cytaty z książek autora "Anna Herbich-Zychowicz"
Gdyby Bóg zechciał wskrzesić wszystkich więźniów łagrów, to w całej Rosji podniosłaby się ziemia.
Najlepsi nasi ludzie, najlepsi Polacy zginęli w Powstaniu Warszawskim. Po wojnie ich zabrakło, a ich miejsce zajęły szumowiny, karierowicze. To już nie jest to samo państwo i to już nie jest ten sam naród. Stary, wspaniały świat, w którym zostałam wychowana i którego byłam i chyba do dzisiaj jestem częścią, został unicestwiony. Wiele jeszcze czasu upłynie, nim to wszystko odrobimy.
Gdy byłam mała, babcia powtarzała mi, że kobieta ze Wschodnich Ziem musi urodzić dużo dzieci. Bo jedno zginie podczas powstania, drugie zostanie rozstrzelane, a trzecie wywiezione na Sybir. Dopiero kolejne być może będzie miało więcej szczęścia i przetrwa. Jako dorosła kobieta przekonałam się, że babcia miała rację.
Gdy Niemiec przesłuchuje, to człowiek myśli - wróg. Ale gdy przesłuchuje rodak, mówiący po polsku - to nie da się opisać tego, jak to bardzo boli.
Moje dzieci i wnuki regularnie mnie odwiedzają. Siadają przy stole i skarżą mi się na swoje kłopoty. A to coś nie wyszło w pracy, a to nie udało się czegoś załatwić w urzędzie, a to nie wypalił jakiś wyjazd. Patrzę wtedy na nich zdumiona. I mówię:
-Czy Twoje miasto jest bombardowane? Czy Twojemu mężowi grozi śmierć od nieprzyjacielskiej kuli? Czy Twoje dzieci głodują? Jeżeli nie, to nie masz powodu do narzekania. Wszystko inne jest bowiem błahostką.
A ja wkrótce miałam przekonać się, że największym wrogiem człowieka nie jest wcale dzikie zwierzę. Jest nim drugi człowiek. Była to jedna z lekcji, którą wyniosłam z zesłania.
Ci młodzi żołnierze nie wszyscy mieli dziewczyny, ale wszyscy mieli matki.".
Wojna jest czasem, w którym człowiek jest przygotowany na wszystko - nawet na wycelowanie broni w cywilów, którzy nie chcą pomóc rannemu powstańcowi. Bez chwili wahania.
-Ja już nie wytrzymuję!-krzyknęłam.
-Nie przesadzaj-odpowiedział.-Nawet jeśli będziemy musieli zginąć, to trudno. Może przynajmniej następni, ci, co przyjdą po nas, będą mieli lepiej.
-Polka?-zapytał.- To widać od razu, po charakterze.
Idąc z meldunkiem, zawsze bardzo się bałam. Nie jest to żaden powód do wstydu. Bali się bowiem wszyscy. (..) Nigdy nie wiedziałam, czy wrócę do domu, czy przeżyję do kolejnego ranka. Nie, nie było w moim działaniu żadnej brawury czy tym bardziej bohaterstwa. Nie lubię tego słowa. To był po prostu obowiązek. Byłam Polką, i uważałam, że moją powinnością jest służba ojczyźnie.
Smak chleba docenia się dopiero, gdy jest się naprawdę głodnym.
Zwycięstwo będzie twoją nagrodą, zdrada karana jest śmiercią.
Są bowiem w życiu takie sytuacje, w których człowiek jest zdeterminowany i gotowy na wszystko. Wojna jest bez wątpienia jedną z nich.
Okazało się, że właśnie zdechł Stalin. Użyłam tego słowa, bo uważam, że słowo "umarł" jest zarezerwowane dla ludzi.
Kupić nie można było nic. W powstańczej Warszawie istniał tylko handel wymienny. Między innymi dlatego moje panie z perfumerii tak się na Powstaniu wzbogaciły.
Ustawiały się do nich olbrzymie kolejki po... spirytus, na bazie którego robiły perfumy. A one za
każdą butelkę kasowały biżuterię.
Ludzie za alkohol byli jednak skłonni oddać wszystko. Uznali, że kosztowności są im do niczego
niepotrzebne, skoro w każdej chwili mogą zginąć. A wódka dawała choć chwilę zapomnienia.
Czy wierzę w pojednanie polsko-ukraińskie? Na pewno nie da się go zbudować na kłamstwie. Na fałszowaniu historii. To się jeszcze żadnemu państwu i żadnemu narodowi nie udało. Najpierw trzeba powiedzieć prawdę. Całą prawdę.
Ale przecież my pamiętamy. A po nas pamiętać będą kolejne pokolenia.
Naprawdę trudno jest uwierzyć, jak dużo jest w stanie znieść człowiek.
Może każdy człowiek, nawet największa bestia, miewa raz w życiu ludzki odruch?
Na targu kupiliśmy... Dzieła zebrane Włodzimierza Lenina. Wszyscy się temu dziwili, ale mieliśmy z nich wiele pożytku. To było prestiżowe, piękne wydanie. Strony były bardzo duże, za to tekstu niewiele, a marginesy szerokie. Wycinaliśmy więc te marginesy i sklejaliśmy ze sobą. Dzięki temu mieliśmy doskonałe kartki do pisania. A resztę książki, a więc myśli „genialnego wodza” bolszewizmu, używaliśmy zgodnie z ich wartością, czyli jako papieru toaletowego.
Najczęściej na zesłaniu umierały dzieci, starzy ludzie i właśnie młodzi mężczyźni. Kobiecych nazwisk na listach było mniej. Dało mi to dużo do mylenia, ale wszystko zrozumiałam dopiero po wielu latach, kiedy patrzyłam wstecz na swoje życie. Zesłanie, śmierć ukochanego, siedem sowieckich więzień, a potem czterdzieści lat ciężkiej pracy w siermiężnym PRL. Mimo tych wszystkich dramatycznych przeżyć dożyłam stu lat. I wcale nie uważam swojego życia za zakończone. Jest jeszcze tyle do zrobienia. To dowód na to, że kobiety wcale nie są płcią słabą. Są silniejsze, bardziej wytrzymałe od mężczyzn.
Nie mówmy więc o dobrych lub złych narodach. Mówmy o dobrych i złych ludziach.
Żadne słowa, żadne czyny nie zwrócą nam bliskich. Zadane nam straty są nieodwracalne. Nie oznacza to jednak, że mamy milczeć na temat naszej życiowej tragedii. Często słyszę, że Wołyniacy dyszą żądzą zemsty i rozsiewają nienawiść między narodami. Ale nam nie chodzi o zemstę. Nam chodzi o prawdę.
Z jednej strony surowy klimat i katorżnicza praca, z drugiej - piękna i dzika przyroda. Trudno jednak docenić walory otoczenia, gdy ręce krwawią po ciężkiej pracy, a w żołądku ssie...
Sowieci wlepili jej dwadzieścia pięć lat łagru (...) Nawet się z tego śmiała. Mówiła, że władze w ten sposób przedłużyły jej życie do stu lat. Tyle bowiem będzie miała, jak skończy się jej wyrok.
Robię wszystko, żeby nasze przeżycia, to, co przeszliśmy na Syberii, nie zostało zapomniane. Gdyby tak się stało, byłoby to zwycięstwo naszych oprawców. A ostatecznie to przecież zwyciężyliśmy my.
Po naszym cierpieniu, po całym koszmarze sowieckiego ludobójstwa nie miał pozostać nawet ślad. Tak jakby to się nigdy nie wydarzyło. Ale przecież my pamiętamy. A po nas pamiętać będą kolejne pokolenia".
Do jednego z budynków podjechał ciężarowy samochód. Strażnicy zaczęli wrzucać do niego straszliwie wychudzone ludzkie ciała. Jedno na drugie, jak worki z kartoflami. Było ich mnóstwo. Nagle spostrzegłam coś, co zmroziło mi krew w żyłach. Niektóre ręce i nogi drgały, ruszały się. Wiele tych osób nadal żyło! Jedna z nich wpatrywała się we mnie szeroko otwartymi, pełnymi cierpienia i rozpaczy oczami. Nie było w nich nawet błagania o pomoc. Ten człowiek wiedział, że nic nie mogę zrobić, że jego los jest przesądzony.
Kim byli ci ludzie? Chorzy, wycieńczeni głodem i pracą więźniowie. Wymieszano ich z trupami i wywieziono w step. Tam umierali, zwaleni na kupę. Takie transporty opuszczały obóz bardzo często. Dopiero kiedy przychodziła odwilż i ziemia odmarzała, władze obozowe kazały wykopywać wielkie doły i wrzucano tam te wszystkie ciała.
Gdyby Bóg zechciał wskrzesić wszystkich więźniów łagrów, to w całej Rosji podniosłaby się ziemia.