rozwiń zwiń

Władca przeszłości

Okładka książki Władca przeszłości
Raphael A. Lafferty Wydawnictwo: Zysk i S-ka fantasy, science fiction
223 str. 3 godz. 43 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Tytuł oryginału:
Past Master
Wydawnictwo:
Zysk i S-ka
Data wydania:
1998-01-01
Data 1. wyd. pol.:
1998-01-01
Liczba stron:
223
Czas czytania
3 godz. 43 min.
Język:
polski
ISBN:
83-7150-441-1
Tłumacz:
Sławomir Dymczyk
Tagi:
fantastyka science fiction fantastyka naukowa sci-fi
Średnia ocen

                4,9 4,9 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
4,9 / 10
7 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
2734
614

Na półkach: ,

Lafferty pisał bardzo przyjemne, dowcipne opowiadania, zresztą podobnie jak Sheckley. Niestety, obaj - tak Lafferty, jak i Sheckley - mieli duże problemy z tworzeniem powieści. Brakło im pomysłów na tak dużą objętość, próbowali grać udziwnieniami, męczącą groteską i humorem, który obecnie można na ogół określić mianem czerstwego. I to z grzeczności. Jednak mimo to od czasu do czasu udawało im się spłodzić dzieło warte uwagi, które nawet jeśli nie było wybitne, to przynajmniej czytało się gładko i w miarę przyjemnie. I tu pojawia się drugie "niestety" - o ile Sheckleyowi wydano u nas kilka powieści całkiem przyzwoitych (choćby "Planetę zła", "Nieśmiertelność na zamówienie" czy "Dziesiątą ofiarę"), to Lafferty zagościł dwoma tytułami: "Czwartą czynszówką", której jeszcze nie czytałem, ale ponoć cieszy się nie najlepszą opinią, oraz "Władcą Przeszłości", marnotą niemożebną, w istocie będącą jego powieściowym debiutem.

W założeniu "Władca Przeszłości" miał chyba być opowieścią niezobowiązującą, wartką i dowcipną, czyli taką, jakie pisało się na pęczki w końcówce lat 1960-tych dla tych, którzy nie mieli co czytać w pociągu czy autobusie, a lubili fantastykę. Tyle że zamiast miłego czytadełka wyszedł Lafferty'emu tępy, drętwy, pozbawiony śladu sensu kluch. Jak by tego było mało, swoje trzy grosze dołożył nasz tłumacz, m.in. przekładając imię i nazwisko głównej postaci jako Tomasz More. Dopiero gdy akcja przenosi się na chwilę na Ziemię, w okres renesansu, staje się jasne, że chodzi o TEGO Tomasza More'a, chyba bardziej znanego u nas jako Tomasz Morus albo po prostu Thomas More.

Książeczka przede wszystkim ma ułomną treść. Wszystko, o co w niej chodzi, to sprowadzenie More'a z dawnej Ziemi na Astrobe okolic XXV wieku, gdzie ma pomóc w walce z rozkręcającym się tam upadkiem idealnej ponoć cywilizacji. Upadek zaś przejawia się tym, że bogaci, długowieczni ludzie masowo porzucają swoje miasta z wszelkimi udogodnieniami i przenoszą się do błyskawicznie rozrastających się slumsów, by tam żyć w smrodzie, brudzie i ubóstwie, a do tego mrzeć setkami tysięcy od głodu, szalejących zaraz, pracy ponad siły w zabójczych warunkach oraz wszechobecnej przestępczości. Nikt nie rozumie, dlaczego tak się dzieje i jak można temu zaradzić, więc bohater chodzi tu i tam, prowadząc bezsensowne rozmowy z rozmaitymi dziwakami i od czasu do czasu uciekając przed mechanicznymi zabójcami, tropiącymi i rozrywającymi swoimi szczypcami każdego, komu przez myśl przemknie, że obecny system nie jest idealny. I tak praktycznie do samego finału, który nie przynosi żadnego rozstrzygnięcia - ani w kwestii slumsów, ani w kwestii ratowania globu, ani nawet w kwestii losów More'a. Ot, książka urywa się jakąś "dowcipną" frazą, i tyle.

Co gorsza, autorowi nie chciało się dokładniej opisywać Astrobe (poza kilkoma gigantycznymi szczytami, po których skaczą błyskawice), więc niezupełnie wiadomo, co tam się tak naprawdę dzieje. Nie ma tu też niczego, co można by określić psychologią postaci, bohaterowie zachowują się bowiem zupełnie absurdalnie i za każdym razem inaczej. Na dokładkę akcja jest pretekstowa i postaci często pojawiają się znikąd i zaraz znikają, bo akurat były potrzebne autorowi np. do wygłoszenia jednego czy dwóch zdań. Dialogi zaś...

"- Nazywam się Paul - oznajmił podchodząc do mężczyzny - i po tym wstępie nie bardzo wiem, co jeszcze powiedzieć." (s. 31)

"- Zostaw mnie w spokoju! (...) Jesteś niczym, duchem. Duchom można nakazać, by przepadły.
- Ja nigdy nie przepadnę. Nie usiądziesz nigdy spokojnie, żebym i ja z tobą nie usiadł. I nastanie w końcu taka chwila, że tylko jeden z nas wstanie, a będę to ja. Wyssę z ciebie soki życia.
- Został mi jeszcze jeden sok, o którym nic nie wiesz (...).
- Masz go mniej niż przypuszczasz." (s. 50)

"- Ta sprawa spala mnie jak ogień! Dosłownie. Spłonąłem i umarłem kilkanaście razy, chociaż tego nie rozumiem. Nadal pozostanę gorącym zwolennikiem naszej idei!" (s. 88)

"- Niektórzy z nas umrą w tym czasie [wędrówki na szczyt], ale nie wszyscy. Istnieje takie stare powiedzenie: "Niczego nie zgubiłem na tej górze". Mam jednak wrażenie, że mogłem akurat coś tam zostawić i chętnie to coś odnajdę. Możesz na mnie liczyć." (s. 90)

"- (...) Flora i fauna dzikich terenów nie przedstawia sobą żadnej wartości dla cywilizowanych ludzi. Stawiamy ją na równi z odchodami." (s. 93)

"- Opiłeś się chyba młodego wina, Fabian - skomentował ze śmiechem Tomasz. Ale natychmiast spoważniał i zaczął się tylko nieznacznie uśmiechać. Człowiekowi, który czeka na egzekucję, śmiech nie przystoi. Ktoś mógłby zaczął podejrzewać, że zamierza śmiać się ostatni." (s. 207)

Czas poświęcony na lekturę jest więc czasem zupełnie straconym, bo ani nie poprawia ona humoru, ani nie przywiązuje do postaci, ani nie proponuje ciekawej wizji, w teorii mającej być jakimś tam dyskursem z "Utopią" More'a. Ot, nędzna grafomania, zupełnie niepotrzebnie tłumaczona na język polski.

Lafferty pisał bardzo przyjemne, dowcipne opowiadania, zresztą podobnie jak Sheckley. Niestety, obaj - tak Lafferty, jak i Sheckley - mieli duże problemy z tworzeniem powieści. Brakło im pomysłów na tak dużą objętość, próbowali grać udziwnieniami, męczącą groteską i humorem, który obecnie można na ogół określić mianem czerstwego. I to z grzeczności. Jednak mimo to od czasu...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    19
  • Posiadam
    10
  • Przeczytane
    10
  • Fantastyka
    4
  • Malbork
    1
  • 2016
    1
  • Wyproszone z domu
    1
  • 2024
    1
  • Legimi
    1
  • SciFi
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Władca przeszłości


Podobne książki

Przeczytaj także