cytaty z książki "Powrót z gwiazd"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Człowiek musi jeść, pić i ubierać się; reszta jest szaleństwem.
Myślę, że oni zrobili okropną rzecz. Oni zabili w człowieku człowieka.
Mnie na niczym nie zależy, wiesz. Na niczym. Oprócz ciebie. Muszę cię widziec. Muszę patrzeć na ciebie. Muszę słyszeć twój głos. Muszę i nic mnie więcej nie obchodzi. Nigdzie. Jeszcze nie wiem, co będzie z nami. Przypuszczam, że to się źle skończy. Ale mi wszystko jedno. Bo już jest warto. Dlatego, że ja mówię, a ty słyszysz. Rozumiesz?
(...) dziś nie ma już tragedii. Nie ma nawet jej szansy. Zlikwidowaliśmy piekło namiętności, a wtedy okazało się, że za jednym zamachem i niebo przestało istnieć. Wszystko jest teraz letnie (...)
Całe popołudnie spędziłem w księgarni. Nie było w niej książek. Nie drukowano ich już od pół wieku bez mała. A tak się na nie cieszyłem, po mikrofilmach, z których składała się biblioteka „Prometeusza”. Nic z tego. Nie można już było szperać po półkach, ważyć w ręce tomów, czuć ich ciężaru zapowiadającego rozmiar lektury. Księgarnia przypominała raczej elektronowe laboratorium. Książki to były kryształki z utrwaloną treścią. Czytać można je było za pomocą optonu. Był nawet podobny do książki, ale o jednej, jedynej stronicy między okładkami. Za dotknięciem pojawiały się na niej kolejne karty tekstu. Ale optonów mało używano, jak mi powiedział robot-sprzedawca. Publiczność wolała lektony – czytały głośno, można je było nastawiać na dowolny rodzaj głosu, tempo i modulację. Tylko naukowe publikacje o bardzo małym zasięgu drukowano jeszcze na plastyku imitującym papier.
Jak zwykle bywa z problemami naukowymi, to, co zdawało się względnie jasne i proste w sumarycznym omówieniu i skrócie, komplikowało się tym bardziej, im dokładniejszego żądałem wyjaśnienia.
To, zdaje się Platon powiedział: "Nieszczęsny- będziesz miał to, czegoś chciał".
Bo każdy z nas był czymś bezcennym, życie ludzkie miało najwyższą wartość tam, gdzie nie mogło mieć już żadnej, gdzie tak cienka, nieistniejąca niemal błonka oddzielała je od końca.
Jeżeli kobieta ma być jak płomień, mężczyzna musi być jak lód.
wydawało mi się, że ten zabieg niweczący w człowieku zabójcę jest... okaleczeniem.
(...) łatwiej spotkałyby się dwa komary wypuszczone po przeciwnych stronach kuli ziemskiej.
(...) nie ma takiego cierpienia, którego nie można jeszcze powiększyć...
Najbardziej niepokoił mnie brak opracowań krytycznych czy wręcz paszkwilanckich z ducha, jakiejś analizy podsumowującej wszystkie ujemne skutki zabiegu, bo o tym, że musiały istnieć, ani przez chwilę nie wątpiłem; nie dla braku szacunku wobec badaczy, ale dlatego po prostu, że taka jest istota wszelkich ludzkich poczynań: nigdy nie ma w nich dobrego bez złego.
Książki to były kryształki z utrwaloną treścią. Czytać można je było przy pomocy optonu. Był nawet podobny do książki, ale o jednej, jedynej stronicy między okładkami. Za dotknięciem pojawiały się na niej kolejne karty tekstu.
Jak gdybyśmy tylko w obliczu ostatecznosci stawali się bliscy i tylko tam znali się i mogli naprawdę zrozumieć.
Opowiadała mi o sobie, o swoim dzieciństwie, i w ten sposób po raz wtóry, a właściwie pierwszy, bo wypełniony realną, ludzką treścią, dowiedziałem się, jak misternie było zbudowane to społeczeństwo nieustającej, czule stabilizowanej harmonii. Uważało za rzecz naturalną, że posiadanie dzieci, wychowanie ich w pierwszych latach życia jest kwestią wysokich kwalifikacji i wszechstronnego przygotowania, po prostu specjalnych studiów; już aby uzyskać pozwolenie posiadania potomka, małżeństwo musiało składać coś w rodzaju egzaminów. Wydało mi się to zrazu czymś niesłychanym, ale przyznać musiałem po namyśle, że paradoksalność obyczajów obciążała raczej nas, dawnych, a nie ich – bo w starej społeczności nie można było zbudować domu, mostu, wyleczyć choroby, dokonać prostej czynności administracyjnej bez określonego wykształcenia, i tylko właśnie rzecz największej odpowiedzialności, rodzenie dzieci, kształtowanie ich psychiki, oddana była na los ślepego przypadku i chwilowego pożądania, a zbiorowość zaczynała ingerować wówczas, kiedy – jeżeli popełnione zostały błędy – na ich naprawę było za późno.
I wie pan, dlaczego tak było, z matematyką? Tam to dopiero zrozumiałem. Bo ona jest ponad wszystkim. Rzeczy Abla i Kroneckera są takie dobre dziś, jak przed czterystu laty, i zawsze tak będzie. Powstają nowe drogi, ale stare dalej prowadzą. Nie zarastają. Tam... tam jest wieczność. Tylko matematyka nie obawia się jej. Tam zrozumiałem, jaka jest ostateczna. I mocna. Nie było nic takiego. I to, że tak ciężko mi szło, też było dobre. Mordowałem się z tym i kiedy nie mogłem spać, powtarzałem sobie materiał przerobiony za dnia...
Bo w istocie to co najważniejsze jest zawsze blisko nas. Póki nie uporamy się z własnym światem i własną szczególną naturą, obce światy będą nam tylko krzywym zwierciadłem odbijającym nasze osobiste problemy.
Uważano więc, że popełniony został tragiczny błąd kulminacyjny właśnie w latach planowania naszej wyprawy, gdyż wtedy to wysyłano podobne ekspedycje całymi chmarami: błąd nie na tym tylko polegał, że plon tych wypraw okazał się nikły, że spenetrowanie obszaru przysłonecznego w promieniu wielu lat świetlnych nie doprowadziło - poza odkryciem, na nielicznych planetach, prymitywnych i obcych nam na ogół form wegetacji - do kontaktu z żadną wysoko rozwiniętą cywilizacją. I nie to także uważano za najgorsze, że przeraźliwe trwanie podróży zmieniać będzie, w miarę jak wytyczane cele staną się coraz dalsze, załogę statków, tych przedstawicieli Ziemi, w gromadę nieszczęsnych, śmiertelnie znękanych istot, które po wylądowaniu, tu czy tam, wymagać muszą troskliwej opieki i rekonwalescencji; że decyzja wysyłania podobnych zapaleńców jest bezmyślnością i okrucieństwem. Za najistotniejsze uznawano to, że kosmos pragnęła podbić Ziemia, która nie uczyniła jeszcze wszystkiego dla samej siebie, jak gdyby nie było oczywiste, że bezmiarów ludzkiego cierpienia, niesprawiedliwości, lęku i głodu na globie ziemskim nie ukoją heroiczne loty.
Nawet kiedy z ust Eri słyszałem, jak uczą w szkołach dawnej historii, ogarniał mnie gniew, z trudem tylko powściągany. Były to, w tym ujęciu, czasy zwierzęcości i barbarzyńskiego, niepohamowanego rozrodu, gwałtownych katastrof ekonomicznych i wojennych, a nieprzemilczane osiągnięcia cywilizacyjne przedstawiano jako wyraz tych sił i dążeń, które pozwalały ludziom przezwyciężać ciemność i okrucieństwa epoki: dochodziło więc do owych osiągnięć niejako na przekór powszechnie wówczas panującej tendencji życia kosztem innych. To – powiadano – co dawniej przychodziło z największym trudem, co mogło być spełnieniem tylko dla nielicznych, do czego prowadziła droga najeżona niebezpieczeństwami i koniecznością wyrzeczeń, kompromisów, moralnych klęsk okupujących materialne sukcesy, jest teraz powszechne, łatwe i pewne.
Wiesz, co było naszym pechem, Bregg? To, że się nam powiodło i siedzimy tu. Człowiek zawsze wraca z pustymi rękami...".
ciastogłowi kwaśną swą fermentację wzięli za ducha, mięs prucie za historię, środki, rozkład odraczające - za cywilizację..
A wszystkie te obrazy były i nie były zarazem sobą, jak czasem we śnie, były przypomnieniem i ominięciem tego, czego nie śmiałem poruszyć, bo przez cały czas usiłowałem znaleźć w sobie zgodę na to, z czym nie mogłem się pogodzić.
Rozwiązanie najbardziej ogólne, ważne "dla wszystkich możliwych wszechświatów", podał Emil Miltke, syn urzędnika pocztowego, ułomny geniusz, który uczynił z teorią względności to samo, co z teorią Newtona zrobił Einstein.
- o parastatyce, czyli opanowaniu grawitacji.
- Za dużo tego dobrego wiesz?
- Jakiego dobrego znowu?
- Poczucia odpowiedzialności. We wszystkim trzeba znać miarę.
Czy to była jeszcze architektura, czy już budowanie gór? Musieli zrozumieć, że przekraczając określone granice trzeba zrezygnować z symetrii, z regularności kształtu, i uczyć się od tego, co największe - pojętni uczniowie planety!
Miałem właśnie przed sobą jedną z owych kobiet, które wydają się jak gdyby ulepione z innej gliny niż zwykły śmiertelnik, chociaż to wspaniałe kłamstwo płynie tylko z określonej konfiguracji rysów i całe jest w powierzchni, ale któż myśli o tym, patrząc?