cytaty z książki "Kwiaty polskie"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Niech prawo zawsze prawo znaczy,
a sprawiedliwość - sprawiedliwość.
Nie ma ich. Tylko mi zostanie
Świetlisty w oczach ślad - spadanie.
Słowem, wiesz, jaka to szuflada...
A gdy jej wnętrze dobrze zbadasz,
Znajdziesz tam małe zasuszone
Serce twe, w gratach zagubione...
Cycki u nich gumiaste jak graca:
Jak nacisnąć, to wklęśnie, potem wraca.
Chcą szczęścia. Proszą, by im, żywym,
Szczęście na wichrze wierszy przywiać -
Jednym to małe: "Być szczęśliwym",
Innym to wielkie: "Uszczęśliwiać".
W kwiatach spotkały się ich oczy,
W kwiatach przecięły się spojrzenia
I na hiacyntach, na złocieniach.
Sercem teraz (zmiłuj się,zmiłuj),
Echem teraz (miłuj mnie,miłuj),
Zlituj się,daruj,pożałuj,
Weż w ciemny las - i zacałuj.
Lecz wierz mi, wierz mi - wiem coś o tem -
Gorszą jest bestią Podejrzenie.
Tym gorszą, że to chytre zwierzę...
Wije się, łasi, do stóp ściele
I ani człowiek się spostrzeże,
Jak już jest wroga przyjacielem.
Ten z piekła rodem zwierz stugłowy
Staje się wiernym psem domowym,
Co cię na krok nie odstępuje
I służąc panu - sam panuje...
Niech więcej Twego brzmi imienia
W uczynkach ludzi niż w ich pieśni,
Głupcom odejmij dar marzenia,
A sny szlachetnych ucieleśnij.
Piotr miał cię za swą dziką żądzę,
Jan za to, że jest piękny ciałem.
Alojzy miał cię za pieniądze,
Ja - zawsze ciebie za k...ę miałem.
Puszczała się dziewczyna, puszczała z miłości,
Puszczała dla pieniędzy, puszczała z litości,
Aż taką masę razy upadła moralnie,
Że całkiem się skurwiła - i wpadła fatalnie,
Albowiem w ciążę zaszła od jednego z gości
Tak powstał skurwysynek masy upadłości.
Bukiety wiejskie, jak wiadomo,
Wiązane były wzwyż i stromo.
W barwach podobne do ołtarza,
Kształt serca miały lub wachlarza.
Weź duży szklany słój pamięci
I nasyp chciwych wpatrzeń swoich
W żywy za szybą sen dziecięcy,
Gdy przed Matiatki sklepem stoisz.
Czy pamiętasz, jak z tobą tańczyłem walca,
Panno, madonno, legendo tych lat?
Czy pamiętasz, jak ruszył świat do tańca,
Świat, co w ramiona mi wpadł?
Uśmiechał się, gdy zięć wesoły
Przynosił z miasta kwiaty Żonce
I wołał śmiesznie: "Zońka-słońce,
Masz od Moskala polskie kwiaty,
Za to mu ruskiej daj herbaty!
My country is my home. Ojczyzna
Jest moim domem. Mnie w udziale
Dom polski przypadł. To - ojczyzna,
A inne kraje są hotele.
Na murawie obrus biały,
Tkany przez szpinerów.
Na obrusie bułki,
Serdelki, ogórki,
Jak zaczęli wtrajać,
Nie zostało skórki;
Po bajgiełkach, obwarzankach
Połykali dziurki.
Gdzie znajdzie kwiatów parę grządek,
Wnet zaprowadzi w nich porządek,
I chociaż lasy płoną w dali.
Dogląda róż. Co mu się chwali.
Więc, proszę jaśnie pana łaski,
Naszym ogrodem na Puławskiej
Mógłby się zająć, bo już zarósł.
Artysta, mistrz, ten stary wiarus!
Układa kwiaty w takie wzory,
Że zgadnij, komu je uwije,
Gdzie tu zapachy, gdzie kolory;
Takie potrafi fantazyje!
O, historyczne rymochlasty,
"Patosem dziejów" rozegżone,
Skrzydlate szkapy, zaprzężone
W dziejowy rydwan drabiniasty!
Dalej będziecież Polskę włóczyć
Po "szlakach", "misjach", "przeznaczeniach"?
Znowu się będzie byle szczeniak,
Fuks gazeciarski i codzienniak
Tłustością dawnej chwały tuczyć?
A szlag niech raz te "szlaki" trafi!
Zamiast historii rozbuchanej,
Może by trochę, dla odmiany,
Botaniki lub geografii?
O, spekulanci! O, rzeźnicy,
Którzy na ladzie swojej jatki
Padlinę macie dla ulicy,
Kości pradziadów i odpadki,
A Dzień Dzisiejszy - tłusty, świeży -
Pod ladą wielkim połciem leży:
To - dla was. To wynagrodzenie
Za patriotyzm i natchnienie.
Irusiu!
Jaki ustrój kraju
Odbierze Polsce słodycz brzmienia,
Miękki aksamit jej imienia?
Poświęć jej, biednej, jedną chwilę
Melodyjnego zrozumienia,
Pogłaskaj mową, jakbyś dłonią
Dłoń naszej matki pogłaskała,
Samą jej nazwą sięgnij po nią —
A będzie „niepodległa", „cała",
„Wolna" i „silna"...
Ach, bo gdzież
Ta „niepodległość", „wolność", „siła"?...
W starostwach? w sztabach? czy w mogiłach
Tej ziemi, co się rozmieściła
Od morza krwi do morza łez?
Nie ma wolności i nie będzie...
A siła...
Tylko gwałt jest siłą.
Nie ma wolności i nie było...
To tylko wolne, co się w gędźbie
Poczęło, żeby trwać w legendzie:
Spływ krótkich sylab w wieczną miłość,
W imię jak metal jednolite —
• A tyle ulubienia w nim,
Że milion kwadratowych mil
Zmieszczę na calu sześciu liter.
Nie darmo to kojące miano
(Olejek leśny, balsam polny)
Z harfą eolską zrymowano...
• Więc jakiż, Irciu, urząd celny,
Jaki nam traktat czy niewola
Wstrzymają wolny wiew Eola
I podźwięk jego nieśmiertelny?
... Orfeusz, mówią, skały wzruszał...
Lecz dla polskiego Orfeusza
W piekle dziś miejsce.
Siadł — i smyczkiem
Wywodzi trele swe tragiczne —
I śpiewa?
Nie.
Wargami tylko rusza.
... Sam niewolnik jestem
W niewoli u przeklętych lęków,
W więzieniu strachu i struchlenia,
Przejęty zgrozą bez imienia,
I pustką stężałego jęku.
Tak dzwon potężny, gdy mu serce
Wyrwą zawistni serc wydzierce,
Wisi nad światem, przerażony,
Że zaraz pustką w pustkę spadnie..,
Ale do diabła metafory!
Nikt, ostatecznie, serc nie kradnie
Dzwonom ni ludziom...
Jestem chory
Na jakąś rozpacz przemijania,
Na każdą chwilę, która znika...
(Jak wiecie, żal mam za dzwonnika,
To on wspomnienia mi wydzwania,
Gdy [.......] w przeszłość sięgnę...),
Młodości żal mi...
Młodowania...
„Młodować" — bywaj, słówko piękne!
W niewoli jestem u bezmała 160-ciu funtów ciała,
U powikłanej maszynerii
Mózgowych zwojów, żył, arterii,
U poplątanych nerwów, kiszek,
Worków, pęcherzy, miechów, komór,
Zębatych szczelin, jam, otworów.
Pulsuję, dudnię, sapię, dyszę,
Bój we mnie nie wybuchłych chorób,
Pęd we mnie cieczy, soków, płynów,
Wytwórnia kwasów, miazg, zaczynów,
Żyję, genialna kupa gnoju,
Na łaskę i niełaskę zdany
Nieprzewidzianych, niezbadanych
Wybryków, doznań i rozstrojów,
Na samowolę i kaprysy
Mikroskopijnych we mnie rojów.
Bezdenne są otchłanie
Nawet najpłytszej ludzkiej duszy.
Tam — raj, potworny
Raj Idiotów,
Imperium pragnień utajonych,
Ziszczonych i zaspokojonych,
Tam cyrk tyranów opętany,
Tam władzy gniją lewiatany,
Tam sobie siebie użyj, bracie!
Tam płonie Rzym!
Tam Chamów Syjon!
Biesy odwetu na sabacie
Zwycięstwo trąbią, w bębny biją!
Tam szczurza zgraja hitlerydów
Podgryza krzyż paszczęką głodną,
Tam stosy z ksiąg, pogromy Żydów,
Tam — rzezie za rumieniec wstydu,
Masakry za urazę drobną!
Tam — w przepełnionym trzęsawisku
Nędznych tryumfów, szybkich zysków —
Za wszystkie czasy się odbili,
Dorwali się do siebie samych,
Oni — z gnębionych, wyszydzanych
Sami dziś władcy i szydercy
Z opuchłym słodką pychą sercem,
Ze szczeniąt — lwy, a orły z gadzin!
Tam Boska Farsa!
Tam, Wergili,
Kolegę było zaprowadzić
Na połów infernalnych tercyn!
Bądź ty, człowieku, Tatar, Greczyn,
Bądź Murzyn — nie ma nic do rzeczy.
Człowieczy bądź.
Nie gromadź dobra
Z krzywdy bliźniego.
Bądź człowieczy.
Nie chcę znać tej woni. Lecz już chrapami rozdętymi Węszę twój mokry, chłodny zapach, Gdy znów nurtować będę w krzakach Świeżego bzu na wolnej ziemi. O, jakie salwy aromatu Zagrzmią z gałęzi twych kwitnących, Z pąków na wiwat pękających, Na zazdrość i na dziw armatom, Armatom tobą umajonym, Grzmocącym hordy rozgromione Tych zbirów, łotrów, szuj, psubratów, Szubrawców, rozbójników, katów - A to nie tylko o gestapo, O "hitlerowcach" czy "rasistach" Ta komplementów krótka lista. I wy, warszawskie psy, w dniu kary Psi obowiązek swój spełnijcie, Zwyjcie się wszystkie i zbiegnijcie Straszliwie pomścić swe ofiary. Za psy bombami rozszarpane, Za zmarłe pod strzaskanym domem, Za te, co wyły nad swym panem, Drapiąc mu ręce nieruchome; Za te, co z wdziękiem beznadziejnym Łasiły się do nieboszczyków, Za śmierć szczeniaczków, co w piwnicy Jeszcze bawiły się w koszyku; Za biegające rozpaczliwie, Pozostawione po mieszkaniach, W dymie duszące się, półżywe, Pamiętające o swych paniach; Za nastroszonej za wierzące, Że człowiek wróci - bo pies czeka: I tak, w pozycji czekającej, Siadł ufny pies na grób człowieka; Za wzrok błagalny, przerażony Tumultem, trzaskiem, pożarami, Za psy, co same pazurami W ogrodach ryły sobie schrony - Za wszystkie męki i niedole, Własne i tych, co was kochali Śród wspólnych ścian i śród rozwalin, Zwyjcie się, bracia, na Psie Pole! Niechaj w was wściekłe piany wzbiorą I hurmem w trop zdyszaną sforą, W trop, kiedy z Polski będą dymać I tylko pludry w garści trzymać! O cegły gruzów kły wyostrzcie I o zbielałe ludzkie koście, A gdy ich dopadniecie - skoczcie Do grdyk, brytany, do gardzieli! Ostrymi kłami wgryźć się, szarpnąć, By nie zdążyli, hycle, charknąć! Do grdyk, wilczyce! A pazury W ślepia! by nawet nie mrugnęli. A powalonych niech opadną Wojska pomniejszych psów-mścicieli, Niech ich poszarpią na kawały, Żeby i matki nie wiedziały, Gdzie szukać rozwłóczonych cząstek!. Bo nasze - też nie znajdywały Główek Swych dzieci, nóżek, piąstek..
Lecz nade wszystko — słowom naszym,
Zmienionym chytrze przez krętaczy,
Jedyność przywróć i prawdziwość:
Niech prawo zawsze prawo znaczy,
A sprawiedliwość — sprawiedliwość.
O, kwiaty-mumie, śmierć wieszczące!
O, złudne życia prochowisko!
O, bezcelowe i bezpłodne,
Jak ja, jak wszyscy i jak wszystko!