rozwiń zwiń

Triumf śmierci

Okładka książki Triumf śmierci
Gabriele D'Annunzio Wydawnictwo: Czytelnik Seria: Seria Retro literatura piękna
489 str. 8 godz. 9 min.
Kategoria:
literatura piękna
Seria:
Seria Retro
Tytuł oryginału:
Triomfo della morte
Wydawnictwo:
Czytelnik
Data wydania:
1976-11-11
Data 1. wyd. pol.:
1976-11-11
Liczba stron:
489
Czas czytania
8 godz. 9 min.
Język:
polski
Tłumacz:
Stanisław Kasprzysiak
Tagi:
miłość melancholia pożądanie kochankowie
Średnia ocen

                7,1 7,1 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,1 / 10
35 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
536
239

Na półkach: ,

Gabriele D’Annunzio - "Triumf śmierci"

UWAGA PONIŻEJ ZNAJDUJE SIĘ STRESZCZENIE ISTOTNYCH FRAGMENTÓW UTWORU

“Tak jak na dawnych “Triumfach śmierci” malarze przedstawiali zgromadzone Powaby życia, tak jak w tym “Triumfie” niejednokrotnie “dźwięków, barw i kształtów święta sławiłem” - tymi słowami Gabriele D’Annunzio opisuje swoją powieść w przedmowie do wydania włoskiego. Wprawdzie celem autora było napisać książkę na wskroś nowoczesną, ale trzeba przyznać, że ząb czasu niezbyt dobrze się z nią obszedł. Powieść ta jest kwintesencją czegoś co nazywamy “Młodą Europą” - teatralne i pesymistyczne dzieło, które jednak na pewnych płaszczyznach wyłamywało się ze schematów typowej dekadenckiej twórczość tamtych czasów. I właśnie te płaszczyzny pozostają w “Triumfie śmierci” najciekawsze.

Ktoś mądry powiedział kiedyś, że literatura piękna zawsze stawia czytelnikowi intelektualny opór. D’Annunzio opierał mi dzielnie się przez trzy tygodnie. Nie czytam szczególnie szybko, ani szczególnie wolno ale 488 stron na 21 dni to dla mnie zdecydowanie za wolne tempo. Trudno jednak przebić się przez całe akapity rozważań głównego bohatera na tematy wszelakie. A myśli on o wielu sprawach: o ciele swojej ukochanej, o “Tristanie i Izoldzie” Wagnera, o wierze i sztuce, o zdradzie i miłości, o cierpieniu, o ludzkim losie i rzecz jasna o śmierci. Wszystkim tym sprawom małym i dużym poświęca wiele czasu odziedziczył bowiem całkiem sporą fortunę, która pozwala mu nie zajmować się niczym do końca żywota. Giorgio Aurispa (czyżby literackie powinowactwo Giovanniego Auripsy?), bo tak nazywa się nasz bohater, cierpi nie mogąc odnaleźć w swym życiu niczego co mogłoby ocalić go przed niechybną śmiercią. Chwyta się jednak niczym tonący brzytwy każdej szansy na to aby znaleźć cokolwiek co pozwoli mu trwać dalej na tym przeklętym łez padole. Ma jednak pecha bo jest bohaterem powieści z przełomu wieków czyli los jego pozostaje przesądzony już od pierwszej strony.

Tu jednak przyznać, że D’Annuzio udało się mnie zaskoczyć. Gdy już przemęczyłam się z Giorgiem przez ponad dwieście strony, około połowy powieści narrator poinformował mnie niemal beztrosko, że całe to Giorgiowe jojczenie to spuścizna przodków. Ot po prostu nasz biedny Aurispa urodził się z nieco nadwrażliwym układem nerwowym i choćby na głowie stanął będzie cierpiał - wyjścia nie ma. Szczerze mówiąc, takiego (nieco naturalistycznego) zagrania się ze strony autora nie spodziewałam. Zresztą przyznać trzeba, że miłujący piękno D’Annunzio najlepiej radzi sobie w wątkach właśnie naturalistycznych. Opis potwornej pielgrzymki do Casalbordino na zawsze chyba pozostanie w mej pamięci. Kapitalne partie z wizją dziesiątków biednych pół-ludzkich, a prawie już zwierzęcych istot, które powodowane niemal biologicznym paroksyzmem tłoczą się wokół świątyni (przy okazji “okradane” przez pazernych zakonników - ach ten naiwny antyklerykalizm) to kawał naprawdę dobrej prozy (mimo jej sztuczności i teatralności). Rzeczywiście, powinowactwo duchowe pomiędzy D’Annunzio, a moich ukochanym Maupassantem jest tu widoczne aż nazbyt dobrze.

Przyznać trzeba jednak, że nasz włoski pisarz i poeta z lubością zapędza się w takie rejony, które autora “Bel Ami” nie interesowały. Odbiór sztuki (tego nośnika idei i ponadzmysłowych wrażeń) to zdaniem autora najlepszy probierz człowieczeństwa. Ludzkość w większości przyzwyczajona jest do prostych rozrywek i zaspokajania popędów. Z rzadka tylko człowiekowi udaje się sięgnąć wyżej (śpiewy pracujących chłopów), ale nawet w takich sytuacjach ludzkie zwierzę nie jest w stanie dostatecznie dobrze zrozumieć tego z czym ma do czynienia. Zapytacie zatem dlaczego Aurispa w ostatecznym rozrachunku ponosi klęskę?

Otóż jego miłość, Ippolita, okazuje się mityczną Nieprzyjaciółką. Giorgio odbiera ją (prawie niewinną) mężowi i odmienia dzięki płomiennemu romansowi. Problem polega jednak na tym, że nowa Galatea okazuje się Salome. Ippolita doskonale zdaje sobie sprawę z tego jaki wpływ wywiera na Giorgiu i ze swej mocy korzysta nader chętnie. A Aurispa miast cieszyć się kochanką zaczyna coraz mocniej nienawidzić swej uległości. Gdyby interesowały mnie proste rozwiązania powiedziałabym za Klausem Theweleitem, że D’Annunzio to po prostu mizogin i protofaszysta (no to drugie to może akurat prawda), który swą nienawiść do kobiet przelał na karty powieści. Jest jednak poważny problem - jedyną żyjącą osobą, którą Giorgio stawia na równi ze sobą jest również kobieta (jego cierpiąca siostra). Nie jest więc tak, że autorem powodowała jakaś niechęć czy próba uprzedmiotowienia kobiet. Po prostu popęd seksualny okazuje się siłą dość przyziemną, a jeśli nasz Giorgio chce wzlecieć ku niebu musi się wszystkiego co przyziemne pozbyć. Tyle, że nie potrafi. I to właśnie ten rozdźwięk pomiędzy ubermenschowskim pragnieniem przekroczenia ludzkich granic, a prostym podnieceniem doprowadzi do tragicznego (i rzecz jasna teatralnego) finału.

Osobna sprawa to język - poetycki, chwilami sztuczny, często już archaiczny czasem jednak prawdziwe piękny - był dla autora jedną z przyczyn do napisania powieści. D’Annunzio zdawał sobie sprawę, że włoski jego czasów nie był językiem o takiej sile jak włoszczyzna(?) Boccaccia. Podjął więc próbę pokazania, że tworząc po włosku można również pisać w sposób kwiecisty, wyszukany i wysublimowany. I trzeba mu przyznać, że na tym polu odniósł pełny sukces. Spójrzcie zresztą sami: “Jeden z tych chłopców, chudy, wybladły opierał się jedną ręką na drewnianej kuli, a drugą zbierał wosk, utykając u boku olbrzymiego człowieka z kapturem na twarzy, który w potężnych rękach mocno ściskał świecę. (...) Być może jest we mnie coś takiego, co czyni mnie podobnym do tego chłopca. Moje prawdziwe życie jest we władzy kogoś, kogoś tajemniczego, nierozpoznanego, kto je ściska w twardej ręce z żelazną siłą. A ja widzę, jak ono się wypala, i wlokę się tuż obok tego kogoś, wciąż tuż obok, i trudzę się, aby zebrać choćby niewielką tego życia część. A każda zebrana kropla parzy moje nieszczęsne ręce”.

Zdaję sobie sprawę, że “Triumf śmierci” nie jest powieścią łatwą, nie jest też powieścią do końca udaną. Historia brutalnie zweryfikowała rojenia o artystach-nadludziach. Zresztą czy sam D’Annuznio pisząc swoją powieść mógł przypuszczać, że za kilkanaście lat zostanie asem lotnictwa, w powietrznych piruetach straci oko, wzbudzi podziw brawurowym lotem nad Wiedeń, a wreszcie wypowie wojnę całemu światu i zajmie Rijekę chcąc stworzyć tam swoją republikę? Czy umierając w swej fantasmagorycznej willi wiedział, że już za rok znienawidzony przez niego “niemiecki klaun” podpali świat? Wierzę, że nie i wolę widzieć w nim oderwanego od rzeczywistości awanturnika, śniącego swe sny o potędze. Zapewne “Triumf śmierci” nie spodoba się każdemu (czy w ogóle komukolwiek tutaj?) nawet jednak jeśli po książkę nie zdecydujecie się sięgnąć to pamiętajcie o jednym - jeśli kiedyś będziecie nad jeziorem Garda KONIECZNIE jedźcie do “Vittoriale degli Italiani” - 16 euro za bilet do rezydencji pisarza (koniecznie opcja z wejściem do środka willi!) będzie najlepiej wydanymi pieniędzmi podczas tej wycieczki.

Gabriele D’Annunzio - "Triumf śmierci"

UWAGA PONIŻEJ ZNAJDUJE SIĘ STRESZCZENIE ISTOTNYCH FRAGMENTÓW UTWORU

“Tak jak na dawnych “Triumfach śmierci” malarze przedstawiali zgromadzone Powaby życia, tak jak w tym “Triumfie” niejednokrotnie “dźwięków, barw i kształtów święta sławiłem” - tymi słowami Gabriele D’Annunzio opisuje swoją powieść w przedmowie do wydania włoskiego....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    153
  • Przeczytane
    47
  • Posiadam
    14
  • Ulubione
    4
  • Beletrystyka
    2
  • 2 kategoria
    1
  • Mam e-book
    1
  • Proza
    1
  • 2017
    1
  • Literatura włoska
    1

Cytaty

Więcej
Gabriele D'Annunzio Triumf śmierci Zobacz więcej
Gabriele D'Annunzio Triumf śmierci Zobacz więcej
Gabriele D'Annunzio Triumf śmierci Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także