cytaty z książek autora "Bear Grylls"
Wiem jedno, co łatwo zaobserwować w naturze, że świt przychodzi po najczarniejszej godzinie.
Życie nie powinno być podróżą do grobu z zamiarem dotarcia tam bezpiecznie, w atrakcyjnej i dobrze zachowanej doczesnej powłoce ale raczej w ciele pokrytym siniakami, w pełni wykorzystanym i kompletnie zużytym z okrzykiem Łaaaa, ale jazda".
Jeśli na swej drodze zobaczysz toczącą się piłkę, złap ją. Rzadko kiedy dostajemy od życia drugą szansę (chociaż tego rodzaju cuda czasem się zdarzają). I pamiętaj, że życie będzie takie, jakim sam je uczynisz - dlatego też jest takie ekscytujące.
Moja babcia Patsie Fischer.
Dobry przyjaciel wchodzi, gdy reszta świata wychodzi.
Ból i niewygody, bąble i bolące mięśnie nie trwają wiecznie. Za to duma z osiągniętego sukcesu czy spełnionego marzenia zostanie z tobą po kres twoich dni.
Błogosławiony jesteś, gdy znajdziesz się na końcu swojej liny. Im mniej Ciebie, tym więcej Boga.
Czy jesteś człowiekiem, gdy mu już nic nie zostało, mobilizuje się, by dalej walczyć, czy raczej się załamie i podda zmęczeniu? Coś takiego tkwi głeboko w psychice i trudno to ocenić, dopóki się rzeczywiście nie znajdziesz w takiej sytuacji.
Jeśli swych marzeń nie starasz się zrealizować, podejmując konkretne działania, to zawsze pozostaną one tylko życzeniami. W życiu trzeba umieć samemu rozpalić w sobie żar.
Łatwo być cynicznym i uważać, że nie potrzebuje sie niczyjej pomocy, gdy wszystko idzie dobrze. Ale jeżeli selekcja czegokolwiek mnie nauczyła, to tego, że każdy ma swoje granice. Żeby je przekroczyć, czasem konieczne jest wsparcie kogoś innego.
Apatii, jaka ogarnia człowieka na tej wysokości, właściwie nie sposób opisać. Nic cię nie popycha do przodu i na niczym ci nie zależy. Chcesz tylko zwinąć się w kłębek i zostać sam.
To dlatego śmierć może się tu wydawać tak zadziwiająco atrakcyjna, bo tylko ona zdaje się oferować ulgę od chłodu i bólu.
Na tym polega niebezpieczeństwo tego miejsca.
Nie trzeba być silnym przez cały czas. To bardzo ważna nauka.
Kiesy okazujemy słabość, tworzy się więź, więź zaś daje siłę.
To właśnie dlatego wciąż się dziś wspinam i wyruszam na wyprawy.
Proste więzi trudno rozerwać.
Tego nauczył mnie Everest.
Jak czuje się człowiek, który zdobył Mount Everest?(...)To Everest pozwolił mi wczołgać się na szczyt i pozostać na nim kilka minut.
Jeśli ryzykujesz całymi latami, w końcu przegrywasz. To brutalna rzeczywistość wspinania się w wysokich górach.
Jeśli znajdziesz drogę, na której nie ma żadnych przeszkód, to najpewniej prowadzi donikąd.
Zrobienie kupy w tych warunkach to prawdziwy koszmar (...) kucasz tyłkiem w stronę przepaści, przytrzymując się haka czy śruby, zsuwasz spodnie, wypinasz się i celujesz. No i trzeba sprawdzić, czy poniżej ktoś się akurat nie wspina.
Do twego portu wpłynąć może i wiara, i strach, ale tylko wierze pozwól, by rzuciła kotwicę.
W górach chodzi przede wszystkim o wspólnotę pewnego doświadczenia, którą trudno znaleźć w zwykłym życiu. … Góry sprawiają też, że człowiek się odpręża, śmieje do rozpuku z byle głupstwa i do pełni szczęścia wystarcza mu to, że może usiąść i pogapić się na zachód słońca albo płonące polana.
On dodaje mocy zmęczonemu i pomnaża siły omdlałego. Chłopcy się męczą i nużą, chwieją się, słabnąc, młodzieńcy, lecz ci, co zaufali Panu, odzyskują siły, otrzymują skrzydła jak orły: biegną bez zmęczenia, bez znużenia idą. (Iz 40, 29-31).
W mrocznej lodowej szczelinie, do której wpadłem, odkryłem też, że czasem naprawdę potrzebujemy się nawzajem. I bardzo dobrze. Nie jesteśmy stworzeni do tego, by być wyspami, ale by żyć razem.
Spontaniczność trzeba ćwiczyć każdego dnia, bo inaczej się ją traci.
Mój ojciec mawiał, że jeśli jesteś w czymś naprawdę dobry, to pieniądze zwykle same przyjdą. A jeśli zaczniesz za nimi gonić, będą ci się wymykać z rąk.
To jeszcze jedna rzecz, która od małego podobała mi się w górach: że ludzie stają się tam równi sobie.
Wiara jest dla mnie prawdziwym oparciem i ukrytą siłą, której obecność odczuwam podczas wszystkich swoich wypraw. Pojawiła się zupełnie zwyczajnie, pewnego dnia, kiedy miałem zaledwie szesnaście lat. Kiedy byłem dzieckiem, wiara w Boga przychodziła mi bardzo naturalnie. Bezwarunkowa i osobista, była dla mnie pociechą. Kiedy jednak poszedłem do szkoły i musiałem wysiedzieć w kaplicy na mniej więcej dziewięciuset nudnych mszach po łacinie, słuchając monotonnego, kościółkowego przynudzania, pomyślałem, że chyba coś mi się z tą wiarą pomyliło. Może jednak Bóg nie jest kim bliskim i serdecznym? Może był taki jak te msze w kaplicy? Nudny, krytyczny, bezbarwny i oderwany od rzeczywistości... Paradoksalnie, mimo że to, co działo się w kaplicy, można było opisać właśnie tymi słowami, prawdziwa wiara jest zupełnie inna. Jednak z jakiegoś powodu, dość bezmyślnie, odrzuciłem to, co w wierze jest piękne. Jeżeli Kościół jest do kitu, to wiara na pewno też. Wartościowa, naturalna, instynktowna wiara, którą znałem jako dziecko, została odrzucona wraz ze złudzeniem, że ponieważ dorastałem, przyszedł czas na to, żeby zacząć "wierzyć" jak dorosły. No bo co takie dziecko może wiedzieć o wierze? Trzeba było przygnębienia, w które wpadłem po śmierci mojego ojca chrzestnego Stephena, żebym spróbował odszukać tę wiarę, którą kiedyś znałem. Takie jest życie. Czasem potrzebny jest wstrząs, który sprawi, że usiądziemy i przypomnimy sobie, kim jesteśmy i co jest dla nas naprawdę ważne.
Beck uniósł lewy nadgarstek i wycelował tarczę zegarka w słońce, patrząc wzdłuż niej.
-Przepraszam, Beck, czyżbyś miał jakieś pilne spotkanie? - zapytała Abby, wyraźnie zdezorientowana gestem Becka.
Liczy się to, aby rozwinąć w sobie pogodę ducha i milczącą determinację do parcia naprzód i nie ustawania w wysiłkach".
Nauczyłem się od nich dwóch bardzo ważnych rzeczy: że niekoniecznie wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma, i że o prawdziwą miłość zawsze warto walczyć.