cytaty z książki "Achaja - t.1"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Pokaż samej sobie, że potrafisz iść własną ścieżką. Bez niczyjej łaski, bez zlitowania. Tak samo jest w walce. Nie będzie łaski. Nie będzie zlitowania. Ty albo on. Daj z siebie wszystko albo uciekaj. Walka to wolność.
Pamiętaj, w życiu nigdy wszystko naraz nie układa się dobrze, jeśli tak ci się
wydaje, znaczy, że wariujesz.
Twoim najgorszym wrogiem jest twój własny umysł. On cię wiąże, on cię krępuje.
Zawsze pamiętaj o jednym. Walczysz dla siebie. Nie po to, żeby wszyscy widzieli, jaka jesteś dobra, żeby cię podziwiali.
Jeden natomiast z obcokrajowców musiał czuć do siebie szczególny żal. Najpierw
raził się z kuszy, chcąc pewnie ugodzić się w samo serce, ale nie wycelował dobrze, raniąc
swą nogę od tyłu w łydkę. Następnie zaczął okładać się kolbą kuszy, a potem zadał
sobie siedemnaście ciosów własnym nożem, godząc w klatkę piersiową, ale głównie,
właściwie, to w plecy...
Ale jeśli pójdziesz przeciwko stu i powiesz sobie: „Ja wybrałam! Wiem,
że to śmierć, wiem, że to zatracenie, ale robię to dla siebie”. Wtedy w walce jest wolność.
Po tej, czy po tamtej stronie życia — wszystko jedno! Możesz umierać w poniżeniu,
sama, niezdolna odgonić psów, które na ciebie szczają, ale to jest wolność. Nikt nie powiedział,
że wolność jest łatwa, że tania jak postaw sukna, że można ją mieć jak dziwkę
za dwa brązowe w burdelu. Ale można ją mieć. Tylko nie patrz na innych. Zobacz samą
siebie we własnych oczach. Nigdy nie patrz na innych. Wolność to ty, kotku. Tylko ty!
Pewien mędrzec powiedział, że człowieka nie można uczynić bardziej wolnym niż jest sam z siebie. Żaden las, żadne więzienie nie uczyni nikogo bardziej lub mniej wolnym niż był przedtem.
Dowódca zmiany wstał bez słowa. Wiedział, że dalej będą gorsze rzeczy i to bynajmniej nie z dziedziny ortografii, czy stylistyki.
"Wszyscy oni dnia dzisiejszego postanowili targnąć się na żywot własny, co niniejszym uczynili"
- Cooooooooo?!!!
"Pięciu z nich zastrzeliło się z własnych kusz, w tym trzech za pierwszym razem nie wycelowało dobrze i musieli ponownie założyć bełty, by nimi się razić. A jeden to strzelił cztery razy zanim wycelował dobrze i się ubił.
(...) Jeden natomiast z obcokrajowców musiał czuć do siebie szczególny żal. Najpierw raził się z kuszy, chcąc pewnie ugodzić się w samo serce, ale nie wycelował dobrze, raniąc swą nogę od tyłu w łydkę. Następnie zaczął okładać się kolbą kuszy, a potem zadawał sobie siedemnaście ciosów własnym nożem, godząc w klatkę piersiową, ale głównie, właściwie to w plecy"
- W plecy (...) się raził?!!! Nożem?!!!
(...)" Następnie wyrwał z płatu pozłacaną sztachetę i dalejże się nią okładać okrutnie(...)"
"Następnie zawzięty okrutnie na swój żywioł samobójca wdrapał się na mur okalający park i skoczył na trawę oddając ducha"
- Bogowie (...) Przecież ten mur... Tfu!... murek ma raptem dwa łokcie wysokości! Jak to wdrapał i skoczył na... trawę? nie mogłeś pacanie napisać chociaż, że udeżył głową w jakiś korzeń?
- Tam nie ma korzenia.
Hylen po raz trzeci wyciągnął dłoń po sakiewkę. Dopiero potem opatrzył dokument własnym podpisem klnąc przy tym i złorzecząc.
- Następnym razem, półgłówku napisz, że korzeń był, ale go zbójcy ukradli...
Słuchaj, do walki ludzie stają z różnym nastawieniem. Jedni sądzą, „a może mi się uda przeżyć” – nie uda się, to już trupy
jeśli trafią na zawodowca. Inni myślą „pofechtujemy się, zobaczymy kto lepszy, a potem się okaże, co i jak” – to też trupy, jeszcze przed walką. I są jeszcze inni, myślą: „zabić, zabić, zabić” albo w ogóle nie myślą o niczym szczególnym, po prostu zabijają. I chodzą sobie po świecie, nie mając często pojęcia, co to jest „przejście Brasa”, co to prawidłowy przydech, ani jak właściwie przenosić ciężar z jednej nogi na drugą. Wiem, czytałaś kroniki rycerskie, a tam się aż roi od opisów: „wykonał piruet i pół zwrotu, unosząc świetlistą klingę oszukał przeciwnika, który również podniósł rękę... Ostrze w dół, półobrót, przerzut miecza do drugiej ręki i... krew zdrajcy chlusnęła na podłogę!” Bzdety!!! Bzdety!!! Kompletna bzdura! Co on baletmistrz, żeby tańczyć? Jeśli tak wyrolował przeciwnika, to kim był? Czarownikiem? Co robił przeciwnik, podczas kiedy on wykonywał te wszystkie zwroty, przerzuty, taneczne kroki? Spał? Chlał wino? Czy z pannami się zadawał? Dlaczego w tym czasie nie zabił naszego bohaterskiego rycerza?
– Może nie mógł?
– No to, co ten rycerz? Dorwał trzyletnie dziecko z mieczem i usiekł, pierwej się popisując? Spróbował by taki bohater ze mną. Przy pierwszym piruecie i drugim pląsie nie mógłby się już doliczyć dziur we własnych płucach... Kurwa mać! To występy cesarskiego
baletu czy zabijanie? Możesz biegać... Jak masz dziesięciu przeciwników przeciw sobie. Ale jednego? Zabij go i już.
Nikt nie powiedział, że wolność jest łatwa, że tania jak postaw sukna, że można ją mieć jak dziwkę za dwa brązowe w burdelu. Ale można ją mieć. Tylko nie patrz na innych. Zobacz samą siebie we własnych oczach. Nigdy nie patrz na innych. Wolność to Ty, kotku. Tylko ty !
Co człowiek robi w życiu? — zapytał Zaan ciągle zamyślony. — Poza prowadzeniem wojen i pisaniem pięknych wierszy?
Je, sra, oddycha, pije, szcza, dupczy i dużo gada, uwznioślając poprzednio powiedziane.
-Skoro jesteś taki mądry, to dlaczego nie jesteś bogaty?-
Zaan roześmiał się chrapliwie.
-Ponieważ mądrość to odwrotność działania. Jeśli chciałem coś zrobić, to zawsze wyobrażałem sobie przeszkody piętrzące się przede mną. Jeśli chciałem coś zrobić, to widziałem tylko, co może się ze mną stać, jeśli się nie uda.
Jakie czasy nastały, żeby trupy, miast na cmentarzu leżeć, żywych ludzi nachodziły.
Był nakaz na Viriona — podjął — Dwudziestu rycerzy Zakonu
przyszło po jego głowę. Virion pijany, w burdelu... Ledwie podarte gacie miał na sobie.
Rycerze wołali go, wiedząc, że nie ucieknie, że nie zaprzeczy legendzie. Śmiali się,
krotochwile wykrzykiwali. Virion, chwiejąc się na nogach, zeszedł do nich, w brudnych
gaciach, obrzygany, z mieczem jeno w ręku. Rycerze otoczyli go, szydzili, cześć mu odbierali.
A on powiedział... „O! Dwadzieścia żywych trupów ze mnie szydzi. Cóż za czasy
nastały, żeby trupy, miast na cmentarzu leżeć, ludzi nachodziły”. I wyciągnęli rycerze broń. Rycerze Zakonu! Najlepsi w mieczu. Najszybsi. Od dziecka szkoleni w szermierce,
w znoszeniu bólu i ran, w pogardzie dla śmierci. I mówili: „Jeszcze słowem kąsasz?
Nad własnym grobem?”. A Virion brudny, w gaciach samych. Kurwy w burdelu dalejże
go lżyć i obśmiewać. A pachołkowie, czy to chcąc podlizać się Zakonowi, czy to respekt
czując przed taką siłą, dalejże oblewać go pomyjami. Aż podszedł jeden z najmłodszych
i z tyłu wylał mu zawartość spluwaczki na głowę. Virion odwrócił się i uśmiechnął.
„Synu” — powiedział — „wydaje ci się, że wszystkie rzeczy ułożone na świecie. Że
wszystko ustalone przez większych niż my... Ale nie ma przeznaczenia! Nie wszystko
dzieje się tak, jak chcą możni, jak chcą Bogowie. Nie mówię tego, żebyś opowiadał wnukom.
Chcę, żebyś wiedział, że nie ma przeznaczenia!” I odwrócił się. Kurwy lżyły go, parobkowie
obrzucali śmieciami, rycerze ruszyli na niego... A on zabijał ich, jednego po
drugim, jednego po drugim, jednego po drugim. Jak skończył, brudny, śmierdzący... ślizgając
się we krwi podszedł do schodów. „Nie ma przeznaczenia” — powiedział do struchlałego
chłopca. „Nie możni i nie Bogowie ustalają porządek świata. Nie ma przeznaczenia”.
Kurwy milczały przerażone, parobkowie uciekali, niosąc wieść o klęsce... I tylko
jęki śmiertelnie rannych odpowiadały jego głosowi.
Tak to jest. Baba zawsze ci powie, żeś mądry, jeśli jej mówisz to, co chce usłyszeć. Na przykład, że czas już kupić nową kieckę. Inaczej głupiś!
Jeżeli nie zadecydujesz ty, zrobi to ktoś inny. Ktoś inny podejmie decyzje za ciebie, ale o twoich losach.
No wiec był taki rycerz, co to nie przegrał żadnej bitwy w swoim życiu. Ruszał w bój i zawsze wygrywał. Nie było równego mu na całym świecie. I wszyscy chwalili jego taktykę i strategie, i sposób walki, i... no, słowem, wszystko. I wszyscy chcieli się dowiedzieć, jak on to robi. Jego najbliżsi wiedzieli tylko, że przed każdą bitwa rycerz wyjmował z sakwy małą karteczkę, czytał coś długo i uważnie, potem oglądał swojego konia, siadał na niego i wygrywał. Nikt nie wiedział, cóż to za wielkie zaklęcia odczytał z tej kartki. Aż pewnego dnia rycerz umarł. Stary juz był i ze starości umarł. No i wszyscy dawaj do jego sakwy. I wyjmują karteczkę, i czytają... A tam było napisane: "Tył konia tam, gdzie ogon, przód konia tam, gdzie uszy. Należy siedzieć twarzą w kierunku uszu". Cha, cha, cha, cha... Dobre, co?
Czy godzi się o Dobru dowiadywać od Zła, czy można o sprawy Dnia pytać Noc?
Każdy facet w gruncie rzeczy jest taki sam. Czy prosty żołnierz, czy wielki mędrzec. Oni wszyscy sądzą, że jak już pokażą kobiecie, to co mają do pokazania, to jej oczy zajdą mgłą, oddech przyśpieszy i baba nie będzie zdolna do powiedzenia nawet słowa. A jak już zrobią to, co mają do zrobienia to oczekują uczucia głębokiej wdzięczności i wielkiego podziwu. Obojętnie żołnierz, który tylko "kurwa" i "chuj" potrafi powiedzieć, czy mędrzec, który napisał więcej ksiąg niż Ty w życiu widziałaś. Oni wszyscy tacy sami.
Każda kobieta jest głupia, głupsza niż najbardziej tępy facet.
- Widzisz, chłopcze… Sztuka polityki polega na wsadzeniu palca między framugę i drzwi. Problem tylko w tym, żeby te drzwi, w danym momencie, były szeroko otwarte! I nie zamykały się za szybko.
-A co tamoj widać? - odezwał się ktoś odważniejszy z tyłu.
-Jakby śledy kury - powiedział wójt. - Ale duże jakieś.
-Duże? - Zaan zgrabiałymi palcami postukał się w czoło. - Ogromne!
-Co tam? - znowu odezwał się ktoś z tyłu. - Kura?
-Śledy jakieś naszli - powiedział ktoś inny. - Jakoby kura, ale wielgachna.
-Jako chałupa.
-A ka poszła?
-Możech by złapali?
-No. Do gara wsadzilibym, to i dla całej wsi...
-Jaka znowu kura?! - zdenerwował się Zaan, tym razem na głupotę chłopów. - To smok! Smok dziewkę porwał.
Dlaczego Zło dominuje na świecie, a Dobro sączy się gdzieś i sporo się trzeba
natrudzić, by odróżnić jego ziarno od plew? I wreszcie: dlaczego Zło... jest przyjazne... a Dobro, jak panna wśród zalotników, tego wybierze, kto ją najgorzej traktuje. Dlaczego Zło jest jak karczma — każdy może wejść, weselić się i jeszcze wytchnienie zyskać, a Dobro — jak uboga twierdza w górach — nieliczni mogą ją zdobyć, a i z tych wielu odpadnie, bo na
cóż tu łaszczyć się?
Możesz żyć na dwa sposoby. - Chłopak z tobołkiem krążył wokół niej. - Możesz usiłować kierować swoim życiem. Obserwować otoczenie, wyciągać wnioski i podejmować decyzje. Możesz się uczyć. Możesz ponosić klęski, ale nie po to, by biadać nad swym losem, ale po to, żeby wyciągać wnioski. Analizować je. I podejmować decyzje.
- Miecz i honor - dodał cesarski poseł. - Tylko to pozostanie godne dla mężczyzny na wieki.
Były dwa zestawy "rodzinne". Jeden uliczny przypadkowo z mieczami. Drugi "pałacowy", którzy stanowili "kuzynowie" o wiele lepiej wykształceni, znający etykietę, pozbawieni mieczy. Mieli tylko sztylety i byli bardzo bezczelni. Niezmiennie od lat ośmielali się wyjmować z rak swoich wysoko urodzonych "kuzynów" wszelkie napitki i jadło i po chamsku próbować jako pierwsi. Cóż za upadek obyczajów.
- A skąd weźmiemy te… no… bakterie?
- Ano są wszędzie tam, gdzie coś gnije. Są w każdym człowieku.
- Znaczy, każdy człowiek jest chory? – Meredith przypomniał sobie poprzednie słowa tamtego.
- Niekoniecznie, chociaż… w końcu każde życie kończy się śmiercią.
Nikt nie powiedział,że wolność jest łatwa, że tania jak postaw sukna, że można ją mieć jak dziwkę za dwa brązowe w burdelu. Ale można ją mieć.
Zobaczył, że można żyć inaczej, że można się nie bać, można być wolnym, można nie giąć karku przed byle lepiej urodzonym.
Potem ukradł z pokoju Zaana dzban wina i poszedł się uchlać. W przeciwieństwie do właściciela trunku, jemu się udało.