cytaty z książek autora "Kalina Błażejowska"
Zdarzają się też dzieci zdrowe, tylko nieposłuszne. Za złe zachowanie dostają diagnozę "nabyte niedołęstwo" lub "psychopatia". Dotyczy to zwłaszcza nastoletnich chłopców.
Myślę o tym, że między śmiercią dziecka a życzeniem, aby wnuk nosił jego imię, musiało minąć co najmniej kilkanaście lat. Kilkanaście lat żałoby przeżywanej w milczeniu. Dla pewności pytam, czy mamie zdarzało się na głos wspominać syna. Edeltrauda odpowiada przeciągłym "nie" i dodaje:
- A o tym Lublińcu nie wspomniała nic!
Taki los, każdy ma jakiś. Przeżyło się, ale człowiek jest trochę pokiereszowany.
Nie spiesz się, spieszą się tylko naiwni, którzy myślą, że można gdzieś zdążyć.
Nie bójmy się ludzi umarłych, bójmy się żywych.
O to, by nikt nigdy nie odnalazł zwłok, dba nie tylko Centrala do spraw Przenoszenia Chorych z Poznania, ale też Wetterkommando - Komando Pogodowe z Inowrocławia. Zajmuje się odczytem stacji meteorologicznych: przekazuje informacje o "ilości odpadów" i "wysokości chmur". Czyli rozkopuje masowe groby ofiar "eutanazji" i innych niemieckich zbrodni, pali ciała i zdaje z tego szyfrowane raporty.
Tylko nieliczni organizatorzy i wykonawcy "eutanazji" zostali po wojnie ukarani. Najłagodniej traktowano ich w RFN - jeśli w ogóle wszczynano wobec nich postępowania, często były przeciągane albo umarzane. Zapadło wiele skandalicznych postanowień i wyroków. Jak ten wydany w 1967 roku w sprawie trzech lekarzy oskarżonych o pomocnictwo w morderstwach popełnionych w ośrodkach w ośrodkach "T4" w Brandenburgu i Bernburgu. Sąd Krajowy we Frankfurcie nad Menem orzekł, że "oskarżeni uczestniczyli tylko w dopuszczalnym uśmiercaniu pozbawionych woli życia umysłowo chorych osobników".
Na niegdysiejszej Schlossstrasse mijam najpierw sklep z wózkami dziecięcymi, potem szyld "CHEMIA Z NIEMIEC". Willa, w której blisko osiemdziesiąt lat temu dzieci w wózkach truto chemią z Niemiec, stoi samotnie, otoczona parkiem.
Poza tym w lipcu 1942 roku nadprezydent i gauleiter Górnego Śląska Fritz Bracht zarządza rejestrację cztrech grup pacjentów, niezależnie od wieku: po pierwsze - chorych psychicznie; po drugie - chorych na nieuleczalne choroby zakaźne, jak gruźlica, jaglica, kiła; po trzecie - chorych na nieuleczalne choroby niezakaźne, jak epilepsja czy rak; po czwarte - niewidomych, głuchych i niepełnosprawnych polskiego pochodzenia.
Ból i smutek jest twórczy, a twórczość daje poczucie zdrowia.
Podobnie opisze ten dzień Anna Kulikowska: "Pracownicy szpitala i chorzy zorientowali się natychmiast w sytuacji; jedni i drudzy przerażeni, niektórzy płaczą. Samochód odjeżdża - a po niedługim czasie w sąsiednim lasku usłyszano serię strzałów z karabinu maszynowego".
Ofiary nigdy nie straciły godności. Stracili ją oprawcy.
Część badaczy uważa, że nie byłoby zagłady Żydów bez zagłady chorych i niepełnosprawnych. Niektórzy chcą włączyć nazistowską "eutanazję" do pojęcia Holokaustu. Nie da się udowodnić, że jedno było konieczne do zaistnienia drugiego, ale faktem jest, że personel akcji "T4" został po jej wstrzymaniu skierowany do organizowania obozów zagłady. Jak pisał prokurator Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich Marian Kaczmarek, mordując chorych, przygotowano "grunt pod przyszłe ostateczne rozwiązanie >>kwestii<< nie tylko żydowskiej, ale i słowiańskiej. Jest również oczywiste, że w planach narodowosocjalistycznego kierownictwa >>eutanazja<< miała być i była istotnie doświadczalnym poligonem i kuźnią kadr, przeznaczonych do planowanego Żydów oraz innych przeciwników politycznych i światopoglądowych".
Jednak prawdziwym zadaniem oddziału A nie jest leczenie, tylko dyscyplinowanie, diagnozowanie i segregowanie. Hecker i jej podwładne mają ocenić, czy "bezużyteczne" dziecko może stać się użytecznym dorosłym. Czy "jest na tyle przydatne pod względem fizycznym, że może żyć i zarabiać na swoje utrzymanie poza instytucją, pracując za mniej niż rynkowe wynagrodzenie, czy też "w ogóle nie nadaje się do życia w społeczeństwie".
(...) oficjalnie tajny, ale powszechnie znany program "eutanazji" był ćwiczeniem z obojętności: "Skoro ludzie nie protestowali, gdy mordowano ich najbliższych, to mało prawdopodobne, by się do tego posunęli tam, gdzie chodziło o rzeź Żydów, Cyganów i obcokrajowców. W 1945 roku zinstytucjonalizowane morderstwo było już czymś normalnym w takim stopniu, że przestało stanowić w Niemczech kwestię sporną".
Nie wszyscy wydani przez Buchalika Gekratowi zdążą na gazowanie - przynajmniej pięćdziesiąt osób wysiada z szarych autobusów tuż po tym, jak Hitler rozkazuje wstrzymać akcję. Umrą z opóźnieniem, po paru miesiącach lub latach, w innych niemieckich zakładach. Nie będzie to już śmierć centralnie planowana i kontrolowana, ale dłuższa, a więc bardziej bolesna. Z głodu, zakażeń albo w wyniku otrucia.
-Teraz, po tylu latach, to jest wszystko zmienione, kaj tam... - Edeltrauda kręci głową i dodaje słabym głosem: - Ale że było im tak pilno dziecko uśmiercić, prawda?
- Mamo - córka odpowiada łagodnym, lekko zniecierpliwionym tonem, jakby mówiła do dziewczynki, która nie może zrozumieć prostej rzeczy - wiadomo, że im było wszystko jedno. Badania się liczyły.
- A myśli pan o tym czasem? O tym, co się tu działo.
- Czasem człowiek myśli...
- Ale bez przerażenia?
- Ja na to nie zwracam uwagi. Strach zależy od tego, co się ma w głowie.
Nie wiedzą, że Wernicke dostał nowe zadanie: ma kierować mordowaniem niepełnosprawnych dziewczynek i chłopców z Nadrenii Północnej-Westfalii. Zgodził się zastąpić dyrektora oddziału dziecięcego szpitala psychiatrycznego w Dortmundzie, który dla spokoju katolickiego sumienia przeszedł na wcześniejszą emeryturę. Na nowym stanowisku Wernicke sprawdzi się doskonale: za jego kadencji w zakładzie w dzielnicy Aplerbeck umrze dwieście trzydzieścioro sześcioro dzieci, czyli połowa wszystkich przyjętych na oddział.
(...) pół wieku zajęło wskazanie dwóch nazwisk sprawców. W błędnym zapisie i bez imion.
Siedemdziesiąt trzy lata trwa polskie śledztwo w sprawie zagłady pensjonariuszy Zakładu dla Ubogich w Śremie, czterdzieści sześć - zagłady pacjentów szpitala psychiatrycznego w Gostyninie. Akta łączą się po drodze, wątki gubią, zmieniają się ustroje i nazwy instytucji śledczych.
Wspomniana korzyść jest wymierna, można ją obliczyć w markach. Matkom i ojcom "dziedzicznie obciążonych:" odbiera się prawo do zasiłku na pozostałe dzieci.
Choć mogliby sobie darować, w Kraju Warty naziści starają się zachować pozory. Centrala do Przenoszenia Chorych nie tylko przenosi chorych do wieczności, ale też służy informacjami zaniepokojonym brakiem kontaktu bliskim. Wymyśla okoliczności, przyczyny i daty zgonów oraz miejsca pochówku, a potem odpowiada na listy i wysyła zawiadomienia. (...) Do kopert wkładane są akty zgonu podbite okrągłą pieczątką Standesamt Tiegenhof - Urzędu Stanu Cywilnego w Dziekance. Który poza tą pieczątką nie istnieje.
Czasem podaje się też inne barbiturany - weronal i allonal. Najbardziej odpornym dzieciom, które wciąż mają siłę krzyczeć, płakać, wierzgać, robi się zastrzyki z morfiny albo skopolaminy. Stosowane są też tradycyjne metody: wychładzanie, podtapianie, bicie, zamykanie w izolatkach. Na parę dni albo tygodni, które nieraz okazują się resztą życia.
Siostra Agnieszka Mastalerz zapamięta: "(...) Początkowo nie zdawałyśmy sobie sprawy z tego, że stosowanie dawek luminalu ma na celu uśmiercanie dzieci. Gdy zwracałyśmy uwagę doktorowi Buchalikowi, że dziecko jest już spokojne i nie wymaga podawania luminalu, doktor Buchalik kazał stosować w dalszym ciągu takie same dawki, mówiąc nam, że dzieci te to >>mali bandyci<< (>>kleine Banditen<<).
(...) w imieniu dyrekcji odpowiedział intendent Pollmanns - ten, który do pracy chodził w galowym mundurze Gestapo. "W nawiązaniu do Pana pisma do Prezydenta Płocka z dnia 13 VI br, informuję, że płaszcz i garnitur nie mogą być przekazane, gdyż chory C sam potrzebuje tych rzeczy".
Chory C, ubrany w zieloną szpitalną piżamę, od czterech miesięcy leżał zakopany w którymś wielkopolskim lesie.
Buchalik w pośpiechu wypełnia osiemset pięćdziesiąt siedem formularzy - nie ma czasu na rozmyślenia, termin zwrotu mija w prima aprilis. Potem kopie ankiet trafiają na biurka trzech "rzeczoznawców" - psychiatrów, których zadaniem jest uzupełnienie czarnej ramki w lewym dolnym rogu formularza. Mają do wyboru dwa ołówki i dwa znaki: niebieski minus oznacza "ocalić", czerwony plus - "zabić". W razie wątpliwości powinni decydować się na drugą opcję.