Naga wyspa
- Kategoria:
- historia
- Seria:
- Historia [Czarne]
- Tytuł oryginału:
- Non cogito ergo sum. Arheologija neke šale
- Wydawnictwo:
- Czarne
- Data wydania:
- 2013-01-01
- Data 1. wyd. pol.:
- 2013-01-01
- Liczba stron:
- 360
- Czas czytania
- 6 godz. 0 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788375362954
- Tłumacz:
- Joanna Pomorska, Joanna Sławińska
- Tagi:
- wyspa więzienie łagry gułag Jugosławia Tito dyktatura komunizm Bałkany Adriatyk historia XX wieku literatura słoweńska
Na początku wojny jugosłowiańscy komuniści śpiewali: „Oj, Stalinie, czołem, cześć, rację masz i wszystko wiesz!”. W 1948 roku piosenka brzmiała już inaczej: „Oj, Stalinie, babo stara, od naszego Tity wara!”. W nowej rzeczywistości nikt nie wiedział, kiedy i za co może zostać uznany za przeciwnika władzy. A chociaż Tito uniezależnił się od Stalina, jego metody rozprawiania się z wrogami były bardzo podobne do rozwiązań sowieckich — ZSRR miał Wyspy Sołowieckie, a Jugosławia Nagą Wyspę. Miejsce to przez długie lata okryte było mroczną tajemnicą, nie można go było znaleźć na mapach, nie można było o nim rozmawiać. Na podstawie relacji więźniów, strażników i wielu innych źródeł Božidar Jezernik rekonstruuje świat, który miał pozostać w ukryciu. Powstaje w ten sposób prawdziwy, przerażający obraz miejsca, gdzie nazistowska metodyczność wzbogacona została o „azjatyckie cwaniactwo i bałkański prymitywizm”. Naga Wyspa to swoista legenda i wciąż żywy synonim wszystkich obozów w byłej Jugosławii, także tych najnowszych, choć już przemilczanych.
Ta książka to trafny komentarz do najwybitniejszych dokonań „literatury łagrów”: Sołżenicyna i Szałamowa, Borowskiego i Herlinga-Grudzińskiego. Ale to również portret komunizmu w pigułce; komunizm lat stalinowskich wciąż tak słabo obecnych w świadomości zbiorowej. Milovan Dżilas – jeden z ówczesnych liderów KPJ, a potem odważny krytyk i więzień reżimu Tity – pisał po wielu latach, że Goli Otok „był najciemniejszą i najbardziej wstydliwą stroną jugosłowiańskiego komunizmu. Nawet gorszą i bardziej przerażającą niż sam komunizm”. I jeszcze dwie opinie. Edvard Kardelj, jeden z najważniejszych liderów KPJ i najbliższych współpracowników, Tity pisał, że „byliśmy brutalni w postępowaniu wobec agentów Kominformu w Jugosławii, ale nie mogliśmy działać inaczej, gdyż bezpośrednio otworzylibyśmy drzwi przed Stalinem”. Vladimir Dedijer zaś – „gdybyśmy nie stworzyli takiego obozu, Stalin całą Jugosławię zamieniłby w jeden wielki obóz”. Wobec tych wyznań czytelnik staje bezradny. Czy okrutne tortury, deptanie ludzkiej godności, łamanie charakterów – to metody niezbędne i dopuszczalne dla obrony bezpieczeństwa kraju? Takie pytania pojawiają się z całą brutalnością po lekturze tej książki… Temat Nagiej Wyspy należał do utajnionych i zakazanych. Zaczęto o tym głośno mówić dopiero po śmierci Tity (1980). Potem ten temat znów znalazł się na marginesie – wyparły go emocje nacjonalistyczne. Dobrze, że Jezernik ofiarowuje dziś Polakom opowieść o tej okrutnej wyspie, sporządzoną z chłodną precyzją chirurga.
Ze wstępu Adama Michnika
„Goli otok” — Naga Wyspa — to nazwa, którą w Jugosławii wymawiano z lękiem, nawet po śmierci Tity. Wspomnienia pensjonariuszy umiejscowionego na niej „obozu pracy społecznie użytecznej” dowodzą, że twórca „socjalizmu samorządowego” zrealizował tam perfekcyjny model „samorządnej” społeczności skrajnie upodlonych niewolników. Jedna z więźniarek wspomina, że doświadczenie Auschwitz i Ravensbrück zniosła łatwiej aniżeli psychiczną i fizyczną torturę pobytu na Nagiej Wyspie. W tym obozie nie było bowiem więźniów i strażników, swoich i wrogów. Nie było też miejsca na żaden odruch solidarności i współczucia. Stworzono w nim niezawodny system, w ramach którego sami więźniowie gorliwie spełniali funkcję donosicieli i katów, nadzorcom pozostawiając rolę wychowawców i spowiedników. Proces „moralnej odnowy” politycznych renegatów sprowadzał się do brutalnie prostej alternatywy: bij albo będziesz bity; donoś albo doniosą na ciebie; oskarżaj siebie albo oskarżą cię inni; poniżaj albo będziesz poniżany; zrezygnuj z człowieczeństwa albo przestaniesz istnieć. Chociaż w tle tej opowieści obecna jest walka frakcyjna w łonie Komunistycznej Partii Jugosławii, autor przekazuje prawdę najprostszą: ludzie ludziom zgotowali ten los. I nic ich nie usprawiedliwia.
Prof. Maria Hanna Dąbrowska-Partyka
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Książka na półkach
- 256
- 148
- 77
- 13
- 11
- 10
- 4
- 3
- 3
- 3
Opinia
Spodziewałem się czegoś zupełnie innego. A tu poważne rozczarowanie.
Pierwsza lampka ostrzegawcza zapaliła się już przy wstępie napisanym przez Adama Michnika!
Już po lekturze, żenującym wydał mi się fakt zestawienia tej książki obok Sołżenicyna, Borowskiego czy Herling – Grudzińskiego. To nie ten poziom literatury.
A tym bardziej powiedzmy sobie jasno i wyraźnie, Naga Wyspa była obozem przeznaczonym dla tzw. agentów Kominformu w Jugosławii. Czyli dla najbardziej zagorzałych stalinistów! Jeden z brytyjskich dziennikarzy przedstawił ówczesny żart. Otóż, pewnego człowieka zaaresztowano tuż po wojnie za okrzyk „Precz ze Stalinem!”. Kiedy odsiedział wyrok, nauczony doświadczeniem, krzyknął: „Niech żyje Stalin”. I znów siedział.
Tak to już z komunistami (z hitlerowcami też tak było), że muszą ciągle mieć wroga. Po zerwaniu stosunków przez Tito ze Stalinem, postanowiono w 1948 r. zbudować obóz dla zwolenników dotychczasowej polityki. Dotychczasowi panowie życia i śmierci, stawali się nagle wrogami ludu.
Czy obóz był taki straszny? Pewnie tak, ale pomimo wielokrotnych nawiązań do sowieckich gułagów czy hitlerowskich obozów, nie zgadzam się na to, by określano go jako gorszy.
Znajdziemy sporo realiów życia. Być może było to także laboratorium do sprawdzenia w praktyce idei socjalizmu samorządowego.
Tym, co mnie najbardziej oburzyło, był fakt, że piekło obozowe budowali przede wszystkim sami skazani! Autor napisze: „Zamiast idealnego świata, o jaki walczyli, będąc członkami partii komunistycznej, sami tworzyli zdegenerowany świat, jakiego jeszcze nie było”. Jak powiedziałem, przede wszystkim trafiali tu komuniści. Tym też tłumaczę, że tak łatwo potrafili zbudować piekło: „nie było żadnej tolerancji. Towarzysza, który nie pozbył się odruchów solidarności, należało pobić, sponiewierać, zniszczyć. Zazwyczaj praktyka była taka, że przy tragach lub kaseli syn poganiał ojca, brat brata, partyzant towarzysza z oddziału. Kto nie pastwił się nad innymi zgodnie z nakazami rewolucyjnego prawa, dostawał karę bojkotu. Internowani przeważnie interesowali się współwięźniami jedynie wtedy, gdy mieli nadzieję, że uda im się przez to zmienić na lepsze własną sytuację. Brat musiał porachować kości bratu - jeśli ten nie chciał zrewidować poglądów - by poczynić postępy we własnej reedukacji.”
Obóz bowiem służył reedukacji, czyli zerwania z dotychczasowymi poglądami i przestawieniem się ze Stalina na Tito.
Specyficznym wynalazkiem był tzw. szpaler. Polegał mniej więcej na tym, co potem zomowcy robili jako ścieżkę zdrowia. Ale robili to więźniowie. „Internowani w ogromnej większości byli komunistami. Nikt ze skazanych nie mógł zrozumieć, jak to się dzieje, że pastwią się nad nim dawni towarzysze. Wszyscy przecież byli zwolennikami socjalizmu i komunizmu. Dlaczego więc znaleźli się na Nagiej Wyspie? Jeśli wszyscy są komunistami, dlaczego niektórzy siedzą w obozie? Przed wojną zapewniano ich, że nie jest prawdą, jakoby Stalin był łajdakiem. A teraz nagle twierdzi się, że to kawał drania.” A zatem aparat represji tworzyli sami skazani! „Robotę śledczych wykonywali też „porządni skazani”, którzy jak najszybciej chcieli powrócić w objęcia „mateczki Partii”. Władze obozowe świetnie zdawały sobie z tego sprawę. Reedukacja opierająca się na założeniu, że jedni skazani biją innych, znęcają się nad nimi i wyniszczają jedni drugich, sprawiała, iż bez żadnego wysiłku ze strony władz więźniowie nieustannie byli poddawani karom i poniżani, a sami funkcjonariusze, nie biorąc w tym udziału, uważali się za lepszych moralnie. Albo jak powiedział swojej ofierze pewien śledczy z Nagiej Wyspy: „Chcesz lustro? Co się stało z twoją głową? Znów cię bili... i to kto? Twoi towarzysze! Co z was za ludzie?!”. Nie chciałbym psuć lektury, więc nie napiszę więcej o szpalerze, choć rzeczywiście opisy są czasem drastyczne.
„Starsi i aktywiści służyli władzom obozowym przede wszystkim jako narzędzie do łamania ducha solidarności i koleżeństwa wśród więźniów. Dzięki nim władze nie musiały brudzić sobie rąk. Wielu wysokich funkcjonariuszy obozowych ostentacyjnie „umywało ręce”, jakby chciało powiedzieć: nic nas nie łączy z tymi nikczemnościami. Jednak im więcej brudu mieli na rękach, tym bardziej widoczny był ich despotyzm.”
Innym specyficznym rysem był też tzw. bojkot. Ciągłe bicie i upokarzanie ofiary przez współwięźniów, aby przemyślała swoje błędy i przyznała się do win.
Coś z Orwella było w ciągłym donoszeniu i szpiegowaniu. Pomimo powszechnego głodu, nie wolno było narzekać. „Wystarczyło, że ktoś głośno wypowiedział jakąś krytyczną opinię, a już wokół niego zbierała się grupka prawomyślnych wykrzykujących typowe hasła: „Ty masz jeszcze czelność krytykować taki obiad?”, „Zasłużyliśmy na to, by Partia pozwoliła nam zdechnąć z głodu!”, „Może takiego obiadu nie mają nawet nasi ludzie pracy na wolności, a jednak budują socjalizm!”. Po czym na głowę krytykanta spadały razy” A bić wszyscy musieli, bo jeśli ktoś bił za mało lub co gorsza, udawał, groziło mu samemu, podzielenie losu bojkotowanego.
Plaga donosicielstwa była tak powszechna, że nawet władze obozowe starały się ją jakoś hamować. Pewnego razu w obozowym radiowęźle skrytykowano przesadę w „informacjach”, „którymi więźniowie dzielili się ze śledczymi i starszymi baraków. „Doniesiono nam nawet - informował spiker - jakoby jeden ze skazańców, widząc przelatujące nad wyspą samoloty, pomyślał: »Eh, żeby to były rosyjskie samoloty, które przyleciały, by nas uratować!« - »Jak można wiedzieć - pytał spiker - o czym myśli ktoś inny?«
To właśnie sprawiało, że Naga Wyspa była swoistym fenomenem. „Wśród internowanych byli nieszczęśnicy, którzy podczas wojny przeszli przez obozy koncentracyjne w nazistowskich Niemczech lub faszystowskich Włoszech. Opowiadali o podobnych doświadczeniach z tamtych obozów, które jednak różniło od tych z Nagiej Wyspy coś bardzo istotnego. Tam między katami i ofiarami przebiegała wyraźna granica, tam więźniowie mogli być współtowarzyszami w cierpieniu, mogli się nawzajem wspierać w trudnych chwilach. Presja, której ich poddawano na Nagiej Wyspie, była mieszanką „przejętej od nazistów metodyczności, wzbogaconej azjatyckim cwaniactwem i bałkańskim prymitywizmem”.
„Niemal wszyscy uważali, że Naga Wyspa przy ćmiła Dachau, Auschwitz, Buchenwald albo jakiekolwiek inne słynące z okrucieństwa niemieckie obozy koncentracyjne. Nawet internowani tu starzy komuniści twierdzili, że Buchenwald w porównaniu z Nagą Wyspą był „prawdziwym uzdrowiskiem.”
Reedukacja miała odbywać się przez pracę. Najczęściej zupełnie bezsensowną. Jeden więźniów wspominał: „na Nagiej Wyspie musiała czerpać wiadrem morską wodę i wlewać ją do beczki bez dna, dokładnie ilustrując tym ludowe porzekadło: z pustego w próżne. Wszystko to trzeba było wykonywać w biegu, zgodnie z zasadą socjalistycznego współzawodnictwa: „Nie czas teraz na odpoczynek! Trzeba budować socjalizm!” Inni przenosili z kolei kamienie z miejsca na miejsce.
Zwróciłem uwagę na taki drobiazg: „W więzieniach pierwszej Jugosławii papieru starczało nawet na pisanie wierszy i rysowanie, także na przepisywanie Kapitału, w obozach drugiej Jugosławii nie było mowy choćby o papierze gazetowym. Na Nagiej Wyspie zamiast papieru używano więc kamieni, najczęściej jednak nie używano niczego. Każdy, zrobiwszy swoje, ubierał się, a to, co nie wyschło, pozostawało na spodniach - które i tak były brudne - do najbliższej kąpieli w morzu.”
Minusem są rozwlekłe i czasem dość głupie dygresje np. o trapistach. W końcu zakonnikami zostawali ci, którzy chcieli i nikt ich na siłę nie zatrzymywał. Jeśli więc milczeli, to był ich wybór. Gdzież więc sens porównywać to do milczenia tych, którzy musieli?
Wziąwszy pod uwagę, że Naga Wyspa była piekłem, nie sposób nie żałować ludzi, którzy tam trafili. Nie sposób też nie zadać pytania, a jaki byłby świat ówczesnej Jugosławii budowany przez zagorzałych stalinistów, często kształconych w Związku Sowieckim? Popatrzmy chociażby na Polskę, czy tak bardzo byśmy żałowali „naszych” komunistycznych oprawców, gdyby trafili nagle na Nagą Wyspę?
Spodziewałem się czegoś zupełnie innego. A tu poważne rozczarowanie.
więcej Pokaż mimo toPierwsza lampka ostrzegawcza zapaliła się już przy wstępie napisanym przez Adama Michnika!
Już po lekturze, żenującym wydał mi się fakt zestawienia tej książki obok Sołżenicyna, Borowskiego czy Herling – Grudzińskiego. To nie ten poziom literatury.
A tym bardziej powiedzmy sobie jasno i wyraźnie, Naga...