cytaty z książek autora "Ugo Foscolo"
Żal za przeszłością, znudzenie teraźniejszością, obawa przyszłości: oto jest życie.
Dlaczego zawsze twoje zmysły odczuwają tylko ból, niby ciało odarte ze skóry, które wzdryga się boleśnie w zetknięciu z najlżejszym nawet powiewem wiatru? Ciesz się światem taki, jakim jest, a będziesz żył spokojnie i nie tak szaleńczo. Ale gdyby ktoś wygłaszał mi tego rodzaju kazania, a ja powiedziałbym mu na to: "Kiedy dostajesz nagle gorączki, zróbże tak, żeby puls bił ci wolniej, a będziesz zdrów" - czy nie miałby powodu uważać mnie za płonącego groźniejszą gorączką? Jakże mogę rozkazywać mojej krwi, żeby wolniej płynęła w żyłach? A kiedy napływa do serca, czuję, jak gromadzi się tam, wrząca, a potem gwałtowanie zeń wybucha, i często zupełnie nagle, nawet podczas snu, jakby chciała mi pierś rozsadzić. Ulissesi! Gotów byłbym słuchać waszych mądrych nauk, gdybym nie widział was samych jako zimnych symulantów, niezdolnych do przyjścia z pomocą biednym, nie obrażając ich przy tym, ani do bronienia słabych przed niesprawiedliwością; gdybym nie widział, jak gwoli zaspokojenia swoich marnych, plebejskich namiętności kłaniacie się nisko możnym, których nienawidzicie i którzy wami gardzą.
Oto, Lorenzo, wyznałem ową zbrodnię, za którą Bóg odwrócił ode mnie spojrzenie. Nie wielbiłem Go nigdy tak, jak wielbię Teresę. Bluźnierstwo! Stawiam na równi z Bogiem ją, która każdej chwili może stać się szkieletem i niczym? Widzisz człowieka głęboko upokorzonego. Miałbym przekładać Teresę ponad Boga? Wokół niej roztacza się piękno niebiańskie i bezkresne, piękno wszechmocne. Mierzę wszechświat spojrzeniem; zdumionymi oczami kontempluję wieczność; wszystko jest chaosem, wszystko roztapia się, unicestwia; Bóg jest dla mnie niepojęty; a Teresę mam zawsze przed oczyma.
Ważne jest to (i tu jesteśmy zgodni), że ten mój charakter wyniosły, twardy, lojalny, czy raczej nie ukształtowany, oporny i nierozważny, nie przystaje do etykietki, która w jednakowy mundur przyobleka wszelkie zewnętrzne obyczaje ludzi; nie czuję się doprawdy skłonny do takiej zmiany ubioru. Nie ma więc dla mnie nadziei wytchnienia, wciąż jestem w otwartej walce i czeka mnie nieuchronna klęska, bo nawet nie umiem walczyć w masce obłudy na twarzy, co jest "cnotą" nader poszukiwaną i zyskowną. Otóż i moja wielka zarozumiałość! Uważam się za mniej brzydkiego od innych i dlatego nie raczę się do nich upodabniać.
O miłości! Sztuki piękne są twoimi córkami. Ty pierwsza przywiodłaś na ziemię świętą poezję, jedyne pożywienie wspaniałych duchów snujących w samotności wzniosłe pieśni i przekazujących je późniejszym pokoleniom, aby głosem i myślą przez niebo natchnioną pobudzać je do szlachetnego działania; ty rozniecasz w naszej piersi jedyną prawdziwą cnotę ludziom użyteczną - miłość bliźniego, wywołującą czasem uśmiech na usta nieszczęśliwych, skazanych na wieczne wzdychanie.
Och! znowu nakłaniasz mnie, żebym unikał Teresy. A to tak, jakbyś mi mówił: "Porzuć to, co czyni ci życie drogim; strzeż się złego i wpadnij w gorsze". Ale przypuśćmy, że strzegąc się przezornie niebezpieczeństw, miałbym zamknąć swoją duszę przed każdym przebłyskiem szczęścia; czyż całe moje życie nie stałoby się podobne do ponurych dni tej mglistej pory roku, kiedy pragnęłoby się wcale nie istnieć, dopóki Natura nie przestanie być tak smutna? Powiedz prawdę, Lorenzo: czyż nie lepiej, żeby przynajmniej część poranka zaznała słonecznych promieni, choćby w zamian za to noc miała urwać trochę dziennego światła wieczorem?
Nie wiem, ale obawiam się, że Natura stworzyła nasz gatunek jako maleńkie ogniwo w swoim niepojętym systemie, obdarzając nas tak dużą dawką miłości własnej po to, aby gdy największy lęk i największa nadzieja ukazują naszej wyobraźni nieskończony szereg złych i dobrych spraw, trzymać nas, zdyszanych i umęczonych, na uwięzi tej krótkiej, wątpliwej i nieszczęśliwej egzystencji. I gdy my ślepo służymy celom Natury, ona śmieje się z naszej pychy, która każe nam wierzyć, że wszechświat stworzony został tylko dla nas i tylko my jesteśmy godni i zdolni narzucać światu prawa.
Doprawdy, choć do nikogo na świecie nie czuję nienawiści, to jednak niektóre osoby wolałbym widzieć raczej z daleka. Wczoraj wieczór jego przyszły teść wygłosił mi długą jego pochwałę, niby listy polecający: "poczciwy - akuratny - cierpliwy". I nic więcej? Gdyby te zalety posiadał nawet w postaci anielsko doskonałej, nie zmieni to faktu, że jego serce jest martwe, jego twarzy pedantycznego nauczyciela nigdy nie ożywia ani wesoły uśmiech, ani łagodne, milczące współczucie i dla mnie zawsze twarz ta będzie jak krzak różany bez kwiatów, z samymi tylko kolcami. Czymże jest człowiek, jeżeli mu pozostawisz tylko zimny, wyrachowany rozum?
To prawda, Italia ma księży i mnichów, ale nie kapłanów. Bo tam, gdzie religia nie przeniknęła ani do praw, ani do obyczajów narodu, administracja kultu jest jedynie sklepikiem.
Współczucie jest jedyną prawdziwą cnotą. Wszystkie inne to cnoty lichwiarskie.
Któż uczynił mnie takim twardym i niechętnym wobec większości ludzi, jeśli nie ich obłudne okrucieństwo? Wybaczyłbym im wszystkie krzywdy, jakie mi wyrządzili, ale kiedy widzę przed sobą czcigodne ubóstwo, w ciężkim trudzie ukazujące żyły, z których krew wyssało wszechmocne bogactwo; kiedy widzę tylu ludzi chorych, więzionych, zgłodniałych, bezsilnych wobec straszliwego bicza pewnych praw - ach, nie mogę pogodzić się z ciemiężcami! Wielkim głosem wzywam do zemsty razem z tą rzeszą nieszczęśliwych, z którymi dzielę chleb i łzy; i ośmielam się domagać w ich imieniu tej cząstki, do której prawem obdarzyła ich natura, matka szczodra i sprawiedliwa. Natura? ależ skoro stworzyła nas takimi, jacy jesteśmy, czyż nie jest ona raczej macochą?
Nawet osoby o dobrym sercu znużą się w końcu dobroczynnością; nędzarzy jest tak wielu!
Złudzenia!" - zawoła filozof. A czyż nie wszystko jest złudzeniem? Szczęśliwi starożytni, którzy uważali się za godnych pocałunków nieśmiertelnych bogiń; którzy składali ofiary Pięknu i Gracjom; którzy przesłaniali splendorem boskości niedoskonałości człowieka i znajdowali Piękno i Prawdę pieszcząc bóstwa zrodzone z ich wyobraźni. "Złudzenia!" Ależ gdyby nie one odczuwałbym z życia tylko cierpienie albo (co jeszcze bardziej mnie przeraża) nudną i jałową bezczynność; a gdy moje serce stanie się nieczułe, wydrę je sobie z piersi własnymi rękami i wygnam, jak niewiernego sługę.
Umiesz dobrze wykładać swoje racje - ja moje czuję zbyt silnie, dlatego wydaję się uparty. Ale gdybym słuchał bardziej innych niż siebie, obrzydłbym chyba sam sobie. A na tym, że się sobie nie obrzydnie, polega chyba ta odrobina szczęścia, jakiej człowiek może się na tej ziemi spodziewać.
Nie ty jeden jesteś nieszczęśliwy. Niestety! Czyż taka pociecha nie zawiera w sobie potajemnej zawiści, która każdy człowiek odczuwa wobec cudzego powodzenia? Cudza niedola nie umniejsza mojej.
Wszędzie, we wszystkich krajach, widywałem zawsze trzy gatunki ludzi: nielicznych, którzy rozkazują; ogół, który im służy, i wielu takich, którzy przypochlebiają się i intrygują. My rozkazywać nie możemy i może nawet nie bylibyśmy dość po temu sprytni; nie jesteśmy ślepi i nie chcemy być ślepo posłuszni, a intrygami gardzimy. Najlepiej żyć jak te bezpańskie psy, którym nie dostaje się ani chleb, ani kije.
Dopiero co stałem w uwielbieniu przed grobowcami Galileusza, Machiavellego, Michała Anioła; zbliżając się do nich drżałem cały. Ci, którzy wznosili te mauzolea, spodziewali się pewnie, że to uwolni ich od win praojców, którzy nędzą i więzieniem karali boską potęgę geniuszu tych zmarłych? O, iluż z tych, którzy w naszym stuleciu są prześladowani, potomni otaczać będą czcią! Ale prześladowanie żywych i honory oddawane zmarłym to świadectwo złośliwych i występnych ambicji drążących ludzkie stado.
Biada mi, gdybym nie słuchał także mego serca! Rozum? Rozum jest jak wiatr: gasi pochodnie, ale roznieca pożary.
Nie wiem, czy niebo troszczy się o ziemię. Ale jeżeli kiedyś się o nią zatroszczyło (przynajmniej tego pierwszego dnia, kiedy rodzaj ludzki zaczął się na niej mrowić) myślę, że Przeznaczenie wypisało wtedy w swojej księdze wieczystej: CZŁOWIEK BĘDZIE NIESZCZĘŚLIWY. Nie śmiem odwoływać się od tego wyroku, nie wiedziałbym nawet, do jakiego się zwracać trybunału, zwłaszcza że wyrok wydaje mi się pożyteczny dla wielu innych ras zamieszkujących niezliczone światy. Niemniej wdzięczny jestem temu Rozumowi, który mieszając się we wszystkie poczynania ludzkich istot, wciąż je na nowo ożywia i niszczy zarazem; bo razem z cierpieniem dał nam przynajmniej zdolność płaczu i skarał tych, którzy zuchwałą filozofią próbują buntować się przeciwko ludzkiemu losowi, odmawiając im niewyczerpanej pociechy współczucia. "Jeśli widzisz kogoś zbolałego i płaczącego - nie płacz". Stoiku! Alboż nie wiesz, że łzy współczującego człowieka są dla nieszczęśliwych słodszym pokrzepieniem niźli rosa dla więdnących ziół?
Tchórzostwo? Ty, co zarzucasz mi tchórzostwo, czyż nie jesteś jednym z tych niezliczonych ludzi, którzy biernie spoglądają na swoje okowy, nie odważają się płakać i całują chłoszczącą ich rękę? Czymże jest człowiek? Zawsze odwaga podbijała świat, gdyż wszystko na nim jest słabością i strachem.
Zerwijmy maskę tej larwie, która chce nas przerażać. Widziałem kiedyś dzieci kryjące się ze strachem na widok ich własnej karmicielki w przebraniu. O śmierci! patrzę na ciebie i myślę, że nie tyle rzeczy same w sobie, ile ich wygląd czy nazwa budzą w nas niepokój; iluż jest ludzi, którzy boją się ciebie nazwać, a jednak nieustraszenie stawiają ci czoło!
Po cóż czuwam nieruchomo nad tą książką? Mogę się z niej nauczyć tylko sztuki okazywania mądrości, kiedy namiętności nie sprawują nad duszą swojej tyrańskiej władzy. Zasady moralne są jak leki: bezużyteczne, jeśli choroba pokona zdolność oporu w organizmie. Niektórzy mędrcy chwalą się, że poskromili namiętności, z którymi nigdy nie musieli walczyć: oto przyczyna ich dumy.
A ja wszak zawsze stoję po stronie nieszczęśliwych; w człowieku, któremu się dobrze wiedzie, mimo woli dopatruję się zawsze jakiegoś zła.
Słońce rozdziera nareszcie chmury i aby rozweselić posmutniałą Naturę, rzuca swoje promienie na jej oblicze. Piszę ten list siedząc na wprost balkonu i podziwiając odwieczne światło, które zaczyna już zapadać za rozpłomieniony widnokrąg. W powietrzu spokój. Pola, choć zmoczone niedawnym deszczem, z drzewami już bezlistnymi, zarzucone zielskiem, wyglądają weselej niż przed tą nawałnicą. Tak to, mój Lorenzo, człowiek dotknięty nieszczęściem otrząsa z siebie troski przy pierwszym przebłysku nadziei, oszukuje swoją żałosną dolę radościami, na które był niewrażliwy, póki dobrze mu się wiodło.
Dokądkolwiek bym się udał w pogoni za szczęściem, po uciążliwej wędrówce pełnej błędów i udręki ujrzę przed sobą otwarty grób i w nim zniknę wraz ze wszystkim, co było złe i dobre w tym bezużytecznym życiu.
Znalazłem się na wzgórku w sąsiedztwie kościoła: dzwony biły żałobnie i przeczucie śmierci skierowało mój wzrok na cmentarz, gdzie w porośniętych trawą mogiłach śpią dawni tutejsi zakonnicy. Śpijcie w spokoju, nagie relikwie: materia powróciła do materii, nic nie zanika, nic się nie rozrasta, nic nie ginie na tym świecie; wszystko się przeistacza i ożywia - taki jest ludzki los! A kto się nie lęka, mniej jest od innych nieszczęśliwy.
Któż kiedy godzi się zamienić na wieczyste zapomnienie swoje ciężkie, ale jednak drogie życie? Kto, widząc po raz ostatni blask słońca, żegnając Naturę na zawsze i na zawsze porzucając swoich ukochanych, swoje nadzieje, swoje omyłki, nawet swoje cierpienia, nie pozostawia za sobą jakiegoś pragnienia, westchnienia, spojrzenia? Drogie nam osoby, które pozostają na ziemi, są częścią nas samych. Nasze umierające oczy proszą je o łzę, nasze serce pragnie, by w chwili śmierci podtrzymywały nasze ciało czyjeś kochające ramiona, szuka piersi, której mogłoby oddać swoje ostatnie tchnienie.
Od czasu do czasu przez mgłę przedzierał się promyk słońca i choć wnet pochłaniała go znowu ponura ciemność, przypominał jednak, że tylko dzięki słońcu świat nie jest w mocy wiecznej, głębokiej ciemności. I ja, zwrócony ku tej stronie nieba, gdzie przebłyskiwał jeszcze ślad słonecznego blasku, mówiłem - O Słońce, wszystko się zmienia tu w dole! Przyjdzie dzień, kiedy Bóg odwróci oczy i od ciebie, i ty także zostaniesz przemienione; nie będą już obłoki kłaniały się twoim promieniom, a jutrzenka uwieńczona niebiańskimi różami i przepasana twoim promieniem nie wyjrzy nad widnokrąg, aby oznajmić, że wschodzisz. Ciesz się więc, póki czas, swoją służbą, która być może, jest męcząca i podobna do życia człowieka. Widzisz: człowiek nie umie cieszyć swymi dniami; jeżeli nawet czasem jest mu dane przechadzać się po rozkwitłych kwietniowych łąkach, musi zawsze myśleć z lękiem o letnim skwarze i morderczym mrozie zimowym.
To prawda! Nieszczęśliwy potrzebują innego świata, odmiennego od tego, gdzie spożywają gorzki chleb i piją wodę zmieszaną ze łzami. Wyobraźnia go stwarza, a serce znajduje w nim pociechę. Cnota, tutaj zawsze prześladowana, trwa w nadziei na przyszłą nagrodę - ale nieszczęśni ci, którzy po to, by nie stać się zbrodniarzami, potrzebują religii!
Ten nikczemny motłoch udaje wielkoduszność, gdyż nie ma odwagi mścić się z podniesioną przyłbicą; ale trzeba widzieć te puginały kryjące się w mroku nocy, kalumnie, intrygi!