Przede wszystkim, jestem mile zaskoczona objętością tomiku. Większość mang to zabawa na 1 dzień (i to wcale nie przy założeniu, że spędzam przy niej pół dnia - ot, trochę przy śniadaniu, trochę przed snem), ta natomiast posłużyła mi przez parę wieczorów.

Czytając, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że autorom o wiele lepiej idzie kreowanie uke, niż seme... No dobrze, może to kwestia tego, że zdecydowanie nie polubiłam Kagamiego. Jak na mój gust, to kolejny przykład jakoby-słodkiego-nieco-fajtłapowatego-seme (chociaż koło Morinagi to on nawet nie stał - tyle tego dobrego), postaci, która nieco blado wypadała przy Fuyukim czy Shenie (dobrze odmieniam...?). Tych dwóch było moimi faworytami w trakcie całej lektury i mam twórcom za złe sceny seksu, które tak okrutnie ich sponiewierały. O ile można powiedzieć, że manga była w jakimś stopniu innowacyjna, o tyle miłosne uniesienia były czystym graniem po schematach... Shit, oni mieli nawet zmienione rysy twarzy! Chociaż fakt, że patrzenie na tę nagłą przemianę, wywołaną zapewne narastającym podnieceniem, było nawet zabawne.

Odejmuję gwiazdkę za opowiadanie. Stylistyczna klapa, jeśli chodzi o same wydarzenia... przemilczę. Toż to yaoi, to mówi samo za siebie.

Przede wszystkim, jestem mile zaskoczona objętością tomiku. Większość mang to zabawa na 1 dzień (i to wcale nie przy założeniu, że spędzam przy niej pół dnia - ot, trochę przy śniadaniu, trochę przed snem), ta natomiast posłużyła mi przez parę wieczorów.

Czytając, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że autorom o wiele lepiej idzie kreowanie uke, niż seme... No dobrze, może to...