cytaty z książki "Wypychacz zwierząt"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
- Dzień dobry, Norman - powiedziała lodówka.
- Dzień dobry, Norman - powiedział prysznic.
- Dzień dobry, kurwa - powiedział Norman.
Ludzie są źli z natury, doktorze. Nie muszę oglądać zamku jakiegoś szalonego barona, żeby to wiedzieć. Nic w nich nie ma, tylko chęć zaznania przyjemności. Nic, tylko instynkt. Kochają dzieci, bo kochają własne uczucie do nich. Swoją własność. Kiedy płaczą po czyjejś śmierci, to tylko nad sobą. To jedyne zwierzęta zdolne do bezinteresownej podłości, które potrafią to tłumaczyć wyższymi celami.
Marysia mała pierdolca miała
Pierdolca jasnego jak śnieg
Gdziekolwiek biegła Marysia mała
Pierdolec rozsadzał jej łeb.
Bardziej już podobał mu się transparent "W kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku".
No i niech tam.
Na Ziemi też nikt go nie słyszał.
Koty żyją krócej niż ludzie. Trzeba pogodzić się z tym, że przeżyje pan kilka pokoleń. To tak, jakby drzewo miało człowieka. Nie oszuka pan śmierci.
W kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku".
No i niech tam.
Na Ziemi też nikt go nie słyszał.
A gdyby tak podpalić świat naprawdę? Naprawdę sfajczyć to wszystko: politykę, hipokryzję, Hitlerów, Stalinów, ale i Churchillów, adwokatów, tych, co pierwsi rzucą kamieniem, i tych, co zawsze mają wszystko na tacy, tych, co wszystkiego się domagają, i tych, co rozdają przywileje? Sfajczyć cały ten spleśniały świat, niech go zetnie mróz i niech po nim odrodzą się wreszcie szczęśliwe łąki?
Czasami najlepsze są te rzeczy, którch wcale nie widać.
- Napijmy się najpierw.
- Proszę wybaczyć, Iwanie Iwanowiczu, ale tak rano...
A ja właściwie prawie nie piję wódki. Jeżeli pan ma ochotę, to proszę wypić, ale...
- A kto mówi tu o piciu? Parę kieliszeczków. Jak inaczej rozmawiać?
Wtedy dał spokój i wrócił do Polski. Nawet nie poszło o zakazy. Z tym pewnie by sobie jakoś poradził. Po prostu nie był w stanie żyć w kraju, w którym nie ma nic dzikiego. Cała Brytania zdawała się sprzątnięta, zagrabiona, podzielona płotkami i miała wytyczone ścieżki. Żadnych ostępów. Żadnych gęstwin, poszarpanych turni i odludzi.
[Opowiadanie to] traktuje o zjawisku, na które dość łatwo się natknąć – o dobrych Rosjanach. Spotyka się takich czasem, zwłaszcza w fantastycznym światku. Kończy się na wódce i długich rozmowach, a potem przychodzi refleksja: jak to jest, że społeczeństwo wydające ludzi tak sympatycznych jednocześnie emanuje tak wrogim i przykrym państwem? Pojawia się też tęsknota za Rosją, taką, jaką chcielibyśmy mieć za sąsiada. Wielką i niechby zamożną, ale przyjazną, bez imperialnych zapędów. Taką podobną do Kanady.
Są rzeczy z pozoru nieważne, które uruchamiają cały łańcuch zdarzeń. I są wielkie, które nic nie zmieniają.
Poszedłem na plac Świętego Marka (…) Ale go nie znalazłem. Chciałem obejrzeć Bazylikę Świętego Marka i co? Nie ma! Do dupy z taką Wenecją. Pan uważa, że to jest w porządku, co? Żeby Bazyliki nie było? Wenecja bez świętego Marka? A gdzie wenecki lew? Symbolem Wenecji jest lew, a nie księga. Lew wsparty na księdze, symbol apostoła. No, ale oni nie wierzą w świętych. Husyci kopani! Panu się taka Wenecja podoba?
Żegnaj, Anitko. Żegnaj, mój nagle dorosły czarny aniele, szukający państwowego „poczucia bezpieczeństwa”. Farewell, moja piękna, która wyrosłaś z człowieczeństwa.
Kiedy zobaczył ją idącą prosto na niego, w obcisłych dżinsach i z torbą w ręku, po prostu odebrało mu mowę. W życiu nie widział takiej dziewczyny. Była tak, jakiej szukał przez całe życie. Wiedział, że potrafiłaby być i kochanką, i przyjacielem. Bliska i pociągająca zarazem. Wiedział o niej wszystko w ułamku sekundy. Pasowała do niego tak, jak pasują do siebie dwie dłonie. Czuł, że wali mu serce.
Poranek zaczynam od prasy. To nie są gazety z moich czasów. Nie znajdziecie w nich słowa „orgazm”; jest to zjawisko na razie niezbadane, a w każdym razie tajne. Nie zobaczycie kobiecego sutka, gołych nóg ani pośladków. Nie ma też pojęć: „menadżer” , „plik avi” , „hipertekst” , „konceptualizm” ani określenia: „ciepłe, gejowskie klimaty”.
-Dzień dobry Norman. Jak weekend?
-Jak to weekend w Spetstreku-odpowiedział Norman, czując, ze łzy ciekną mu po policzkach.-Jak zawsze. Wróciłem i czuję, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi.
Dosyć wszechwładnego państwa. które wtrąca się do każdej, nawet najbardziej osobistej rzeczy, ale za to napady w biały dzień są na porządku dziennym. Dosyć tłoku, dosyć najróżniejszych uprzywilejowanych grupek, dosyć niezliczonych zakazów. Każdy człowiek jest obserwowany. Dzień i noc. Na ulicy, we własnym domu. Nie wolno pić alkoholu, nie wolno palić tytoniu, nie wolno mówić wielu rzeczy, nie wolno jeść mięsa, nic. Zwykły człowiek może iść do więzienia za byle głupstwo, lecz bandyci robią, co im się podoba.
Obowiązkowa, tradycyjna gadka poprzedzająca wrzaskliwą, chaotyczną bójkę w bramie. Taka gra wstępna.
Trzepotanie motyla w Nowym Jorku może wywołać trzęsienie ziemi w Szanghaju... Może nawet wywrócić czas. Trzeba tylko dużo motyli.
Dwa skoki w bok podczas podróży poślubnej to jest coś! Przez chwilę nawet, co u niego stanowiło rzadkość, poczuł coś w rodzaju wyrzutów sumienia. Cóż, kiedy świat był tak pełen chętnych suk i nieumiejących z tego korzystać łzawych nieudaczników, że szkoda, gdyby się to wszystko marnowało. Może miesiąc po ślubie to rzeczywiście przesada, ale z drugiej strony żona była od tego, żeby zapewnić dom i rodzinę. Powinna być czysta i skromna, natomiast do zabawy służyły takie zdziry jak ta.
Kiedyś, dawno temu, podczas wielkiej wojny, żołnierze nazywali takie listy "dearjohnami". Dostałem dearjohna, mówili. Oni byli na froncie, a ich przyjaciółki, narzeczone i żony w kraju. Przysyłały listy zatytułowane: "Moje najdroższe kochanie", "Dżonuniu" albo "Misiu-pysiu". A pewnego dnia nie było już Mysia-pysia, tylko oficjalnie: "Drogi Johnie". Wtedy wiadomo było, że nie ma co czytać dalej. Spotkałam kogoś, on jest lotnikiem (prawnikiem, odpowiedzialnym-młodym-człowiekiem). Nie mogę czekać w nieskończoność, ta wojna nigdy się nie skończy, muszę myśleć o dzieciach, a ty zdychaj w okopach w Ardenach, po szyję w błocie, i niech ci strzelą w dupę. Pa. Buziaczki, Misiu-pysiu.