Ulisses
- Kategoria:
- literatura piękna
- Seria:
- 50 na 50
- Tytuł oryginału:
- Ulysses
- Wydawnictwo:
- Znak
- Data wydania:
- 2013-01-21
- Data 1. wyd. pol.:
- 2013-01-21
- Liczba stron:
- 912
- Czas czytania
- 15 godz. 12 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788324018796
- Tłumacz:
- Maciej Słomczyński
- Tagi:
- Joyce literatura irlandzka Dublin Bloomsday Bloom Dedalus Molly strumień świadomości monolog
- Inne
Niemoralne arcydzieło w prestiżowej serii.
Gdy „Ulisses” mimo przeszkód wreszcie ukazał się drukiem w 1922 roku, okrzyknięto go dziełem nieudanym, nieprzyzwoitym, niemoralnym, itd. Uchodził za powieść, której porządny człowiek nie powinien nawet brać do ręki. Dziś, prawie sto lat później, jest powszechnie uważany za arcydzieło, którego nie wypada nie znać.
O czym jest „Ulisses”? Można odpowiedzieć na dwa sposoby: o zwyczajnym dniu Stefana Dedalusa i Leopolda Blooma w Dublinie na początku XX wieku, albo: o wszystkim. Okazuje się bowiem, że zwykły dzień zwykłego człowieka – który chodzi, je, rozmawia czy załatwia różne sprawy, ale też myśli, czuje, wspomina i marzy – to miniatura całego ludzkiego doświadczenia.
Czym jest „Ulisses”? Jak napisał w posłowiu tłumacz, Maciej Słomczyński, jest to „zapoczątkowanie nowego rodzaju sztuki i doprowadzenie go do doskonałości na przestrzeni jednego dzieła”.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Powieść gruba, ale czy wielka?
Co można napisać o książce, która przez wszelkie autorytety w dziedzinie literaturoznawstwa uznana jest za jedno z największych arcydzieło światowej prozy? Główkuję nad tym i nie bardzo wiem, bo „Ulisses”, o którym tu mowa, to jedna z najdziwniejszych książek, jakie dane było mi przeczytać. Recenzja ma to do siebie, że powinna w miarę jasno przekazywać, czy coś jest warte uwagi, czy nie. A więc przede mną pytanie: polecać czy odradzać czytanie książki, której lektura niewiele ma wspólnego z przyjemnością (chyba, że sadomasochistyczną)? Łatwo byłoby napisać: „Słuchajcie, ta książka jest bezsensowna, nudna, nie czytajcie jej, bo to strata czasu”. Cóż jednak napisać, skoro po lekturze czuję się w pewien sposób ubogacona. Bo czytanie „Ulissesa” to właściwie nie czytanie, a specyficzne doświadczenie obcowania z czymś, co nazwałabym nadliteraturą – bo Joyce zdecydowanie wychodzi poza ramy tego, co znane jest nam powszechnie jako literatura. Licząca sobie 900 stron powieść, której akcja rozgrywa się w ciągu jednego dnia, znajduje się na liście książek do przeczytania wielu moli książkowych. Bo wypada ją znać, bo jest wybitna, bo jest wyzwaniem. Jednak znacznie więcej osób nigdy po tę książę nie sięgnie, bo jest za gruba, za trudna, zbyt ambitna. Albo po prostu dlatego, że nie wie o jej istnieniu. Zakładam jednak, że osoby czytające tę recenzję, mają choćby mgliste pojęcie, czym jest „Ulisses”. Nie przedłużając, na nurtujące potencjalnego czytelnika pytanie odpowiadam już teraz: osobiście, uważam że „Ulisses” nie jest książką, którą trzeba/wypada/powinno się przeczytać (o ile nie jest się doktorem literaturoznawstwa, rzecz jasna). Ale z pewnością nie należy podważać jej znaczenia dla literatury. Bez tej powieści mogłoby nie być książek Masłowskiej, Murakamiego i wielu innych.
Przyznam jednak szczerze, że ja sama zrozumiałam kluczowe „co autor miał na myśli” dopiero w okolicach strony 897. Na tej stronie wznowienia wydanego właśnie przez Znak, rozpoczyna się posłowie autorstwa tłumacza „Ulissesa”, Macieja Słomczyńskiego. Translacja zajęła mu dwanaście lat, przy czym nie była to praca jedynie ze słownikiem polsko – angielskim w ręku, lecz polegająca na bardzo wnikliwych badaniach zagranicznych . Jeśli jest więc ktoś, kto wie co Joyce miał na myśli, pisząc „Ulissesa”, to z pewnością Słomczyński. Nieżyjący już tłumacz Szekspira (i pisarz – to on stoi za pseudonimem Joe Alex) nosił się nawet z zamiarem wydania publikacji objaśniającej dzieło Joyce’a strona po stronie. Myślę, że ta książka byłaby wydarzeniem na miarę pierwszego ukazania się drukiem „Ulissesa” właśnie. Ale już te kilka stron objaśnień zamkniętych w prostych i rzeczowych słowach to najlepsze zwieńczenie tej powieści, jakie tylko polski czytelnik mógł otrzymać. Bo zrozumieć „Ulissesa” bez objaśnień to nie lada wyczyn. A samo podjęcie się lektury to wyzywanie. Czytając nieustannie towarzyszy nam bowiem pytanie „ale o co chodzi?”. I drugie, nieuniknione, gdy ma się do czynienia z tak eksperymentalną prozą: „czym ten Joyce był zamroczony, że wypisywał takie bzdury?”. Ale po przeczytaniu posłowia (które być może lepiej byłoby zamieścić na samym początku książki) wszystko staje się jasne. No, przynajmniej jaśniejsze. Jak wspomniałam, akcja książki rozgrywa się w ciągu jednego dnia, dokładnie 16 czerwca 1904 roku w Dublinie. Zamiarem autora, jak pisze Słomczyński było „ukazanie całej ludzkości na przykładzie jednego człowieka”. A jak dodają inni literaturoznawcy, także ukazanie całego życia człowieka przez pryzmat jednego dnia. Autor nie bezzasadnie nawiązuje także już w samym tytule do „Odysei” Homera. „Ulisses” jest jej swobodną parafrazą. Jego główny bohater, Leopold Bloom uosabiać ma Odyseusza. Żona Blooma to odpowiednik Penelopy, a Stefan Dedalus – Telemacha. Również poszczególne epizody powieści odpowiadają fabule „Odysei”. Przeciętny czytelnik, który nie może się pochwalić znajomością eposu Homera, raczej jednak tego nie zauważy. W oczy za to od razu rzucają się nowe techniki opowiadania. To przede wszystkim nowatorstwo językowe, ortograficzne i stylistyczne sprawia, że „Ulissesa” czyta się mozolnie i bez zaangażowania. Joyce chciał „ukazać umysł ludzki w akcji”. W tym celu posługuje się tzw. strumieniem świadomości, monologiem wewnętrznym postaci, który pozwala na dosłowne wejrzenie w umysł bohatera. A w tym umyśle znajdują się jednocześnie w tej samej chwili przypadkowe skojarzenia, nagle powracające wspomnienia, lęki, nadzieje, podświadome pragnienia. Joyce całkowicie oddaje głos umysłom swoich bohaterów, stąd ich monologi wydają się chaotycznym bełkotem. „Ulisses” to w tym kontekście z pewnością doskonały materiał do badań dla językoznawców. Joyce tworzy takie neologizmy jak „Eglintonoczy” (oczy mężczyzny o nazwisku Englinton),„wstydliwojasne” (kolor oczu) czy bodaj najciekawszy „obrzękołoszyndrutoblasksmok”. Znamienne jest też urywanie zdań czy pojedynczych wyrazów. Czyż jednak sami w naszych głowach czasem tego nie robimy? Interpunkcja, rytm, grafika tekstu służą, wydawałoby się, nieosiągalnemu – jak najdoskonalszemu oddaniu zjawisk, ukazaniu prawdy obiektywnej. Joyce założył sobie, że w tym celu musi odrzucić wszelkie konwencje. Słowo nie jest więc dla niego żadną świętością.
Joyce zresztą nie znał chyba żadnych świętości. „Ulisses” został w swoich czasach (ukazał się drukiem w 1922 roku) uznany za książkę bluźnierczą i kontrowersyjną. To książka zdecydowanie bardzo odważna jak na swoje czasy. Trzeba sobie powiedzieć szczerze, że podczas czytania nie sposób pozbyć się wrażenia, że to książka głównie o seksie, zboczeniach, dewiacjach i rozwiązłości. Tematyka ubrana może w ładne słowa, zawoalowana, a jednak odrzucająca, a nie odurzająca czytelnika. Podtekst seksualny niektórych fragmentów kiedyś szokował, dziś chyba raczej obrzydza. Główny bohater, rozpustnik jakich mało, nie zaskarbia sympatii czytelnika śliniąc się na widok każdej kobiety. Myślę, że miedzy innymi z tego względu „Ulisses” może zwyczajnie irytować.
Na jakie trudności trzeba się jeszcze przygotować zamierzając przeczytać „Ulissesa”? Problemy może rodzić odmienność stylistyczna poszczególnych epizodów. Są tu obszerne kawałki pisane językiem staroangielskim, długi epizod stylizowany na dramat szekspirowski (duch Szekspira unosi się zresztą nad całością dzieła, widoczna jest szczególnie fascynacja Hamletem) czy epizod pisany na zasadzie pytań i odpowiedzi. Skupienia wymaga też wieńczący dzieło monolog wewnętrzny Molly pozbawiony znaków interpunkcyjnych. Uznawany jest za najdoskonalszy i niedościgniony wzór takiego monologu. Niemniej, nawet jeśli rodzi trudności w odbiorze, owo zróżnicowanie formalne poszczególnych części książki to kolejny sukces Joyce’a i coś, co jednak należy docenić. „Ulisses” to także liczne aluzje z dziedziny religii, muzyki, literatury czy filozofii, które trudno wychwycić nam, nie mającym bogatej wiedzy z zakresu kultury anglosaskiej. Z jednej strony świadczą o erudycji autora, z drugiej powodują jeszcze większy chaos w głowie czytelnika.
Dwubiegunowe podejście do „Ulissesa” jest nieuniknione. Jednoznaczna ocena opus magnum Joyce’a wydaje mi się niemożliwa. Bo mimo wszystkich jej zasług: czy powieść nie powinna być czytana dla przyjemności? Nawet jeśli tematyka jest trudna i bolesna, książka jest w stanie sprawiać przyjemność – sposobem narracji, językiem autora, charakterem głównego bohatera. Jestem pewna, że dla większości czytelników „Ulissesa” jego lektura nie była jednak przyjemnością. Bo prawdę mówiąc – bohaterowie robią tu trzy rzeczy: rozmawiają o seksie lub o nim myślą, wymieniają nic nieznaczące uprzejmości albo obmawiają innych. To nie jest ani wciągające, ani interesujące ani pouczające. Czy więc warto czytać książkę tylko po to, by się zapoznać z czymś, co tak naprawdę nie niesie wiele treści, a jedynie jest formalnym eksperymentem? Czy warto pozwolić, by skradł on wiele godzin naszego życia? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Jedno jest pewne – ta książka zmienia sposób patrzenia na literaturę.
Malwina Sławińska
Oceny
Książka na półkach
- 9 383
- 2 377
- 952
- 390
- 174
- 127
- 56
- 45
- 34
- 25
OPINIE i DYSKUSJE
To było jak Biblia - długie, zawiłe i trudne, przy kilku naprawdę niezłych momentach można poczuć coś w rodzaju podziwu i szacunku, ale pozostałe 70-90% zupełnie człowieka nie obchodzi, aż się serce kroi przy czytaniu. W ostatnim rozdziale miałam flashbacki z czytania Marqueza, jak przez kilkadziesiąt stron nie zobaczyłam ani jednej kropki. Nie dla mnie wielka literatura! Żywić się będę póki co young adultami, bo od Ulissesa prawie dostałam padaczki
To było jak Biblia - długie, zawiłe i trudne, przy kilku naprawdę niezłych momentach można poczuć coś w rodzaju podziwu i szacunku, ale pozostałe 70-90% zupełnie człowieka nie obchodzi, aż się serce kroi przy czytaniu. W ostatnim rozdziale miałam flashbacki z czytania Marqueza, jak przez kilkadziesiąt stron nie zobaczyłam ani jednej kropki. Nie dla mnie wielka literatura!...
więcej Pokaż mimo toTo mój największy czytelniczy eksperyment. Przyznam szczerze, że byłem nieco w szoku, gdyż treść mnie zwyczajnie pokonała. Jednakże jest coś niesamowitego w samej końcówce, ten kobiecy monolog bez przecinków. W jego trakcie, dusza rośnie i wszystko staje się dla nas jasne, jakieś zrozumiałe. I towarzyszący temu, Irlandzki krajobraz wysp, z latarnią morską, skałami i słońcem. Przypomina się końcówka filmu "Moja lewa stopa" z Danielem Day Lewisem.
To mój największy czytelniczy eksperyment. Przyznam szczerze, że byłem nieco w szoku, gdyż treść mnie zwyczajnie pokonała. Jednakże jest coś niesamowitego w samej końcówce, ten kobiecy monolog bez przecinków. W jego trakcie, dusza rośnie i wszystko staje się dla nas jasne, jakieś zrozumiałe. I towarzyszący temu, Irlandzki krajobraz wysp, z latarnią morską, skałami i...
więcej Pokaż mimo toJedna z ważniejszych dla mnie powieści. Napisać ją mogł tylko ktoś o "galaktycznym" talencie. Umieściłbym ją wśród 10 największych dzieł literackich w historii.
Lubię dwa przekłady.
Jedna z ważniejszych dla mnie powieści. Napisać ją mogł tylko ktoś o "galaktycznym" talencie. Umieściłbym ją wśród 10 największych dzieł literackich w historii.
Pokaż mimo toLubię dwa przekłady.
Arcydzieło.
Arcydzieło.
Pokaż mimo toTłumaczenie Świerkockiego wspaniałe - nawet, jeśli nie kupiłem go od pierwszych stron. Warto czytać równocześnie z "Łodzią Ulissesa". Choć pojedyncze rozwiązania na pewno nie zadowolą wszystkich, to jednak całość rewelacyjna - czapki z głów!
Tłumaczenie Świerkockiego wspaniałe - nawet, jeśli nie kupiłem go od pierwszych stron. Warto czytać równocześnie z "Łodzią Ulissesa". Choć pojedyncze rozwiązania na pewno nie zadowolą wszystkich, to jednak całość rewelacyjna - czapki z głów!
Pokaż mimo toWybitne wydanie: dogłębne eseje wprowadzające do każdego rozdziału, mapy, zdjęcia oraz faksymile pierwszego wydania z dołączonymi przypisami. Coś wspaniałego!
Wybitne wydanie: dogłębne eseje wprowadzające do każdego rozdziału, mapy, zdjęcia oraz faksymile pierwszego wydania z dołączonymi przypisami. Coś wspaniałego!
Pokaż mimo to"Ulisses" to monumentalna, przełomowa i dziwaczna powieść o (prawie) wszystkim Jamesa Joyce'a. Mimo wszystko epitety, jakie mogę tu zawrzeć, nie wystarczą do opisania jej w moich odczuciach, 1,5 miesiąca czytania przyniosło ich najzwyczajniej w świecie zbyt wiele. Wolałbym zatem zachęcić Was do przeczytania choćby jednego rozdziału tego dzieła. Jest ich 18, a prawdę mówiąc to w każdym ktoś znajdzie coś dla siebie, każdy jest, mniej lub bardziej udanym, eksperymentem literackim, który wpłynął na późniejszą literaturę, tzw. współczesną. "Ulisses" wydaje się ukazywać ten skok cywilizacyjny, kulturowy i technologiczny jaki dokonał się na przełomie XIX i XX wieku, pod tym względem niektóre rozdziały powieści można traktować jako encyklopedię epoki, co niezwykłe, napisaną przez jednego człowieka z Dublina. Tu się wkradła moja ocena samego pisarza, bo on dokonał niesamowitej przemiany sposobu pisania, patrząc na poprzednią powieść Joyce'a "Portret artysty z czasów młodzieńczych", choć zaistniałe zmiany nie zawsze mi odpowiadają, ta powieść to świadectwo upadku epoki wiktoriańskiej, jest przeładowana tym, czego społeczeństwo się wstydzi i stara się ukrywać.
"Ulisses" to monumentalna, przełomowa i dziwaczna powieść o (prawie) wszystkim Jamesa Joyce'a. Mimo wszystko epitety, jakie mogę tu zawrzeć, nie wystarczą do opisania jej w moich odczuciach, 1,5 miesiąca czytania przyniosło ich najzwyczajniej w świecie zbyt wiele. Wolałbym zatem zachęcić Was do przeczytania choćby jednego rozdziału tego dzieła. Jest ich 18, a prawdę mówiąc...
więcej Pokaż mimo toOd od dnia Świętego Patryka próbuję czytać tę książkę. W przeszłości już kilka razy zabierałem się z nią, ale nigdy nie przebrnąłem przez więcej niż kilkanaście stron. Do sięgnięcia po Ulissesa kolejny raz zachęciło mnie omówienie nowego tłumaczenia autorstwa Macieja Świerkockiego i towarzyszącego mu czegoś w rodzaju przewodnika - Łódź Ulissesa. To, co w tej książce uderza od pierwszych stron to zagęszczenie tekstu, znaczeń, nawiązań do Biblii, ale też historii i zwyczajów irlandzkich. I specyficzna narracja dziejaca się na wielu plaszczyznach: w głowie danej postaci, pisarza, który akurat opisuje otoczenie, reakcje innego bohatera, poprzez monologi i dialogi, które często wyglądają na zwariowane, chaotyczne. Mam świadomość, że znakomita część tego „słownika” Joyce’a jest dla mnie niezrozumiała. Jedynie fragmenty nawiązujące do rytuałów i zachowań religijnych oraz tekstów Biblią jakoś jestem w stanie rozszyfrować i zrozumieć.
Ciężko mi się go czyta, nie wiem, czy będę miał tyle samozaparcia, aby wytrwać do końca. Na razie nie widzę powodu do sławy tej książki, a jedynie różne zabiegi pisarskie, zabawy słowne, naturalistyczne opisy, ciągłe nawiązywanie do seksu i wycieczki przeciw kościołowi i religii.
Od od dnia Świętego Patryka próbuję czytać tę książkę. W przeszłości już kilka razy zabierałem się z nią, ale nigdy nie przebrnąłem przez więcej niż kilkanaście stron. Do sięgnięcia po Ulissesa kolejny raz zachęciło mnie omówienie nowego tłumaczenia autorstwa Macieja Świerkockiego i towarzyszącego mu czegoś w rodzaju przewodnika - Łódź Ulissesa. To, co w tej książce...
więcej Pokaż mimo to„Ulisses” to bezprecedensowy literacki „poligon doświadczalny” XX wieku, autorstwa Jamesa Joyce’a, wzbudzający tak wiele skrajnych emocji i kontrowersji zarówno wtedy gdy powieść została wydana, jak i przez kolejne lata, aż do dziś. To zbiór eksperymentów literackich poprzez zastosowanie i pomieszanie różnych form narracji i sposobów wyrażania myśli, stanów emocjonalnych, poglądów itp. (m.in. strumienia świadomości, monologu wewnętrznego),przy zastosowaniu pokaźnej liczby środków stylistycznych, wzbogaconych o liczne obcojęzyczne zwroty i cytaty. To amalgamat realistycznych, często niezwykle drobiazgowych - niekiedy chyba zbyt drobiazgowych - opisów (m.in. ludzi, ich zachowań, miejsc, w szczególności ulic Dublina, przedmiotów, przyrody) z obrazami ze świata fikcji, nierzadko absurdalnymi i paranoicznymi powodujący, że czytelnik - nawet bardzo uważnie śledzący prowadzoną narrację - gubi się, traci kontrolę nad stanem przyswojenia i zaabsorbowania treści powieści, zrozumienia jej przesłania, co bardzo często - sądząc po opiniach wielu czytelników - kończy się bezpowrotnym odłożeniem książki na półkę z poczuciem skrajnej niechęci, niesmaku, czy straty czasu.
Zarysowane po „grubych liniach” powyższe argumenty powodują, że „Ulisses” jest absolutnym fenomenem w literaturze XX wieku. Zapewne nieliczni, którzy zakochali się bez pamięci w tej powieści - uważają ją za dzieło największego formatu - pasjonują się i delektują każdym jej akapitem, pojedynczym zdaniem czy zbitką słowną, drobiazgowo analizując je i interpretując na nieskończoną liczbę sposobów, w zależności od stanu ducha w danym momencie oraz wielu innych subiektywnych i obiektywnych uwarunkowań. Dla nich powieść ta nigdy się nie skończy, mogą celebrować czytanie - upajanie się każdym jej fragmentem - w nieskończoność, bez względu na to, kiedy i w którym miejscu otworzą książkę, być może dokonując na marginesie notatek wyrażających doznania chwili, bo każde doświadczanie któregokolwiek fragmentu jej treści przynosi im kolejne, bogatsze, czasami całkowicie odmienne od poprzednich, konstatacje, odczucia czy wzruszenia. Nie budzi zatem zdziwienia fakt, że opinie na temat „Ulissesa” są tak skrajne - od zachwytów i ekscytacji, kończąc na totalnej negacji lub potępieniu.
Nie sposób jest przejść obojętnie obok zasadniczych postaci powieści, tj. Leopolda Blooma, jego żony Molly oraz Stefana Dedalusa, które zostały utożsamione z postaciami Odysei Homera, tj. tytułowym Ulissesem, jego małżonką Penelopą i ich synem Telemachem. Narzucają się w tym miejscu pytania: dlaczego? z jakiego powodu? czy aby słusznie? itp., bo tak naprawdę jakichkolwiek podobieństw czy analogii między nimi nie ma wcale, a wręcz przeciwnie - postacie te, w szczególności ich cechy osobowości, sposób postępowania, wady i ułomności, są jaskrawym zaprzeczeniem cnót postaci z dzieła Homera, uznanych w „Ulissesie” za ich odpowiedniki.
Naturalne i oczywiste jest zatem zastanowić się nad udzieleniem odpowiedzi na te i wiele innych pytań, w tym - co oczywiste - w odniesieniu do uzasadnienia tytułu powieści. Mam świadomość, że zbiór pytań, do których powieść zachęca, skłania, prowokuje, nawet zmusza - niemal w każdym akapicie - był, jest i będzie niewyczerpalny, a prób udzielenia na nie odpowiedzi było, jest i będzie tyle ilu czytelników, którzy dobrnęli do końca lektury.
„Ulisses” to bezprecedensowy literacki „poligon doświadczalny” XX wieku, autorstwa Jamesa Joyce’a, wzbudzający tak wiele skrajnych emocji i kontrowersji zarówno wtedy gdy powieść została wydana, jak i przez kolejne lata, aż do dziś. To zbiór eksperymentów literackich poprzez zastosowanie i pomieszanie różnych form narracji i sposobów wyrażania myśli, stanów emocjonalnych,...
więcej Pokaż mimo toNowe tłumaczenie jest dobre. Maciej Świerkocki to świetny tłumacz, choć niekoniecznie można zgodzić się z jego interpretacją. Czekam na trzecie tłumaczenie tej książki, mam nadzieję, że będzie jeszcze lepsze i trafniejsze. A może i czwarte?
Nowe tłumaczenie jest dobre. Maciej Świerkocki to świetny tłumacz, choć niekoniecznie można zgodzić się z jego interpretacją. Czekam na trzecie tłumaczenie tej książki, mam nadzieję, że będzie jeszcze lepsze i trafniejsze. A może i czwarte?
Pokaż mimo to