cytaty z książek autora "Elana Johnson"
List zawierał dwa słowa "Leć, dziecinko".
Podarłam go na drobne kawałki. Leć? Ten idiota chciał, żebym latała? Z pewnością wszystko wokół będzie latać, jak go dopadnę.
Miałam nadzieję, że nie gadałam czegoś żenującego, ani nie ujawniłam tego, co chciałam przed nim ukryć - czyli mniej więcej wszystkiego.
Biegnę. Szybko. Szybciej niż kiedykolwiek przedtem. Kogoś gonię. Rozpaczliwie chcę zobaczyć jego twarz. On mnie nawiedza. Od miesięcy. Tym razem muszę go złapać. Nie mogę przeżyć kolejnej nocy, nie wiedząc, kim jest. (...) Sosnowe igły, ziemia i... chłopak. Już tu kiedyś byłam. Razem z nim. On nie ma imienia. A przynajmniej takiego, które bym pamiętała. (...) Jednak nikogo tu nie ma. Nigdy go tu nie ma. (...) Ale kiedy odwracam się, żeby na niego spojrzeć, jest tylko pustka. Czyjeś kroki koło mnie. Spojrzenie w gwiazdy. Cichy śmiech. Ktoś wymawia moje imię aksamitnym głosem. Jestem zakochana w chłopaku, który jest pustką. (...) Gdzie on się podziewa? Dlaczego nie mogę sobie przypomnieć jego imienia? Ogarnia mnie panika. Strach. Przytłaczająca samotność. Bo on naprawdę odszedł. I już nie wróci. W tym momencie zawsze się budzę. (...) - Nic nie pamiętam. (...) Wtedy chłopaka, który jest pustką zastępuje Zen. Jego długie palce zamykają się wokół mojej dłoni. (...) Pozornie wszystko pasuje, a jednocześnie kompletnie się nie zgadza. (...) Potrzebuję imienia. Rozpaczliwie. (...) Z całych sił zciskam umiejscawiacz, zanim pozwalam go sobie odebrać. Wraz z nim zostaje mi odebrana nadal żywa cząstka duszy. Potrzebuję umiejscawiacza, żeby znaleźć tego chłopaka. Tego, którego kocham. I nie jest to Zen." / 'Zawładnięci
-Jake! Wiem, że tu jesteś. Zabiję cię, jak tylko znowu się spotkamy!
-Obiecałaś-jego głos dobiegł zewsząd
-Chrzanić to! - wrzasnęłam, wstając. - Skoczyłam z jakiegoś cholernego budynku. Ktoś musi umrzeć.
Ciężar niepodjętych decyzji przygniatał mnie tak bardzo, że poczułam, jakbym już nie mogła się wyprostować.
Jego słowa przekłuły balon nadziei, który troskliwie pielęgnowałam.
Walnął mnie w ramie. Uderzył pięścią i w ogóle. Oddałam. A skończyliśmy, znowu trzymając się za ręce. I bądź tu człowieku mądry.
Musiałam zacząć wszystko od nowa. I nie mogłam znaleźć żadnych odpowiedzi, nieważne, ile różnych możliwości rozpatrzyłam. Nieważne, do ilu gwiazd skierowałam życzenie.
Znałam go, czułam to co on, niemal staliśmy się jednością. Nie w sensie fizycznym, tylko emocjonalnym.
Potarłam oczy, żałując, że nie mogę się położyć i spać przez następne 10 lat.
Czasem życie nie daje nam takiej wolności, żebyśmy mogli lecieć tam, dokąd byśmy chcieli.
Złamałam prawo o jeden raz za dużo, już wtedy, kiedy złamałam je po raz pierwszy.
Nasze milczenie nigdy mnie nie krępowało. Czasami mówiło więcej niż my sami.
Potem nastąpiła długa chwila ciszy. Niemal pragnęłam, by powrócił ból. Cokolwiek, co zagłuszyłoby natłok kłębiących się wokół mnie emocji.
Czułam się jak sześciolatka, która potrzebuje zapewnień, że tak czy inaczej wszystko dobrze się skończy. Że będę bezpieczna.
Dla Jaga istniało wszystko albo nic. Zawsze tak było.
Obowiązek albo śmierć.
Pozwalałam rozkwitać wściekłości, żeby zajęła miejsce bólu.
Pomiędzy nami toczył się niemy dialog. Słowa, których nie mogliśmy wypowiedzieć, łatały dziury w milczeniu.
Miałam nadzieję, że ubolewał nade mną, a nie z powodu mnie.
Rzecz w tym, że ja nie chciałam być dobra albo zła - chciałam być po prostu wolna. Z pewnością etykietka się nie liczy.
O wschodzie słońca zaczęłam rozglądać się za Jagiem. Pragnęłam go zobaczyć, dowiedzieć się, że podążał za mną, by nade mną czuwać - albo przynajmniej nad tym, czy idę we właściwym kierunku. Ale mała część mnie nie chciała go odnaleźć. Ta część potrzebowała więcej niż jedną noc, by rozeznać się wśród gmatwaniny problemów dotyczących dobra i zła, wolności i bezpieczeństwa, zdrady i miłości.
Po chwili dogonił mnie i szliśmy obok siebie. Wystarczająco blisko, by trzymać się za ręce, a jednocześnie na tyle daleko, że słowa nie mogły naprawić szkód, które nawzajem sobie poczyniliśmy.
A gdybym to ja urodziła się w Złych Ziemiach? Czy byłabym zupełnie inną osobą? Złym człowiekiem, zamiast dobrym? Kim naprawdę jestem? Dobrym czy Złym? Można być i tym, i tym? Czy to w ogóle ma znaczenie?
Rzecz w tym, że stałam się tym, czego nienawidziłam. Byłam dyrektorem.
Wreszcie odnalazłam siebie.
Jednak nie podobało mi się to, kim jestem.