cytaty z książki "Po trochu"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Kuzyni zachorowali, szybko ich ochrzcili, ale okazało się, że woda święcona nie działa jak woda żywa, i zaraz potem umarli. Jeden po drugim. I potem był pogrzeb. I na środku kościoła stały dwie małe, białe trumienki, a na nich różyczki.
W Olszynach biją w dzwony z różnych powodów. Najczęściej na Anioł Pański. Rano i wieczorem też. Zawsze o tej samej porze. No i pół godziny przed każdą mszą. Ale w dzwony bije się też na śmierć.
Wujek Właduś był dzwonnikiem i zawsze musiał być w pogotowiu, żeby bić w dzwony, kiedy trzeba.
Chciałam zobaczyć pożar na własne oczy, ale musiałam zadowolić się wejściem na parapet i patrzeniem przez okno. Dziwnie to wyglądało.
Strasznie wstydziłam się, że to pijak daje mi lody, i jadłam je bardzo szybko, tak żeby zdążyć przed powrotem do domu. Aż bolały mnie zęby. Brzydziłam się tego, że pijak.
Przewieszamy linę przez paryję, od jednego drzewa do drugiego, i wysyłamy sobie tajne wiadomości w pudełku od zapałek. Najczęściej piszemy o Bladych Twarzach, które mogą w każdej chwili nadejść. Bo jesteśmy Indianami. Nikt nie chce być Blada Twarzą. Ludzie z Olszyn wyglądają jak Indianie.
Musieliśmy wietrzyć klasę, bo wszyscy śmierdzieliśmy pożarem. To dziwny zapach. Ani lepki, ani suchy. Ale bardzo mocny. Ale zapachy też kiedyś wietrzeją.
Na wiosnę zaczynał się wysyp żab. Przeskakiwały przez asfalt jedna po drugiej, w sobie tylko wiadomym kierunku. Leżały potem zmumifikowane na asfalcie obok wysuszonych końskich gówien.
Pewnie każdego roku, o tej samej porze, jacyś chłopcy wpadają na pomysł dmuchania w żaby słomką.
W Olszynach nocna muzyka zmienia się, ale nie za często. Przez cały rok koncertują psy. Coś do siebie mówią. Czasami wyją, czasem szczekają. Od domu do domu.
Bardzo lubiłyśmy bawić się w pogrzeby i w komunię świętą. Najczęściej byłam księdzem. Nawet mój stary kuzyn, który był już w ósmej klasie, bawił się z nami, klękał przede mną, a ja błogosławiłam go patykiem.
Krowy to bardzo kochane stworzenia. Kiedy byłam jeszcze bardzo mała, Tata sadzał mnie na grzbiet czarnej krowy u wujka Karasia i śmiał się, że jestem kowbojem.
Babcia Klimcia nie była moją prawdziwą babcią. Tylko tak na nią mówiłam. Przychodziła do nas co tydzień i przynosiła nam biały ser zawinięty w pieluchę.
Najgorsze było, kiedy przyjeżdżali goście. Goście mieli to do siebie, że najczęściej przyjeżdżali w sobotę, wtedy, kiedy było wielkie sprzątanie i Mama nie miała czasu nawet przygotować galaretki, ale bywało też tak, ze przyjeżdżali w niedzielę.
Lubiłam bawić się z synami kolegów Taty, włazić z nimi na drzewa i pluć kulkami ze śliny.
Kiedy zbierałyśmy porzeczki, widziałyśmy chłopców jak sikają. W spodniach mieli wielkie pomarszczone trąby słonia. Często gawędzili z nami, kiedy tak sikali i oblewali porzeczki moczem, a one rosły od tego, wielkie i soczyste. To dziwne, bo wszystkie rośliny, na które sikali, robiły się żółte i nie chciały rosnąć. Ale te porzeczki były jakieś inne.
Z tym sikaniem próbowałam długo. Dlaczego chłopy mogą na stojąco, a ja nie? Sikanie w kucki jest bardzo niebezpieczne, zawsze może ci wleźć do środka jakiś kleszcz albo inne robactwo. Zwłaszcza w lesie, gdzie nie ma papieru toaletowego i Tata każe podcierać się liściem łopianu.
Wujek Zdzisek z wujkiem Grześkiem i panem Howańcem zaczęli pić na ławeczce przed sklepem. Wtedy pili EB.
No tak już jest. Dorośli bardzo rzadko chorują, a jak już, to albo na jakąś marną grypę, albo na raka i umierają. A jak się chodzi do przedszkola, to trzeba chorować ciągle, ale nie tylko na grypę, ale na różne choroby o bardzo śmiesznych nazwach: ospa, różyczka, świnka. Najlepiej jest zachorować jak najwcześniej, odhaczyć to i mieć z głowy.
To ciężka choroba, ale przecież ja dam radę, co bym miała nie dać. Jestem lepsza niż Xena, wojownicza księżniczka. A choroba nazywa się zapalenie opon mózgowych.
Bardzo mnie to zdziwiło. Do tej pory nie wiedziałam, że mam w mózgu opony. Zastanawiałam się, jak mogły się tam zmieścić.
Żaneta była już prawie dorosła. Chodziła do pierwszej klasy. Znała się na wielu rzeczach, o których ja nie miałam pojęcia. No i miała korektor. Ciągle coś pisała w zeszycie w linie i zmazywała korektorem.
Nie wiedziałam dokładnie, co to jest seks, wiedziałam, że czerwone paznokcie są seksowne i że seks z pewnością ma coś wspólnego z ochroną ze skrzydełkami i orgazmem, ale o ile opony byłam w stanie sobie wyobrazić, o tyle seksu i orgazmu już nie.
Maria ma bezdech. Tak to się nazywa. Bezdech. Ale wujek Właduś mówi na to: mary. Na to, co się dzieje w nocy. Kiedy ktoś dziwny siada na tobie i nie możesz oddychać ani ruszyć nogami i rękami. To są mary. Wujek Właduś mówi, że mary mają tłuste włosy. Ale ja ich nigdy nie widziałam. Ale czułam.
Tata mówi, że jak ktoś nie wraca, to nie znaczy, że nie trzeba o nim mówić. Bo jak się o kimś mówi, to prawie tak, jakby był znowu.
Babcia umarła, kiedy byli mali, bo miała kruche serce. Mało z tego pamiętają, bo byli mali. I przez to babcię mam mniej w głowie niż dziadka Staszka. Bo o dziadku Staszku dużo się mówiło. I dzięki temu jakby żył. Bo Tata mówi, że jak się o kimś dużo mówi, to on jakby żyje. I tak było z dziadkiem Staszkiem. A z babcią nie. O babci jakoś się nie mówiło za dużo. Tylko że była piękna.
Na początku, kiedy człowiek stawia dom, to myśli sobie: a teraz zamieszkamy tu razem z naszymi dziećmi, a potem będą tu mieszkać dzieci naszych dzieci i dzieci ich dzieci. Tylko że życie plącze się jakoś tak dziwnie, że człowiek nie wie, ani w jakim łóżku umrze, ani w jakim kraju, ani z kim u boku. Tak już jest.