cytaty z książki "Wiersze wszystkie"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Poeta nowoczesny / Zamknięty w Piekle mówi że Piekło nie istnieje.
Wielka jest władza umarłych. Nikt od niej/
Nie jest bezpieczny. Choćby się otoczył/
Gromadą szpiegów i milionem straży,/
Oni dosięgną.
Wiedzieć i nie mówić: / tak się zapomina. / Co jest wymówione wzmacnia się. / Co nie jest wymówione zmierza do nieistnienia.
Głupcy są zdania, że kiedy poświęcą/
Pamięć przeszłości, będą żyć szczęśliwi.
Jeżeli nie rozerwiesz swoich pęt za życia, jaka nadzieja wyzwolenia w śmierci? („Przyjacielu, na Niego czekaj”)
Nie lubię zachodniego sposobu myślenia. Mógłbym rzec: sposobu myślenia zachodnich intelektualistów, ale wtedy pominąłbym zmianę, jaka dokonała się w ciągu ostatnich paru dziesięcioleci. A zmiana (nie nagła ale nagle obecna, jak pokwitanie czy starość) polega na zniknięciu podziału na oświeconych, „wiedzących”, postępowych, umysłowo wyzwolonych i tak zwane masy. Wielka schizma została zakończona i wróciliśmy do światopoglądowej zgody, jak w średniowieczu, kiedy w to samo wierzyli teolog, bednarz i rolnik. Szkoła, telewizja, gazeta sprzymierzyły się, żeby zwracać umysły w pożądanym przez „wyzwolonych” kierunku. I przyszło zwycięstwo: światopogląd, który obowiązuje wszystkich pod karą będącą odpowiednikiem dawnego pręgierza i stosu: ośmieszenia.
Jakże mam kochać bliźnich jeżeli na śmierć zasługują?
Pochodzenie filozofii / Z odrazy do wydzielin i odorów ciała / Nauczyli się kreślić piękne linie.
Piosenka / Jakakolwiek jest boleść, będzie więcej boleści. / Noc jest czarna, ale będzie czarniejsza. (...) // Gwiazda wzejdzie i zaraz przeminie. / Na czekaniu puste lata zbiegną. /Co upadło, zetleje w ruinie. / I goryczą będzie ziemskie piękno.
Bluszczowatość polskiego języka. W przeciwieństwie do samowystarczalnej, bliskiej ludowym korzeniom, krzepy rosyjskiego. Ale bluszcze i powoje nie muszą być uznane za podrzędne. Muszą mieć jednak na czym się oplatać i dlatego tak ważny dla piszących po polsku był rytm łaciny.
I wtedy, siedząc tam, gdzie ongi stało/
To piękne miasto, przesypując w palcach/
Piasek pustkowi, odkryliśmy słodkie/
Imię ojczyzny. Była tylko piaskiem/
I szumem wiatru w piołunach. Bo niczym/
Nie jest ojczyzna bez przeszłości. Słowem/
Które w połowie dźwięku traci sens,/
Nietrwałą ścianą, którą niszczy płomień,/
Echem zwierzęcych wzruszeń. W piasku był/
Popiół stuleci zmieszany z krwią świeżą./
I odstąpiła nas pycha, i niski/
Pokłon złożyliśmy ludziom minionym,/
I dom swój odtąd mieliśmy w historii.
Miłość
Miłość to znaczy popatrzeć na siebie,
Tak jak się patrzy na obce nam rzeczy,
Bo jesteś tylko jedną z rzeczy wielu.
A kto tak patrzy, choć sam o tym nie wie,
Ze zmartwień różnych swoje serce leczy,
Ptak mu i drzewo mówią: przyjacielu.
Wtedy i siebie, i rzeczy chce użyć,
Żeby stanęły w wypełnienia łunie.
To nic, że czasem nie wie, czemu służyć:
Nie ten najlepiej służy, kto rozumie.
Tak, tak, poeto. Kto w tym kraju został,/
Kto za pomyślność nie płacił tęsknotą,/
Najcięższym dniom niech teraz umie sprostać./
Jeżeli zostać chciał – to chyba po to./
Na nic italskie wspominać winnice/
I zieleń Anglii, i połyski mórz./
Wloką się tutaj dzieje buntownicze/
I znów nie czas, nie czas żałować róż.../
O wy, pieśniarze zapadłych okolic,/
Smutek ludu niosący obcym czasom,/
Wy, coście nie umieli od skarg się wyzwolić,/
Ty, Syrokomla jakiś czy Niekrasow./
Jakże rozumiem was! Jak pieśń się łamie,/
Gdy na niej ciąży rozpacz ludzi ciemnych!/
I niezatarte widzisz na niej znamię,/
I mądrych nie ma słów ni myśli cennych./
Ale cóż warta piękność, co się trwoży,/
I w trudnych latach miary nie utrzyma?/
Jak złota kula wiersz niech się otworzy/
I wyjdzie stamtąd w blasku ziemia inna.
A jednak zaznałeś piekielnych płomieni. / Mógłbyś nawet powiedzieć jakie są: prawdziwe, / Zakończone ostrymi hakami żeby darły mięso / Po kawałku, do kości. I szedłeś ulicą / I odbywała się kaźń, broczenie, smaganie. / Pamiętasz więc nie wątpisz. Na pewno jest Piekło.
O cel w życiu / Ach okryć ten mój wstyd karmazynową delią!
Stan poetycki (...) Czując cieleśnie, dotykalnie, każdą minutę, oswajam nieszczęście i nie proszę Boga żeby zechciał je odwrócić, bo dlaczego miałby odwrócić ode mnie jeżeli nie odwraca od innych?
Epigraf
„Dla mnie głównym dowodem istnienia Boga jest radość, jaką czuję kiedy pomyślę, że Bóg jest”.
René Le Senne, „La découverte de Dieu”
Pamięć wewnętrzna przechowuje wszystko czego doznaliśmy i co myśleliśmy w ciągu całego życia, nie brakuje tam żadnej sekundy. Tylko że nie mamy do tego dostępu, z wyjątkiem chwili krótkich jak mgnienie. Wiara, że ze śmiercią człowiek ginie na zawsze równa się przyjęciu, że ta nadczuła taśma jest nagrywana dla nikogo. Wydaje mi się to nieprawdopodobne, ale kiedy tylko pomyślę, że ktoś ją odczyta, natychmiast rysuje się obraz Sądu.
Czy obrócisz w popioły miasto czy ojczyznę?/
Stój! Zadrżyj w sercu swoim! Nie umywaj rąk!/
Nie oddawaj wyroku niespełnionym dziejom!/
Twoja jest waga i twój jest miecz./
Ty, ponad ludzką troską, gniewem i nadzieją/
Ocalasz albo gubisz/
Pospolitą rzecz.//
Ty jesteś dobry i w gronie rodziny/
Pieściłeś nieraz blask dziecinnych głów./
Ale jeżeli przeklnie ciebie – milion rodzin?/
Biada! Co pozostanie z twoich dobrych dni?/
Co pozostanie z twoich krzepkich mów?/
Ciemność nadchodzi...
Ale książki będą na półkach, prawdziwe istoty, / Które zjawiły się raz, świeże, jeszcze wilgotne, / Niby lśniące kasztany pod drzewem w jesieni, / I dotykane, pieszczone, trwać zaczęły / Mimo łun na horyzoncie, zamków wylatujących w powietrze, / Plemion w pochodzie, planet w ruchu. / Jesteśmy – mówiły, nawet kiedy wydzierano z nich karty / Albo litery zlizywał buszujący płomień. / O ileż teraz trwalsze od nas, których ułomne ciepło / Stygnie razem z pamięcią, rozprasza się, ginie. / Wyobrażam sobie ziemię, kiedy mnie nie będzie, / I nic, żadnego ubytku, dalej dziwowisko, / Suknie kobiet, mokry jaśmin, pieśń w dolinie. / Ale książki będą na półkach, dobrze urodzone, / Z ludzi, choć też z jasności, wysokości.
Zamieszkać w zdaniu, które byłoby jak wykute z metalu. Skąd takie pragnienie? Nie żeby kogoś zachwycić. Nie żeby utrwalić imię w pamięci potomnych. Nienazwana potrzeba ładu, rytmu, formy, które to trzy słowa obracamy przeciwko chaosowi i nicości.
Wołający: kultura i sztuka, a myślący o igrzyskach w cyrku.
A kto w tym, co jest/
Znajduje spokój, ład i moment wieczny/
Mija bez śladu. Godzisz się co jest/
Niszczyć i z ruchu podjąć moment wieczny/
Jak blask na wodach czarnej rzeki? Tak.
Napis do umieszczenie na nieznanym grobie F. / Co było w tobie zwątpienie, przegrało, co było w tobie wiarą, spełniło się.
Duma serca, powiadasz, godna potępienie,/
W ludzkiej giętkości leży moc eksperymentu,/
Bo ciekawie jest patrzeć, jak człowiek się zmienia,/
Przeczy sobie, a jednak nie zdycha ze wstrętu.//
Kiedy już jesteś w piekle, bądź diabłem co spycha/
W kocioł biedną duszyczkę, która piszczy rzewnie./
Pobłogosławią ciebie i Piast i Rzepicha./
Lepiej chyba być diabłem niż duszyczką? Pewnie.
Bogobojny / Więc jednak wysłuchał Bóg prośby mojej / I pozwolił, abym grzeszył na jego chwałę.
Zarzut / – Nie mówisz prawdy. – Bo jest może jeszcze nadzieja dla ludzi.
Zimo dobra, bielą otul nas,
Bo każda nasza chwila przebudzenia czeka,
Z dawnych smutków oczyść naszą twarz,
Bo mamy jechać razem, a droga daleka
I niech się spełni złotej łaski czas.