cytaty z książek autora "Iain Menzies Banks"
Jedna i druga płeć potrafi robić dobrze tylko jedno: kobiety rodzić dzieci, mężczyźni zabijać.
(...) ludzie głosują na nowy rząd nie dlatego, że w istocie zgadzają się z jego polityką, lecz z chęci zmiany. Sądzą, ze pod wodzą nowej ekipy sprawy przybiorą lepszy obrót. Cóż, ludzie są głupi, a o wyborze bardziej decyduje nastrój, kaprys i atmosfera niż przemyślane argumenty.
Zimą duży, czarny piec roztacza ciepło oraz zapach torfu i drzewa z plaży, wszystko paruje, deszcz wali w szyby. Wtedy właśnie ogarnia mnie przyjemne, zwarte uczucie, od którego człowiekowi robi się przytulnie jak kocurowi owiniętemu we własny ogon. Czasem chciałbym, byśmy mieli kota. Dotąd miałem tylko koci łeb, w dodatku porwały go mewy.
Wszystkie nasze żywoty to symbole. Cokolwiek robimy, odbywa się to według pewnych prawidłowości i wzorców, które przynajmniej częściowo możemy kształtować. Silne jednostki tworzą własne wzorce i narzucają je otoczeniu, słabe muszą ich szlakiem wytyczonym przez innych.
Wyobrażam sobie z lubością, że [kuzynka] rozstała się z życiem wciąż unoszona przez latawiec, okrążając świat coraz wyżej i wyżej, aż zmarła z głodu i odwodnienia i odtąd zaczęła ważyć coraz mniej i z czasem stała się drobnym szkieletem szybującym na prądach strumieniowych naszej planety. Swego rodzaju Latający Holender.
Nie wiecie, co to chwała, duma, poważanie. Macie siłę. Widziałem to. Wiem, co potraficie zrobić, ale mimo to jesteście bezsilni. Zawsze będziecie bezsilni. Potulni, żałośni, przerażeni, zastraszeni. Tacy niedługo przetrwają, choćby mieli wokół siebie najstraszniejsze, wzbudzające przerażenie maszyny. W końcu Kultura upadnie. Nie zbawi was ta cała błyszcząca maszyneria. Przetrwa silniejszy.
Moimi największymi wrogami są kobiety i morze. Nienawidzę ich. Kobiet nienawidzę, bo są słabe, głupie, żyją w cieniu mężczyzn i w porównaniu z nimi nic nie znaczą, a morza - ponieważ zawsze krzyżuje moje plany, niszczy, co zbudowałem, zabiera, co pozostawiłem na brzegu, wymazuje znaki, które narysowałem.
Zabiłem małą Esmeraldę, ponieważ uznałem, że jestem to winien sobie i całemu światu. Miałem już wtedy na swoim koncie dwóch chłopców, czyli niejako wyświadczyłem słabszej płci przysługę, bo dzięki mnie wysforowała się do przodu, przynajmniej w ogólnej statystyce. Doszedłem do wniosku, że powinienem czynem dać dowód siły mych przekonań i dążyć do choćby niewielkiej zmiany niekorzystnego wyniku.
Niektóre rzeczy odbijają głos bardziej niż inne. Czasami słyszę ostatni dźwięk, który nigdy nie odbija się echem, ponieważ nie ma od czego się odbić; to dźwięk ostatecznej nicości dociera z hukiem przez wielkie rury, tworzące pozbawiony szpiku kościec mostu, niczym huragan, niczym pierdnięcie Boga, niczym wszystkie krzyki bólu zebrane i odtworzone. Słyszę go zatem – hałas rozrywający bębenki, rozłupujący czaszki, rozwalający ściany i niszczący dusze.
Ojciec wmówił mi kiedyś ,że ziemia jest wstęgą Möbiusa, nie kulą. Twierdzi nadal ,że sam w to wierzy i z wielkim ceremoniałem wysyła londyńskim wydawcom rękopis, usiłując wydać książkę, która propagowałaby ten pogląd, ale ja wiem, że to tylko jeden z jego z jego wybryków, który sprawia mu nie lada frajdę,gdy zszokowani, pełni najwyższego niedowierzania,święcie oburzeni adresaci zwracają tekst pocztą. Dzieje się tak mniej więcej raz na trzy miesiące i zdaję sobie sprawę , że bez tego rytuału życie straciłoby dla ojca wiele ze swojego powabu.
Mógłbym jednak mieć pretensje o nierzetelność wiedzy przekazywanej mi przez ojca. odkąd sam chodzę do Porteneil i sprawdzam informacje w bibliotece, ojciec nie może już zmyślać, lecz gdy byłem młodszy, okłamywał mnie wielokrotnie, udzielając najbardziej nieprawdopodobnych odpowiedzi na moje szczere i naiwne pytania. Latami żyłem w przekonaniu, że Patos to jeden z czterech muszkieterów, Żulia - ukochana Szekspirowskiego Romea, Wagina - miasto w Szwecji. No i że do wyboru guinnessa irlandzcy chłopi stosują udeptany torf.
Śmierć bliskiej osoby to (....) dobry pretekst do zwariowania na jakiś czas i robienia rzeczy, które w innym razie byłyby niewybaczalne. Cóż to za rozkosz, zachowywać się źle i jeszcze zasługiwać na współczucie innych!
Starośc nie jest śmieszna,mówienie tego,co się myśli jest jedyną radością.
Cóż, stan pacjenta jest stabilny; nie żyje. Już bardziej, kurwa, stabilny być nie może, prawda? Owszem, w porządku, rozkład i tak dalej; i tak tylko żartowałem, to tylko taki mój żarcik. Chryste, niektórzy ludzie nie mają poczucia humoru; uspokójcie się tam z tyłu.