne obojga uczestników tej korespondencji, których nazwiska zapisały się w okresie kilku powojennych dekad i warte są przypomnienia.

Główną postacią tego zbioru jest Wanda Karczewska – jej życie, jej literacka rzeczywistość, jej twórcze starania i szamotaniny, które zawsze towarzyszą literackim biografiom.

Przypomnę, że Wanda Karczewska urodziła się w Wieliczce, gdzie spędziła pierwsze pięć lat życia, od 1918 roku mieszkała jednak w Kaliszu. Po ukończeniu szkół studiowała filologię klasyczną na Uniwersytecie Warszawskim. Debiutowała w roku 1931 jako poetka. W roku 1937 została członkiem Związku Zawodowego Literatów Polskich. W czasie okupacji musiała się ukrywać, gdyż hitlerowcy poszukiwali jej jako zagorzałej propagatorki polskości Gdańska. Po wojnie zamieszkała w Poznaniu, działała nadal w ZZLP przekształconym w 1949 roku w Związek Literatów Polskich (ZLP),związała się z poznańskim Teatrem Polskim, a jej dorobek powiększał się o prozę, krytykę teatralną, przekłady (głównie z literatury czeskiej i francuskiej) oraz książki dla dzieci. W 1952 roku przeprowadziła się do Łodzi; łączyły ją jeszcze związki z Poznaniem i Szczecinem, lecz właśnie Łódź stała się jej przystanią wieloletnią i ostateczną. Drukowała, wydawała, otrzymywała wysokie nagrody i laury, choć – zdaje się – nigdy nie weszła do „pierwszego obiegu” literatury powojennej, co obecnie stara się zrekompensować pisarce wierne jej miasto, Kalisz i działające tam Stowarzyszenie Promocji Sztuki „Łyżka Mleka”, które w roku 2011 zainicjowało coroczny Festiwal Literacki im. Wandy Karczewskiej. Także z inicjatywy tego grona entuzjastów powstała ta książka, której trud przygotowania wziął na siebie Karol Samsel.

Dla dokładnego zapoznania się z biografią pisarki odsyłam do czwartego tomu słownika bibliograficznego Współcześni Polscy Pisarze i Badacze Literatury. Tom ukazał się w roku 1996 (a więc rok po śmierci Karczewskiej) nakładem Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych, a opracowany został – tak, jak i pozostałe tomy – przez zespół Instytutu Badań Literackich PAN. W tomie szóstym tegoż słownika znajdziemy także sylwetkę epistolograficznego interlokutora Wandy Karczewskiej – Seweryna Pollaka, znanego poety, tłumacza i eseisty.

Według przywoływanego biogramu kalisko-łódzkiej pisarki, jej dorobek to 28 pozycji autorskich oraz 5 książek przekładowych (z języków czeskiego i francuskiego). Przetłumaczyła Karczewska także kilka sztuk wystawianych na deskach teatralnych. Była związana z redakcjami kilku pism literackich, w tym z łódzkim tygodnikiem „Odgłosy”, dawnymi laty ważnym na polskiej, prasowej mapie literackiej.

Pierwsze swoje teksty Wanda Karczewska opublikowała w prasie w roku 1934, tak więc jej aktywność literacka toczyła się przez sześć dekad XX wieku. To szmat czasu – i to jakże burzliwego, zmiennego, towarzyszącego wielu zdarzeniom historycznym i przemianom ustrojowym.

Epistolografia zwykle bywa dokumentem epoki, nawet gdy bardzo prywatna. Z takim właśnie dziełem mamy do czynienia w tych listach. Pierwszy z ocalałych listów nosi datę 20 IX 1950 roku, ostatni – 8 XI 1987 (Seweryn Pollak zmarł w 45 dni potem). Korespondencja ta toczyła się więc przez 37 lat. Przypomnę, że obejmowała okres „polskiego stalinizmu” i socrealizmu, odnowy popaździernikowej, czyli „gomułkowszczyzny”, lat „gierkowskich” i w końcu – tej gorącej dekady lat 80-tych, kiedy ostatni przełom polityczny burzliwie zmierzał do swego spełnienia. Czasy trudne, momentami dramatyczne, jednak dynamiczne i arcyciekawe.

Mają one swoje echa w tych listach, jednak dalekie i wcale niedominujące. Pisanie Karczewskiej do Pollaka wiązało się z ich „wspólnotą literacką” i to jest główny timbr tej korespondencji. Jednak, jak już wcześniej wspomniałem, wymiana listów tego typu chcąc nie chcąc staje się obrazem epoki, jej echem i świadectwem.

Nie wiemy, jak i gdzie się poznali ani co zapoczątkowało ich zażyłość. Z listów Karczewskiej jednak jednoznacznie wynika, że Pollak był jej mentorem i „oknem na świat”; znalazła w nim przyjaciela, od którego nie tylko oczekiwała wymiany poglądów, lecz także pomocy w realizacji własnych ambicji literackich.

Sytuacja Wandy Karczewskiej nie była spektakularnie zadowalająca, ani też nie zaspokajała jej ambicji. Seweryn Pollak działał „w oku cyklonu” – w Warszawie był znany i ceniony, związany i ważnymi periodykami (m. in. z „Kuźnicą”, „Nową Kulturą”, „Opiniami”, „Przeglądem Kulturalnym”, „Współczesnością”, „Literaturą na Świecie”) i wydawnictwami (głównie z „Czytelnikiem”),zasiadał w zarządach ZLP i PEN Clubu, należał do pierwszej gildii „pisarzy wpływowych” (choć nigdy nie nadużywał swych możliwości i omijał ostre rafy ówczesnych karier). Tak więc, oprócz sympatii i przyjaźni, Wanda Karczewska miała także Pollaka za swojego mistrza i opiekuna. Byli w niewątpliwej zażyłości, która się umacniała. On był jej „szansą” – szansą na przebicie się przez gąszcz literackich galimatiasów i na forsowanie jej „autorskich interesów” w „omnipotencjalnej” Warszawie. Zdawała przyjacielowi sprawozdania z tego, co pisze i napisała, posyłała mu rękopisy nowych wierszy, zwierzała się z perturbacji translatorskich, z podejmowanych planów, prosiła, prosiła i prosiła o załatwienie spraw ważnych i mniej ważnych.

Lejtmotywem tych „petycji” są prośby o wstawiennictwo i przyspieszenie zalegających w wydawnictwach i pismach (np. w „Czytelniku” oraz „Twórczości”) jej propozycji autorskich. W Warszawie tłok – kolejki do druku i naturalna w takich sytuacjach dezynwoltura redaktorów, którzy obiecują, acz przeciągają niemiłosiernie spełnienie tych obietnic lub nawet mydlą oczy autorom, aby tylko odsunąć publikację „na później”. Prosiła też Karczewska Pollaka o „pilnowanie” jej spraw honoracyjnych, wynikających z publikacji (żyła w nieustannym wyczekiwaniu na wpływ wynagrodzeń). Radziła się w wielu kwestiach; czasami „zlecała” Panu Sewerynowi załatwienie spraw drobnych („…wysyłając dziś rano list do Ciebie, zapomniałam Cię prosić o kupno takiego samego jak ostatnio papieru. Tu jest, ale tylko żółty, a ja bym chciała wiersze do tomiku, brakujące, przepisać na takim samym. Ten arkusik, na którym piszę, musi Ci służyć za próbkę. Nie mam już ani jednej karteczki…”)i niezwiązanych z literaturą, jak np. monitorowanie reakcji na jej prasowe ogłoszenie o zamianie łódzkiego mieszkania na warszawskie… Dużo w tych listach takich właśnie „spraw do załatwienia”, choć także – wymiany poglądów, ocen i interesujących rozterek natury twórczej.

Pollak był prawdopodobnie zmęczony nieustannymi prośbami Karczewskiej. Z jej listów wynika, że pisał rzadziej niż ona, że zwlekał z odpowiedziami… Miał zapewne wielu takich „petentów” jak Pani Wanda, miał ważniejsze sprawy na głowie, nie mógł stale dbać o zaspokojenie jej oczekiwań. Ponaglała go. Prosiła, by jej nie zwodził, by nie zwlekał z dotrzymywaniem obietnic… Na przykład list z dnia 28 VIII 1956 zaczyna takimi słowami: „jeszcze raz próbuję do Ciebie pisać – nie wiem z jakimi szansami na odpowiedź. Obraziłeś się na mnie, listy nie dochodzą do Ciebie, czy rozleniwiłeś się znowu?” I wiecznie powtarza się to oczekiwanie, te wyrzuty o małe zaangażowanie Pollaka w jej sprawy i we wspólną korespondencję, czasami nawet połajanki za zaniedbywanie jej próśb. A on był po prostu bardzo zapracowany i rozchwytywany. Niewątpliwie jednak darzył ją sympatią i atencją; łączyła ich przyjaźń niekwestionowana.

Dużo w tych listach także spraw prywatnych. Karczewska miała sporo problemów ze zdrowiem, dużo jeździła po kurortach, bywała w Domach Pracy Twórczej, jeździła „za interesami autorskimi”. W ten sposób częściowo łagodziła swoje wyobcowanie i frustrację wyrażoną w słowach: „stałam się prowincjuszką…” (i to egzaltowane:„Napisz Serwer do mnie, powiej trochę wielkim światem…”). Nie cierpiała Łodzi, źle się tam czuła, próbowała przeprowadzać się i marzyła o Warszawie, która urastała do rangi „ziemi obiecanej”. Z tych starań nic nie wyszło. W liście z dnia 1 IV 1954 roku czytamy: „Do Łodzi nie chce mi się wcale wracać. Może przeniosę się na maj do <<Halamy>>, albo gdziekolwiek indziej. Jestem szczęśliwa, że tej łódzkiej bandy tu nie widzę”. Była coraz bardziej rozczarowana i zagubiona. Żaliła się dnia 15 IX 1957 roku: „Ze mną jest źle, bo jestem odcięta od życia. Nie mam ochoty do pisania, na to się składa tysiąc przyczyn. Choroby, atomowa atmosfera bezsensu istnienia, izolacja w środowisku, którego nie znoszę, brak środowiska, które jest mi potrzebne. Choćby tylko po to, żeby widzieć jak ludzie drepczą koło swoich spraw, jak gorączkowo pracują, wierzą w coś, a w każdym razie zachowują się, jakby w coś wierzyli. Sewer, napisz do mnie od czasu do czasu. Tylko jakiś list z daleka, od Was, żywych, przypomina mi, że kiedyś umiałam coś napisać. Inaczej rozstanę się chyba z piórem. Coraz częściej myślę o tym. Gdybym miała jakiś inny zawód – dawno bym to zrobiła”.

Tak, Wanda Karczewska „żyła z pisania”. To zawsze był ciężki kawałek chleba; nie dowie się już, że dzisiaj coraz cięższy. Ale godna podziwu jest jej determinacja, energetyczność wobec własnych spraw, wiara w sens pisania mimo załamań, o czym świadczy powyższy cytat. Pisarzom spoza Warszawy zdawało się, że w stolicy łatwiej się przebić. Ale przecież i tutaj ów „wyścig szczurów” nie był tak łatwy, jak się Karczewskiej zdawało. Tu także mieliśmy swoje piekiełko, koterie i lobbingi.

Zdawałoby się, że w takiej korespondencji polityczne tło płynących dekad będzie bardziej wyraziste. Ale nie – Karczewska była „pisarką z krwi i kości”, literatura organizowała jej życie i emocje, stała w absolutnym centrum. Wszelkie perturbacje zewnętrzne, jakie jej towarzyszyły, wręcz nie są tu obecne. Raczej widoczne jest inne zjawisko: ta „centralizacja” życia literackiego. O wiele większe były wówczas wpływy stowarzyszeń twórczych, uzależnienie od tzw. polityki kulturalnej i jej instytucji. I w tej sieci trzeba było umieć się poruszać, do pewnego czasu postawy dysydenckie były niewyobrażalne.

Ale można było funkcjonować tak, jak Karczewska, która przecież nigdy nie wdała się w „awantury epoki”, nie otarła się też o socrealizm. Pierwszym sygnałem jej „nasłuchiwania przemian” jest wzmianka o Poemacie dla dorosłych Adama Ważyka, który ukazał się w sierpniu 1955 roku w „Nowej Kulturze”. Niewiele więcej takich sygnałów.

Mimo, że wydawała kolejne książki, że miała swoje sukcesy pisarskie, dostała się do zespołu redakcyjnego łódzkich „Odgłosów” (gdzie zresztą źle się czuła) itd., to wydaje się, że przeżywała katusze związane z poczuciem swojego autsajderstwa. Była samotna.

Nie zawsze też miała realne powody do wyciszania niepokojów. Na przykład: bardzo przejęła się opowiadaniem Stanisława Stanucha, który jedną ze swych krótkich próz zbyt mocno „zainspirował” opowiadaniem Karczewskiej Czarne konie. Czytała nie najlepsze recenzje o sobie, które wyszły spod piór m. in. Bohdana Czeszki, Zygmunta Grenia, Włodzimierza Maciąga czy Juliana Rogozińskiego. Sama Karczewska też zresztą – co zdarzało się rzadko i w formie łagodnej – nie wyrażała dobrych opinii np. o Kazimierzu Koźniewskim, Jerzym Putramencie, Adamie Ważyku, a nawet takiej sławie, jak Hemingway. To wszystko niby jest naturalnym składnikiem życia literackiego, jednak dodatkowo frustrującym. Aczkolwiek zaznaczyć trzeba, że Karczewska nigdy nie „emitowała” agresji, jaka skądinąd jest nam znana z życia literackiego.

Znajdziemy w tym zbiorze także po jednym liście napisanym do Jerzego Andrzejewskiego, Romana Kołonieckiego, Jerzego Zagórskiego, Jerzego Zawieyskiego oraz pięć listów do Marii Danielewicz-Zielińskiej i osiem do Lesława M. Bartelskiego. Z tym ostatnim bardzo nawzajem się szanowali. Karczewska kibicowała rodzącemu się w głowie pisarza Słownikowi pisarzy polskich, który miał w późniejszych latach kilka wydań.

Nie widać – co ciekawe – śladów nerwowego okresu lat 80-tych, chociaż w jednym z listów do Bartelskiego (nr 7) pisarka rozważa przemiany, jakie czekają ZLP. Był to gorący okres przygotowań do Nadzwyczajnego Zjazdu ZLP, na którym doszło do rozpadu stowarzyszenia na Związek Literatów Polskich i Stowarzyszenie Pisarzy Polskich. W ostatnim liście do Pana Leszka, w zdaniu kończącym tę książkę padają jednak znaczące słowa: „…ale cóż, jestem już na wymarciu…”

*

Myślę, że główną siłą i ekspresją tych listów jest „piękna choroba” pisania (jak ją nazwał Mieczysław Jastrun) i jej zderzenie z najzwyczajniejszą codziennością. Wada: Karczewska była, a nie bywała, pisarką – pisanie to był jej dzień codzienny, jej pasja, jej praca, jej źródło utrzymania. Panuje przekonanie, że w latach powojennych ludziom pióra żyło się łatwiej niż dzisiaj. Tkwi w tym cząstka prawdy, ponieważ w PRL-u polityka kulturalna państwa wyrażała się przede wszystkim w „opiece” nad środowiskami twórczymi bardziej niż obecnie, jakkolwiek by to dzisiaj źle zabrzmiało. Oczywiście, państwo w zamian oczekiwało elementarnej lojalności, utrzymywało cenzurę, nie znało tolerancji wobec dysydenckich postaw, ale też większość pisarzy znajdowała sobie takie nisze, jak Karczewska czy Pollak. To znaczy: byli realistami i kompensowali ograniczenia wolności, pisząc. Pisząc to, co dla nich było szczere, niezbędne, mocno zakorzenione w ich twórczych dyspozycjach. Mieliśmy dobrą literaturę. Wanda Karczewska jest znamienitym przykładem twórcy, który realizował siebie. Jej główną bolączkę wywoływał cały ten labirynt redakcyjno-wydawniczy, przez który nie umiała się przebić na miarę swoich aspiracji. Nie sądzę, by Seweryn Pollak mógł jej więcej pomóc, sam zapewne w tej machinie uzależnień poruszał się z pewnym dyskomfortem. Stanowił on jednak wielką nadzieję Wandy Karczewskiej, był przyjacielem i powiernikiem, który dawał pisarce poczucie posiadania „deski ratunku”.

Szkic, jaki wcześniej o niej napisałem, zakończyłem takimi oto słowami: „Karczewska pisze studium własnej samotności, narastającego wyobcowania ze świata, dystansu, lecz równocześnie temperatura jej emocji i walor intelektualny, także wizyjność wielu „obrazów rozumowych” czyni tę summę życia i doświadczeń istotną. Nie mam wątpliwości, że była autorką mającą wiele do powiedzenia, autorką o czułym sejsmografie etycznym, rozległym, panoramicznym oglądzie spraw fundamentalnych i to w całej ich rozciągłości – od kwestii historycznych i społecznych po filozoficzne i metafizyczne. […] Wanda Karczewska ma swoje miejsce w literackiej historii pokolenia, które urodziło się u początków XX wieku i niemal do końca towarzyszyło jego burzliwym dekadom”. Co z tym zrobić? Co z tym wszystkim teraz zrobić? Odpowiedź jest jedna: zachować w zbiorowej pamięci. Listy pisarki do Seweryna Pollaka umacniają mnie w tym przekonaniu i poruszają czułą nutę refleksji nad znojem pisarskim, który – choć niedoceniony – warty był trudnego życia i spełnił się, mimo wszelkich niespełnień, o jakich tak wiele pisała…

Leszek Żuliński

link:
II Ogólnopolski Festiwal Poetycki im. Wandy Karczewskiej 2012: Spektakl w reż. Włodzimierza Garsztki

Ta książka to przede wszystkim zbiór listów Wandy Karczewskiej (1913-1995) do Seweryna Pollaka (1907-1987). Listów pisarki do pisarza. Nie mamy wglądu w korespondencję zwrotną, czyli w listy Pollaka do Karczewskiej – może gdzieś przetrwały? Już to jednak, co zebrane w tej książce, wydaje się warte publikacji i lektury – zarówno z perspektywy wyznaczanej przez powinność...

więcej Pokaż mimo tovideo - opinia

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    4
  • Przeczytane
    2

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Listy do Seweryna


Podobne książki

Przeczytaj także