cytaty z książki "Białe zeszyty"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Nie chcę cię widzieć, słyszeć.
Nie chcę do ciebie płakać.
Za bardzo mnie bolisz.
Myslę, że powolne umieranie wygląda tak jak czuje się dziś i wczoraj: wrażenie , że energii nie ma nawet tyle, żeby p;omyśleć , usiąść na poduszce , wziąć do ręki słuchawkę. Odczucie stopniowego wyciekania duszy. Brak siły na cokolwiek
Zapisałam się do biura matrymonialnego, chcę przerwać swoją samotność.( i tu jest parę informacji o panach którzy chcieli się z Raduńską spotkać, a ona tak po prostu nie znajdowała czasu na spotkanie)(...) Co jest grane? Co ja robię? Mogę to skwitować powiedzeniem: "Chciałabym, a boję się", ale to niewiele tłumaczy. Mogę drążyć dalej: czego ja chcę?
Czasem niewiele: móc zadzwonić do niego przed snem i usłyszeć coś przyjemnego i czułego. Pójść z nim na długi spacer brzegiem morza, ramię przy ramieniu. Rozmawiać. Ugotować coś wspólnie. Cieszyć się, że on jest i cieszy się z tego, że ja jestem. Często jednak bardzo tęsknie za bliską obecnością mężczyzny. Za kimś, kto byłby mój, mój bez wątpienia. Za kimś, z kim dzieliłabym łóżko i stół, smutek i radość. Za krzątaniem się razem po domu i za jedzeniem we dwoje. Za wspieraniem się nawzajem. Za tym, żeby ktoś mój znów przyjechał po mnie, gdy kończę pracę późno wieczorem, żeby zawiózł mnie, nakrył kołdrą, potrzymał za rękę i pocałował na dobranoc. Za prawdziwym tańcem i seksem z mężczyzną, którego pragnę i który pragnie mnie. Za łagodnym współbyciem i żeby było do kogo wracać...
Czego się boję? Że spotkam jakiegoś oszusta, psychopatę, złego człowieka. Albo, że będzie chciał ode mnie czegoś, czego nie chcę mu dać, a ja nie zdołam tego ochronić. Że będzie kolejnym mężczyzną, przy którym zdradzę siebie; przestanę siebie słyszeć i czuć. Że nie będę umiała być przy nim swobodna. Że nie będę mogła pracować, pisać, czytać. Że będę zmuszona być żoną w tradycyjny sposób. Że ktoś będzie wymagał, żebym zawsze "wyglądała" i zdobiła go oraz żebym gotowała. Ja nie chcę.
Czuję niepokój. Znam go dobrze. Łączy się ze stworzonym przeze mnie oczekiwaniem, że zdarzy się po mojej myśli. I jednocześnie ze zwątpieniem: to mimo wszystko niemożliwe, żebym była dla kogoś naprawdę ważna, aż tak ważna, jak on dla mnie.
Tak. Ideałem byłoby nie przywiązywać się do niczego - złego ani dobrego. Przywiązanie równa się uzależnieniu - oczekiwaniu - cierpieniu.
Zdecydowanie wole samotność niż poczucie utraty siebie, zdrady siebie
Kiedy patrzę, jak wielu ludzi wokół mnie unicestwia swoje związki, w swej ignorancji sądząc, że jest to droga do wolności i szczęścia, żałuję, że nie istnieje człowiek, o którym mówiłabym dziś : mój mąż. I to nie mój kolejny mąż albo jeden z moich mężów, lecz jeden jedyny, raz na całe życie. Zdaje się, że dopiero teraz, mając pięćdziesiąt lat, zrozumiałam istotę małżeństwa, dojrzałam do niego. Późno. Chciałabym umieć przekazać moim dzieciom, że małżeństwo to najpoważniejsze zobowiązanie, poświadczone niegołosłowną przysięgą, raz na zawsze, na dobre i na złe. Kiedy wchodzi się w małżeństwo, kiedy się w nim jest, warto pozbyć się z pamięci słowa "rozwód". Trwać, budować, zmagać się, pielęgnować. Dawać z siebie wszystko. Tak teraz myślę.
Już nigdy nie chcę się czuć jak bezduszna, szmaciana lalka , bez wpływu na to czy jest przygarnięta i ulubiona, czy odepchnięta i niezauważona...
Jestem bardzo świadoma jego nieobecności (...). To jest chłodne uczucie. Na zewnątrz nic się nie zmienia: nie ma go, po prostu. Uczucia przepływają między obojętnym lub nawet pogodnym (gdy słońce!) poczuciem odrębności a smutkiem osamotnienia. Czasem aż do głębokiego, bolesnego poczucia opuszczenia. Wszystko inne jest płycej i jakby na niby. Inni ludzie są jak obce miasta i hotele w nich - niektórzy obcy (aż odrażający), inni po prostu przyjemni. Nigdzie nie czuję się w Domu. Mój splot słoneczny i serce nie promieniują ciepłem, wystygły. To nawet nie jest tęsknota. Tylko bezdomność.
On jest (lub choćby bywa częściej niż ktokolwiek inny) częścią mojej ciszy i mojej samotności.
Czasem czuję, że nie istnieję, kiedy pokazujesz mi, że nic nie mogę poradzić na Twoją samotność i rozpacz.
Jak trudno jest akceptować kochanego człowieka, gdy jest on w sprzeczności z moim wyobrażeniem o tym, jaki być powinien.(...) To moje wielkie ograniczenie.
Moja dusza bardzo tęskni za Twoją duszą. Chciałabym, żeby przyszło do mnie Twoje uśmiechnięte, spokojnie oddychające ciało, caluteńkie wypełnione duszą. Bez historii, bez lęku, bez ego. Żebyś Ty Taki spotkał mnie - duszę - w spokojnym, miękkim, ciepłym ciele, bez historii, bez skryptów, bez ego. Wierzę, że kiedyś tak będzie. Przebudzimy się. Wszystko stanie się jasne i proste.
Kropla trafi do oceanu.
Czy nadaję się do bliskiego kontaktu? Na pewno bliski kontakt jest jedynym, do którego nadaję się naprawdę.
czy on wie, że jest dla mnie ważny? Myślę, że wie po tysiąckroć, ale to niekoniecznie znaczy, że czuje się ważny naprawdę. Ja w każdym razie dostaję liczne dowody na to, że jestem ważna i bliska: słowem i oczami, w mowie i na piśmie, w pamięci, niespodziankach, deklaracjach, działaniach. Często czuję się w tym bezpiecznie, zwłaszcza gdy jesteśmy tylko we dwoje. Ale jak niewiele trzeba, żebym myślała: "chyba mi się zdawało". Albo żeby pojawił się lęk, że jestem bez znaczenia, albo myśli o trampolinie, albo smutek, że inni tak szybk "awansują", a ja przestaję się liczyć. Strach, że jak wyciągnę rękę po... jak otworzę usta, żeby powiedzieć ważną prawdę, to zostanę wyśmiana, odrzucona, zignorowana... We are fragile, he and me.
Ciało nadal było słabe i sponiewierane , ale mrok w duszy trochę mniej gęsty
Żeby ktoś pokochał mnie całą, od stóp po końce skrzydeł.
Życie towarzyskie w miejsce bliskości, intymności - jak trudno to znieść.
Kiedy zasmakowało się w byciu blisko i naprawdę z Kimś, uwiera potem "normalne" bycie z kimkolwiek.
Nałóg to nieuwaga. Ilekroć przez kilka dni palę. potem próbuje nie palić i w stanie "świeżego niepalenia" czuję się niezwykle: jakby każda minuta była godziną. Kolory stają się bardziej jaskrawe, a kontakt ze sobą pozbawiony jest mgielnej zasłony. To cudowne ale takie kuruche, a nałóg taki krzepki, taki naturalny.
Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, czym jest małżeństwo. Wydaje im się, że to długi romans, a to nieprawda. Małżeństwo to ciężka próba i nie ma nic wspólnego z byciem szczęśliwym. Jego celem jest przeżycie przemiany.
Pytanie czy jestem szczęśliwa, spłoszyło mnie nieco i postawiło pod ścianą. Jakbym czuła się zobowiązana do bycia szczęśliwą! Jakby odpowiedź inna niż "jestem szczęśliwa" była przyznaniem się do osobistej porażki w sztuce życia.
Paweł powiedział: "Wyciągam do ciebie ręce". Ja wtuliłam się w niego, skuliłam w sobie i wypłakałam. Dużo łez. A on mnie spokojnie obejmował. Przez wieczność, bez żadnych ograniczeń.
Zapytałam, już wypłakana: "Jak się czujesz, kiedy Moje Głodne Dziecko tak z ciebie korzysta?"
Odpowiedział: "Czuję się wyróżniony. Czuję się obdarzony zaufaniem. Czuję się godny zaufania. Oto jak się czuję".
Powiedział: "Ładnie pachniesz. Sobą".
Powiedziałam: "Bądź moim przyjacielem do końca życia!"
Usłyszałam: "Jestem twoim przyjacielem do końca życia". I: "Wyciągaj ręce, do mnie przede wszystkim".
Niechętnie patrzę na Pawła, niechętnie go słucham.
Chętnie, ufnie i całą sobą przytulam się do niego. Wierzę, że wtedy spotykamy się sercami i duszami. Wtedy jest miłość.
Oboje wiemy, w ograniczony przez nasze skrypty sposób, jak bardzo jesteśmy dla siebie ważni, ale oboje też jesteśmy kruchymi osobami, lękającymi się odrzucenia, zranień i końca. To jest najwyższa możliwa forma ludzkiej wspólnoty, coś, co żadnemu z nas nigdy się nie przydarzyło i już nie przydarzy. Suma moich wszystkich doświadczeń z ludźmi jest mniejsza od Tego.
Z bólem obawiam się, że po mnie nikt już nigdy nie wyciągnie rąk. Gorzka jest dla mnie świadomość, że odgrywam rolę akuszerki i trampoliny. Próbuję ją tłumić, ale ona jest i boli. Jestem Bardzo Ważnym Nikim, jak powietrze, a trzeba by być świętym lub być dla kogoś innego wszystkim, żeby nie cierpieć z tego powodu.
poczułam... ten specjalny klimat "jestem w pobliżu domu". Bardzo długo bylam poza domem, bardzo długo. Aż zapomniałam, że on jest i jak to jest tam być. Jeszcze do niego nie wróciłam, ale owionęło mnie ciepło i światło z otwartych drzwi.
Kiedy jego dusza jest schowana w okopach ego - nie mam tu nic do kochania. Przyszło mi do głowy, że inni ludzie (również ci moi bliscy, którzy kwestionowali jego zalety wobec mnie, spłaszczali go) znają tylko jego ego. I wtedy naprawdę nie ma "za co" go kochać.
Wszystkie słowa, które od niego słyszę też są z głowy. Zasłaniające, a nie odsłaniające. Chcę zapomnieć, co mówił
Boję się okropnie i czasem najchętniej machnęłabym ręką i została w tej mgle, w której jesteśmy, ale - wierzę - to nie jest w porządku wobec Ciebie i mnie, a zwłaszcza wobec Nas. Jestem zdecydowana nie wpuścić tu żadnej bylejakości.
Myslę o nim i do niego. Łapię się na tym, że tylko do niego mi się myśli. Że z innymi przeważnie mam relację: "ja-on(ona)", a z nim: "ja-ty".