Spieszmy się kochać drzewa, bo jakiś szaleniec wpadnie na pomysł, by wznowić wydanie "Samolotów i helikopterów"
Nieporozumienie to najdelikatniejszy eufemizm na jaki mnie stać, jeśli miałbym gdziekolwiek zakwalifikować ten wydawniczy kaprys.
Na trzy pierwsze pytania zadane na okładce, redakcja odpowiada w całości na jedno, na drugie wcale, a na trzecie w przybliżeniu.
Błyszczące kartki to tombak, który przyciąga nieświadomych amatorów lotnictwa, wyprowadzając ich na powietrzne manowce i pozostawiając bez spadochronu.
Na kolejnych stronach mamy do czynienia z próbą scharakteryzowania w chronologicznej kolejności (zdarza się, że granice powziętych czasookresów są płynne, a poszczególne pozycje przelatują np. z Międzywojnia do II Wojny Światowej) wybranych modeli maszyn lotniczych (oprócz tytułowych, mamy do czynienia z Zeppelinami, a także dowiadujemy się, że mityczny Talos wynalazł cyrkiel i piłkę, ... dlatego musiał zginąć [sic!].
Poszczególne opisy w zależności, od w sumie nie wiadomo czego, zawierają notki konstrukcyjne, ciekawostki, trochę dat i kilkakrotnie powtarzanych nazw własnych, bez logicznego składu i ładu. Każdą z maszyn opatrzono ładną tabelą wypełnioną danymi technicznymi oraz nie zawsze wyraźnym zdjęciem, ale zważając na pomysłowość komitetu edytorów - nie wierzę w autentyczność żadnego z powyższych. Przypomina to trochę serię kart kolekcjonerskich wyciągniętą z chipsów, zmontowaną w całość po oczyszczeniu z zapachu paprykowego.
Podsumowując - Wiedzą pozyskaną z tej publikacji, można popisać się podczas gry w butelkę na biwaku, żeby zaimponować ładnym harcerkom. Proszę sprawdzić wcześniej, czy któraś zastępowa nie ma w rodzinie pilota, bo dojdzie do wykluczenia i na kolejny wyjazd, już nie dostaniemy zaproszenia.
Polski wydawca nawet nie podaje autorów tego antydzieła, dlatego zakładam, że nazwiska korektora i tłumacza także są wymyślone.
Polecam dla ateistów, podważa wiarę w cokolwiek.
Zostawiam w swoim księgozbiorze! (Książkę to prezent w ramach rodzinnej dintojry) Będę karał niegrzeczne dzieci nielubianych kuzynek, siłą przyprowadzonych na imieniny.

Spieszmy się kochać drzewa, bo jakiś szaleniec wpadnie na pomysł, by wznowić wydanie "Samolotów i helikopterów"
Nieporozumienie to najdelikatniejszy eufemizm na jaki mnie stać, jeśli miałbym gdziekolwiek zakwalifikować ten wydawniczy kaprys.
Na trzy pierwsze pytania zadane na okładce, redakcja odpowiada w całości na jedno, na drugie wcale, a na trzecie w...