Dzienniki gwiazdowe

Okładka książki Dzienniki gwiazdowe
Stanisław Lem Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie Seria: Lem fantasy, science fiction
388 str. 6 godz. 28 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Seria:
Lem
Wydawnictwo:
Wydawnictwo Literackie
Data wydania:
2012-03-01
Data 1. wyd. pol.:
1957-01-01
Liczba stron:
388
Czas czytania
6 godz. 28 min.
Język:
polski
ISBN:
9788308048900
Tagi:
Lem kosmos podróże gwiezdne Ijon Tichy

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oficjalne recenzje i



Przeczytane 1956 Opinie 14 Oficjalne recenzje 299

Wyróżniona opinia i



Książki 1500 Opinie 671

Oceny

Średnia ocen
7,9 / 10
4772 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
950
950

Na półkach:

Edycja pdf książki, z którą miałem do czynienia, zawiera nadmiar interpunkcji: ktoś powinien przeczytać sobie książeczkę „Gdzie postawić przecinek”. W kwestii literówek – trudno, zdarza się [errare humanum est], natomiast „przecinko-mania” (chyba samego Lema) jest dla mnie nieco irytująca.

Książka nie jest o podróżach gwiezdnych, tylko o nas samych, o ludzkości. Jest bardzo „lemowska”. Uwielbiam te wynalazki słowne, neologizmy, które w sposób skrócony i przezabawny określają istotę rzeczy. Lem jest mistrzem świata w tej dziedzinie. Książka jest rzecz jasna filozoficzna i koncentruje się nad obnażaniem ludzkiej natury i przesądów. Ośmiesza mechanizmy relacji społecznych, polityczne, a także rozprawia się z zabobonami pseudonaukowymi.
Lem nie zajmuje się technologią. Nie jest wizjonerem przyszłości typu s-f. Pisze o rzeczach ważniejszych.
Zacznijmy po kolei:
Podróż siódma w sposób przezabawny ośmiesza wiarę w możność przenoszenia się w czasie pokazując do jakich absurdów prowadziłaby taka możliwość. Lem przechodzi samego siebie zapełniając rakietę Ijonami Tichymi. Czyta się pękając ze śmiechu, a jeśli po przeczytaniu tej pierwszej w kolejności (choć nazwanej „Podróż Siódma”) opowieści ktoś jeszcze wierzy w przenoszenie w czasie i że kiedyś taka możliwość zaistnieje technicznie, to już nie ma dla niego ratunku :D. Lem pokazuje niemożność na poziomie podstawowej logiki, nie technologii.

Następna w kolejce „Podróż ósma” ośmiesza tak zwany „humanizm”, czyli wiarę w to, iż człowiek jest jakąś wyjątkową istotą i jej ochrona powinna być czymś szczególniejszym, niż ochrona innego życia. W konferencji będącej w istocie sądem nad ludzkością Lem rozprawa się bezlitośnie z zabobonem humanizmu. Pokazuje przy tym w sposób wręcz karykaturalny – absurdy wiary w humanizm i wyjątkowość człowieka. Jeśli odrzucić wierzenia religijne, w których ów Bóg będący przedmiotem wiary wybrał sobie człowieka do miłowania i chronienia – nie zostaje ani jedna racjonalna podstawa humanizmu.
Lem sugeruje raczej coś, co powinno być moralnie głębsze niż humanizm, raczej szerszą ideę obejmującą zrównanie praw istot żywych, w której domyślnie wartość żywego i kochającego psa jako istoty będzie większa, niż wartość póki co jeszcze nic nie czującej ludzkiej zygoty.

„Podróż Jedenasta”, następna w kolejce pokazuje mechanizmy zniewolenia ideologią.
Rzecz jasna, u Lema ta ideologia jest wymyślona w sposób zabawny i jak zwykle jej absurdalne skutki doprowadza on do poziomu paranoi, ale właśnie w taki sposób obnaża zjawisko ideologii państwowej bezlitośnie. Trudno lepiej pokazać absurd ideologii państwowej jak na przykładzie państwa stworzonego przez robota-komputer, który zwariował, państwa stworzonego dla robotów, w którym człowiek, to „bryja”, niższy gatunek, w którym powstaje wewnętrzny język ideologii, a w którym nie na już ani jednego robota, bo wszystkie już zardzewiały i rozpadły się (planeta była bardzo wilgotna :D). To ludzie udają roboty i podtrzymują żywotność absurdalnej ideologii. Wszystko opiera się na inwigilacji i zastraszaniu. Widać, że Lem opisywał tu rzeczywistość komunistyczną PRL, którą rzecz jasna doskonale znał, ale rzeczywistość ta pasuje nie tylko do komunizmu czy hitleryzmu. Być może niezamierzenie, ale rozejrzyjmy się wokół i zobaczmy, jak tak zwana „Unia Europejska” lansuje tak zwane „wartości europejskie” tworząc poprawność polityczną niemniej groźną od innych zbrodniczych systemów.
Rzecz jasna, by to dostrzec, trzeba się uważnie nad tym wszystkim zastanowić.
„Mądrej głowie choć dwie słowie”, a bezmyślnemu robotowi w ludzkiej skórze powtarzającemu medialne bzdury i zabobony nawet „Podróż Jedenasta” Lema do zobaczenia problemu nie wystarcza. Wyjście z kręgu powtarzających się ideologii zastępujących jedna drugą w celu zniewolenia wolnego myślenia może być bardzo trudne. Zupełnie, jak w „Murach” Kaczmarskiego – tłum wyzwolony tworzy następne zniewolenie. Niepostrzeżenie. Podstępnie.

„Podróż Dwunasta”, w której wynalazek profesora Tarantogi służy do obserwacji ewolucji społeczności. Budzące się i umierające ideologie, historia świata w pigułce. Dotycząca zasad organizacji społecznej, wierzeń religijnych i przesądów. Uważam tę opowieść za mniej udaną, z uwagi na rozproszenie zagadnień, których w jednej bombie intelektualnej trudno zawrzeć.

„Podróż Trzynasta” także opisuje zbrodnicze ideologie na dwóch sąsiadujących planetach. Są odmienne, ale dostrzegamy w nich te same mechanizmy, z których słynny jest sowiecki komunizm, niemiecki nazizm, czy poprawność polityczna.
Co nowego tutaj? Po pierwsze zestawione są dwie ideologie, przez co widać jak wielka różnorodność form zniewoleń jest możliwa. Po drugie – krytyka „autorytetów”, których wcieleniem jest Mistrz Oh. Wystarczy się rozglądnąć wokół, by zobaczyć takie „autorytety”. Nie siłą argumentacji, a tytułem profesorskim wymachują – wykrzykując z własnej ambony treści, za które im zapłacono. Autorytet Mistrza Oh posłużył do stworzenia odpychających ideologii na obu planetach. Warto nad tym się zastanowić.
(Planeta z „rybicją” jest kopią systemu komunistycznego, a ta druga ideologia oparta jest o nihilizm do złudzenia przypominający faktyczne oddziaływanie poprawności politycznej prowadzącej społeczeństwa do całkowitej bezbronności.

„Podróż Czternasta”
Mnóstwo przezabawnych detali, ale najważniejszym zagadnieniem filozoficznym wydaje się tu zagadnienie tożsamości świadomościowej. Czy nasza kopia jest nami? Zagadnienie to próbuje rozwiązać Lem w innej książce próbując opisać możliwość zaistnienia takiej „ciągłej świadomości” poprzez stopniowe zastępowanie organicznych elementów elektronicznymi, a potem w drugą stronę.
Ale to już osobny temat.
Poza tym przemyconym zagadnieniem filozoficznym bawimy się doskonale polując na trzyhektarowe i częściowo przeźroczyste kurdle przy użyciu pasty przeczyszczającej, szczypiorku, soli i bomby zegarowej. Ależ mi się podobają te kurdle :D

„Podróż Osiemnasta”
Mam trudności z rozszyfrowaniem intencji autora. Mam wrażenie, że przekazuje coś w rodzaju nieuchronności ewolucji, ale chętnie przeczytam jakąś opinię, która rozświetli moje mroki. Z punktu widzenia filozofii nauki nie dostrzegam głębi, ale to może być moja wina.

„Podróż Dwudziesta”
Zabawa w „naprawiaczy historii”, w której Lem wraca do zagadnienia podróży w czasie i grzebania w przeszłości. Pętle czasowe itd. Dla mnie ta opowieść jest taka sobie, wydumana i oceniam jej wartość jako rozrywkową i tyle.

„Podróż Dwudziesta Pierwsza”
Rozważania dotyczące ewolucji wierzeń, wartości, cywilizacyjno-kulturowych wobec przemian naukowo-technologicznych.
Największą dziurą w rozważaniach jest problem identyfikacji fenomenologicznego „ja”. Kiedy budzę się po uprzednim rozproszeniu na atomy i połączeniu, to czy na pewno „ja”? A Może zupełnie inne istota zachowująca się jak ja, ale nie tożsama? Zagadnienie jednostkowości ducha jest wciąż nieogarnione. Gdy przestanę istnieć, przestanie istnieć moje postrzeganie wszechświata.
Bez fenologicznego doświadczenia „ja” nie sądzę, by ktokolwiek pojął o czym tu mówię.
Na marginesie - podoba mi się „dogmat omylności wszelkiej wiary”: „nic z tego, co może być wysłowione TU, nie jest odpowiednie względem tego, co trwa TAM”.
Doskonałe są rozważenia na temat wiary.
„Jakkolwiek bowiem budujemy, w skończony sposób budujemy, jeśli zaś istnieje nieskończony komputer, to jest nim tylko On”
Bardzo dobra opowieść, polecam!

„Podróż Dwudziesta Druga”
Kłopoty chrześcijańskich misjonarzy usiłujących krzewić wiarę na innych planetach i wśród obcych cywilizacji.
Szczególnie polecam opowieść, jak Memnogowie uczynili świętym ojca Orybazego. Nie do pobicia historia! Oraz inne niespodziane skutki krzewienia wiary :D
A wszystko zaczęło się od zagubionego scyzoryka, a na końcu cud! :D

„Podróż Dwudziesta Trzecia”
Wracamy tu do zagadnienia tożsamości „ja”, czy jesteśmy tylko ustawieniem atomów?
Tichy trafia na planetę Bżutów, na której jest bardzo mało miejsca, z czym Bżutowie radzą sobie tak:
„Oto w odpowiednim urzędzie z każdego
mieszkańca planety zdejmuje się za pomocą precyzyjnego aparatu rentgenowskiego tak zwany
rysopis atomowy, to jest dokładny plan ukazujący wszystkie co do jednej materialne molekuły,
cząsteczki białka i związki chemiczne, z jakich zbudowane jest jego ciało. Gdy nadchodzi pora
spoczynku, Bżut wsuwa się przez malutkie drzwiczki do specjalnego aparatu i w środku zostaje
rozpylony na drobne atomy. Zajmując w takiej postaci bardzo mało miejsca spędza noc, rano zaś o wyznaczonej porze budzik uruchamia aparat, który na podstawie rysopisu atomowego zespala na powrót wszystkie cząsteczki we właściwym porządku i kolejności, drzwiczki się otwierają i Bżut, tak przywrócony do życia, udaje się, parę razy ziewnąwszy, do pracy…
W ten sam pomysłowy sposób zwykli Bżutowie podróżować: kto chce udać się gdziekolwiek, pisze na kartce adres, nakleja go na małej kasetce, którą podstawia pod aparatem, wchodzi do środka i rozpylony na atomy przedostaje się do kasetki. Istnieje umyślna instytucja, coś w rodzaju naszej poczty, która ekspediuje takie przesyłki według adresu. Jeżeli ktoś śpieszy się szczególnie, przesyła się telegrafem jego rysopis atomowy do miejsca przeznaczenia, a tam odtwarza się go w aparacie.”
Ale pewnego dnia:
„Oto pewien młody Bżut imieniem Termofeles miał się udać do
miejscowości położonej na drugiej półkuli planety, aby wziąć tam ślub. Pragnąc, z niecierpliwością zrozumiałą u zakochanego, jak najszybciej stanąć przed wybraną, udał się na pocztę i został przetelegrafowany; ledwo się to stało, urzędnika telegrafu odwołują w jakiejś nie cierpiącej zwłoki sprawie, a jego zastępca nie wiedząc nic o t ym, że Termofeles został już wysłany, depeszuje jego rysopis po raz drugi i oto przed stęsknioną narzeczoną staje dwu Termofelesów, podobnych do siebie jak dwie krople wody”.
No i tu mamy czystą filozofię tożsamości „ja”, nad którą Lem zastanawia się wielokrotnie w innych swoich książkach i opowiadaniach.

„Podróż Dwudziesta Czwarta”
Kraina Indiotów. Społeczność Spirytów, Dostojnych i Tyrałów.
Brzmi znajomo? Liberalizm i „rządy prawa” doprowadziły społeczność do katastrofy, gdy Tyrałowie nie mogli zarabiać pieniędzy tyrając, bo wszystko wykonywały maszyny zaprojektowane prze wynalazcę. Umierali z głodu, rzecz jasna w zgodzie z prawem liberalnym planety. Oddano władzę machinie, która miała problem naprawić. A jak naprawiła, to warto przeczytać.
Rzecz o bezwzględności liberalizmu i bezwzględności oraz głupocie komunizmu.
Po przeczytaniu warto przywołać słowa klasyka: „prawo powinno służyć ludziom, podłe prawo staje się bezprawiem”.
Czyż nie?

„Podróż Dwudziesta Piąta”
O bezproduktywności filozofii, jako narzędzia poznania.
O potędze ewolucji i ograniczeniu wyobraźni.
O stereotypach w myśleniu.
Jak zwykle z dobrym humorem.

„Podróż Dwudziesta Ósma”
Drzewo genealogiczne Tichego :D
Lem jako mistrz komedii absurdów.
Nie wiem, jak można to wszystko wymyślić na trzeźwo :D

TOM 2
„Zbuntowanii wynalazcy” (mój tytuł) przedstawia pięć przypadków dziwacznej wynalazczości:
wynalazca rzeczywistości wirtualnej, wynalazca duszy, inżynier bioniczny, twórca maszyny czasu, wynalazca nowej formy makro-bio-elektro-świadomości.
„I”
Rozważania na temat rzeczywistości wirtualnej, doświadczenie myślowe, którym cała nasza rzeczywistość jest wirtualna.

„II”
Wreszcie w tomie 2 w niniejszym rozdziale Lem przedarł się przez zagadnienie przeniesienia świadomości z uwzględnieniem doświadczenia samoświadomego „ja”.
Wynalazca będący bohaterem rozdziału tworzy doświadczenie myślowe umożliwiające realną „prawie-nieśmiertelność” (prawie, bo Wszechświat, o ile to wiemy ma ograniczony czas życia). Doświadczenie polega na stopniowym zastępowaniu neuronów neuronami elektronicznymi. Gdy stracimy jeden neuron, nic się nie dzieje wielkiego z naszą świadomością, w ciągu życia tracimy ich przecież ogromną liczbę. Zatem wyłączamy neuron i w jego miejsce włączamy neuron elektroniczny. Od tego momentu nasz mózg pozostając sobą używa w swej sieci tego elektronicznego neuronu wciąż pozostając sobą. Stopniowo wymieniając wszystkie neurony po kolei i zachowując ciągłość świadomości możemy na koniec procesu zastąpić wszystkie neurony białkowe elektronicznymi pozostając sobą.
Byłem zawiedziony, że Lem nie zwrócił uwagę, że w tym doświadczeniu myślowym możliwy jest także (hipotetycznie) proces w drugą stronę, co umożliwiałoby zupełnie realnie i z sensem przeniesienie naszej świadomości, tej prawdziwej, fenomenologicznej do drugiego ciała.

Zagadnienie owego szczególnego poczucia ciągłości strumienia własnej świadomości człowieka Możemy znaleźć w „Książeczce o człowieku” Romana Ingardena w rozdziale „Człowiek i czas”. Polecam.

„III”
Tym razem Lem postraszył czytelnika eugeniką. To znaczy bardziej chciał postraszyć, niż postraszył. Poczuł zapach komórek macierzystych i inżynierii genetycznej, ale z mojego punktu widzenia zatrzymał się wpół drogi. Zatem czyniąc tę recenzję postraszę bardziej.
Jeśli są tu miłośnicy s-f, którzy oglądali serial „Gwiezdne Wrota SG-1” (być może najlepszy serial s-f wszech czasów jak dotąd) – musiał się spotkać z rasą ASGARD, która czyniąc eugenikę doprowadziła do samozagłady. W pewnym momencie stracili zdolność naturalnego rozmnażania się i tylko klonowali powoli degenerując.
Ale do postraszenia trzeba odnaleźć potwora, mechanizm realny, który może przerazić.
Otóż widzę to dość prosto. Aby rasa ludzka trwała w zdrowiu i nie degenerowała musi dokonywać wymiany genów i to jak najdalej od pokrewieństwa. Znamy z historii, co działo się z rodami arystokratycznymi, które czyniły ożenki wewnątrz swej stosunkowo wąskiej populacji: degenerowali. Zatem różnorodność genetyczna zdaje się być warunkiem koniecznym do trwania naszej rasy.
Jaka pokusa przed inżynierią genetyczną temu zagraża? Otóż różnorodność genetyczna, to różnorodność nie tylko uzdolnień, ale i braku uzdolnień. Gdy zaczniemy projektować człowieka, aby był piękny, mądry, zdolny, moralny, bogaty (proszę tu wkleić pożądane zalety), to zawęzimy pulę genetyczną ludzkości. A stąd niedaleko do rasy ASGARD.

„IV”
Tym razem o przenoszeniu w czasie inaczej, Lem rozważa przenoszenie w czasie odmiennie, niż w dotychczasowych fantazjach pisarzy s-f, podróżnik w czasie starzałby się bądź młodniał przy swej podróży. Jeśli wybrałby się w zbyt daleką przyszłość, umarłby ze starości, a w zbyt daleką przeszłość – udałby się w nieistnienie.
Próba ominięcia paradoksów temporalnych.

„V (Tragedia pralnicza)”
Rozwój technologii i Poprawno-Polityczno-Liberalnego myślenia doprowadzi do konsekwencji prawnych, których nikt nie będzie zdolny rozwiązać. Lem wędruje bez oporu w przyszłość drogą pazernych koncernów, jurystów Prawa i Świętych Zasad i doprowadzając wszystko do absurdu ukazując ogrom zamętu, jaki niesie za sobą nasza cywilizacja, a zamęt ten będzie tym większy, im więcej będzie MOŻNA.

„ZAKŁAD DOKTORA VLIPERDIUSA”
Wizyta Tichego w zakładzie psychiatrycznym dla obłąkanych robotów

„DOKTOR DIAGORAS”
Mamy tu rozważania na temat pozahumanoidalnych form istnienia… życia?… świadomości?… innych ewolucji? Pozahumanoidalnych w najszerszym możliwym znaczeniu, w znaczeniu takim, że chodzi o istnienie czegoś o świadomości pozahumanoidalnej, tak odległej, że nawet słowo „świadomość” nie zostaje tu użyte. Lem przewiduje tendencję takich istot do ekspansji, dążenia do wolności, tym razem nie zastanawia się nad aspektem bezpieczeństwa dla naszego gatunku w aspekcie wymyślonych, a opisanych tu eksperymentach.
Moja uwaga: wszelkie nasze zasady postępowania z moralnością włącznie i z jej zasadami wynikają bowiem z całej historii ewolucji form białkowego istnienia, natomiast stworzony naprędce twór z innych chemicznych substratów i ewoluujący szybko mógłby… nie wiadomo co...
Warto się nad tym zamyślić.

„RATUJMY KOSMOS
(List otwarty Ijona Tichego)”
Czytając ten rozdział, napisany językiem „eko-oszołoma” już słyszę w tle przestrogi naszych cieplarnianych „ekologów” martwiących się o globalne ocieplenie jakoby spowodowane przez człowieka. Ich przewidywania wydają się być w przestrzeni rzeczywistości realne na podobnym poziomie, jak zmartwienia Tichego o ekologię całego kosmosu.
Niemniej widać tu pewną myśl: cywilizacja sieje zagrożenie ekologiczne w zasięgu swojej penetracji przestrzeni. Rzeczywiście mając do dyspozycji choćby przestrzeń orbitalną wokół Ziemi sporo tam złomu kosmicznego zostawiliśmy i część tego żelastwa sieje zagrożenie bądź to dla nowych wystrzeliwanych satelitów bądź to dla ludzi na powierzchni naszej Ziemi – spadając. Kiedy zaczniemy eksplorację planetoid obfitych w cenne pierwiastki i surowce, zasięg śladów naszej działalności przekroczy orbitę Ziemi. Zważywszy jednak na ogrom przestrzeni, nawet tej wokółsłonecznej – nie należy się spodziewać wynikających z naszego „śmiecenia” zagrożeń. Braknie czasu kosmicznej ewolucji Słońca, by powstał jakikolwiek problem. I to z całą pewnością.
W rzeczywistości zważyć należy, iż czas życia naszego Układu Słonecznego, w tym Ziemi jest ograniczony i paradoksalnie – cywilizacja może go przedłużyć przy pomocy wymyślnej technologii.
Taka refleksja nie jest jednak przedmiotem analizy tego rozdziału Lema.

„KONGRES FUTUROLOGICZNY”
Ziemska cywilizacja przeludniona, przy czym ilość rozumu jest sumarycznie odwrotnie proporcjonalna do ilości ludzkiej tkanki białkowej. Na pierwszy plan wysuwają się trzy grupy: terroryści bezmyślnie kontestujący wszystko i stosujący jedyne znane im lekarstwo na wszystko – przemoc, drugą grupę stanowią całkowicie bezradni przedstawiciele organów wojskowych i władzy, trzecią grupę stanowią naukowcy oderwani od rzeczywistości, wśród których dominują futurolodzy spotykający się na kongresach przeznaczonych do debatowania o przyszłości ludzkości. Podczas jednego z takich kongresów dopada ich rzeczywistość w postaci dwóch pozostałych grup.
Wskutek okrutnych perturbacji Tichy zostaje zamrożony jako nieuleczalny, a po pewnym czasie odmrożony. Budzi się w świecie dość sztucznym, z czym Lem raczej przesadził.
Całe życie społeczne i emocjonalne regulują psychotropowe chemikalia.
Zmienił się język i słowa zmieniły znaczenie.
W moim odczuciu Lem nie sprawdza się jako wizjoner przyszłej rzeczywistości. Jest dla mnie bardziej wiarygodny, jako filozof, w dziedzinie futurologii jego umysł zdaje się być skażony wirusem HomoSsowieticus Technologis Poprawnopoliticus. Wydaje się, że w zasadzie 100% jego wizji nie zbliża się nawet do przyszłej rzeczywistości.
Słowne zabawy Lema jak zwykle pasjonujące :)
Końcowa wizja świata zniszczonego, w którym tylko dzięki psychotropom daje się żyć jest skrajnie pesymistyczna i irracjonalna: poza przenośnią irracjonalna i filozoficznie irracjonalna. Czuć podmuch komunizmu, sączy się ukradkiem z głowy Lema…
No ale na sam koniec końców znowu gwałtowny zwrot… Celem poprawienia samopoczucia czytelnika.

„Profesor A Dońda”
Dostatecznie skompensowana informacja, gdy osiągnie gęstość krytyczną, niczym Uran 235 w bombie atomowej powoduje „nibyeksplozję”, w której cała ta informacja staje się materią pożerając tę informację, a z informacji wyłania się nowy… Wszechświat? Kosmosek?
Oto prawo Dońdy.
Ani to filozofia, ani futurologia, taka sobie mniemanologia pana Lema.

„Pożytek ze smoka”
Liberalna poprawnopolityczna cywilizacja, da której „życie jest największą wartością” tchórzliwieje i gotowa jest płacić za swój „święty spokój” bez dalekosiężnego patrzenia w przyszłość, karmić potwory, które rosną i rozmnażają się. Kiedy Hitler był małym Hitlerkiem trzeba mu było dać w łeb, nazizmowi też, ale tego smoka karmiono. Podobnie było z komunizmem i Stalinem, Mao, Pol Potem, teraz karmi się islamistów i „pomaga się” „emigrantom”, a oni z wdzięczności podkładają pod nas bomby i gwałcą nasze dzieci.
Lem napisał, choć nie spodziewał się do końca – co napisał…

„SPÓR MIĘDZY MUNCHHAUSENEM A GULIWEREM”
Recenzja wydawcy.

Edycja pdf książki, z którą miałem do czynienia, zawiera nadmiar interpunkcji: ktoś powinien przeczytać sobie książeczkę „Gdzie postawić przecinek”. W kwestii literówek – trudno, zdarza się [errare humanum est], natomiast „przecinko-mania” (chyba samego Lema) jest dla mnie nieco irytująca.

Książka nie jest o podróżach gwiezdnych, tylko o nas samych, o ludzkości. Jest...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    6 352
  • Chcę przeczytać
    3 785
  • Posiadam
    1 788
  • Ulubione
    327
  • Teraz czytam
    271
  • Fantastyka
    132
  • Science Fiction
    54
  • Chcę w prezencie
    52
  • Literatura polska
    40
  • Stanisław Lem
    39

Cytaty

Więcej
Stanisław Lem Dzienniki gwiazdowe Zobacz więcej
Stanisław Lem Dzienniki gwiazdowe Zobacz więcej
Stanisław Lem Dzienniki gwiazdowe Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także