cytaty z książki "Nagi lunch"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Życie to szkoła, w której każdy uczy się innej lekcji.
Śmierć jest bezwonna... Nikt nie może czuć jej odoru przez różowe skręty ciała i jego czarne, krwiste filtry... Woń śmierci to kompletny brak zapachu... Brak zapachu zwraca uwagę, bo wszystko, co żyje, wydziela jakąś woń... Brak zapachu jest równie niepokojący jak absolutna ciemność, cisza, utrata orientacji w czasie i przestrzeni...
Ile lat nawleczonych na igłę krwi? Siedział z dłońmi na kolanach, patrząc na zimowy świt pustym wzrokiem maku.
Jestem widmem i marzę o tym, o czym marzy każde widmo: o ciele. Długo płynąłem przez bezwonne aleje przestrzeni, gdzie nie ma życia, tylko brak koloru i brak zapachu śmierci...
Duszonka. To wiejski zwyczaj angielski mający na celu eliminację starców przykutych do łóżka. Rodzina przykrywa staruszka poduszkami, a potem wszyscy siadają na nich i gawędzą.
Z kolei afrykański zwyczaj pozbywania się starców polega na wyprowadzeniu ich do dżungli i tam zostawia się ich między drzewami.
Dobrze funkcjonujące państwo policyjne nie potrzebuje policji.
Każdy gatunek ma własnego wirusa: zdegenerowany obraz samego siebie.
To tania arabska sztuczka:
skierujemy cię do Ministerstwa Rolnictwa, by użyto cię jako nawozu.
Chuligańscy fanatycy rock and rolla szturmują ulice wielkich miast. Wpadają do Luwru i oblewają kwasem twarz Mony Lizy. Otwierają ogrody zoologiczne, domy wariatów, więzienia, przebijają młotami pneumatycznymi rury wodociągowe, rąbią podłogi w toaletach samolotów pasażerskich, strzelają do latarni morskich, podpiłowują liny wind, aż zostaje tylko cienki drucik, zamieniają wodociągi z kanalizacją, wrzucają do basenów rekiny, płaszczki, węgorze elektryczne i candiru (candiru to niewielka rybka o grubości sześciu milimetrów i długości pięciu centymetrów, zamieszkująca niektóre rzeki w Amazonii; wbija się ona w penis, odbytnicę albo babską cipę faute de mieux i więźnie tam dzięki kolczastym skrzelom, choć nie wiadomo, w jakim celu, bo nikt jeszcze się nie odważył zbadać cyklu życiowego candiru in situ), w marynarskich strojach zatapiają „Queen Mary” w Zatoce Nowojorskiej, porywają samoloty i autokary, wpadają w białych kitlach do szpitali z piłami, toporami i skalpelami metrowej długości, odłączają chorym respiratory i naśladują ich duszenie się, tarzając się po podłodze z oczami w słup, robią zastrzyki pompkami od rowerów, odłączają sztuczne nerki, przepiłowują kobietę na pół ogromną piłą, wpędzają do gmachu giełdy ogromne stado świń, srają na podłogę ONZ i podcierają się traktatami, paktami, sojuszami, samolotami, samochodami, konno, na wielbłądach, słomach, traktorach, rowerach i walcach parowych, pieszo, na nartach, sankach, o kulach i na szczudłach turyści szturmują granice, żądając azylu politycznego z powodu "potwornych warunków panujących we Freelandii", a Izba Handlowa na próżno usiłuje zdusić sprawę w zarodku: "Spokojnie. To tylko kilku szaleńców, którzy się wyrwali z szalonego kraju".
Jak mówię, Czytelnik często napotka te same rzeczy opisywane tymi samymi słowami. To nie niedbalstwo ani Zauroczenie Brzmieniem Własnych Słów… Oznacza to połączenie w czasoprzestrzeni… drogę tam i z powrotem (podobno wszechświat jest zakrzywiony)… punkt przecięcia poziomów doświadczenia, gdzie spotykają się linie równoległe.
Nagi lunch" wymaga od czytelnika ciszy. Inaczej mierzy on tylko własne tętno.
- A ty nie bierzesz? - spytał.
- Tego gówna? Ćpanie to ulica jednokierunkowa. Nie ma powrotu. Nigdy nie można się cofnąć.
Stonoga trze pyskiem o zardzewiałe żelazne drzwi przeżarte przez mocz miliona wróżek.
Spójrzcie, SPÓJRZCIE na makową drogę, nim nią pójdziecie do FATALNEGO KOŃCA...
Mądre słowo.
Radio Kair ryczące jak banda szaleńców, flety ramadanu wachlujące chorego ćpuna jak łagodne palce chłopca w szarym
pociągu metra szukające zielonej pajęczyny...
Kraby harcujące w lesie... uprawiają przez całą noc zapasy z erekcją anioła, a później, wrzucone do wodospadu odwagi, wracają do rdzawej wapiennej jaskini.
Grecki chirurg zaszył w nim podczas operacji żywą małpę, po czym nieszczęsnego pacjenta zgwałcili zbiorowo arabscy sanitariusze, a jeden z posługaczy ukradł mu penicylinę, zastępując ją proszkiem do szorowania klozetów. Pewnego razu dostał syfa w tyłku i angielski lekarz wyleczył go lewatywą z wrzącego kwasu siarkowego; kiedy indziej lekarz niemiecki, zwolennik tak zwanej "medycyny technicznej", usunął mu wyrostek robaczkowy zardzewiałym otwieraczem do konserw i nożycami do cięcia blachy (uważał teorię bakteryjnego pochodzenia chorób za absurd). Zadowolony z sukcesu, wyciął Leifowi prawie wszystkie narządy wewnętrzne.
-Zaczęli biegać jak wariaci, krzycząc, że się palą, i większość umarła nazajutrz rano.
-A reszta w dzień później.
-Nic dziwnego, skoro oddawali się wschodniej rozpuście.
-Robili się czarni i odpadały im nogi: wyglądało to bardzo zabawnie.
-Straszliwe rezultaty uzależnienia od marihuany.