Na samym dnie

Okładka książki Na samym dnie Günter Wallraff
Okładka książki Na samym dnie
Günter Wallraff Wydawnictwo: Wydawnictwo Poznańskie reportaż
270 str. 4 godz. 30 min.
Kategoria:
reportaż
Tytuł oryginału:
Ganz unten
Wydawnictwo:
Wydawnictwo Poznańskie
Data wydania:
1988-01-01
Data 1. wyd. pol.:
1988-01-01
Liczba stron:
270
Czas czytania
4 godz. 30 min.
Język:
polski
ISBN:
8321007740
Tłumacz:
Ryszard Turczyn
Średnia ocen

7,3 7,3 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,3 / 10
7 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
578
42

Na półkach:

Co to był za człowiek!
Niesamowity reportaż, powiedzieć, że jest pełen zaangażowania i poświęcenia, to nic nie powiedzieć. Ostatnie strony mnie zmroziły- kiedy "szef" Aliego chciał wysłać swoich pracowników na pewną śmierć. Przypomina się teza o "banalności zła"...

Co to był za człowiek!
Niesamowity reportaż, powiedzieć, że jest pełen zaangażowania i poświęcenia, to nic nie powiedzieć. Ostatnie strony mnie zmroziły- kiedy "szef" Aliego chciał wysłać swoich pracowników na pewną śmierć. Przypomina się teza o "banalności zła"...

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
525
362

Na półkach: , , ,

"Na samym dnie" to najgłośniejsza książka Güntera Wallraffa.
W skrócie - wykorzystywanie tureckich gastarbaiterów w niemieckim przemyśle i stosunek do nich niemieckiego społeczeństwa - wyzysk, rasizm, pogarda - w połowie lat 80-tych ub. wieku.
Smutek i przygnębienie - to pozostaje po lekturze tej pozycji.
Po szczegóły odsyłam do świetnej recenzji użytkownika lubimyczytać - Maria Akida, która o książce napisała w zasadzie wszytko.
Od siebie dodam jedynie, że Wallraffa próbowano wielokrotnie dyskredytować poprzez różnorakie procesy sądowe, bądź też zarzucając mu współpracę ze wschodnioniemiecką Stasi i próbę destabilizacji stytuacji społeczno-gospodarczej w Zachodnich Niemczech.
Książki rozchodziły się w wielomilionowych nakładach, szerokim echem odbijały się w społeczeństwie niemieckim, wpływały w znacznym stopniu na kształtowanie opinii publicznej.
Moje subiektywne odczucia odnośnie tej książki, to jak zazaczyłem na wstępie - smutek i przygnębienie.
I konstatacja, iż w zasadzie przez 35 lat od momentu wydania książki nic się nie zmieniło, jeśli chodzi o stosunek do imigrantów - pracowników najemnych. I nie chodzi tu tylko o Niemcy. W Niemczech miejsce Turków zajęli Polacy, Bułgarzy i Rumuni.
Podobne bądź identyczne przykłady możemy znaleźć w całej Europie w tym także w Polsce, gdzie również jest wielu imigrantów ekonomicznych z Ukrainy. Chciwość nie zna granic, zysk za wszelką cenę często kosztem zdrowia i życia pracowników, upokorzenia, złe warunki bytowe.
I odwieczne, nieprzemijające - "nie podoba się, to się zwolnij. Na twoje miejsce jest dziesięciu chętnych."
I zawsze obcy - kiedyś Turek, dzisiaj Polak w Niemczech, Ukrainiec w Polsce.
O tym pisał 35 lat temu Günter Wallraff. A dzisiaj?
Czekam na polskiego Güntera Wallraffa.
Polecam.

"Na samym dnie" to najgłośniejsza książka Güntera Wallraffa.
W skrócie - wykorzystywanie tureckich gastarbaiterów w niemieckim przemyśle i stosunek do nich niemieckiego społeczeństwa - wyzysk, rasizm, pogarda - w połowie lat 80-tych ub. wieku.
Smutek i przygnębienie - to pozostaje po lekturze tej pozycji.
Po szczegóły odsyłam do świetnej recenzji użytkownika lubimyczytać -...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1753
1752

Na półkach:

Reportaż wcieleniowy pokochałam dzięki Antoniowi Salasowi. Stał się dla mnie najbliższym prawdy sposobem opisywania rzeczywistości, chociaż najbardziej niebezpiecznym dla reportera. Bez względu na czasy, ustrój i miejsce zbierania materiału.
Ta pozycja jest tego dowodem.
Po pozycji "Ja, terrorysta" wydawało mi się, że nikt nie przebije Antonia Salasa stopniem narażania utraty zdrowia i życia w walce o prawdę. O moje prawo do wiedzy. Teraz wiem, że pisanie o życiu gastarbeiterów w kapitalistycznym RFN w pierwszej dekadzie lat 80. niosło dokładnie te same zagrożenia. Brzmi nieprawdopodobnie, bo przecież Zachód w tamtych czasach dla Polaków był krainą mlekiem i miodem płynącym – wolność, możliwości i pełne półki w sklepach. Wielu próbowało z tych wartości skorzystać, emigrując do ziemi obiecanej. I właśnie o tych cudzoziemcach, uchodźcach i imigrantach, przede wszystkim ekonomicznych, autor tej książki, niemiecki dziennikarz, postanowił napisać reportaż. By dotrzeć do sedna prawdy, odrzucił reportaż klasyczny. Postanowił zbierać materiał, wcielając się w jednego z cudzoziemców.
Dosłownie.
Zdjął okulary. Założył bardzo ciemne soczewki kontaktowe. Do własnych, przerzedzonych włosów, przypiął czarną treskę. Niemiecki język ojczysty zastąpił „gastarbeiterską niemczyzną”, opuszczając końcówki, przestawiając szyk wyrazów w zdaniu i używając łamanego dialektu kolońskiego.
Z Niemca przeobraził się w rodowitego Turka, w którym własnego syna nie poznała jego matka.
W ten sposób osiągnął postawiony sobie cel – dobrowolnie skazał się na zepchnięcie na margines społeczny, uzyskując "pozycję wyrzutka i ostatniego śmiecia", który podejmie się każdej pracy. Każdej, jaka przyszłaby mi do głowy. Na dodatek najcięższej, najbrudniejszej, najmniej płatnej i nielegalnej. Bez ubezpieczenia, umowy i ochrony prawnej. Okazało się, że moja wyobraźnia, co może robić taki zdesperowany człowiek, była zbyt uboga. Nie wliczyłam w jej określenia tego, o czym się nie mówiło głośno lub ukrywało – pewność utraty zdrowia i wysokie ryzyko śmierci. Jednak o tym przekonałam się później. Na etapie przygotowawczym autora do wejścia w niemieckie społeczeństwo lat 80., jeszcze nie wiedziałam, jak głębokiego dna moralnego będziemy sięgać razem. Jeszcze nie dopuszczałam do siebie ostrzegającej treści ostatniego zdania ze wstępu Lidii Ostałowskiej – Czytając „Na samym dnie”, nie bójmy się emocji.
Było dużo gorzej, a raczej dużo głębiej.
Wbrew tytułowi tego dna nie osiągnęliśmy z autorem z jednego powodu – na każdym etapie podejmowanej pracy mógł się wycofać i zrobił to w kilku przypadkach, kiedy brnięcie w rzeczywistość cudzoziemców zagroziło jego zdrowiu lub życiu.
Wycofać się nie mogli jego bohaterowie.
Szli dalej, już bez niego. Kres ich dna znali tylko oni. Często była to śmierć. Równie ta nagła w wyniku wypadku lub na raty, powolna, na skutek warunków pracy. Jednak już ten kres, to dno, które pokazał – przerażało. Jak sam napisał – "Do dziś zresztą nie wiem, j a k prawdziwy obcokrajowiec radzi sobie z codziennymi upokorzeniami, z oznakami wrogości i nienawiści. Wiem już natomiast, c o przychodzi mu znosić i jak daleko można się w tym kraju posunąć w pogardzie dla drugiego człowieka". Z własnego doświadczenia wiem, j a k cudzoziemcy radzą sobie lub nie radzą z emocjami, ale materiał potwierdzający drugie zdanie cytatu przesunął moją granicę dna dużo głębiej. Nie będę opowiadała, co przeżył i jakim cudem przeżył to doświadczenie (zresztą niejedyne w jego karierze zawodowej),po którym pozostały mu stany lękowe i depresyjne, przewlekły nieżyt oskrzeli, ropiejące dziąsła i ogólne osłabienie organizmu. To trzeba samemu przeczytać, bo reportaże są bardzo gęste od informacji i emocji przekazywanych również poprzez przytaczane, liczne dialogi oraz często cytowane, dyskryminujące napisy pozostawiane w szatni, toaletach czy na murach. Napiszę tylko, że autor podjął pracę w McDonald’s, w zakładach azbestowych (tutaj wycofał się po raz pierwszy),na budowie, jako kierowca przedsiębiorcy (mistrzowsko obnażył mentalność kapitalisty),i to, co przeraziło mnie najbardziej – jako probant, czyli „królik doświadczalny” (tutaj wycofał się po raz drugi) w instytucie doświadczalnym przemysłu farmaceutycznego. Motto poprzedzające rozdział o tych ostatnich doświadczeniach, skopiowany ze ściany domu – "Nigdy więcej doświadczeń na zwierzętach – bierzcie Turków"! – w mojej naiwności początkowo uznałam za żart.
W tej książce wszystko było na serio (a zawłaszcza „żarty” z cudzoziemców),chociaż często przybierało formę absurdu lub groteski. Był moment, w którym zastanawiałam się, czy czytać dalej, tak bardzo przytłoczyła mnie bezsilna wściekłość.
Doświadczenia, jakie zebrał autor jako robotnik, poszerzył o kontekst społeczny, szukając oparcia psychicznego i duchowego w niemieckim Kościele katolickim, wybierając trumnę w zakładzie pogrzebowym, a także inscenizując zatrudnienie Turków w elektrowni jądrowej przy usuwaniu awarii, przy obopólnej wiedzy pracodawców, że skazują ich na śmierć w wyniku choroby popromiennej. Ten obraz niemieckiego kapitalisty, odartego z oficjalnych postaw i masek, dla którego liczył się tylko zysk i takie pojęcia jak – ” forsa", „gotówka”, „na rękę” i „wolne od podatków”, autor sprowadził do jednego wniosku podsumowującego jego rodaków w wywiadzie z 2013 roku umieszczonym również w książce, a które mnie zmroziło – "I jeśli dotychczas, wyłączając próby czynione w okresie Trzeciej Rzeszy […], nie przerabia się ludzi na mydło, to dzieje się nie z jakichś tam względów humanitarnych, tylko dlatego, że to się po prostu nie opłaca".
Obraz emigranta, na który składały się losy i tragiczne historie konkretnych ludzi, był obrazem niewolnika bez jakiegokolwiek prawa. Ludźmi jednorazowego użytku, robotnikami do szybkiej wymiany, bezimiennymi wpuszczanymi do środka pracującej maszyny, którzy ginąc w niej, wchodzili w „koszty produkcji” i produkowany towar – to ostatnie dosłownie. Istotami do dyspozycji kapitalisty w społeczeństwie (łącznie z Kościołem katolickim) negatywnie i wrogo nastawionym do mniejszości tureckiej. To także odważne oskarżenie Niemców o obłudę moralną, rasizm, nazizm, bezmyślność i dobrobyt osiągnięty na pocie "i krwi tysięcy Turków oraz wykorzystującej ich machiny stworzonej przez przemysłowców i zwykłych bandytów" – jak pisze w posłowiu Bartosz T. Wieliński."
Mnie się nasuwa dosadniejsze wyrażenie – mięso do przemiału.
Na Zachodzie publikacja stała się wydarzeniem literackim i społecznym oraz początkiem drogi procesowej wytoczonej autorowi przez wymieniane w reportażu firmy. W Polsce, ukazując się w 1988 roku, wzbudzała podejrzenia o manipulację propagandową komunistów.
Czy był sens wydawać ją ponownie, teraz?
To pytanie cały czas zadawałam sobie, towarzysząc w drodze człowiekowi poniżonemu i upodlonemu, dopóki nie przypomniałam sobie o losach Polaków we włoskich obozach pracy. Zdałam sobie sprawę, że ta pozycja jest jak najbardziej aktualna. Twarz i mentalność kapitalisty nie zmienia się nigdy, przesuwają się tylko granice chciwości (zawsze progresywne),skala wyrafinowania (zawsze poszerzająca się) metod wyzysku (zawsze mnożące się) oraz obszary eksploatacji (wystarczy przeczytać "Niewolnice władzy" Lydii Cacho). Krwiożerczość kapitalizmu może hamować permanentne obnażanie jej skali. Mówienie prawdy, uświadamianie społeczeństwu, że napis na kosmetyku – nie testowano na zwierzętach – może równie oznaczać – ale na ludziach tak.
To dlatego takich Wallraffów czy Salasów powinno być przynajmniej po jednym w każdym kraju (czy my w Polsce mamy takiego? – będę wdzięczna za wskazanie),bo nastały czasy, w których dziennikarze stają się bohaterami niczym żołnierze na polu walki, oddającymi za prawdę i moje prawo do niej, swoje zdrowie i życie. To dlatego reportaż wcieleniowy nie jest dla mnie aktem brawury, ryzykanctwa czy głupoty (jak dyskredytują go jego przeciwnicy),ale nową, skuteczniejszą bronią w coraz bardziej zaciętej walce o bezmyślność/świadomość społeczeństwa konsumpcyjnego.
Bronią tylko dla wybranych.
naostrzuksiazki.pl

Reportaż wcieleniowy pokochałam dzięki Antoniowi Salasowi. Stał się dla mnie najbliższym prawdy sposobem opisywania rzeczywistości, chociaż najbardziej niebezpiecznym dla reportera. Bez względu na czasy, ustrój i miejsce zbierania materiału.
Ta pozycja jest tego dowodem.
Po pozycji "Ja, terrorysta" wydawało mi się, że nikt nie przebije Antonia Salasa stopniem narażania...

więcej Pokaż mimo to

avatar
149
119

Na półkach: ,

Niewiele jest tak dobrych i bezpośrednich reportaży, oraz tak zaangażowanych w reportaż ludzi, jak autor.
Polecam!

Niewiele jest tak dobrych i bezpośrednich reportaży, oraz tak zaangażowanych w reportaż ludzi, jak autor.
Polecam!

Pokaż mimo to

avatar
416
43

Na półkach: , ,

„Ja, Ali” to Turek posługujący się łamaną niemczyzną, o świdrującym i ciemnym spojrzeniu i czarnych włosach. Jednocześnie jest to jedna z wielu ról, które Günter Wallraff przybrał w swojej karierze dziennikarza. W reportażu „Na samym dnie” autor spróbował doświadczyć i opisać życie Turka w Niemczech w latach osiemdziesiątych.

„Do dziś zresztą nie wiem, j a k prawdziwy obcokrajowiec radzi sobie z codziennymi upokorzeniami, z oznakami wrogości i nienawiści. Wiem już natomiast, c o przychodzi mu znosić i jak daleko można się w tym kraju posunąć w pogardzie dla drugiego człowieka. Coś z apartheidu mamy tu, wśród nas, w naszej d e m o k r a c j i. To, co przeżyłem, przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania. W sensie negatywnym” (s. 19) – pisze już na początku swojej książki. Po takiej zapowiedzi można się spodziewać wszystkiego, ale mimo to lektura „Na samym dnie” ciągle wprawiała mnie w osłupienie i zdumienie.


Günter Wallraff jako Ali podejmuje się najróżniejszych prac. Pracuje przy odwracaniu krążków hamburgera w McDonald’s, jako robotnik na budowie i przy innych pracach remontowych w hucie, w elektrowni atomowej, przy testowaniu leków. Wszystkie te prace wykonuje na granicy prawa, nielegalnie, za najniższe stawki, bez ubezpieczenia i często ryzykując przy tym życie i zdrowie. Najbardziej zaskakująca była niesamowita pogarda, której doświadczył. „Nie byliśmy ludźmi, tylko wołami roboczymi. Nawet najniżej postawiony niemiecki robotnik rządził się, popychał nas, uważał za zwierzęta żyjące tylko po to, żeby harować” (s. 268).

Dziennikarz zdawał sobie sprawę, że samo spisanie świadectw pracowników nie wystarczy. Wyzwanie, jakiego się podjął, nie polegało tylko na przebraniu się i udawaniu, ryzykował on swoim życiem i zdrowiem by na własnej skórze doświadczyć. Jednocześnie jest pełen pokory i zdaje sobie sprawę, że nigdy do końca nie dowie się, jak to jest być Turkiem w Niemczech. Dziennikarstwo Güntera Wallraffa to najlepszy przykład zaangażowania i aktywnego uczestnictwa w otaczającym świecie, które prowadzi do jego poprawy. Publikacja „Na samym dnie” zniosła społeczny dystans i blokadę wobec obcokrajowców oraz wymusiła na władzach większą kontrolę i poprawę warunków pracy. Sam autor za uzyskane pieniądze założył fundację „Żyć Razem”. W Niemczech działa także prawo „lex Wallraff”, które uznaje taki sposób zbierania informacji za legalny, jeśli dzięki temu można ujawnić poważne uchybienia.

Na pochwałę zasługują także wydawcy książki Narodowe Centrum Kultury i Agora SA. Książka uzupełniona jest o wstęp Lidii Ostałowskiej, wywiad Katarzyny Bielas z reportażystą oraz posłowie Bartosza T. Wielińskiego. Te teksty odkrywają inne okoliczności powstawania książki, zawierają przedstawienie sylwetki pisarza, jego twórczości i typu dziennikarstwa, jakie uprawia.

Odkrycie i doświadczenie Güntera Wallraffa jest dla nas niezmiernie ważne. Owszem opisuje on konkretne jednostki i ich historie, doświadczenia, ale jednocześnie jest to uniwersalna i przerażająca opowieść o wyzysku, handlu ludźmi i relacjach międzyludzkich, które mogą dziać się gdziekolwiek na świecie. W Posłowie do polskiego wydania Bartosz T. Wieliński pisze o problemach, których współcześnie przybywa w Niemczech i stawia tezę, że „72-letni dziś Wallraff jest Niemcom ciągle potrzebny” (s. 295). Ubolewam nad tym, że nie mamy polskiego Güntera Wallraffa i zachęcam do przeczytania jego innych angażujących i demaskatorskich reportaży między innymi o niemieckim tabloidzie „Wstępniak. Człowiek, który był w Bildzie Hansem Esserem” czy zbiór reportaży „Z nowego wspaniałego świata”.

http://podprad.pl/ksiazki/2084-na-samym-dnie

„Ja, Ali” to Turek posługujący się łamaną niemczyzną, o świdrującym i ciemnym spojrzeniu i czarnych włosach. Jednocześnie jest to jedna z wielu ról, które Günter Wallraff przybrał w swojej karierze dziennikarza. W reportażu „Na samym dnie” autor spróbował doświadczyć i opisać życie Turka w Niemczech w latach osiemdziesiątych.

„Do dziś zresztą nie wiem, j a k prawdziwy...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1319
1033

Na półkach: ,

"Na samym dnie" to książka historyczna i stanowi wzór pracy reporterskiej. Günter Wallraff to niebywała i niepospolita postać, która kierowana imperatywem przekonań własnych oraz uczciwością, stara się zmierzyć z niemożliwym tj. naprawić świat. Ta nieco straceńcza misja czasami staje się powodem do dumy i chwały, ale ma też gorzki wymiar o czym możemy się dowiedzieć z ciekawej końcówki niniejszego wydania, którą napisał Bartosz T. Wieliński.
Czy dziś mamy do czynienia z takim wyzyskiem o jakim pisze Wallraff? Nie wiem. Na pewno na świecie tak. Tym, zwanym "trzecim". Co do naszej Europy, trudno orzec. Mimo wszystko warto przeczytać tę książkę, bo poza "gazetową" informacją daje nam możliwość spojrzenia na czarną stronę zachłanności.
Duży plus za wydanie okraszone wstępem Lidii Ostałowskiej.

"Na samym dnie" to książka historyczna i stanowi wzór pracy reporterskiej. Günter Wallraff to niebywała i niepospolita postać, która kierowana imperatywem przekonań własnych oraz uczciwością, stara się zmierzyć z niemożliwym tj. naprawić świat. Ta nieco straceńcza misja czasami staje się powodem do dumy i chwały, ale ma też gorzki wymiar o czym możemy się dowiedzieć z...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1702
1687

Na półkach: ,

"Trzeba się przebrać, by zdemaskować społeczeństwo, trzeba oszukać i zmylić, by dotrzeć do prawdy".



Słyszeliście kiedyś o "metodzie Wallraffa", czyli swoistej formie dziennikarstwa uczestniczącego, które swoją genezę zawdzięcza pewnemu człowiekowi? Człowiekowi, który w latach osiemdziesiątych XX wieku wstrząsnął niemiecką opinią publiczną. Jeśli pierwszy raz spotykacie się z tym pojęciem, przeczytajcie koniecznie książkę Güntera Wallraffa, która od pierwszego wydania do dnia dzisiejszego została przełożona na trzydzieści osiem języków. I nadal budzi skrajne uczucia, posiadając szerokie grono zwolenników, jak i jej przeciwników.

Günter Wallraff to niemiecki pisarz i dziennikarz urodzony w 1942 r., znany ze swoich lewicowych poglądów. W swojej pracy skupia się na zjawiskach, które generują niesprawiedliwości społeczne, a także odkrywa mechanizmy rządzące gospodarką i społeczeństwem. To właśnie on po raz pierwszy wykorzystał tzw. dziennikarstwo uczestniczące wcielając się wielokrotnie w rolę przedstawicieli uciśnionych grup społecznych, obnażając przy tym wszechobecny wyzysk i rasizm w Niemczech. Do dzisiaj jego przeciwnicy zarzucają mu współpracę ze Stasi, pomimo korzystnego dla niego wyroku sądu.

"Na samym dnie" to zbiór reportaży Güntera Wallraffa, który w latach osiemdziesiątych przez ponad dwa lata wcielał się w postać tureckiego gastarbeitera Alego. Niemiecki dziennikarz założył ciemne soczewki kontaktowe, do swoich włosów doczepił czarną treskę i zaczął posługiwać się łamanym niemieckim. Reporter dzięki swojemu wcieleniu odkrył meandry niewolniczej pracy Turków, którzy za głodowe stawki pracowali w przemyśle ciężkim, elektrowni atomowej czy na budowie. Ryzykując codziennie swoje życie, ukazał prawdziwą twarz niemieckiego społeczeństwa.

To najpopularniejsza książka Güntera Wallraffa, która w Polsce ukazała się po raz pierwszy w 1988 r. Obecne wznowienie zaś zostaje oddane do rąk czytelników nie bez przyczyny po dwudziestu pięciu latach od dokonania się naszej transformacji ustrojowej. To bowiem zbiór reportaży, które pokazują w mocno bezpośredni sposób mechanizmy wyzysku ludzi, którzy zmuszeni swoją beznadziejną sytuacją życiową, muszą pogodzić się z byciem niemalże niewolnikiem w wolnym świecie. Wallraff wcielając się w postać Turka, doświadcza wszelkich szykan i niesprawiedliwości, jaka staje się codziennością tureckich pracowników. Wieczne upokorzenia niemieckich szefów, niskie płace, praca ponad siły i traktowanie człowieka jak zwierzę – to realia, jakie reporter pokazał na własnym przykładzie. Szokujące, wprawiające w zdumienie i powodujące gotującą się wściekłość – to tylko niektóre uczucia, jakie targały mną podczas czytania tej książki. Najbardziej jednak szokującym elementem tych reportaży nie jest wcale wyzysk niemieckich kapitalistów, lecz powracające echa ideologii nazizmu, która nawet tyle lat po wojnie nadal znajdowała swoich wyznawców.

Günter Wallraff to dla mnie bohater. Ja można bowiem inaczej nazwać człowieka, który narażając swoje własne życie w hucie Thyssena, dokumentuje niewolniczą pracę tureckich pracowników? Pracę, która staje się codzienną, niewyobrażalną męką, wyniszczającą ludzkie organizmy i w dłuższej perspektywie prowadzącą do śmierci. Pracę, w której wszelkie przepisy BHP istniejące dla niemieckich pracowników, dla Turków w zasadzie nie mają racji bytu. Jak nazwać człowieka, który poddaje się eksperymentom medycznym, by przeżyć to, co biedni, nie mający innej możliwości zarobku Turcy? Te i wiele innych szokujących profesji, jakimi para się dziennikarz, pokazują w pełnej krasie zakłamanie niemieckiego społeczeństwa, wielką chciwość i zachłanność pracodawców. Czynności, jakie wykonuje Wallraff i warunki, w jakich musi pracować udowadniają, że dla Niemców życie cudzoziemca niestety nie stanowi dużej wartości. Przykład prowokacji z elektrownią atomową w pełni tę tezę potwierdza i nie dziwię się, że książka ta wywołała takie zamieszanie w czasach, w jakich została wydana.

Podczas czytania reportaży niemieckiego dziennikarza, w zasadzie nie zwraca się uwagi na język i styl jego wypowiedzi, bowiem historia jego wcielenia w tureckiego robotnika wciąga do ostatniej strony, jednocześnie szokując i przytłaczając swoim przekazem. Uwagę natomiast zwraca samo wydanie książki, opatrzone rzetelnym wstępem Lidii Ostałowskiej, a także interesującym wywiadem Katarzyny Bielas z Wallraffem. Cała książka zawiera również fotografie Alego przy pracy, jaką wykonywał, aby zdemaskować haniebne zachowania Niemców.

Pomimo faktu, że "Na samym dnie" została wydana w latach osiemdziesiątych XX wieku, jest dziełem, które nie straciło na swojej aktualności, bowiem nawet w dzisiejszych czasach słyszymy o wyzysku różnych grup społecznych. Historia Alego to opowieść o upokorzeniach, utracie godności i przede wszystkim utracie człowieczeństwa. Poza tą najważniejszą płaszczyzną warto poznać także historię powstania dziennikarstwa śledczego, które poprzez różnego rodzaju prowokacje, wielokrotnie obnaża przeróżne patologie. Cieszę się, że poznałam Güntera Wallraffa - człowieka, który w swoich dokonaniach może nawet pochwalić się doprowadzeniem do zamknięcia wielu restauracji Burger King w Niemczech. Wy też musicie go poznać!

http://www.subiektywnieoksiazkach.pl

"Trzeba się przebrać, by zdemaskować społeczeństwo, trzeba oszukać i zmylić, by dotrzeć do prawdy".



Słyszeliście kiedyś o "metodzie Wallraffa", czyli swoistej formie dziennikarstwa uczestniczącego, które swoją genezę zawdzięcza pewnemu człowiekowi? Człowiekowi, który w latach osiemdziesiątych XX wieku wstrząsnął niemiecką opinią publiczną. Jeśli pierwszy raz spotykacie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
279
92

Na półkach:

Zawartość zmiata z nóg. Trudno uwierzyć, że nie tak dawno temu było miejsce na podobne postępowanie z ludźmi. Włos jeży się na głowie, gdy zastanawiam się w jakich warunkach teraz pracują podobni ludzie - nie tylko w Niemczech.

Chapeau bas dla Wallraffa - na serio potraktował uczestniczenie w reportażu. Trudno powiedzieć kim jest naprawdę i gdzie jest jego życie.

Zawartość zmiata z nóg. Trudno uwierzyć, że nie tak dawno temu było miejsce na podobne postępowanie z ludźmi. Włos jeży się na głowie, gdy zastanawiam się w jakich warunkach teraz pracują podobni ludzie - nie tylko w Niemczech.

Chapeau bas dla Wallraffa - na serio potraktował uczestniczenie w reportażu. Trudno powiedzieć kim jest naprawdę i gdzie jest jego życie.

Pokaż mimo to

avatar
26
25

Na półkach: ,

W marcu 1983 reporter z RFN Günter Wallraff umieścił w różnych gazetach ogłoszenie:

„Obcokrajowiec, silny, przyjmie każdą pracę, nawet najcięższą i najbrudniejszą, także nisko płatną…”

Wcześniej założył bardzo ciemne soczewki kontaktowe i do swych przerzedzonych włosów doczepił czarną treskę. Z czterdziestokilkulatka stał się młodym Turkiem – Alim, mówiącym łamanym niemieckim, chętnym do pracy za najniższe stawki.

Przez kilka pierwszych tygodni malował sufity i remontował stajnie ośrodka jeździeckiego w Kolonii. Pracowali tam też Polacy zatrudnieni na lewo. Jakoś nie udało im się nawiązac kontaktu, a gdy któregoś dnia zepsuła się instalacja alarmowa Ali okazał się głównym podejrzanym.

Stamtąd trafił do gospodarstwa w Dolnej Saksonii. Właścicielki za pomoc w pracy obiecały mu jedzenie, mieszkanie i kieszonkowe. Cóż…kieszonkowego nie zobaczył nigdy, ale mieszkanie mógł nawet wybrac. Proponowano mu stary, pordzewiały samochód, cuchnącą oborę i pomieszczenie w niedokończonym budynku. Tam właśnie, wśród gruzu zamieszkał.

Wkrótce potem wylądował w McDonaldzie, gdzie szybko uczy się, iż godziny nadliczbowe i nocne zmiany są liczone tylko w pełnych godzinach-czyli jak ktoś pracuje 29 minut ponad normę-to nie dostanie ani grosza więcej. Odkrywa także dlaczego zarówno kurczak jak i ciastko z jabłkiem zalatują rybą. Otóż co wieczór tłuszcz z każdej brytfanny jest przepuszczany przez wspólny filtr i stosowany od nowa.

Pracując na budowach dowiaduje się jak ogromny jest rynek firm pośredniczących w nielegalnym zatrudnianiu robotników z Turcji, Grecji, Jugosławii itp. Stawka brutto dla robotnika wykwalifikowanego wynosiła 16 marek na godzinę. Tyle mogli dostac Niemcy znający swoje prawa, gastarbeiter godził się na 10 czy 8 marek.

Jednak nie samą pracą Ali żyje. Czyta o Jezusie, który był prześladowany i decyduje się na chrzest.

Ksiądz w lepszej dzielnicy zniechęca go, każe przynieśc zaświadczenie o zameldowaniu a w końcu wyrzuca za drzwi. W sąsiedniej parafii proboszcz najpierw sugeruje przejście kilkuletnich nauk a potem i tak koniecznośc zgody kardynała, arcybiskupa Kolonii. I tak Ali wędruje od kościoła do kościoła, wszędzie odsyłają go z kwitkiem. W końcu w zaniedbanej, biednej parafii trafia na młodego księdza, który po wysłuchaniu jego argumentów nie widzi problemu w uczynieniu z niego katolika.

Okazuje się, że ksiądz zaledwie 4 lata temu przyjechał z Polski:)

Następne miesiące Ali spędza pracując w bardzo szkodliwych warunkach, w zakładach azbestowych pod Hamurgiem i w koncernie Thyssen. Oczywiście bez masek, kasków, na mrozie i w pyle.

Bierze też udział, jak wielu jego tureckich znajomych, w testowaniu leków dla firm farmaceutycznych. Bóle głowy, sennośc, krwawienie z dziąseł-powodują, że szybko przerywa eksperyment, nic nie zarabiając.

Günter Wallraff, jako dziennikarz uczestniczący opisał życie Alego, obnażył straszne warunki pracy, rasizm, dyskryminację i bezprawie, ale wspominał, że najgorsza była pogarda jakiej bezustannie doświadczał. Turcy byli uważani za zwierzęta żyjące tylko po to by pracowac i najniżej postawieni Niemcy mieli prawo ich popychac, dyskryminowac.
W książce ” Na samym dnie” obnażył hipokryzję społeczeństwa niemieckiego, jego obłudę, zachłannośc, sentyment do nazizmu.

Bardzo poruszająca, skłaniająca do refleksji lektura. Polecam
http://ulica-czytankowa.blog.pl

W marcu 1983 reporter z RFN Günter Wallraff umieścił w różnych gazetach ogłoszenie:

„Obcokrajowiec, silny, przyjmie każdą pracę, nawet najcięższą i najbrudniejszą, także nisko płatną…”

Wcześniej założył bardzo ciemne soczewki kontaktowe i do swych przerzedzonych włosów doczepił czarną treskę. Z czterdziestokilkulatka stał się młodym Turkiem – Alim, mówiącym łamanym...

więcej Pokaż mimo to

avatar
545
541

Na półkach: ,

Niesamowita historia opisana z punktu widzenia Turka, zatrudniającego się w niemieckim przemyśle ciężkim w latach '80 XX wieku. Niemiecki reporter na dwa lata nie tyle wczuł co wcielił się w sytuację gastarbeitera a tytuł zbioru reportaży mówi sam za siebie.
Literacko tekst jest raczej słaby, bardzo surowy, ale tematyka, przeżycia i wnioski płynące z opisywanych historii są przytłaczające.

Niesamowita historia opisana z punktu widzenia Turka, zatrudniającego się w niemieckim przemyśle ciężkim w latach '80 XX wieku. Niemiecki reporter na dwa lata nie tyle wczuł co wcielił się w sytuację gastarbeitera a tytuł zbioru reportaży mówi sam za siebie.
Literacko tekst jest raczej słaby, bardzo surowy, ale tematyka, przeżycia i wnioski płynące z opisywanych historii są...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    185
  • Przeczytane
    98
  • Posiadam
    38
  • Reportaż
    5
  • 2014
    4
  • Literatura faktu
    3
  • Kindle
    3
  • Chcę w prezencie
    3
  • 2020
    2
  • Ulubione
    2

Cytaty

Więcej
Günter Wallraff Na samym dnie Zobacz więcej
Günter Wallraff Na samym dnie Zobacz więcej
Günter Wallraff Na samym dnie Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także