cytaty z książki "Gringo wśród dzikich plemion"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Dwoje ludzi patrzy na to samo, a widzi dwie różne rzeczy – oto niezgłębiona tajemnica ludzkiej duszy.
Różnica między ludźmi, którzy realizują swoje marzenia a całą resztą świata nie polega na zasobności portfela. Chodzi o to, że jedni przez całe życie śnią o przygodach a inni, a inni pewnego dnia podnoszą wzrok znad książki, wstają z fotela i wyruszają na spotkanie swoich marzeń.
Motyl” – bardzo delikatne słowo. Zwiewne; zupełnie jak... motyl. Po angielsku też jest delikatne – butterfly. Na piśmie niekoniecznie to widać ale proszę mi uwierzyć – ono brzmi jak aksamit. Jest takie... maślane.
Po francusku, z kolei, śliczne, drobniutkie – papillon.
Po hiszpańsku, urocze – mariposa.
Po rosyjsku, kochane – baboćka. A po niemiecku SCHMETTERLING! No cóż.
W dalekiej podróży dobrze jest mieć przy sobie tupet jak taran i refleks jak błyskawica.
Indianie dostosowują się, dostrajają do harmonii natury.
Biali przestrajają otaczający świat tak, by grał w ich własnym rytmie.
"Człowiek przez całe swoje życie paple. I wygaduje tyle różnych bzdur... Muszę wziąć przykład z Indian - mniej słów, a więcej znaczących dźwięków, których nie słychać. Więcej ciszy... która mówi.
MORAŁ:
Słuchajcie ciszy...
Usłyszycie Mądrość.
...Odnajdziecie Spokój.
Właściwy dystans do spraw,
ludzi i przedmiotów.
Znajdziecie czas,
którego Wam brakowało.
Słuchajcie ciszy.
I mówcie ciszej.
Ciii...
Sza!
Co zrobisz gdy ktoś przystawi Ci nóż do gardła, a Ty nagle dostaniesz czkawki?
Bieda bywa błogosławieństwem.
Niedostatek szkołą mądrości.
Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Indianin nigdy nie upiększa. Opisuje świat takim, jakim go widzi. Ale nikt inny na całym świecie nie potrafi świata bardziej u d r a m a t y z o w a ć. Indiańskie Opowieści ociekają krwią, której było raptem dwie krople, ciągną się miesiącami, które naprawdę trwały tylko kilka dni, przerażają śmiertelnie, choć to nie był żaden potwór tylko stary wyleniały jaguar, lekko kulawy i ślepy na jedno oko.
Dlaczego?
Nie wiem. Po tylu latach spędzonych wśród Indian ciągle nie wiem. I wciąż próbuję zgłębić tę Tajemnicę.
Uda są zawsze dwa: albo się uda, albo się nie uda
Słuchajcie ciszy...
Usłyszycie Mądrość.
Odnajdziecie Spokój.
Właściwy dystans do spraw,
ludzi i przedmiotów.
Znajdziecie czas,
którego Wam brakowało.
Słuchajcie ciszy.
I mówcie ciszej.
Ciii...
Sza!
- Nie osuszy jeszcze przez tydzień! - tłumaczyłem uparcie
- A co to właściwie jest ,,tydzień"? I po co?
- Co po co?
- No, do czego służy??
- Tydzień ??? Do mierzenia czasu.
- A po co? - Pepe pytał zupełnie poważnie. Indianie lubią sięgać sedna. Kiedy to robią, logika białego człowieka zazwyczaj traci grunt pod nogami i wszystko się wywraca.
- Po co mierzysz czas, gringo? - nie ustępował Indianin.
- Eee. Żeby się nie zgubić - odpowiedziałem niepewnie.
Nie zgubić gdzie?
- W czasie... - powoli sam przestawałem wierzyć w sensowność własnych słów.
- To ty potrafisz się zgubić nie ruszając z miejsca??
Pracochłonne docieranie dokądś, to tylko kwestia techniczna.
Zabieranie zapasów na drogę dłuższą niż kilka dni nie ma sensu. Puszki z mięsem pęcznieją, nadymają się, zaczynają stękać, a potem przy pierwszej próbie otwarcia sikają w twarz. Ich sfermentowana zawartość w niczym nie przypomina uśmiechniętego prosiaczka widniejącego na etykiecie.
Jego filozofia życiowa zbudowana była przede wszystkim z żelaznej logiki. Poukładana w ciasną pryzmę. Wewnętrznie spójna w stopniu doskonałym, poziom komplikacji i finezji miała mniej więcej taki jak kowadło.
Prawdziwie ciekawe i wartościowe jest dopiero to co następuje później - a więc życie codzienne pośród ludzi o innej kulturze. I codzienne spostrzeganie, że człowiek pierwotny , często nazywany dzikim, różni się od nas jedynie ilością noszonej odzieży.
Obok - pośrodku garstki białych kostek - leży nakrętka pepsi - coli w kolorze owocu pewnej palmy. Następne zwierzę, które ją znajdzie i pożre, wyznaczy swoim truchłem kolejny punkt, do którego dotarła cywilizacja plastikowych torebek...
Widzisz, gringo, dla mnie szczęście jest wtedy, gdy mogę sobie wisieć w hamaku i nic nie robić. Im dłużej tym lepiej. Nic nie boli, nie nagli, nic nie czeka. Nikt nie woła. Brzuch nie burczy, że chce jeść, żona nie burczy, że chce, żeby jej coś zrobić. Moje szczęście to ta spokojna chwila, która właśnie trwa: nikt i nic niczego ode mnie nie chce, nie trzeba się wysilać, martwić, nigdzie iść.
...gdzieś bardzo blisko, w zaroślach za moimi plecami, siedzi przycupnięta i gotowa skoczyć na mnie w każdej chwili, wielka kosmata obezwładniająca panika.
Co trzeba zrobić, żeby pojechać na wyprawę do tropikalnej puszczy, spotkać ostatnich wolnych Indian, zamieszkać pośród nich, zamiast majtek nosić przepaskę biodrową, a jedzenie zdobywać strzelając z dmuchawki?
Gdy ktoś mnie o to pyta, odpowiadam krótko:
- Sprzedaj lodówkę i jedź!
Różnica między ludźmi, którzy realizują swoje marzenia a całą resztą świata nie polega na zasobności portfela. Chodzi o to, że jedni przez całe życie czytają o dalekich lądach i śnią o przygodach, a inni pewnego dnia podnoszą wzrok znad książki, wstają z fotela i ruszają na spotkanie swoich marzeń.
Bardzo wielu tak jak ja, z lodówką na plecach.
W oczy zagląda nam Głód. Tuż za jego plecami czeka sobie spokojnie Śmierć.
Ona się nie śpieszy, najpierw przepuszcza przodem Kłótnie, potem jakąś Chorobę. Bywa, że tuż przed nią, chichocząc jak hiena, kroczy Kanibalizm. Wyciąga do ludzi rękę i mówi:
- Chodź, ja ciebie przez Śmiercią uratuję.
Niekiedy naprawdę ratuje.
W dalekiej podróży dobrze jest mieć przy sobie tupet jak taran i refleks jak błyskawica".
Indianie wyznaczają ceny w rodzaju: "Jeden pieniądz", "dwa pieniądze". Nie liczą się nominały, tylko SZTUKI. Każdy banknot jest przedmiotem - podobnie jak haczyk na ryby albo maczeta. [...] Najmniej warte okazały się amerykańskie dolary - na nikim nie robią wrażenia, bo w dżungli wszystko jest zielone jak dolary. W dodatku przy pocieraniu szorstkim paluchem dolary brudzą, więc Indianie uznali, że mi zapleśniały.
Płaskie bezludne przestrzenie. Pełne kurzu i kamieni. Miejscami podmokłe. Tu i ówdzie poprzecinane korytami rzek okresowych. Nad tymi rzekami lasy galeriowe. Wszędzie indziej trawa, trawa, trawa, kopiec termitów, trawa, trawa, samotna akacja lub kolczasty krzak i trawa, trawa, trawa. A poza tym sporo trawy. Bardzo sporo.
Najbardziej rodzinne i radosne święta spędzam sam. Bez najbliższych, bez choinki, bez śniegu - przeciwnie, dookoła palmy i tropikalny żar. Turkusowe fale morza, piach bielusieńki jak mąka i tak samo miękki. Roześmiane twarze turystów z całego świata. Opalone, wesołe, ale obce. A tu zbliża się pora wieczerzy wigilijnej. Podzieliłem się opłatkiem sam ze sobą i poszedłem na spacer. Nie miałem żadnych konkretnych planów, ot, włóczyłem się bez celu.
Motyle w Amazonii są tak piękne, że zapierają dech w piersiach. Trudno sobie wyobrazić, by mogły kogoś skrzywdzić. Czym? Bezgłośnym trzepotem skrzydeł? A jednak - bywają groźne. Przerażające. Do tego stopnia, że zapierają dech w piersiach - tym razem dosłownie. I definitywnie. Raz na zawsze... Leci sobie baboćka, leci papillon, leci mariposa... i nagle okazuje się, że to jednak!!! SCHMETTERLING!!!
Jeżeli dzicy zechcą dokładnie obejrzeć ciebie i cały twój bagaż, to obejrzą. Bez względu na twoje wysiłki, by było inaczej. Możesz się oczywiście opierać, ale wówczas wszystko tylko trwa dłużej.
Bieda bywa błogosławieństwem. Niedostatek szkołą mądrości.