cytaty z książki "Ja, diablica"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
- Latanie... jest jak pierwsza miłość. Jak zakochanie. Nie umiałem znaleźć porównania, dopóki cię nie spotkałem.
- Maleńka, nie płacz. Przecież wiesz, że to zawsze było bez sensu. - Niezręcznie poklepał mnie po kolanie i podał wyczarowaną przez siebie chustkę.
- Wieeem - wychlipałam.
- I przecież wiesz, że on nigdy nic do ciebie nie czuł...
- Wieeem - jęknęłam jeszcze żałośniej.
- I przecież wiesz, że sama też go nigdy nie kochałaś. To tylko ci się wydawało. Tak naprawdę kochasz mnie.
Umilkłam i spojrzałam na niego ostro.
- Tego akurat nie wiem...
Przystojny mężczyzna z irokezem już go nie słuchał. Wysunął się z cienia i spojrzał do góry na balkon, na całującą się parę.
- Tak po prostu się poddajesz? - zagadnął go kompan. -Oddasz ją bez walki temu Piotrowi? Zapytany uśmiechnął się i zmrużył oczy. - Ja? Poddać się? Azazelu... ludzie się zmieniają, wypadki się zdarzają... zobaczysz, ona jeszcze będzie moja...
- Nigdy do niczego cię nie namawiałem - kontynuował i jeszcze raz powtórzył: - Mówiłem tylko, co ja bym zrobił. Równie dobrze mogłem powiedzieć ci, że... że... - zamyślił się - że na twoim miejscu przespałbym się z Belethem!
Beleth dosłownie storpedował go wzrokiem.
- Czego robić nie zamierzam, bo nie jest w moim typie - dopowiedział szybko Azazel.
- No ja myślę, że nie zamierzasz... - warknął Beleth z odrazą.
- Jak dla mnie, masz za małe cycki - oświadczył mu prosto z mostu Azazel.
Chichot na sali przerodził się w głośny śmiech. Podstępny diabeł właśnie do tego dążył. Teraz publiczność była po jego stronie, zauroczona jego dowcipem i urokiem osobistym.
- Czyli co dokładnie zrobimy? - zapytałam.
Azazel podrapał się w zamyśleniu po brodzie.
- Ja bym spróbował nabić ich na pale, przebić im serca, obciąć zakute łby, potem poszatkować, ciała spalić, a to, co pozostanie, ułożyć naprzeciwko rezydencji Lucyfera, tuż pod oknami jego sypialni, żeby zaraz po przebudzeniu zobaczył ich parszywe mordy ociekające posoką. Ale to tylko taka luźna propozycja...
Nie można było o nim powiedzieć, że cierpiał na brak inwencji twórczej...
Prawdziwi przyjaciele. Kto by pomyslał, ze znajdę ich w piekle.
-A właśnie – podchwyciłam. – Bo legendy mówią, że można z tobą zagrać o Zycie. To prawda?
Śmierć machnęła lekceważąco ręką.
-Tak, ale ja zawsze wygrywam. To znaczy, nie udało mi się tylko trzy razy… Jednak to i tak nieźle jak na tyle miliardów istnień, które stanęły u bram targu.
- A w jakie gry…eee… nie wiem, jak to powiedzieć, przegrałoś? – zapytałam zaciekawiona.
To mogła być przydatna informacja. Może dam radę podpowiedzieć Markowi, jaką grę powinien zacząć trenować!
- Ech… nie ma się czym chwalić… Pewien informatyk miał umrzeć. No i zagraliśmy, kto napisze lepszy program. Następnie oba po sobie wypuściliśmy na rynek.
Programowanie jako gra…? To mógł wymyślić tylko informatyk…
- I co się stało?
- On napisał XP, a ja Viste… Nie wiem dlaczego, ale nikt nie pokochał mojej Visty… No i trzeba było dać mu kolejne trzydzieści lat…
- Achilles był jego synem?! Ten Achilles? Ten?!
- Nie rozumiem, czym się tak podniecasz. Mityczni czy biblijni herosi byli w większości potomkami aniołów. Tacy lu-dzie się nie rodzą.
Wow... pomyślałam o Pudzianie. Nie... on jest człowiekiem. Półbóg nie reklamowałby piwa.
- A jakie jest twoje zwierzę? - zapytałam go szeptem. Posłał mi zaskoczone spojrzenie.
- A po co chcesz wiedzieć?
- Z ciekawości - mruknęłam.
- Komary - odparł. - Ale potem je trochę unowocześniłem, żeby mogły przenosić malarię.
Powinnam spodziewać się po nim czegoś tak wstrętnego, niemniej mnie zaskoczył.
- Poczuwam się, by w imieniu całej ludzkości powiedzieć ci: „nie lubimy cię za to" - oświadczyłam.
- Gabriel, dlaczego akurat Gabriel? - Azazel mamrotał do siebie pod nosem. - Taki pozer! Kto chce zwiastować Zachariaszowi? Ja! Ja! Słyszałem, jak się wyrywał. A potem jeszcze się dopchał do zwiastowania Maryi. Durny karierowicz!
Poza tym spójrz na niego. Blondyn - zupełnie jakby urwał się ze Skandynawii. Mogę się założyć, że ma na chacie same meble z Ikei.
Ja także powiedziałam, że nie zabiorę ze sobą Azazela. Wściekły diabeł zażądał wyjaśnień. Wytłumaczyłam się prosto:
- Bo jesteś szują i cię nie lubię.
Pojął od razu.
Jakimś cudem Belfegor się nad nim zlitował i powiedział, że weźmie go jako swoją osobę towarzyszącą.
Mina Azazela - bezcenna.
- Ale ja nie chcę iść do Nieba.
Uzjelowie uśmiech spełzł z twarzy, na moją wstąpiło przerażenie. Śmierć zachichotała skrzekliwie.
(...)
- To nieważne. -ciągnęła staruszka uroczystym tonem. -Czuję, że moim powołaniem jest nieść Słowo Boże w odmęty piekielne.
Aż jęknęłam. Jeszcze tylko, nie daj Boże, dogada się z Joanną d'Arc, to gotowe podpalić najlepsze kluby.
Beleth był niesamowicie przystojny. Nie mogłam oderwać wzroku od jego klatki piersiowej. Zmierzwione włosy, tym razem nieułożone w misternego irokeza, opadały mu na czoło.
- Skup się na tym, co mówię, a nie na tym, jak wyglądam - zagrzmiał, ale już spokojniej.
W jego oczach zobaczyłam błysk rozbawienia.
- Znowu podsłuchujesz moje myśli - mruknęłam zła, że mnie przejrzał.
- Jak jesteś pijana, to w ogóle ich nie pilnujesz - stwierdził już spokojny i usiadł na brzegu łóżka, oddając mi poduszkę.
Spojrzeliśmy z Belethem po sobie. Azazel wszystko potrafił sobie wmówić. Nawet niewinność.
- Wsadziłeś Napoleona do wazonu - zauważył mój piękny diabeł.
- A potem pobiłeś się z Cezarem - dodałam.
- W szale walki wpadliście na orkiestrę - mruknął Beleth. - A biedny Michael Jackson, kiedy usiłował przed wami uciec, wypadł przez okno - powiedziałam.
- I wpadł do fontanny - dodał.
- W której Lucyfer trzyma ozdobne piranie. - Zaśmiałam się.
- Poza tym w czasie zamieszania jak rzuciłeś Cezarem o ścianę, to trafiłeś w lustro.
- Które spadło na Ernesta Guevarę i Boba Marleya - uściśliłam.
- Za to oni oblali carycę Katarzynę szampanem.
- A miała drogą suknię.
Beleth odwrócił się do Azazela.
- Tak serio to podejrzewam, że przymknęli cię za tę suknię. W końcu wiesz, była wysadzana sobolami i diamentami.
- Jasne, śmiejcie się ze mnie - warknął Azazel, siadając. - A Cezara jakoś nie przymknęli.
- Wiesz... Cezara w przeciwieństwie do ciebie Lucyfer lubi - zauważyłam sucho.
- CO?! - ryknął Szatan.
Po trybunach potoczył się głośny gwar rozmów. Ktoś krzyknął, ktoś
zemdlał, ktoś oblał się herbatą. Normalka w takich sytuacjach. Już się
przyzwyczaiłam, że wzbudzam tyle emocji podczas rozpraw.
- Laski w bikini?
- W bikini i bez bikini. W końcu jak sądzisz, kto wymyślił plaże dla nudystów? Przecież nie oni...
Spojrzeliśmy wszyscy na Muriela, który był ubrany od stóp do głów na biało. Pod sandałami (oczywiście „Jezuskami" z licznych rzemyków) miał nawet, niczym polski turysta z dowcipów, białe skarpetki.
O, Wiki. - Złośliwie się do mnie uśmiechnął. - Czyżby urosły ci cycki?
A i owszem - odparłam spokojnie i znacząco spojrzałam na jego krocze. - Za to tobie nic nie urosło. Chociaż zaraz... przecież tam nigdy niczego nie było.
- Jeśli uważasz, że w gabinecie Lucyfera zedrę z ciebie garnitur, to się mylisz - oświadczyłam, a on zrobił minę zbitego psa.
- A może chociaż same spodnie? - zaproponował nieśmiało. Spojrzałam na niego ostro.
- Zboczeniec...
- Ty zaczęłaś. - Uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Ślicznie wyglądasz, kochanie. - Beleth bezczelnie wpatrywał mi się w dekolt.
- Dziękuję, ale oczy mam wyżej - mruknęłam z przekąsem.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę - odparł z lubieżnym uśmiechem. - Jednak twój dekolt jest znacznie bardziej kuszący.
...diabły przestały już wydawać mi się szaleńcami posiadającymi boską moc. Teraz wydawały mi się wygłodniałymi seksualnie szaleńcami posiadającymi boską moc...
- Co ty tu robisz?! -teraz ja krzyknęłam. -Jak się tu dostałeś?!
- Wyobraź sobie, że przez ścianę...
Teraz Azazel zerwał się ze swojego stołka.
- A przepraszam bardzo, a kto będzie teraz Szatanem? Bo jeśli będą wybory, to ja chciałbym zgłosić swoją kandydaturę.
- AZAZEL SZATANEM!!! - z widowni krzyknęła jakaś kobieta, niewątpliwie Kleopatra.
Kochać" to mocne słowo. Bardzo mocne. Kochać można raz na całe życie
Jednak to nie koniec mojej drogi. Wierzę, że Bóg, tworząc mnie, miał większy plan. Chciał, by Piekło się nawróciło.
- Haaaalooooo, jesteśmy w Piekle... - oświeciła mnie i wskazała na sufit. - Ci dobrzy i prawi są piętro wyżej.
- Jak to jest móc latać? - zapytałam.
Zapatrzył się w przestrzeń i uśmiechnął smutno do własnych wspomnień.
- Nie da się tego opisać słowami... Latanie było jedyną rzeczą, którą opłakiwałem po strąceniu z Niebios. Niczego poza tym nie żałowałem.
- Ty kochasz tylko samego siebie oświeciłam go. - A jeśli chodzi o mnie, to czujesz tylko chęć posiadania. Nic więcej. Zamyślił się głęboko. W końcu spojrzał mi prosto w oczy zadowolony z siebie, że poznał odpowiedź.
To dobrze, bo w sumie lubię Beletha. Czasami straszna z niego ciota trzęsąca portkami, ale lubię go.