cytaty z książki "Zbieracz Burz. Tom 2"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
... a potem chodnik poderwał się do pionu i z impetem uderzył go w twarz.
Zrobiłeś tak piorunujące wrażenie, że laska od trzech dni nie może sięgnąć po telefon i wystukać twojego numeru. To z braku tchu pewnie. Normalnie ją zatkało.
Jeżeli ktoś trzyma na kolanach rozłożoną książkę i gapi się na nią z uwagą, zwykle oznacza to, że odcyfrowuje litery. Czyta, innymi słowy.
Idź w cholerę, Nefer. Sprawdź, czy cię nie ma w sarkofagu. Albo lepiej za drzwiami. Od zewnątrz, gdybyś nie zrozumiał.
...Gratulacje. Witamy po psycholskiej stronie życia...
Zbawiciel ludzkości się znalazł! Patrzcie go! Mąż opatrznościowy Lucyfer!
Przyszłość, przeszłość, szczać na to. Lepiej zająć się tym, na co mamy wpływ. Teraźniejszością. Tylko ją można zmieniać, nie?
- Pozostałości mocy! Jasne albo ciemne! A może zielone lub żółte! Ty myślisz, że co to
jest?! Jakiś brud do wydłubania szpatułką? (...) Co
ci mam powiedzieć? O, ten kawałeczek to chyba odpadł od samej Jasności, ale tamten drugi to sam już nie wiem. Jakiś podejrzanie ciemnawy, chociaż może się tak po drodze uszargał!
No dobra - westchnął Gabriel. - Ty jesteś pewien. My nie. Załóżmy jednak, że to
Jasność nakazała ci zniszczyć Ziemię. Czyli, zaczynają się właśnie Czasy Ostateczne. A my
musimy się na nie przygotować. Nie tylko przyjąć to do wiadomości, ale natychmiast zabrać
się do roboty. Zaznaczam, ciężkiej roboty, która prędko się nie skończy. Trzeba powołać
sztab kryzysowy, żeby odnaleźć proroków, wysłuchać przepowiedni, spełnić wizje, jakoś
logistycznie przeprowadzić wskrzeszenie takiej rzeszy nieżywych, znaleźć tymczasowe
miejsce na dusze ludzi, którzy wskutek zagłady Ziemi zejdą z tego świata, przeprowadzić
ewidencję wszystkich dotychczasowych zmarłych, przetrzepać Raj i Głębię w poszukiwaniu
zaginionych, a pewnie będzie ich niemało, przygotować miejsce pod Sąd i Jasność sama wie
co jeszcze. Oczywiście nie liczę tu parad z trąbami i konnicą, łamania pieczęci, przelotów
eskadry ptactwa niebieskiego z okrzykami: „Biada! Biada!”, popisów Czterech Jeźdźców,
występów Lewiatana, Bestii, Smoka Ognistego, programu artystycznego Nierządnicy
Babilońskiej i akrobacji powietrznych z wylewaniem czar goryczy czy wymachiwaniem
mieczami i oliwnymi gałązkami. Cholerna olimpiada w Pekinie może się przy tym schować.
- Akurat nie stało! Padłeś jak podcięty, wyjąc, jakby cię topili w Jeziorze Płomieni, i
strzelając we wszystkie strony strugami krwi, niczym pierdolony stygmatyk z Głębi, potem
zrzygałeś się skrzepami i czymś, co przypominało twoje własne flaki porozrywane na
kawałki, a na koniec zwaliłeś się bez przytomności.
(...), znały się jak Mojżesz na orientacji w terenie.
Każdy mieszkaniec Głębi może prosić o spotkanie z imperatorem. W końcu mamy demokrację.
Otwierał usta i zaraz zamykał, nie wiedząc, od czego zacząć. Nie było naprawdę nic do powiedzenia. Nic. Kamienna cisza. I prawda, której nie sposób wyjawić.
Przykucnął obok Daimona i spojrzał mu prosto w twarz oczami pełnymi blasku i śmierci. Były tam wirujące galaktyki, płonące planety, eksplodujące słońca i jasność nie do pojęcia, i mrok pierwotnej nicości, i ostatni oddech tysięcy milionów istot, i czerń nieskończonych grobów, a nad tym wszystkim gradową chmurą wisiały stada głodnych sępów niby strzępy podartych sztandarów.
Cholera, ależ ładne są te Ziemianki. Krążą po mieście takie ciepłe, rasowe, ponętne.(...)Z mnóstwem wad i słodkich, małych zalet.
Kroczysz przez mękę. Płyniesz przez bagno bólu. Dławisz się strachem. Przemierzasz pustynię smutku. Pustelnię samotności. Jesteś u źródeł rozpaczy. Pastwisz się nad wszystkim, co żyje. Obchodzi cię tylko ekstaza śmierci. Kochasz cierpienie. Nie własne. Innych. Innych. Całego Uniwersum. Stajesz się nosicielem zarazy, zarzewiem wojny, sprawca mordu. Chcesz krwi. Nie dla ostatecznego zniszczenia. Nie dla triumfu apokaliptycznego zła. Dla siebie. Podtrzymujesz swoje istnienie dzięki euforii wywołanej zadawaniem bólu. Dzięki temu rośniesz. Czujesz. Uczysz się. Odczuwasz coś na kształt zimnej, stężałej radości
Pan Objawień nie wie.Niczego już nie jest pewien..
Michał przynajmniej ześwirował.Oszalał.Bezpieczniki mu się przepaliły i pojechał w buraki".
Michael nie bawi się już w wyrafinowane sztuczki. Po prostu grzmoci orężem ,jakby to był cep.Wydaje mu się, że gra w jakichś jasełkach czy co? Łup przez łeb złego Abaddona!
Mój Daimonie,za twe zbytki idź do piekła, boś ty brzydki"..
Frey podchodzi do sterty koptyjskich gobelinów,rozwija ten przedstawiający zezowatego Gabriela z jedną nóżką mniej.
- Gustowny kilimek-mówi- a Dżibril jaki podobny"..
-Luc? Dziękuję..Za determinację w przywracaniu do życia pewnego przystojnego, bystrego,choć trochę kulejącego demona.
-A o to chodzi.Głupstwo.Po prostu chciałem zobaczyć, jak Rafał smaży cię fajerwerkami. Było na co popatrzeć, naprawdę".
Nie masz pojęcia, kim lub czym byłeś. Szybujesz w czerni. W bagnie. W ciemności. Pojedynczy kruchy przebłysk świadomości trzyma jeszcze twoją rozciągniętą, zmaltretowaną, rozdartą osobowość mniej więcej w jednym kawałku.
Mam teraz na łbie dwóch wariatów zdolnych posiekać świat na dzwona. Freya i tego porąba. A to pięknie.
No popatrz! Proroka spłodziłem, niech to cholera! - osadził go drwiący, zjadliwy głos ojca. - Może ty jednak jesteś pomiotem tego mydłka Adama Kadmona, jak mi twoja mamcia wykrzyczała po złości. Jakby mnie to mogło obejść. Ale, ale, wracając do miłej konwersacji, tak się składa, chłopcze, że ta piękna niebiańska szmata w kolorze słońca i łez już tam prawie wisi. Na samiutkim dachu Pandemonium. I za czyją sprawą, co? No, zgadnij, Mod. Masz trzy koła ratunkowe. Hokus-pokus, własną pustą bańkę i telefon do przyjaciela. Ale z tej linii coś ostatnio nie korzystasz, nie?
Wojna?! - Samael parsknął śmiechem. - Na Mrok, skądże! Dupa znacznie większego formatu. Nie oglądasz wiadomości, młody? Bo coś nie jesteś na bieżąco.
Bo widzisz, Gabryś i Razjel uważają, że ich kochany, martwy od zarania dziejów kumpel po prostu oszalał, więc chcą go za wszelką cenę znaleźć i odizolować. Za to Michaś, znasz Michasia, rzadko myśli głową, uważa, że Frey został upiorem Cienia. I zrobi, co w jego anielskiej mocy, żeby go załatwić. Piękne jak argentyński serial, nie? Dramaty lojalności i przyjaźni. Jeszcze chwila i się poryczę. Ze śmiechu.
Napiję się, myśli Mod. Bo inaczej niechybnie się porzygam.
Michał przynajmniej ześwirował. Oszalał. Bezpieczniki mu się przepaliły i pojechał w buraki.
A ty?
Dobrze, powiem ci! Ten zupak, ten chomąt bez pojęcia, buc kwadratowy, trep smutny likwiduje mój wywiad! Dociera? Wybija moich najlepszych agentów, szmata ze skrzydłami! Rudy Judasz! Kanalia! Dżibril, on ich zabija jak na sądzie polowym. Jednego po drugim, rozumiesz?! Załatwił mi już połowę organizacji! Rozstrzelał. Słyszysz? Jak zbrodniarzy!
Trzej muszkieterowie znowu razem. A z nieba przyświeca im śliczna gwiazdka. Zagłady.
Wszystko w porządku, chłopcy. Wracajcie na posterunek. To nie są ci archaniołowie, których szukacie.