cytaty z książki "Ocean morze"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
przyszli z dwóch najdalszych krańców świata, to zadziwiające, pomyśleć, że nigdy nie otarliby się o siebie, gdyby nie przemierzyli świata wzdłuż i wszerz, a tymczasem nie musieli się nawet szukać, to nie do wiary, trzeba było się tylko rozpoznać, rozpoznać się, to trwało chwilę, pierwsze spojrzenie i już wiedzieli, to cudowne - nie przestaliby o tym mówić już nigdy na ziemiach Carewall, aby nikt nie zapomniał, że nigdy nie jest się dość daleko od siebie, by nie móc się znaleźć, nigdy - dość daleko od siebie - by nie móc się znaleźć (...) - może świat jest raną i ktoś ją zszywa w tych dwóch splątanych ciałach - i nie jest to nawet miłość, to zdumiewające, ale dłonie, skóra, wargi, zaskoczenie, seks, smak - może smutek - nawet smutek - pragnienie - kiedy będą o tym opowiadać, nie wymówią słowa miłość -tysiąc słów wymówią, miłość przemilczą
Zresztą życie nie toczy się wcale tak, jak to sobie wyobrażasz. Idzie swoją drogą. A ty swoją. I nie jest to droga wspólna. Tak to jest... Nie chodzi o to, że ja chciałam być szczęśliwa, wcale nie. Chciałam znaleźć ratunek, właśnie: znaleźć ratunek. Ale za późno zrozumiałam, że należało go szukać w pragnieniach. Człowiek wyobraża sobie, że ludzi ratuje co innego: obowiązki, uczciwość, bycie dobrym, bycie sprawiedliwym. Nie. To pragnienia ratują. Tylko one są prawdziwe. Ulegaj pragnieniom, a będziesz uratowana.
Są doprawdy chwile,w których wszechobecny i logiczny ciąg przypadków poddaje się, zaskoczony przez życie i schodzi na widownię, w tłum, a na scenie, w świetle niespodziewanej, zawrotnej swobody, niewidzialna ręka zanurza się w nieskończoną głąb możliwości i spośród miliona spraw dobywa jedną, której pozwala się wydarzyć.
Wiesz, co tu jest piękne? Popatrz: my idziemy, zostawiamy te wszystkie ślady na piasku, a one tkwią w miejscu, wyraźne, równe. Ale jutro, gdy wstaniesz, spojrzysz na tę wielką plażę i nic już na niej nie będzie, żadnego śladu, żadnego znaku, nic. Morze zaciera wszystko w nocy. Przypływ zakrywa. Jakby nikt nigdy tędy nie szedł. Jakby nas nigdy nie było. Jeśli jest takie miejsce na świecie, gdzie może ci się wydać, że jesteś niczym, to tylko tutaj. To już nie ziemia, to jeszcze nie morze. To nie życie pozorne, to nie życie prawdziwe. To czas. Czas, który mija. I tyle.
- Niech pani mnie nauczy, madame Deveria, jak ją mam rozpoznać, gdy ją spotkam. (…)
- Proszę zamknąć oczy, panie Bartleboom, i podać mi ręce.
Bartleboom posłusznie wykonuje polecenie. I zaraz czuje pod dłońmi twarz tej kobiety, i wargi, które bawią się jego palcami, a potem szczupłą szyję i rozchylającą się koszulę, jej dłonie, które prowadzą jego ręce po gorącej i miękkiej skórze i przyciskają je mocno, by mógł poznać sekrety tego nieznajomego ciała, objąć ten żar, a potem powędrować znowu ku ramionom, między włosy, i znowu między wargi, gdzie palce przesuwać się będą tam i z powrotem, dopóki nie zatrzyma ich głos wypisujący w ciszy słowa:
- (…) Któregoś dnia zobaczy pan kobietę i poczuje to wszystko nie dotykając jej nawet.
Morze. Morze zachwyca, morze zabija, wzrusza, przeraża, niekiedy wywołuje nawet śmiech, co jakiś czas znika i udaje jezioro, albo pietrzy burze, pożera statki, daje bogactwo, nie daje odpowiedzi, jest mądre, jest łagodne, jest potężne, jest nieprzewidywalne. Ale przede wszystkim morze wzywa. (...)
W gruncie rzeczy nie robi nic innego, tylko wzywa. Nigdy nie przestaje, przenika cię, czujesz je na sobie, chce właśnie ciebie. Możesz udawać, że nie słyszysz, ale na nic się to nie zda. Nadal będzie cię wołać. To morze, które widzisz, i wszystkie inne, których nie zobaczysz, ale czekać cię będą zawsze, przyczajone, cierpliwe, o krok od twojego życia. Bedziesz słyszała ich niezmordowane wołanie.
Ja pragnę życia, zrobiłabym wszystko, żeby mieć swoje życie, żyć ile się da, do szaleństwa, to nieważne, mogę nawet oszaleć, ale życia zaprzepaścić nie chcę, pragnę go, naprawdę, choćby to nawet było śmiertelnie bolesne, ja chcę żyć.
Ja sądzę, że ten twój pomysł z potopem był doprawdy pomysłem genialnym. Bo jeśli chciałoby się człowieka ukarać, pytam, czy coś gorszego można by wymyślić nad to, by pozostawić biedaka samego pośrodku tego morza. Ani jednej plaży. Nic. Żadnej rafy czy pustego wraku. Nawet czegoś takiego. I żadnego znaku, który by pokazywał, w którą tu iść stronę, by móc umrzeć. Więc widzisz, Dobry Panie Boże, morze to jakby potop w miniaturze. Kameralny. Jesteś tam, spacerujesz, oglądasz, oddychasz, rozmawiasz, śledzisz je, z brzegu, rzecz jasna, a ono tymczasem zabiera ci myśli kamienne, co były drogą, pewnością, przeznaczeniem, a w zamian daje ci żagle, co falują w głowie niby taniec kobiety, co wiedzie do szaleństwa. Wybacz tę metaforę. Lecz trudno wyjaśnić, dlaczego brak odpowiedzi temu, kto patrzył w morze.
Chodzi o inną drogę. Co biegnie nie na zewnątrz, a w środku. Tu w środku.
Nie wiem, czy zrozumiałeś: o moją drogę. Każdy ma swoją, o tym wiem, nawet Ty, któremu nieobcy jest przecież projekt tej maszyny, jaką, na swój sposób, jest każdy z nas. Drogę w środku mają wszyscy, co na ogół ułatwia zadanie odbycia tej naszej podróży i z rzadka tylko je komplikuje. Teraz jest jeden z tych momentów, gdy je komplikuje. Krótko mówiąc, to właśnie ta droga, droga w środku, rozmywa się, rozmyła, przeklęta, zniknęła. Zdarza się. Wierz mi. I to nie jest miłe. Nie.