Bielszy odcień śmierci

Okładka książki Bielszy odcień śmierci
Bernard Minier Wydawnictwo: Rebis Cykl: Martin Servaz (tom 1) kryminał, sensacja, thriller
512 str. 8 godz. 32 min.
Kategoria:
kryminał, sensacja, thriller
Cykl:
Martin Servaz (tom 1)
Tytuł oryginału:
Glace
Wydawnictwo:
Rebis
Data wydania:
2012-01-31
Data 1. wyd. pol.:
2012-01-31
Data 1. wydania:
2011-01-01
Liczba stron:
512
Czas czytania
8 godz. 32 min.
Język:
polski
ISBN:
9788375107654
Tłumacz:
Monika Szewc-Osiecka
Tagi:
literatura francuska Martin Servaz Monika Szewc-Osiecka

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,4 / 10
3452 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
663
294

Na półkach:

Według mnie Bernard Minier to kandydat na Paolo Coelho literatury kryminalnej, ale…

Przede wszystkim strasznie pretensjonalne i patetyczne to dziełko.

Na początek kilka fragmentów (cytuję z pamięci, więc niedokładnie, ale sens i styl z grubsza zachowałem). W nocy mgła jak jakiś duch zagnieździła się tutaj – pisze Autor. A w innym miejscu – wraz z 30 tonami stali (ciężarówka – przyp. Papierowy Tygrys) otarła się o niego sama śmierć. Jeszcze zaś gdzie indziej, komentując przejście grupki roześmianych młodych ludzi pod oknami domu bohatera – z daleka przez jakiś czas dobiegał jeszcze ich śmiech jak echo minionej młodości. Wszystkie te figury i zawijasy są tak napuszone, że nie powstydziłaby się ich dziewiętnastowieczna pensjonarka (ten ostatni na dodatek kompletnie bez sensu). A przecież podobnych jest w książce mnóstwo – po kilka na stronicy. Brzemienne śniegiem jodły i brzozy – poważnie? Powieść aż puchnie od tych „perełek”, wśród których najczęściej (aż do znudzenia, widać to ulubione zabiegi Autora) reprezentowane są zimne (bądź lodowate, bądź też lodowe lub mroźne) pchnięcia, fale, dłonie, dotyki, powiewy, dreszcze i szpikulce (ponownie cytuję z pamięci, ale tak to mniej więcej szło) jako metafory strachu. Nie są to wszakże jedyne natrętnie powtarzające się metaforyczne motywy. Np. niewiele rzadziej czytelnik epatowany jest przeróżnymi formami dobijania się jakiejś idei do mózgu bohatera (coś mu tam na skraju mózgu się zagnieżdża albo podobnie).

Skoro już o strachu… Protagoniści tak zgodnie podlegają działaniu owych dreszczy i szpikulców, że zdają się być wykrojeni spod jednego szablonu. Byle co i już się boją. Takie nieustannie drżące niebożątka.

Do tego dołóżmy skłonność do używania literackiej kalki w szerszym ujęciu, dzięki czemu mamy psychopatę sprawiającego wrażenie mentalnego brata bliźniaka Hannibala Lectera, przemysłowca rodem ze złych snów antyglobalistów, opętanych męskim szowinizmem niedobrych policjantów, przełożonych w typie tanich karierowiczów, dręczące policję niedoinwestowanie. Czytając tę powieść miałem nieustannie wrażenie, że Autor usiłował wtłoczyć w nią jak najwięcej jak najbardziej powszechnych gatunkowych schematów i że… niestety mu się to udało.

Na okrasę mamy wszechpotężny zbieg okoliczności – a to policjant zostawi pistolet w skrytce w najmniej odpowiednim momencie, a to w równie nieodpowiednim wyładuje mu się bateria w telefonie, a to „dla odmiany” inna postać ni stąd ni zowąd znajdzie kanał podsłuchowy (w sensie dosłownym), a to wreszcie pies wyskoczy na drogę, żeby spowodować wypadek i utrudnić bohaterowi zadanie. Itd. itp.

No i ta piramida naiwności, na której szczycie stoi źródło intrygi, czyli niezwykle skomplikowana metoda działania ZŁA, ściągająca na nie uwagę, chociaż miało owo ZŁO wszelkie środki i możliwości, by rzecz załatwić inaczej – prosto, elegancko i skrycie. A na niższych szczeblach nie lepiej. Ot, choćby OCZY (tak, oczy – nie mowa ciała, nie odwracanie, czy spuszczanie wzroku), w których główny bohater realnie czyta jak w księdze, wyciąga realne wnioski i na których podstawie podejmuje realne działania. Wymknęła się Autorowi ta metafora spod kontroli i zaczęła żyć realnym życiem. No nie – domniemany błysk w oku może być przyczyną nieuprawnionej emocji gimnazjalistki, ale nie intelektualnej reakcji detektywa.

Finał – jak wiadomo – wieńczy dzieło. Tu zaś w finale każdy ze złoczyńców uznaje za stosowne (bez nijakiej merytorycznej potrzeby) wyjawić wszystkie swe motywy i sposób działania… Znacie ten motyw? Trzyma łobuz protagonistę na muszce i zamiast nacisnąć spust (raczej jest w pośpiechu) wdaje się w gadki i opowiada, opowiada, opowiada. Ech!

Wszystko przebija jednak narratorskie monologowanie. Czy Autor nie wie, że powieść polega na pokazywaniu, a nie na opisywaniu? Czy naprawdę każdy znaczniejszy bohater musi każde wydarzenie wałkować w myślach jak ciasto, rozkładać je na czynniki pierwsze i składać mozolnie z powrotem, byle tylko czytelnik nadążył i zrozumiał, jakie jest znaczenie nowego faktu? A przede wszystkim, czy każde uczucie bohatera musi być poddawane podobnej sekcji? Zabrakło w tym wszystkim skrótu, wiary w inteligencję czytelnika, „samotłumaczących się” reakcji bohaterów, objaśniających motywy i naturę emocji. Bla, bla, bla – bez końca.

Źle, bardzo źle, a jednak AŻ 4 gwiazdki. Dlaczego? Dlatego, że Autorowi się chce. Włożył w tę powieść mnóstwo pracy. Nieomal namacalnie czuje się, iż się starał, bardzo chciał zrobić coś niepowierzchownego, napisać książkę, która na dłużej zostanie w pamięci czytelnika, skłoni go do myślenia. Coś, co nie polega na młóceniu się po gębach (udało się) i co miałoby logiczną (udałoby się, gdyby nie naiwności i zbiegi okoliczności), mocno osadzoną w kontekście akcję. To znaczy bardzo wiele, bo z manieryzymów i błędów fabularnych można dość łatwo wyrosnąć jeśli nie brakuje chęci (na co znam wiele przykładów i czego również Autorowi życzę), a z lenistwa i zamierzonej tandety znacznie trudniej. Nie lekceważąc słabości pisarstwa Miniera, dam mu więc z pewnością przynajmniej jedną szansę. Koniec końców jest bowiem Minier zjawiskiem w literaturze popularnej może nie nowatorskim, ale lekko odświeżającym, a to już coś. Jeśli kolejna powieść nie okaże się lepsza od tej, niestety bardzo się nie zdziwię, ale będę Autorowi kibicował.

Według mnie Bernard Minier to kandydat na Paolo Coelho literatury kryminalnej, ale…

Przede wszystkim strasznie pretensjonalne i patetyczne to dziełko.

Na początek kilka fragmentów (cytuję z pamięci, więc niedokładnie, ale sens i styl z grubsza zachowałem). W nocy mgła jak jakiś duch zagnieździła się tutaj – pisze Autor. A w innym miejscu – wraz z 30 tonami stali...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    4 185
  • Chcę przeczytać
    2 942
  • Posiadam
    726
  • Ulubione
    142
  • Teraz czytam
    78
  • 2019
    57
  • Kryminał
    53
  • 2018
    48
  • Audiobook
    37
  • 2014
    36

Cytaty

Więcej
Bernard Minier Bielszy odcień śmierci Zobacz więcej
Bernard Minier Bielszy odcień śmierci Zobacz więcej
Bernard Minier Bielszy odcień śmierci Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także