cytaty z książek autora "Lance Armstrong"
Ból jest przemijający, a skutki rezygnacji pozostają na zawsze.
Teraz wiem to na pewno: ból jest przemijający, a skutki rezygnacji pozostają na zawsze.
Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo przypominała mnie. Byłem taki sam jak ona. Do każdego związku podchodziłem z dystansem. Uczucia trzymałem na wodzy. Nie dopuszczałem do tego, by ktokolwiek mnie zranił. Byłem zbyt dumny, aby prosić kogoś o pomoc. Zawsze liczyłem tylko na siebie. Taka była moja dewiza. Ale teraz wszystko poszło w zapomnienie. Kik czuła to samo.
Pewien człowiek znalazł się na terenie ogarniętym powodzią. Kiedy poziom wody się podniósł, człowiek wdrapał się na dach domu i czekał na ratunek. Ktoś nagle przypłynął do powodzianina motorówką.
- Skacz, uratuję cię - powiedział mężczyzna z motorówki.
- Nie dziękuję - odparł człowiek siedzący na dachu. - Bóg mnie uratuje.
Ale woda podnosiła się nieustannie. Kilka minut później nadleciał samolot ratowniczy i pilot rzucił linę.
- Nie dziękuję - powtórzył człowiek siedzący na dachu. - Bóg mnie uratuje.
Poziom wody jeszcze bardziej się podniósł. W końcu dach znalazł się pod wodą, a człowiek, który czekał na nim, utopił się.
Kiedy znalazł się w niebie, stanął przed Bogiem.
- Boże, dlaczego mnie nie uratowałeś? - zapytał z wyrzutem.
- Jesteś głupcem - odparł Bóg. To ja wysłałem Ci na ratunek samolot i łódź.
Wydaje mi się, że często postępujemy tak samo jak ten człowiek na dachu. Przytrafiają się nam różne zdarzenia, toczą się w rozmaitych okolicznościach i rzadko wiemy, jaki mają sens - jeśli w ogóle mają jakikolwiek. Zawsze jednak możemy wówczas wziąć odpowiedzialność za samych siebie i nie tracić ducha.
Każdy z nas inaczej zachowuje się w obliczu śmierci. Niektórzy zaprzeczają jej istnieniu. Inni się modlą. Jeszcze inni upajają się alkoholem. Wielokrotnie miałem pokusę, aby zachowywać się podobnie. Sądzę jednak, że w takiej sytuacji należy zmierzyć się ze śmiercią z otwartą przyłbicą i posługiwać się jedyną dostępną nam bronią: odwagą. Definicja odwagi mogłaby być taka: stan ducha, który umożliwia człowiekowi pokonać niebezpieczeństwo stanowczo i bez strachu.
Jak wrócić do normalnego życia? Z tym właśnie problemem przyszło mi się zmierzyć po wygraniu batalii z rakiem. Dawny człowiek we mnie mówił mi, abym każdy dzień traktował tak, jakby on miał być moim ostatnim. Niestety, takie podejście wcale mi nie pomagało. To pięknie brzmi, ale w praktyce się nie sprawdza. Wierzcie mi, nic z tego nie wyszło.
Ludzie uważają, że mój powrót do życia był zwycięstwem, ale na początku jawił się klęską. Kiedy przez cały rok żyjesz strachem przed śmiercią, chciałbyś potem resztę życia spędzić na nigdy niekończących się wakacjach. Oczywiście to niemożliwe: musisz wrócić do rodziny, do swoich znajomych, do pracy. Ale jakaś część mnie wcale nie chciała wracać do starego życia.
Dopóki nie usłyszałem zdania: "Masz raka", sądziłem, że wiem, co to znaczy strach. Prawdziwy strach opanowuje całe twoje ciało. Nagle czujesz się tak, jakby krew zaczęła płynąć w odwrotnym kierunku. Wcześniej żyłem już w strachu, ale to był innego rodzaju. Bałem się tego, że zostanę wyśmiany albo stracę pieniądze. Teraz te obawy wydają się śmieszne. Kiedy dowiedziałem się, że mam raka, wszystko stanęło na głowie. Obawy, które prześladowały mnie w życiu - złapanie gumy, złamanie kariery, utkwienie w korku - stały się nieistotne. Nawet najgorszy przelot samolotem, kiedy trzęsie, a ty dostajesz zawrotów głowy, jest tylko lotem, a nie rakiem.
Pytanie: "czy chemia zabije najpierw raka czy mnie?", pozostawało otwarte. Moje życie stało się teraz jedyną nieprzerwaną kroplówką, a mój zwykły dzień wyglądał następująco: jeśli nic mnie nie bolało, to wymiotowałem; jeśli nie wymiotowałem, to myślałem o tym, co jadłem; jeśli nie myślałem o tym, co jadłem, zastanawiałem się, kiedy to się skończy. Tak wygląda przeciętny dzień pacjenta poddanego chemioterapii.