-
Artykuły17. Nagroda Literacka Warszawy. Znamy 15 nominowanych tytułówLubimyCzytać1
-
ArtykułyEkranizacja Chmielarza nadchodzi, a Netflix kończy „Wiedźmina” i pokazuje „Sto lat samotności”Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyCzy książki mają nad nami władzę? Wywiad z Emmą Smith, autorką książki „Przenośna magia“LubimyCzytać1
-
ArtykułyŚwiatowy Dzień Książki świętuj... z książką! Sprawdź, jakie promocje na ciebie czekają!LubimyCzytać7
Cytaty z tagiem "uniwersytet" [32]
[ + Dodaj cytat]Nawet na zabawach można nauczyć się życia - myślała. - Nie tylko uniwersytet uczy nas żyć.
Szpitale, więzienia i burdele-oto prawdziwe uniwersytety życia.Mam dyplomy wielu takich uczelni. Mówcie mi "Wasza Magnificencjo
(...) oprócz egzaminu maturalnego z wyróżnieniem nie posiadałem innego formalnego wykształcenia. Byłem samoukiem i nie wstydziłem się wcale braku uniwersyteckich tytułów naukowych, po prostu przeskoczyłem to stadium. Istnieją ludzie, którzy są w stanie nauczyć się więcej od samych siebie niż od innych.
To dla nas istnieje uniwersytet, dla wygnanych ze świata. Nie dla studentów, nie dla bezinteresownego poszukiwania wiedzy, nie dla wielu innych powodów, które się czasem słyszy. Prawdziwym powodem jesteśmy my, choć wpuszczamy tu też zwyczajnych ludzi, którzy przetrwaliby w zwyczajnym świecie – ale tylko nielicznych i wyłącznie dla kamuflażu. Podobnie jak kościół w wiekach średnich, który miał gdzieś ludzi świeckich, a nawet samego Boga, zachowujemy pozory, żeby przetrwać. I przetrwamy, ponieważ musimy.
Uniwersytet to dom wariatów. Chociaż nie, teraz to się nazywa przytułek dla obłąkanych, starych, zniedołężniałych, niezadowolonych oraz nieprzystosowanych pod każdym innym względem.
Cudaków w tym mieście nie brakuje. Niektórzy uważają, że uniwersytet funkcjonuje jak swego rodzaju zakład pracy chronionej.
Uniwersytet był to niby wspólny matecznik, gdzie miały się zapładniać mózgi; coś nakształt wrzątku, kipiącego rozumem i młodością." Na marne
W rzeczywistości akademickiej ostatnich dekad zaszło wiele gwałtownych zmian, wśród których wymienić można intensywny rozwój szkolnictwa wyższego, wzrost liczby studentów, postępującą ekonomizację, procesy informatyzacji, pogłębienie procesu europeizacji w strukturze szkolnictwa, jego celach i treściach kształcenia. Tymczasem dydaktyka odnosząca się do kształcenia na poziomie wyższym wciąż sięga przede wszystkim do tekstów powstałych w latach 70. i 80. XX wieku.
Wartości uniwersyteckie (dyplomy itp) będą się gwałtownie mnożyć i nadal krążyć, podobnie nieco jak płynne kapitały bądź eurodolary, będą wirować bez jakiegokolwiek kryterium odniesienia, u swego kresu całkowicie bezwartościowe, lecz to już bez znaczenia: sam ich obieg wystarczy do wytworzenia społecznego horyzontu wartości, a obsesja na punkcie widmowej wartości stanie się jeszcze większa, pomimo to, że jej odniesienie (jej wartość użytkowa, wartość wymienna, uniwersytecka "siła robocza", którą na nowo odkrywa) zostaje utracone. Lęk przed wartością pozbawioną swego ekwiwalentu.
Sytuacja ta jest tylko na pozór nowa. Jest taka jedynie dla tych, którzy nadal sądzą, że na uniwersytecie odbywa się rzeczywisty proces pracy, oraz dla tych, którzy angażują w to całe swe doświadczenie, własną nerwicę, rację istnienia. Wymiana znaków (wiedzy, kultury) dokonująca się na Uniwersytecie pomiędzy "uczącymi" a "uczonymi" już od jakiegoś czasu jest niczym więcej jak podwojonym spiskiem goryczy <33 niezróżnicowania (niezróżnicowanie znaków, które pociąga za sobą zanik ludzkich i społecznych stosunków), podwojonym symulakrem psychodramy (psychodramy przepojonego wstydem domagania się ciepła, obecności, edypalnej wymiany, /pedagogicznego kazirodztwa', które stara się zająć miejsce utraconej możliwości wymiany pracy i wiedzy). <3 W tym znaczeniu Uniwersytet pozostaje miejscem /rozpaczliwego wtajemniczania w pustą formę wartości/, a tym, którzy żyją na nim od jakiegoś czasu, znana jest już owa dziwna praca, prawdziwa rozpacz i zwątpienie nie-pracy nie-wiedzy. Obecne pokolenia nadal marzą o lekturze, uczeniu się, rywalizacji, lecz brak już w tym serca - ogólnie rzecz ujmując, ascetyczna umysłowość kulturowa poniosła całkowitą porażkę.
Po co nam ta książka? Ruchy społeczne cierpią na chroniczne zaniedbywanie własnej pamięci. Nauczeni doświadczeniem pracy w związku zawodowym, w którym często zmuszone jesteśmy do zdobywania wiedzy drogą ustną, w formie opowieści czy anegdot, chcemy zerwać z tym schematem. Jesteśmy świadome, że za parę lat będziemy jedynie historią. Zależy nam na tym, by kolejne grupy zbuntowanych studentek i studentów mogły sięgać po źródła takie, jak to, by uczyć się, jak zwyciężać w walce o swoje prawa. Spójrzcie na tę publikację jak na narzędzie. Wykorzystajcie ją do poszerzenia własnej wiedzy. Zainspirujcie się do działania. A przede wszystkim pomóżcie nam dalej szerzyć ideę, że uniwersytety są naszym dobrem wspólnym”.