Bajki robotów
- Kategoria:
- fantasy, science fiction
- Seria:
- Czerwona Biblioteka
- Wydawnictwo:
- Siedmioróg
- Data wydania:
- 1998-01-01
- Data 1. wyd. pol.:
- 1998-01-01
- Liczba stron:
- 95
- Czas czytania
- 1 godz. 35 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 8371620128
- Tagi:
- bajki roboty lem
Smok rósł, Księżyc stawał się coraz mniejszy, ponieważ potwór pożerał go po kawałku i na własne przerabiał ciało. Widział więc król, a z nim poddani jego, że źle jest, bo kiedy już gruntu pod stopami elektrosmokowi nie stanie, niechybnie się na planetę i na nich rzuci. Troskał się bardzo król, ale nie widział rady i nie wiedział co czynić. Maszyny wysyłać źle, bo przepadną, a samemu ruszyć tez niedobrze, bo straszno...
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Wyróżniona opinia
Bajki robotów
Pełen zachwyt, znowu (mowa o BAJKACH ROBOTÓW). I wcale nie idzie tutaj o to, że Lem robi świetną literaturę (bo robi i to wcale nie zaskakuje. Sięgasz po Lema tak, jak sięga się po dżem truskawkowy – w najgorszym razie będzie bardzo dobry, w najlepszym, wyśmienity). Bajki to literatura nie tyle świetna, co niebywała, trochę inna płaszczyzna. Pojawia się nieczęsto, rarytas, pewnego rodzaju zjawisko, ewenement. Miał Lem kaprys napisać baśnie, nie opuszczając swojego podwórka. W tym cała cudowność Bajek. Jeden z największych fantastów w dziejach, trzy lata po wydaniu Solaris, powieści epokowej, jednocześnie tworzący Niezwyciężonego, mroczne i ciężkie echo swojego Opus Magnum, ma sporo, naprawdę sporo na głowie. W gatunku science-fiction trzeba oddzielić światło od ciemności, trzeba rozmyślać nad mechanizmami działania świata, sensem istnienia, żywotem ludzkim, przyszłością… Zgodzicie się chyba, że to całkiem sporo? A Lem siada i pisze książkę wypełnioną baśniowymi, pełnymi humoru historiami – innego słowa niż „kaprys” na to nie znajduję. I właśnie ten kaprys, czyni Bajki Robotów, jak już napisałem – literaturą niebywałą, niespotykaną. Wyobraźnia mistrza, spuszczona z łańcucha, biega i sieje zamęt. Wszak rygor formy dotyczy raczej literatury „dorosłej”, gdzie spełnić trzeba wymagania dorosłego czytelnika, bardziej przecież niż dziecko kapryśnego, żądającego od literatury pewnej konsekwencji, spójności. Forma baśni natomiast, pozwala na wyłączenie wszystkich hamulców (o ile Lem w ogóle znał takie słowo i odnosił je do swojego pisania), na wrzucenie do tego wora wszystkich możliwych (i niemożliwych, tych zwłaszcza) absurdów, dziwactw, niemożliwości! Niechże ktoś go zatrzyma! Jak ocalał świat, jedna z baśni. Trurl, wielki konstruktor, buduje maszynę, mogącą stworzyć wszystko, o ile tworzona rzecz zaczyna się na literę „n”. Nausznice, neutrony, nurty, nosy, nimfy… problem pojawia się, gdy maszyna dostaje rozkaz stworzenia NICZEGO, co skutkuje zapoczątkowaniem destrukcji całego świata. W innej baśni, Król Murdas, chcąc być wielkim, ale jednocześnie wszystkiego się bojąc, postanawia rozbudowywać się tak długo, aż w końcu staje się całym miastem i otaczającymi je terenami, wszystko to jego ciało. Na miasto nikt zamachu nie przeprowadzi, prawda? Wielki smok stworzony ze złomu, robot-przyjaciel wciskany do ucha, zachęcający do odebrania sobie życia w beznadziejnej sytuacji, ośmiopiętrowa maszyna licząca, według której dwa i dwa to siedem… Wyliczać można by dalej, baśni jest piętnaście, żadna nie zawodzi, w każdej pomysłów, humoru, abstrakcji żonglerka. I tak oto literatura, która w kategorii jakości byłaby „tylko” świetna, za sprawą całej tej otoczki, staje się rzeczą niezwykłą, wymykającą się ocenie, wchodzi w kategorię pewnej niezwykłości, niecodzienności, w kategorię rzeczy jedynych w swoim rodzaju i niespotykanych. Przeczytać wypada, najlepiej z kaprysu, bez zbędnego planowania, niejako na marginesie innych lektur. Gorąco polecam. ________________________________________ https://www.facebook.com/statekglupcow/
Książka na półkach
- 9 284
- 2 847
- 1 846
- 232
- 193
- 187
- 160
- 70
- 67
- 66
Opinia
Dawno, dawno temu, w jednym z ramion Drogi Mlecznej, dryfował pewien układ solarny, przez wszystkich już od dawna, zupełnie zapomniany. Miał planet dziewięć*, a każda inna, a każda piękna! Mniejsze i większe, skaliste i gazowe, przeróżne przybierały kształty. Jedna z nich jednak ponad wszystkie swe siostry wyróżniała się najbardziej. Trzecia z nich - Ziemią zwana.
Jej niezwykłość bierze się jeszcze z czasów starych, których nikt nie pamięta, gdy zrodziła się Ziemia z pyłu planetarnego. Wtedy to wodór wszedł w pakt z tlenem i w trójki jęli się dobierać, tworząc ciecz, wodą od wiek wieków nazywaną. Niezwykła ta historia, połowę zaledwie wyjątkowości ziemskiej tłumaczy - miał bowiem miejsce drugi tajny pakt - tlen z azotem i gazami innemi, kolejne przymierze zawarł, jako że stan ciekły mierzić go zaczął - któż by bowiem miliard lat bez wysychania, dzień po dniu wytrzymał?
Tako stała się Ziemia mieszkaniem dla istot wszelakich, nierozumnych i rozumnych, ruchomych i nieruchonych, a prym wśród nich jedno stworzenie wiodło, Homosem Antroposem zwane.
Najdziwniejsze z wszystkich było to stworzenie. Wodę piło i tlen wdychało i dzięki temu mogło na ziemi poczynać wedle swego uznania. A uznanie to nie zawsze dobrem dla niego samego się okazywało. Lubował się Homos w wojnie, w niszczeniu samego siebie. Rasa to okrutna i zajadła tak dalece, że choćbyś i miriad planet zwiedził, stwora równego Antroposowi w jątrzeniu i nienawiści nie znajdziesz.
Nie każdy jednak Homos płonął tym pragnieniem, poza nienawiścią odczuwać mógł bowiem także miłość i pragnienia wszelakie.
Tako znalazł się wśród ludu tego przewrotnego Konstruktor wielki, który miast przeciw innym swym pobratymcom siły kierować, wpatrywał się w niebo. Patrzył w nie tak długo, aż usłyszał gwiazdy, aż zrozumiał co mówią do niego! I w myślach swych każdą z nich po wielokroć odwiedzał, każdej z nich wysłuchiwał, każdej z nich pomagał. I widział ludy wszelakie i cywilizacje potężne i cuda niestworzone, i serce jego rwało się do nich w bólu i tęsknocie tak wielkich, że Konstruktor ów, o niczym innym nie marzył, jak tylko nogi od Ziemi oderwać i poszybować ku nim i z nimi już tylko na zawsze obcować.
Antropos był jednak gatunkiem zbyt zachłannym i zbyt pożądliwym by w gwiazdy patrzeć i ich losem się przejmować. Wszystko co robił, na złość sobie samemu robił, by swoim własnym współbraciom życia uprzykrzać, by więcej mieć od nich. Budował przeto czołgi olbrzymie i rakiety śmiertelne, broń wszelaką konstruował i o tym jedynie myślał.
Widząc to wszystko, nasz wielki konstruktor uznał, że nie można tracić nadziei! Może i nie zbuduje rakiety i do gwiazd nie poleci... Może za to w głowie własnej, we własnej wyobraźni marzenia w rzeczywistość przekuwać! Zaczął zatem myśleć intensywnie o światach nieznanych, o królach i władcach niestworzonych i żeby wszystkie te cuda prawdziwymi uczynić, jął je na papier przelewać, tak, by żadne z nich nie zginęło, by żadnego z nich nie pominięto... by i jego bracia czytali je i zapominali o waśniach i chciwości, i tak jak on w niebo z głodem spoglądali! Nie tylko spoglądali! By w niebo sięgali, do gwiazd docierali i tak jak on, tak jak on słyszeli to, o czym sam kosmos do nich mówi.
Powstały więc baśnie miłości i tęsknoty pełne, tak bardzo nimi przepełnione, że każdy inny Antropos, po ich przeczytaniu w gwiazdy patrzał i tęsknota wielka w sercu jego rodzić się zaczęła. Za pięknem, za tajemnicą, za pokojem i dobrocią. Sadził tak więc wielki ten Konstruktor ziarna tęsknoty w sercach Antroposów, by o tym co złe zapomnieli i na piękno z pragnieniem patrzyli.
Pisał o rycerzach wielkich z metalu, z kryształu, z lodu sporządzonych! O władcach o podstępnego bladawca oszukanych! O pościgu za nim pół kosmosu bieżącym! O skarbach atomowych, które Antroposom nawet się nie śniły! O tym ile zła i nieporządku chciwość i zawiść przynosi, o narodzinach wszechświata, w sporze wielkim zaistniałego! O maszynach wielkich cyfrowych i myślowych, każde marzenie mogących spełnić i o tym, że nie każde marzenie dobro z sobą przynosi. O smokach wielkich z maszyn powstałych, o robotach na dnie morza żyjących, o królu jak miasto wielkim i o innych rzeczach, których nikt przed nim śnić się nawet nie odważył! O tym wszystkim pisał Konstruktor ów wielki.
Opuścił w końcu Ziemię, tak jak zawsze marzył. Gdzie jest teraz? A któż go tam wie? Jedni mówią, że zniknął, inni, że skrzydła dostał i lata teraz na niebie... Pewnie i to i to być może prawdą. Najpewniej jednak odwiedza starych swoich przyjaciół, którzy dawno, dawno temu powiedzieli mu o dobrze i o pięknie i o nadziei, którą w końcu odnalazł. Wysłuchuje gwiazd teraz, te stare przyciemnia, te nowe rozświetla, tak, by ci, którzy bajki jego odczytają w górę spoglądając, mogli je dostrzec.
Myślę, że to jedna, z najlepszych książek jakie czytałem. Od pierwszej strony, od pierwszego zdania, chwyciła mnie za serce i stale poruszając i wzruszając do samego końca trzymała.
*wychowałem się na tradycyjnym, dziewięcioplanetarnym modelu układu słonecznego, i nie dam sobie za nic wmówić, że Pluton nie jest już planetą!
Dawno, dawno temu, w jednym z ramion Drogi Mlecznej, dryfował pewien układ solarny, przez wszystkich już od dawna, zupełnie zapomniany. Miał planet dziewięć*, a każda inna, a każda piękna! Mniejsze i większe, skaliste i gazowe, przeróżne przybierały kształty. Jedna z nich jednak ponad wszystkie swe siostry wyróżniała się najbardziej. Trzecia z nich - Ziemią zwana.
więcej Pokaż mimo toJej...