cytaty z książki "W ciemnym, mrocznym lesie"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Kiedy człowiek jest młody, nie dostrzega odcieni szarości. Coś może być tylko dobre albo tylko złe, słuszne albo niesłuszne.
Ludzka pamięć jest zawodna. Mózg dopowiada sobie historie. Uzupełnia luki fantazjami, po czym zaszczepia te fantazje we wspomnieniach.
Ludzie się nie zmieniają (...). Po prostu z większą precyzją ukrywają swoje prawdziwe ja.
Chirurdzy nie dbają o ludzi, nie podchodzą do sytuacji emocjonalnie. Są jak mechanicy: po prostu chcą ich rozciąć, zobaczyć, jak działają, rozmontować ich. Przeciętny chirurg przypomina małego chłopca, który rozkłada zegarek taty na części pierwsze, żeby poznać mechanizm działania, a potem nie potrafi poskładać go z powrotem. Im większe doświadczenie, tym lepiej ci idzie ponowne składanie człowieka do kupy. Ale zawsze pozostawiamy bliznę.
Zawsze myślałam, że bycie samowystarczalną to powód do dumy. Teraz zdaję sobie sprawę, że to jednocześnie swego rodzaju słabość.
Znam tego typu przyjaźnie - człowiek zawiera je na początku jakiegoś życiowego etapu, potem, w miarę upływu czasu, zdaje sobie sprawę, że nie ma z tymi osobami nic wspólnego, poza faktem studiowania na tej samej uczelni.
W każdej klasie jest jakiś kozioł ofiarny, niepopularny dzieciak, z którym nikt nie chce siedzieć, który jest o wszystko obwiniany i wybierany jako ostatni w grach zespołowych. Chyba również nieuniknione jest to, że każda klasa ma swoją królową pszczół.
Bóg jeden wie, że nie chcę mieć dzieci, ale widok szczęśliwej rodziny sprawia, że człowiek mimowolnie czuje się wyrzucony poza nawias.
Pięciolatki potrafią być niewiarygodnie okrutne. Mówią rzeczy, których nie powiedziałby wam dorosły. Rzucają kąśliwe komentarze na temat twojego wyglądu, rodziny, sposobu, w jaki mówisz i pachniesz, na temat ubrań, które nosisz. Gdyby ktoś odezwał się do ciebie w taki sposób w biurze, zostałby zwolniony za mobbing, tymczasem w szkole był to naturalny porządek rzeczy.
People don't change. They just get more punctilious about hiding their true selves.
Ludzie się nie zmieniają. Po prostu z większą precyzją ukrywają swoje prawdziwe ja.
Kiedy człowiek jest młody, nie dostrzega odcieni szarości. Coś może być tylko dobre albo tylko złe, słuszne lub niesłuszne. Zasady są bardzo proste.
Bardziej od bycia ranioną nienawidzę tylko, kiedy ktoś wtedy na mnie patrzy. Zawsze wolałam usunąć się na bok i lizać swoje rany w samotności.
Mózg nie pamięta dobrze. On opowiada historie. Wypełnia luki i zaszczepia w nich te fantazje jako wspomnienia.
Muszę spróbować dotrzeć do faktów.
Ale nie wiem, czy pamiętam, co się rzeczywiście stało, czy też to, co chce, żeby się wydarzyło. Jestem pisarką, kłamię zawodowo. Wiecie, czasem trudno określić, kiedy przestać. Człowiek widzi lukę w narracji i chce ją wypełnić jakimś powodem, motywacją, wiarygodnym wyjaśnieniem.
A im bardziej naciskam, tym więcej faktów rozpływa mi się pod palcami.
Znam ten rodzaj przyjaźni, zawierasz ją podczas tygodniowej integracji na pierwszym roku, a z biegiem czasu zaczynasz zdawać sobie sprawę, że nic was nie łączy, poza przebywaniem w tych samych murach, mimo to nadal wysyłasz życzenia urodzinowe i klikasz lajki na Facebooku.
Przez chwilę zwlekałam, nie mając pojęcia, co mogę powiedzieć, żeby nie okazało się to zwyczajnym kłamstwem. Wahałam się, a tymczasem z każdą sekundą cisza stawała się coraz bardziej niezręczna, znów uderzyło mnie, że ta cała sytuacja jest niewłaściwa.
Mówiła, że kiedy jako mało dziewczynka pokłóciła się z przyjaciółką, pisała sobie kredą jej imię na podeszwie buta i szła tak długo, aż się starło. Twierdziła, że kiedy kreda się ścierała, blakła także jej uraza.
Znała mnie od piątego roku życia. W tym właśnie tkwił problem - znała mnie zbyt dobrze. Potrafiła przejrzeć cienką dorosłą powłokę i zobaczyć mizerne, przestraszone dziecko w środku.
- Nie - przerywa mi. W końcu popatrzyła mi w oczy i nie zobaczyłam w jej spojrzeniu ani cienia uśmiechu, tylko jakiś żelazny upór, jakby miała zrobić coś nieprzyjemnego, lecz absolutnie niezbędnego.
To trochę jak otwarcie tyłu jakiejś maszyny i oglądanie kręcących się w środku chroboczących trybików. Nieco rozczarowujący jest banał tego, co prowokuje ludzi, ale z drugiej strony to też fascynujące: oglądać ich wewnętrzne mechanizmy.
Odepchnęłam na bok wspomnienia, przykryłam je kocem rutyny. Ale powracały - w połowie biegu, w środku nocy, kiedy tylko najmniej się spodziewałam.
Dlaczego, Clare? Dlaczego teraz?
Clare zawsze lubiła sekrety. Jej ulubioną rozrywką było dowiadywanie się czegoś o człowieku, a potem nawiązywanie do tego. Nie rozpowiadanie wokół - po prostu ukrywała odniesienia w rozmowie, przywołując coś, o czym wiedzieliście tylko wy dwoje. Odniesienia, poprzez które dawała ci znać.
Przypomniało mi się, jak uwielbiała obserwować ludzi, jak czasem rzucała jakąś uwagę niczym kamyk do stawu, a potem cicho się wycofywała, przyglądając się zmarszczkom na wodzie, podczas gdy ludzie go sobie wydzierali. Nie był to szlachetny nawyk.
Nigdy nie wiem, co powiedzieć w takich sytuacjach. Nie cierpię, kiedy ktoś się wtrąca w moje sprawy, więc zakładam, że inni czują się tak samo. Ale czasem najwyraźniej mają ochotę się podzielić, i wtedy wychodzę na chłodną i dziwną, odsuwam się od ich zwierzeń. Staram się nie oceniać, nie naciskam na wyjawianie sekretów, ale też nie odrzucam wyznań. I tak naprawdę, choć po części nie mam ochoty słuchać o ich mało ważnych zazdrościach i dziwacznych obsesjach, z drugiej korci mnie, żeby namawiać ich do złego. Dzięki tej części siebie stoję, potakując, zapamiętuję, odkładam na później.
Można by pomyśleć, ze ludzie powinni być ostrożni ze zwierzaniem się pisarzom. Przecież wiedzą, że jesteśmy padlinożercami, rzucamy się na truchła ich umarłych romansów i zapomnianych kłótni, żeby odtworzyć je w naszych dziełach - tworzymy zombie ich dawnych wcieleń, pozszywane w makabryczne patchworki według naszego projektu.
Może po prostu nauczyłam się ukrywać to dziwaczne, rozpaczliwie próbujące się gdzieś wpasować dziecko, którym byłam dawniej. Może ta nowa ja była tylko cienką okleiną, która mogła w każdej chwili zostać boleśnie zerwana.
Nie wiem, czy pamiętam, co się rzeczywiście stało, czy też to, co chcę, żeby się wydarzyło. Jestem pisarką. Kłamię zawodowo. Wiecie, czasem trudno określić, kiedy przestać. Człowiek widzi lukę w narracji i chce ją wypełnić jakimś powodem, motywacją, wiarygodnym wyjaśnieniem.
Kiedy jest się młodym, nie widzi się szarości. Są tylko dobrzy i źli ludzie, dobre i złe rozwiązania. Zasady wydają się jasne - podwórkowa moralność etycznych granic zarysowana jest jak boisko do siatkówki, wyraźnie widać faule i auty.
Kiedy jest się bardzo chorym, następuje swego rodzaju efekt skupienia. Widziałam to u mojego dziadka, kiedy odchodził. Człowiek przestaje się przejmować dużymi sprawami. Świat kurczy się do bardzo małych rzeczy: tego, jak sznurek od szpitalnej koszuli niewygodnie odciska się na żebrach, bólu w kręgosłupie; tego, jak czyjaś dłoń leży w twojej. Chyba właśnie to zawężenie pozwala człowiekowi sobie radzić. Szerszy świat przestaje mieć znaczenie. A kiedy stan się pogarsza, świat kurczy się jeszcze bardziej, aż w końcu jedyne, co się liczy, to dalej oddychać.
Wiecie, jak to jest, kiedy widzicie brata lub siostrę kogoś sławnego i czujecie się, jakbyście widzieli tamtą osobę, ale jakby w krzywym zwierciadle? Tylko takim, które bardzo subtelnie zniekształca obraz - trudno określić dokładnie, co jest inaczej, poza tym, że coś na pewno jest. Jakby stracić istotę rzeczy, usłyszeć fałszywą nutę w piosence.