cytaty z książki "Listy miłości"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Powszednie kłamstwa są swego rodzaju warstwą ochronną, bez niej widać byłoby żywe mięso. Tego nie można by znieść.
A wiesz, co to znaczy sprzedawać siebie? Pozwalasz, żeby ten, co ma forsę, włożył ci rękę za majtki, a potem, żeby je zdjął, a potem, żeby się na tobie położył. Albo według uznania... mam mówić dalej?
Ja i Ty. To ciągle jest objawienie. To nasze bycie razem. Mieliśmy trudne chwile, nierzadko dramatyczne, ale nigdy nie przestaliśmy się kochać. Czyż to nie jest powód, żeby uważać swoje życie za udane.
(...) nie możemy o tym ze sobą rozmawiać, ale musimy z tym żyć. Musimy, nie ma innego wyjścia. Bez Ciebie nie umiałabym nawet oddychać. Ty jesteś moim powietrzem, być może zatrutym. Ale zgadzam się. Mogę nawet przez Ciebie umrzeć. Bo, po co mi inne życie...
Od pierwszej chwili, kiedy Cię ujrzałam w drzwiach, byłam już tylko kobietą. Zakorzeniłam się w swojej miłości i w swoim strachu. Miłość i strach stały się istotą mojego życia.
Z tej wędrówki po lesie najbardziej zapadły mi w pamięć nasze kroki, Twoje długie i moje dostosowujące się. Zawsze już tak będzie, będę próbowała do Ciebie dołączyć, być najbliżej jak się da.
Tyle lat minęło a pamiętam słowa starego Żyda : Jabłko, które za daleko padnie od jabłoni, zgnije, zrobaczywieje.
W tym momencie przyłapałam Twoje uważne spojrzenie. Spłoszyły się nasze oczy.
Włoski orzech po wyjęciu z łupiny wygląda jak ludzki mózg i daje się rozdzielić na dwie połowy. I ja tak siebie dzieliłam pomiędzy dwóch mężczyzn. Byli tacy inni, a jednocześnie się uzupełniali. Nie mogłam być tylko z jednym z nich, bo natychmiast stawałam się tylko połową włoskiego orzecha.
To dziwne, ale tak się złożyło, że w swoim życiu często spotykam ludzi jednowymiarowych, dobrych albo złych. Są dla mnie przez to mniej ludzcy, przypominają drzewa, które nie rzucają cienia.
Dlaczego tak strasznie chciałam żyć... Śmierć była czymś nieporównanie łatwiejszym. Śmierć to był brak świadomości i leżenie... A jednak zwłoki leżące na ulicy przejmowały mnie lękiem. Przykrywano im gazetami twarze, najczęściej widziałam bose stopy, bo od razu znajdował się amator na buty.
Nie mogłam być tak do końca nieszczęśliwa, gdy właśnie kwitły bzy. Bzy... ich zapach był dla mnie zapachem miłości, może dlatego, że poznałam Cię w maju. Drzwi otworzyłam Ci wieczorem, a następnego dnia siedziałam w parku pod krzakiem, który był obsypany białymi kwiatuszkami zebranymi w kiście. Boże jak one pachniały...
Dziwni są mężczyźni, stanowczo zbyt skomplikowani i tak jednocześnie czytelni, jak zapisana tablica.
Chcę pisać o niej dobrze, a jakoś mi nie wychodzi. Dziwne. Właściwie myślę inaczej, ale kiedy biorę pióro do ręki, moje sądy się wyostrzają czy raczej szkaradnieją. A może dopiero wtedy staję się sobą...
Nasze serca prowadziły swój osobny dialog, inny od tego, jaki starałeś się w ciągu dnia nam narzucić. Uprzejme słowa, bez żadnej formy, ani pani, ani ty.
Obie byłyśmy beznadziejnie uwikłane w przeszłość, tylko że ona pozostawiła tam swoją kobiecość i to jej nie dawało szansy, mnie odbierało ją moje ciało, które było bezwstydnie piękne. Nie mogąc się uwolnić, starałam się przynajmniej zakrywać je przed nią. Przecież musiała myśleć, że to są piersi, których Ty dotykasz, że to jest ten brzuch, te nogi... Wchodziłam w najpiękniejsze dla kobiety lata, w lata rozkwitu, a ona, trochę ode mnie starsza, nieodwołalnie dążyła ku śmierci.